Nie tak miało wyglądać moje życie. Nie chciałem zostawiać rodziny i wyjeżdżać do obcego kraju, ale nie miałem wyjścia. Co się okazało? Że moja żona szybko znalazła sobie zastępstwo!
Zainwestowałem wszystkie oszczędności
Człowiek planuje, a Bóg się śmieje. Kiedyś miałem na siebie plan, jak każdy facet, który poważnie myśli o życiu. Gdy rezygnowałem z etatu, miałem ambicję serwować najlepsze burgery w mieście. Celowałem w niełatwą branżę, ale byłem pewien powodzenia. No i miałem silną motywację. Iga, moja żona, spodziewała się bliźniaków.
Nie chciałem, by moim dzieciom czegokolwiek zabrakło, więc postanowiłem pójść na swoje. Niestety. Kapryśny rynek przeżuł mnie i wypluł. W kraju mogłem najwyżej czekać na zasiłek. Nie miałem innego wyjścia, jak tylko spakować walizki i lecieć do Londynu, by zarobić na rodzinę. Okazało się jednak, że swoją krwawicą utrzymywałem nie tylko żonę i synów.
– Adrian, nie łam się – pocieszała mnie Iga, gdy wyrejestrowałem działalność. – Takie rzeczy się zdarzają. Raz na wozie, raz pod wozem.
– Dziwię się, że podchodzisz do tego z takim spokojem. W ten biznes zainwestowałem wszystkie nasze oszczędności.
– Na pewno szybko coś znajdziesz. Damy sobie radę. Zobaczysz.
Mijały miesiące, a ja wciąż byłem bez pracy. Sprzedałem wyposażenie restauracji i odzyskałem część pieniędzy, które umoczyłem w tym interesie. Wiedziałem jednak, że to nie wystarczy na długo. Nie przy dwójce małych dzieci. Musiałem działać. Jako ojciec nie mogłem czekać, aż z nieba spadnie mi manna.
Nie było mi łatwo poprosić o pomoc
– Hej, stary! – przywitał mnie mój kolega Tomek, gdy odebrał telefon ode mnie. – Całe wieki cię nie słyszałem. Co nowego w Polsce?
– Czołem, przyjacielu. Sporo się działo w ostatnim czasie. Z najświeższych informacji: pół roku temu zostałem ojcem bliźniaków.
– Żartujesz! I dowiaduję się o tym dopiero teraz, bo?
– Wiesz, jak jest. Gdy powiększa ci się rodzina, zaczyna brakować czasu dosłownie na wszystko, nawet na krótką rozmowę z kumplem.
– Och, znam to z autopsji. Skoro już znalazłeś chwilę, by zadzwonić, domyślam się, że dzieje się coś niedobrego.
– Właśnie, skoro o tym mowa... – zbierałem się na odwagę, by w końcu to z siebie wydusić. – Potrzebuję twojej pomocy.
Tomek wyjechał do Anglii osiem lat temu i do tej pory zdążył już nieźle ustawić się na Wyspach. Był moją ostatnią deską ratunku. Opowiedziałem mu, w jakiej beznadziejnej sytuacji się znalazłem. Nie przyszło mi to łatwo, bo rzeczywiście trochę zaniedbałem mojego starego przyjaciela, ale w końcu poprosiłem go o pomoc.
– Rezerwuj bilet, stary. Mój dom to twój dom, a pracę na pewno znajdziesz. Kolega prowadzi agencję pośrednictwa. Jest mi winien przysługę, więc na pewno potraktuje cię priorytetowo.
To było jedyne wyjście
Jeszcze tego samego dnia powiedziałem Idze, że mam szansę na pracę w Londynie.
– Adrian, czy to na pewno dobry pomysł? Chłopcy potrzebują ojca.
– Ale potrzebują też jedzenia, ubranek, pieluch, zabawek i wielu innych rzeczy. Muszę zacząć zarabiać. Inaczej będzie po nas.
– Jak długo cię nie będzie?
– Rok, może dwa lata. Naprawdę nie wiem.
