„Pracowałem całymi dniami za granicą, żebyśmy mieli dach nad głową. Przez lata tyrałem na chleb, żonę i jej kochasia”

Smutny mężczyzna fot. Getty Images, Ranta Images
„Wysyłałem żonie prawie całą wypłatę. Mieliśmy oboje zarabiać na remont domu. Przez dwa lata nie wykorzystałem ani jednego dnia urlopu. Okazało się, że przez cały ten czas finansowo wspierałem nie tylko moją żonę Ankę, ale i jej kochanka”.
/ 07.04.2024 22:00
Smutny mężczyzna fot. Getty Images, Ranta Images

Nasza sytuacja finansowa zawsze była daleka od idealnej. Pochodzimy z niewielkiej wioski na Podlasiu, gdzie jedynymi dostępnymi miejscami pracy są szwalnia i zakłady produkcyjne. To dzięki nim mieszkańcy naszej wioski mają co włożyć do garnka, ale jednocześnie nie można powiedzieć, że którykolwiek z naszych sąsiadów jest bogaty.

Jeśli tylko ktoś może, od czasu do czasu wyjeżdża za granicę – to właściwie jedyna możliwość na zwiększenie swoich dochodów, odnowienie domu czy zakup nowego samochodu. Może to trochę smutne, ale z drugiej strony, nikt tutaj nie zna innego stylu życia. Każdy dzień upływa tu spokojnie i bez pośpiechu.

Byliśmy zadowoleni, ale...

Nie mamy dzieci, stąd nasz tryb życia był dość spokojny. Czasami sobie dorabialiśmy, pomagając w pracach rolnych tym sąsiadom, którzy mają największe gospodarstwa we wsi. Parę lat temu mój kuzyn namówił mnie do podjęcia pracy w Hamburgu: zaproponował mi etat na produkcji, ale za wynagrodzenie pięciokrotnie wyższe niż dotychczas. Nie zastanawiałem się nawet przez moment, zwłaszcza że nasz dom wymagał remontu.

Niełatwo było mi rozstać się z Anką. Czułem też niepokój przed wyjazdem do wielkiego kraju, ale za taką sumę warto było to przetrwać. Dzisiaj mija dokładnie druga rocznica od momentu podjęcia tej ciężkiej decyzji.

Utrzymywałem stały kontakt z Anką. Kuzyn pokazał nam, jak rozmawiać przez kamerę. Dzięki temu mogliśmy się nie tylko usłyszeć, ale także zobaczyć i to nawet codziennie. Po pewnym czasie wpadliśmy w rutynę i nasze rozmowy stawały się coraz rzadsze. Nic dziwnego, oboje byliśmy wyczerpani po dniu pracy.

Z dnia na dzień zaczęliśmy się od siebie oddalać i rozmawiać tylko w soboty. W końcu ograniczyliśmy się do kontaktu co dwa tygodnie. Praktycznie całe zarobki wysyłałem do żony, zatrzymując dla siebie tylko niewielkie kieszonkowe. Naszym celem było zebranie jak największej sumy, więc mimo tęsknoty, nie odwiedzałem Podlasia. Przez dwa lata nie wziąłem ani jednego dnia wolnego, zamiast tego starałem się zrobić jak najwięcej nadgodzin. Chciałem uzbierać jak najwięcej pieniędzy w jak najkrótszym okresie, żeby jak najszybciej wrócić do Anki.

Każdej nocy przed zaśnięciem wyobrażałem powrót na wieś i nasz nowy dom. Hamburg to przepiękne i ogromne miasto, ale ja byłem zakochany w tym spokojnym, podlaskim rytmie życia.

Tydzień temu zdarzyło się coś, co kompletnie wybiło mnie z rytmu. Pewnego dnia wieczorem dostałem krótką wiadomość z nieznanego numeru: „Twoja Anka cię zdradza”. Na początku pomyślałem, że to jakiś absurdalny i złośliwy dowcip.

Być może fakt, że zacząłem zarabiać lepsze pieniądze, stał się dla kogoś niewygodny. Ale kiedy zastanowiłem się nad tym głębiej, zrozumiałem, że może w tym być ziarno prawdy. Nie dość, że rzadko do siebie dzwonimy, to jeszcze nasze rozmowy stają się coraz krótsze. Nie pamiętam już, kiedy ostatnio usłyszałem od mojej żony, że mnie kocha, czy że za mną tęskni.

Musiałem to sprawdzić

Zorganizowałem sobie kilka dni urlopu w pracy i kupiłem bilet na busa do Polski. Przejazd na Podlasie z przystankami po drodze zabrał mi blisko 30 godzin. Miałem więc sporo czasu na przemyślenia. Pomyślałem, że jeżeli Anka mnie nie oszukuje, to zasugeruję, że chciałem ją zaskoczyć. Wówczas ona się nie zorientuje i wszystko będzie, jak powinno. Ale nie wiedziałem, co zrobię, jeśli wiadomość z tajemniczego SMS–a okaże się prawdą.

Byłem wściekły, gdy tylko to przyszło mi na myśl. W naszych stronach, kiedy zdarzają się takie sytuacje, nie obchodzimy się ze sobą delikatnie. Wiedziałem, że jeżeli złapię Ankę z jakimś facetem, to na pewno posypią się obelgi, a może nawet coś gorszego. To jest sprawa honoru i szacunku. W stolicy wsiadłem autobus do Białegostoku. Stamtąd bezpośrednio pojechałem do naszej wioski. Gdy tylko wyszedłem z autobusu, mimo trudnej misji, którą miałem do wykonania, na chwilę poczułem się spokojny i zrelaksowany.

