„Kierownik męża uważa się za elitę, a jest zwykłym prostakiem. Jeździ drogą furą, a śmieci wyrzuca do lasu”

Mężczyzna w samochodzie fot. Getty Images, Nes
„Wyszedłem zza krzaków i zwyczajnie poprosiłem go, żeby zabrał ze sobą to, co przed chwilą wyrzucił. Chciał mnie zaatakować, więc musiałem się bronić, ale po chwili grzecznie zebrał te śmieci, wsiadł do swojego luksusowego auta i odjechał”.
/ 08.04.2024 07:15
Mężczyzna w samochodzie fot. Getty Images, Nes

Nie byłam zbyt zadowolona, kiedy Bartek oznajmił, że na swoje urodziny zaprasza szefa. Jak twierdził, to właśnie szefunio sam się na nie wprosił. 

– Miałem się nie zgodzić, skoro ważą się moje losy w biurze? – zapytał retorycznie Bartek, robiąc minę nieszczęśliwego szczeniaka.

No tak, faktycznie chodziło o awans, na który mój mąż czekał już kilka lat.

– Ten facet to straszny klaun – skrzywiłam się z obrzydzeniem. – No i planowałam romantyczną kolację dla nas dwojga.

– Obiecuję ci, co zechcesz – Bartek był gotowy na wszystko. – Jakoś odpykamy tę imprezę i zorganizujemy naszą własną, obiecuję.

Byłam gotowa zrobić to dla dobra męża, lecz pojawiło się dodatkowe utrudnienie: moi rodzice.

– To oni będą w tę sobotę? – Bartek zareagował ogromnym zdziwieniem. – Boże, Ola, twoja matka i mój szef? To przecież tykająca bomba. Zrób coś z tym.

Wizyty nie zdarzały się zbyt często

Wyjeżdżając na tegoroczne wakacje, zdecydowali się skorzystać z okazji i przyjechać na urodziny Bartka. W kwestii ojca byłam pewna, że nie będzie problemu: nie interesował się polityką, więc wszelkie konflikty spływały po nim jak woda po kaczce. Problemem mogła być natomiast moja mama – jej polityczne sympatie były diametralnie różne od tych, które żywił nasz gość. Jednak oboje łączyło zamiłowanie do przekonywania sceptyków i niedowiarków. Wyglądało na to, że nie unikniemy kłopotów.

– To spotkanie zamieni się w awanturę, a ja będę ofiarą – mój mąż był zrozpaczony.

Nie byłam w stanie zabronić rodzicom odwiedzin, ale mogłam pogadać z mamą i przekonać ją do utrzymania neutralnej postawy. Bartek miał jednak pewne obawy.

– To kobieta pełna emocji – uważnie dobierał słowa. – Zapewni, że zachowa neutralność, ale nie jestem pewien, czy da radę, jeśli mój szef zacznie wylewać te swoje „mądrości”.

– Jeny, Bartek, sama ledwo się powstrzymam, żeby go nie skrytykować. Wygaduje bzdury, a myśli, że to są prawdy objawione i tylko niewielu jest w stanie je zrozumieć. Oczywiście, on należy do tej wyjątkowo inteligentnej grupy, reszta ludzi to zgraja kretynów. Prawda jest taka, że jest zapatrzonym w siebie prostakiem i ktoś powinien mu to uświadomić!

– Ale dlaczego akurat twoja matka? – Bartek wyraźnie się przestraszył. – Obiecuję, że dam ci taką możliwość, kiedy będę odchodził z roboty. Teraz nie możemy sobie na to pozwolić.

– Jasne – odpowiedziałam, wzruszając ramionami. – Mama na pewno zrozumie, to mądra kobieta. 

A tak naprawdę nie do końca wiedziałam, jak zachowa się moja mama. Nigdy nie zwracała uwagi na zwykłe społeczne normy. W młodości trzymała się z punkowcami i do dziś pozostała anarchistką. Zadzwoniłam do niej.

– Czy ja dobrze słyszę? – usłyszałam jej lekko zaskoczony ton. – Na czas urodzin powinnam pozbyć się moich poglądów?

Dokładnie tego się obawiałam

Zawsze jest gotowa do konfrontacji.

