„Wyjechałam do miasta za nauką i wpadłam w sidła zaborczej ciotki. Utknęłam w złotej klatce, z której nie było wyjścia”

Załamana dziewczyna fot. Adobe Stock, LIGHTFIELD STUDIOS
„Byłam przyzwyczajona do tego na wsi, że wszystko robimy kolektywnie. Tam miałam kilka przyjaciółek, braci, no i całą swoją rodzinę, a w mieście nagle zostałam zupełnie sama, bo cioci nie mogłam przecież uznać za towarzystwo”.
/ 11.05.2022 06:57
Załamana dziewczyna fot. Adobe Stock, LIGHTFIELD STUDIOS

Pochodzę ze wsi. Takiej, o której mówi się „zabita dechami”, i biednej. Ziemia w okolicy licha, niewiele rodzi. Kiedyś, za dawnych czasów, które moi rodzice wspominają z rozrzewnieniem, był PGR, który dawał pracę i można było jakoś wyżyć. Ale teraz, kiedy rządzi twardy kapitalizm, PGR dawno zlikwidowano i nie został po nim nawet kamień na kamieniu.

Może gdzie indziej ludzie potrafią korzystać z unijnych dotacji, ale nie u nas. Mało kto ma wykształcenie i wie, jak wypełniać te wszystkie druczki. Dlatego wieś nie idzie z postępem.

Moi bracia pokończyli zawodówki i pracują razem z rodzicami na roli. Ledwie wiążemy koniec z końcem, ale jakoś nam to się udaje. Może dlatego, że nasz tata nie pije (jak wielu sąsiadów wokół), a mama jest wyjątkowo oszczędna i gospodarna.

Nie sądziłam, że może czekać mnie inny los niż braci, choć zawsze uczyłam się dobrze, o wiele lepiej niż oni. Myślałam, że skończę jakąś zawodówkę, być może fryzjerską. I że pewnie zasilę rzesze bezrobotnych, usiłując nadal pomagać rodzicom w gospodarstwie.

Stało się jednak inaczej… Gdy kończyłam gimnazjum, mama powiedziała mi, że jej kuzynka, dość majętna i mieszkająca w mieście, zgodziła się wziąć mnie na stancję, abym tam mogła skończyć liceum.

Ja do miasta? Naprawdę? Boże, jakie to szczęście!

Nie wierzyłam własnym uszom, bo nagle spełniły się moje marzenia! Gdybym tylko mogła, ozłociłabym ciocię Ewę. Jawiła mi się niczym dobra wróżka oferująca mi lepsze życie.

Zanim do niej pojechałam, rodzice poprosili, abym im obiecała, że będę grzeczna i we wszystkim będę się słuchała cioci. Oczywiście, bez problemu im to obiecałam. Zresztą, nie miałam zamiaru psocić, nauczona byłam ciężkiej pracy i zawsze przykładałam się do nauki. Poza tym od początku byłam chętna do tego, aby pomagać cioci w domu.

Sądziłam, że będzie się nam razem naprawdę dobrze mieszkało, zresztą ciocia Ewa zrobiła na mnie dobre wrażenie. Była sporo starsza od moich rodziców i wydawała się dobrotliwa niczym babcia.

Początkowo wszystko w mieście było dla mnie tak inne niż to, co znałam. A nawet nieco przerażające. Nie dziwiło mnie więc wcale, że ciocia wszędzie mi towarzyszy. Odprowadzała mnie do szkoły, a kiedy z niej wracałam, zawsze znacząco patrzyła na zegarek, czy nie jestem spóźniona.

Sądziłam, że to wszystko robi z troski, po jakimś czasie jednak, kiedy poznałam nowe koleżanki, opiekuńczość cioci zaczęła mi ciążyć. Nie wiedziałam jednak, jak mam jej powiedzieć, że w sumie jako szesnastolatka potrafię sama przejść przez ulicę, tym bardziej po pasach.

Zdobyłam się na to dopiero wtedy, gdy koleżanki ze szkoły jawnie zaczęły się ze mnie podśmiewać.

– Przecież obiecałam twoim rodzicom, że się będę tobą opiekować, i właśnie to robię – odparła ciocia. Po czym się obraziła i zajęło mi kilka dni, zanim dała się udobruchać.

Jej nadopiekuńczość ciążyła mi coraz bardziej

Widocznie uznała, że chcę „wyrwać się na wolność”, bo zdwoiła wysiłki, aby wiedzieć wszystko o każdym moim kroku. Nie zawsze mogła doglądać mnie sama, bo jeszcze chodziła do pracy, ale zorientowałam się ze zdumieniem, że zaangażowała w sprawę znajome sąsiadki!

Nie mam pojęcia, co im nagadała, ale ilekroć wchodziłam lub wychodziłam z mieszkania, czułam na sobie ich wzrok – obserwowały mnie przez wizjery. Potem zdawały relację cioci, a ona robiła mi wyrzuty, że jestem niewdzięczna, bo zamiast się uczyć, gdzieś się włóczę.

Było mi przykro, bo ta ocena wydawała mi się niesprawiedliwa!