– Wiesz, jak bardzo będę za tobą tęsknić?
– Wiem, skarbie. Mnie też serce pęka na samą myśl o rozłące. Ale jakoś to przetrwamy. Musimy.
Wspólnie doszliśmy do wniosku, że nie mamy innego wyjścia. Zarezerwowałem bilet na następny piątek. Myślałem, że po zamknięciu interesu nie spotka mnie już nic gorszego. Myliłem się. Dzień pożegnania z żoną i dziećmi był zdecydowanie najtrudniejszym w moim życiu. Ze wszystkich sił starałem się powstrzymać łzy, ale nie udało się. Nagle tama pękła, a rzeka popłynęła wartkim nurtem. Stałem na lotnisku, tuliłem Igę i ryczałem jak jakiś smarkacz.
– Obiecaj, że będziesz dzwonił – wychlipała Iga.
– Obiecuję, że jeszcze będziesz miała dosyć telefonów ode mnie – powiedziałem, próbując rozładować nieco smutną atmosferę.
Chwilę później siedziałem już w samolocie. Po niecałych trzech godzinach byłem już w Londynie.
Żadna praca nie hańbi
Tomek odebrał mnie z lotniska. Powinienem się cieszyć ze spotkania ze starym przyjacielem, ale nie potrafiłem. Rozstałem się z rodziną ledwie kilka godzin wcześniej, a już tęskniłem za nimi jak głodny za chlebem. Gdybym szybko nie znalazł pracy, pewnie bym oszalał. Na szczęście nie miałem dużo czasu na rozmyślanie.
Następnego dnia po przylocie udałem się do agencji zatrudnienia, którą wskazał mi Tomek. Wypełniłem wszystkie niezbędne formularze i odbyłem krótką rozmowę kwalifikacyjną. Młoda dziewczyna, która prowadziła rekrutację, poleciła mi nie rozstawać się z telefonem. „Myślę, że szybko coś dla pana znajdziemy, panie Adrianie”.
Mówiła prawdę, bo dwa dni później zatelefonowała do mnie z informacją, że następnego dnia zaczynam pracę w eleganckiej londyńskiej restauracji. Od razu zadzwoniłem do żony, by przekazać jej dobre wieści.
– Nie uwierzysz! – krzyknąłem rozentuzjazmowanym głosem.
– Czyżbyś już znalazł pracę?
– Zgadłaś! Od jutra zaczynam.
– Wspaniała informacja! Co będziesz robił?
Po tym pytaniu mój entuzjazm trochę przygasł.
– Zacznę jako kelner. To nic specjalnego, ale na początek dobre i to. No i to elegancki lokal, więc napiwki pewnie będą niezłe.
Nie pomyliłem się. Już w drugim tygodniu wysokość napiwków prawie dorównała mojej tygodniowej wypłacie. Kelnerowanie nie było szczytem moich ambicji, ale przecież żadna praca nie hańbi, a ta pozwalała mi nieźle zarobić. Dla mnie najważniejsze było, że mam za co utrzymać rodzinę. Poczułem, że odzyskuję wewnętrzny spokój.
Cynk od sąsiadów zwalił mnie z nóg
Harowałem jak wół, żeby szybko się odkuć, ale tęsknota za najbliższymi mocno dawała mi się we znaki. Gdy nadarzyła się okazja, wziąłem kilka dni urlopu i poleciałem do Polski. Iga czekała na mnie na lotnisku z chłopcami. Uściskałem żonę i ucałowałem synów. Nie mogłem uwierzyć, że te małe szkraby rosną tak szybko.
Mieliśmy dla siebie kilka dni, a ja chciałem wykorzystać je do maksimum. Nie na wycieczki i inne bzdury. Po prostu, chciałem całodobowo wypełniać swoje tacierzyńskie obowiązki. Minął rok, odkąd ostatni raz widziałem chłopców, więc nic dziwnego, że cały swój czas chciałem poświęcić właśnie im.