– Mamo, błagam – podjęłam kolejną próbę. – Nie będzie tragedii, jeśli ten jeden raz odpuścisz. Ten gość też mnie drażni, ale czasem trzeba wykazać się elastycznością.

– Olu, nazywaj rzeczy po imieniu – fuknęła. – To jest konformizm. Takiego zachowania ci nie wpajałam…

– Mamo – przerwałam jej z prośbą w głosie.

– Dobrze – niespodziewanie złożyła broń. – Gwarantuję, że ani słówka nie pisnę.

Trudno, uraza minie, a skoro zapewniła, że nie będzie się wychylać, na pewno dotrzyma obietnicy. O ojca się nie martwiłam. Byłam przekonana, że będzie więcej czasu spędzał w ogrodzie niż przy stole. Jego zamiłowanie do obserwowania ptaków pochłonęło go do tego stopnia, że stał się dziwakiem – coraz mniej interesował go świat ludzi.

– Zgadzam się z tobą, jeśli chodzi o ojca – przyznał Bartek. – Co do teściowej, niestety, nie jestem pewien. Proszę, postaraj się ją jakoś ogarnąć.

Zadeklarowałam, że wszystko pójdzie gładko i bez problemów może zaprosić swojego szefa. Impreza urodzinowa miała odbyć się w sobotę. Moi rodzice dotarli tuż przed obiadem. Mama wydawała się nieco oburzona i wyczerpana po długiej drodze, więc nawet nie poruszyłam z nią tematu związanego z zaproszonym gościem. Zjedliśmy i zasugerowałam, aby odpoczęli w pokoju na poddaszu. 

– Przygotowałam dla was pościel – powiedziałam – więc możecie się trochę rozprostować i zrelaksować. Nikt nie będzie wam przeszkadzał.

– Ja dziękuję – odrzekł tata. – Czuję się doskonale, a zauważyłem przez okno dziwnie wyglądającego ptaka. Myślę, że to grubodziób, jeśli tak, muszę zrobić kilka zdjęć. Tylko się przebiorę, wezmę aparat i uciekam – oznajmił i pobiegł do sypialni.

Zakładałam, że tata nie miał pojęcia, że właśnie mój mąż obchodzi swoje urodziny. Założył swoje stare, wojskowe spodnie, wyblakłą koszulę i wyszedł na tyły domu, gdzie rozciągały się hektary krzaków porastających nieużywane tereny. Kiedyś miało tam powstać osiedle domów jednorodzinnych, ale na razie dzika przyroda wraz z dziećmi i bezdomnymi przejęła ten obszar. Mój ojciec uwielbiał takie miejsca i nie spodziewałam się, że szybko wróci, więc miałam trochę czasu na przygotowanie stołu i ogarnięcie samej siebie. Bartek odpalił grilla, przygotował szaszłyki i sprawdził nasz domowy barek.

Za chwilę mieliśmy oczekiwać gościa

Ale mimo upływu czasu, nikt nie przyjeżdżał.

– Na którą miał przyjechać? – zapytałam męża, chyba już po raz piąty.

– Między szesnastą a siedemnastą – odparł z irytacją. – Już ci to mówiłem.

– Jest już prawie siedemnasta – rzuciłam okiem na zegarek. – Wydaje mi się, że przesadza z tym wejściem smoka.

– Nie musisz być taka sarkastyczna – podwyższył ton.

Nie musiałam, ale czułam, że muszę jakoś rozładować napięcie. Atmosfera była już i tak nieciekawa, kiedy mama postanowiła do nas dołączyć. 

– Czy goście nie dojadą? – zapytała niewzruszenie.

– Czemu, do cholery, mieliby nie dojechać? – Bartek starał się utrzymać spokój w głosie, choć nie do końca mu to wychodziło.

Zaszeleściła brama. Uff, nareszcie. Spojrzeliśmy na ogrodową dróżkę. Niestety, to nie był szef mojego męża.

– Na co tak się wszyscy gapią? – ojciec przestał się uśmiechać. – Czy coś się stało?

Rozdarta i zakrwawiona koszula, poobijana i brudna twarz, a on się zastanawia, czy u nas wszystko jest w porządku.

– O mój Boże, tato – wykrzyknęłam, zakrywając usta dłonią z przerażenia. – Ktoś cię pobił? Co się stało?