„W końcu jestem w domu” – pomyślałem, wdychając świeże powietrze i witając się z mieszkańcami okolicy. Cała wieś się dobrze zna, dlatego nie mogłem uwierzyć w zdradę Anki. Gdyby to robiła od dłuższego czasu, z pewnością ktoś by mi o tym powiedział. Starałem się podejść do sytuacji logicznie. To jedyny sposób, by nie stracić panowania nad emocjami. Kiedy przechodziłem przez wieś, czułem na sobie wzrok innych mieszkańców.

Ja też przyglądałem się każdej osobie, nieustannie zastanawiając się, kto z nich mógł być nadawcą tajemniczego SMS–a. Miałem poczucie, że wszyscy rozmawiają o mnie. Wreszcie dotarłem do chatki, której działka przylega bezpośrednio do naszej. Przy ogrodzeniu stał sąsiad – nieraz wspólnie opróżniliśmy butelkę i przetrwaliśmy niejeden kryzys, zawsze gotowi do wzajemnej pomocy.

– Hej kumplu – powiedziałem do niego ciepło, a on odwzajemnił mój gest.

– Czy... dostałeś moją wiadomość? – zapytał z nieznacznym skrępowaniem.

– To byłeś ty? Powiedz, co się dzieje! – poczułem, że uginają mi się nogi.

– Pamiętasz Staśka? Teraz on zarządza skupem. Mieszka z Anią, jakby to było jego miejsce.

Czułem, że świat wokół mnie wiruje

Mój najlepszy przyjaciel, Stasiek, znałem go od dzieciństwa. Rzuciłem torby i pełen napięcia pędziłem do domu. Nie miałem żadnej koncepcji, nie miałem pojęcia, co dalej zrobić. Kipiałem ze złości i poniżenia. Przecież wszyscy w wiosce musieli o tym wiedzieć. Tu mieszkam całe swoje życie, znam wszystkich i nikt nie raczył mnie poinformować wcześniej? Czułem się zdradzony.

Anka nie była jedyna, wszyscy moi sąsiedzi również. Byłem tak zdenerwowany, że nie mogłem trafić kluczem dziurki w drzwiach. Mocowałem się z tym, aż w końcu ktoś pociągnął za klamkę od drugiej strony. Przede mną pojawiła się moja żona, która wyglądała na zmieszaną niezapowiedzianą wizytą.

– Co tutaj robisz? – zapytała z zaskoczeniem.

Zlekceważyłem jej pytanie. Wbiegłem do środka. Kogo tam spotkałem? Mojego najlepszego kumpla, Staśka, który nerwowo się ubierał.

– Wygląda na to, że przeszkodziłem – rzekłem i szarpnąłem go.

Anka zaczęła niesamowicie wrzeszczeć, ale ja, w tym amoku, nie mogłem przestać.

– Zaraz cię nawet twoja matka nie rozpozna – rzuciłem groźnie.

Stasiek nie zostawił mnie na lodzie i podjął wyzwanie. Niemalże bez świadomości, zadałem mu jeszcze parę razów. Krzyki Anki przyciągnęły sąsiadów, którzy natychmiast usiłowali nas rozdzielić. Nigdy nie czułem się tak rozgniewany i upokorzony.

– Teraz decydujecie się na interwencję? Jak długo to już trwa? – wołałem zdyszany, a oni milczeli. – Pytam się, jak długo to się już ciągnie? To właśnie tacy jesteście? – rzucałem im oskarżycielskie spojrzenia.

– Solidarność męska – syczałem i opuściłem to miejsce.

Zdecydowałem się na powrót do Białegostoku pierwszym autobusem, byle tylko uciec z tamtego miejsca. Poszedłem od razu się do banku, żeby zobaczyć, ile nam zostało oszczędności. Gdy dowiedziałem się, że na koncie prawie nic nie ma, poczułem się bezradny. Wypłaciłem resztę środków i poszukałem miejsca na nocleg. Teraz siedzę w pokoju hotelowym, zastanawiając się nad kolejnymi krokami.

Wyjechałem do Niemiec z miłości do Anki, aby zarobić na remont naszego domu. Trudno mi było funkcjonować w mrocznym lokum, gdzie mieszkałem z sześcioma innymi facetami w niekończącym się bałaganie. Harowałem jak niewolnik, próbując realizować nasze wspólne marzenia, lecz okazało się, że przez cały ten czas utrzymywałem Ankę i jej ukochanego.

Nie jestem pewien, co jest gorsze: odkrycie, że mnie zdradziła, czy to straszne poczucie upokorzenia. Czuję się wykorzystany i wyczerpany. Pragnę zniknąć bez śladu. Nie mam zamiaru walczyć o Ankę, nie chcę nawet o niej myśleć. Muszę zacząć swoje życie od nowa. Najlepiej tam, gdzie nikt mnie nie zna i nikt nie będzie znał mojej haniebnej historii.

Czytaj także:
„Długonogie kokietki uwodziły mojego męża w pracy, więc wykradłam mu stanowisko. Jego szef był oczarowany”
„Nie śpieszyło mi się do ślubu. Zmieniłem zdanie, gdy banda rozochoconych chłopów uganiała się za moją dziewczyną”
„Nie mam dla kogo żyć, bo mąż umarł, a córka jest dorosła. To smutne, ale nigdy nie żyłam dla siebie”

Redakcja poleca

REKLAMA