Nadal miałam bardzo dobre stopnie i nigdzie się nie włóczyłam, a przecież miałam prawo od czasu do czasu spotkać się z koleżankami!

Niestety, ciocia mi tego prawa odmawiała. Kiedy umawiałam się z dziewczynami z klasy, potrafiła nagle wyrosnąć przy nas jak spod ziemi, i dosłownie zaganiać mnie do domu! Wkrótce moje koleżanki miały dosyć jej nadzoru i po prostu się ode mnie odwróciły. To było bardzo przykre.

Byłam przyzwyczajona do tego na wsi, że wszystko robimy kolektywnie. Tam miałam kilka przyjaciółek, braci, no i całą swoją rodzinę, a w mieście nagle zostałam zupełnie sama, bo cioci nie mogłam przecież uznać za towarzystwo.

Nigdy ze mną miło nie rozmawiała, tylko mnie pouczała lub ganiła. Nic więc dziwnego, że zaczęłam tęsknić za dawnymi czasami. Kiedy przyjechała do mnie przyjaciółka z wioski, zwierzyłam jej się, że już pewnie wolałabym pójść do zawodówki, tak jak ona, byle tylko poczuć się znowu wolna i kochana.

– A co cię tutaj trzyma? – zapytała Ania z głupia frant.

No jak to „co”? Rodzice!

To oni, a szczególnie mama, mieli ambicję, aby wykształcić mnie za wszelką cenę.

– Zdasz maturę, a potem pójdziesz na studia, po których znajdziesz pracę – powtarzali mi często.

Ale ja nie umiałam już wytłumaczyć sobie, że oni robią to wszystko dla mojego dobra. Czułam się zmęczona tym, że ciotka stale przegląda moje rzeczy, potrafiła nawet sprawdzać połączenia w mojej komórce!

– Muszę wiedzieć, czy w twoim życiu nie pojawili się jacyś chłopcy! – powtarzała. – W końcu rodzice pozostawili cię pod moją opieką i nie darowaliby mi, gdybyś nagle zaszła w ciążę – dodawała ponurym tonem, a ja czerwieniłam się ze wstydu na te okropne podejrzenia.

Po wizycie Ani, której zwierzyłam się ze wszystkiego, ciocia zrobiła mi karczemną awanturę. Okazało się, że jak zwykle mnie śledziła, i uznała, że moja przyjaciółka nie jest dla mnie odpowiednim towarzystwem.

– O czym wy rozmawiacie, przecież ona chodzi do zawodówki. To nie jest towarzystwo dla ciebie! – usłyszałam. – Dopóki mieszkasz pod moim dachem, nie życzę sobie, abyś z nią utrzymywała kontakty!

Miałam szczere chęci odpowiedzieć ciotce, że moi bracia i rodzice także skończyli tylko zawodówkę. Czy więc uważa, że do nich także nie powinnam się odzywać? Odpuściłam jednak, czując, że i tak nic nie wskóram. Nie zamierzałam jednak dłużej tego znosić.

Następnego dnia spakowałam walizkę i wróciłam na wieś. Miałam nadzieję, że moje argumenty przekonają rodziców, że pozwolą mi zostać z nimi, jednak stało się inaczej. Mama płacząc, błagała mnie, abym wróciła do ciotki, a ojciec nawet mi to nakazał, strasząc mnie pasem jak kilkuletnie dziecko! Byłam rozżalona tym, że wcale nie słuchają tego, co mówię, i nie chcą uznać moich racji.

– Dopóki się uczysz, rób, co ci każę! – usłyszałam od taty.

Zacisnęłam więc zęby i wróciłam do ciotki, która triumfowała, że jej metody wychowawcze znalazły uznanie w oczach uboższych krewnych. Nie chciałam wyprowadzać jej
z błędu… Miałam jednak dla niej niespodziankę.

Załatwiłam sobie bursę i przeniosłam się do niej w dniu swoich osiemnastych urodzin. Kiedy znalazłam się w sali z kilkoma innymi dziewczynami, odetchnęłam z ulgą. Wiem, że nie mam tutaj takich idealnych warunków do nauki, ciszy i spokoju jak u ciotki, ale za to wreszcie oddycham pełną piersią! Cały stres, który czułam, mieszkając u ciotki, zniknął.

Rodzice, którzy najpierw zareagowali gniewem, wkrótce pogodzili się z moim wyborem. Tym bardziej że moje stopnie jeszcze się poprawiły. Doceniam, co dla mnie zrobiła ciotka, ale w bursie jestem szczęśliwsza.

Czytaj także:
„Mąż jest typem sportowca, nasz syn to mózgowiec. Tata go upokarza, bo mały nie chce ćwiczyć i nie interesuje go karate”
„Moja babcia to rasowy Wielki Brat. Przez jej codzienne kontrole, we własnym domu czuję się jak w więzieniu”
„Rodzice zaplanowali, że zostanę prawnikiem, zanim się urodziłam. Nie interesowało ich, czy w ogóle tego chcę”

Redakcja poleca

REKLAMA