Rzucił okiem na swoją koszulę i machnął ręką.

– To nic poważnego – odparł. – Był tu jakiś jeden, któremu zagroziłem, że się z nim rozprawię, jeśli go znowu zobaczę w pobliżu waszego domu.

Tata nie był już w kwiecie wieku

Miał raczej drobną budowę ciała, ale prawda była taka, że pod względem kondycji i sprawności fizycznej przewyższał większość mężczyzn młodszych od siebie. Kiedyś trenował boks i wydawało się, że miał całkiem dużo potencjału jako zawodnik.

– Czasami faktycznie kręcą się tu podejrzane osoby – zauważył Bartek. – Mogliśmy tatę ostrzec. 

– To nie był żaden pijaczek – oznajmił tata. – Tylko raczej jakiś bogacz próbujący udawać, że jest z wyższych sfer i ponad wszystko. Przyjechał tu swoim błyszczącym autem, tylko po to, żeby pozbyć się śmieci w krzakach!

Nagle odczułam złowrogie przeczucie, ale zanim zdążyłam zadać kolejne pytanie ojcu, zabrzmiał dźwięk komórki Bartka. Rzucił okiem na ekran i odebrał, odsuwając się kilka kroków na bok. Po skupieniu, które widocznie malowało się na jego twarzy, zrozumiałam, że rozmowa jest poważna. Zadał kilka pytań, a potem pożegnał się, mówiąc, że jest mu bardzo przykro.

– Dziś szef nie da rady do nas przyjechać – oznajmił, wkładając telefon do kieszeni. – Ktoś go zaatakował w pobliżu naszego domu...

Wszystkie spojrzenia skierowały się ku tacie.

– Jaka to była marka samochodu? – zapytał Bartek.

Tata wzruszył ramionami. Motoryzacja nigdy nie była jego mocną stroną.

– Wielki, ciemnokolorowy, z chromowaną obudową wokół kabiny, prawdopodobnie Porsche – rzekł. – Właśnie natrafiłem na gniazdo makolągwy pośród dzikich róż. Postawiłem statyw mniej więcej pięć metrów dalej, aby nie przeszkadzać ptakom, kiedy ten samochód się zatrzymał. Wyszedł z niego facecik w garniaku, otworzył tylne drzwi i wyrzucił do rowu przy lesie trzy worki z odpadkami. Klasnął w rączki, dumny z siebie! Wtedy wyszedłem zza krzaków i zwyczajnie poprosiłem go, żeby zabrał ze sobą to, co przed chwilą wyrzucił. I tak to było. 

– A skąd krew na twoim ubraniu? – zapytałam, mówiąc prawie jednocześnie z moją mamą.

– Prawdopodobnie z jego nosa – odpowiedział ojciec, wzruszając ramionami. – Jakiś szalony był i chciał mnie zaatakować, więc musiałem się obronić, ale po chwili grzecznie zebrał te śmieci, wsiadł do swojego luksusowego auta i pojechał. Przestrzegłem go, by nie kręcił się po naszej okolicy, bo jeśli spotkamy się ponownie, nie będę już taki wyrozumiały. Wydaje mi się, że zrozumiał, więc możecie czuć się bezpieczne.

Starałam się powstrzymać, by nie wybuchnąć głośnym śmiechem. Przywołałam w myślach obraz, jak szef Bartka gromadzi rozrzucone odpadki do swojego drogiego wozu, a potem, trzymając w garści swoją dumę, ucieka z podkulonym ogonem. Chciałabym za to przytulić tatę, ale Bartek by się na pewno na mnie obraził. Cóż, mogłam trochę udawać, że czuję litość. To jednak lepsze od kolacji z jego szefuńciem. 

Czytaj także:
„Banda osiedlowych koneserów spod sklepu pomogli mi w potrzebie. Pod ich twardą skorupą, kryło się miękkie serce”
„Według męża powinnam poruszać się tylko między pralką, lodówką i łóżkiem. Czuję się jak na łańcuchu”
„Mąż przysięgał, że nie opuści mnie aż do ostatniej złotówki. Wydał moją kasę i zwiał do kochanki”

Redakcja poleca

REKLAMA