Kończyły się pieluchy, więc założyłem kurtkę i udałem się do najbliższego sklepu. Iga upierała się, że sama to załatwi, bym mógł spędzić więcej czasu z dziećmi, ale padał deszcz i nie chciałem, by złapała przeziębienie. W drogerii spotkałem Martę i Krzyśka, naszych sąsiadów.
– Adrian! Już chyba rok się nie widzieliśmy.
– Dokładnie rok. Fajnie was spotkać. Nic się nie zmieniliście.
– Wróciłeś na stałe?
– Nie, tylko na kilka dni. Muszę jeszcze trochę popracować na Wyspach.
– Znajdziesz czas na szybką kawę? Musimy o czymś porozmawiać – zapytał Krzysiek.
Chciałem odmówić, bo nie przyleciałem do Polski dla znajomych, tylko dla rodziny, ale podejrzane zachowanie Marty skłoniło mnie do zmiany decyzji.
– Daj spokój, Krzysiek! – syknęła do męża. – To nie nasza sprawa.
– Martuś, Adrian powinien wiedzieć, co dzieje się u niego w domu – stwierdził jej mąż.
– A co się dzieje? – zapytałem zaniepokojony.
– Nie tutaj. Usiądźmy gdzieś i porozmawiajmy.
Krzysiek powiedział mi, że Iga nie tęskni za mną tak bardzo, jak mnie zapewnia.
– Nie wiem, jak ci to powiedzieć, ale pomieszkuje z nią jakiś facet.
– Bzdury opowiadasz.
– Poważnie. Wychodzi od niej prawie każdego ranka.
– To na pewno jej brat. Obiecał mi, że będzie jej pomagał pod moją nieobecność.
– Nie, przecież znam Sebastiana z widzenia. Poza tym ściany w naszym bloku są cienkie i czasami słyszę to i owo. Powiem ci tylko, że jeżeli z bratem wyczynia takie rzeczy, to chyba ma poważny problem.
Poczułem się, jakby ktoś podciął mi nogi. To ja haruję, by zapewnić byt rodzinie, a ona zabawia się z gachem? „Nie, to niemożliwe. Musi być jakieś logiczne wytłumaczenie”. Ale nie było. Iga zdradzała mnie i jeszcze kłamała mi w żywe oczy.
Wszystkiego się wyparła
– Przecież to bzdura! – oburzyła się Iga. – Wiesz przecież, że Sebek czasami pomaga mi przy chłopcach. Kilka razy został na noc, a Krzysiek wymyślił sobie niestworzoną historię.
– Tak właśnie myślałem, że coś mu się pomyliło – przytaknąłem jej, choć swoje wiedziałem.
Zanim położyłem się spać, napisałem do szefa wiadomość z prośbą o przedłużenie urlopu o dwa dni i przebukowałem bilet. Nie powiedziałem Idze o zmianie planów w kwestii wylotu. Plan zadziałał, bo Kamilek złapał katar, więc żona nie mogła odwieźć mnie na lotnisko.
Wróciłem do domu kilka godzin po rzekomym odlocie. Nie nakryłem jej na gorącym uczynku, ale tuż po. Zastałem ją w łóżku, nagą i przytuloną do jakiegoś faceta. To rozwiało wszelkie wątpliwości. Krzysiek mówił prawdę. Nasze małżeństwo nie przetrwało tej próby. To był zbyt dotkliwy cios. Rozwiedliśmy się, a sąd przyznał jej opiekę nad dziećmi. Walczyłem, jak mogłem, by chłopcy zostali przy mnie, ale bez powodzenia. Nie pozostało mi nic innego, jak tylko wrócić do kraju szybciej, niż planowałem. Nie mogłem dopuścić, bym stracił kontakt z dziećmi.
Czytaj także:
„Samotna sąsiadka pomogła mi spełnić największe marzenie. A potem została moją przyjaciółką”
„Kierownik męża uważa się za elitę, a jest zwykłym prostakiem. Jeździ drogą furą, a śmieci wyrzuca do lasu”
„Tyrałem całymi dniami za granicą, żebyśmy mieli dach nad głową. Przez lata tyrałem na chleb, żonę i jej kochasia”