„Mąż jest typem sportowca, nasz syn to mózgowiec. Tata go upokarza, bo mały nie chce ćwiczyć i nie interesuje go karate”

ojciec karci syna fot. Adobe Stock, Prostock-studio
„Pamiętam, jak Jerzy sprowadził do domu kumpli i specjalnie nabijał się z syna tak, żeby on wszystko słyszał. Potem tłumaczył mi, że chciał Antosia zawstydzić, żeby synek zrozumiał, jak ważny dla niego jest sport. Kiedy to usłyszałam, wpadłam w szał”.
/ 09.05.2022 07:20
ojciec karci syna fot. Adobe Stock, Prostock-studio

Mój mąż to twardy facet. Taki typ sportowca: siłownia, basen, bieganie. W młodości uprawiał koszykówkę i karate, a teraz ciągle coś ćwiczy, żeby nie wyjść z formy. Dlatego bardzo się ucieszył, gdy dowiedział się, że będziemy mieli syna. Wyobrażał sobie, jak to będzie wspaniale razem uprawiać te wszystkie sporty, które go kręcą. Jeszcze jak byłam w ciąży, chodził nawet po mieszkaniu i martwił się, co to będzie, jeśli mały nie polubi jego dyscyplin.

– A jak on na przykład nie będzie chciał chodzić na siłkę, a wybierze wspinaczkę? Przecież ja nic o niej nie wiem, do cholery. Jak się wtedy dogadamy? – martwił się całkiem poważnie, a ja się śmiałam.

– Jurek, przecież ja go mam jeszcze w brzuchu. Dajże spokój…

To go jednak wcale nie uspokajało. 

Kiedy mały się urodził, mąż przejął się jeszcze bardziej. Bo Antoś przyszedł na świat za wcześnie i były z nim problemy. Okropnie się martwiliśmy. Jurek spędzał całe dnie na oddziale, nawet wziął sobie w pracy wolne. Ale w końcu wszystko skończyło się dobrze i wypisali synka do domu. W domu zaś robiliśmy wszystko, żeby nabrał ciała, bo był bardzo drobny. Mimo naszych wysiłków nic z tego nie wyszło. Potem mijały lata, a Antoś już pozostał chucherkiem.

Jego żywioł to lektura i nauka

Mąż nie umiał się z tym pogodzić. Jak Antoś miał cztery latka, już zapisał go na karate. Ale mały płakał, że nie chce tam chodzić. W końcu uznałam, że nie ma co dziecka męczyć, bo widać to nie jego żywioł. Zimą Jurek wymyślił, że nauczy Adasia jazdy na łyżwach. Okazało się, że mały też tego nie znosi. Po tygodniu synek okropnie się przeziębił, a potem już na lodowisko nie wrócił.

Z nadejściem wiosny mąż wpadł na pomysł, że synek będzie się lepiej rozwijał fizycznie, gdy zacznie ćwiczyć biegi i skoki. Zapisał Antosia do szkółki, gdzie przyjmowali już takie maluszki. Nic z tego. Tam też Antkowi się nie podobało. Kiedy na koniec zdecydowaliśmy się na piłkę nożną i znów nie zagrało, dotarło do mnie, że nasze dziecko po prostu nie lubi sportu.

Ta słuszna refleksja nie przekonała jednak mojego męża. Zresztą, miałam wrażenie, że nigdy nie przekona, bo Jurek postanowił nie przyjmować do wiadomości, że jego syn nie będzie sportowcem. Zwłaszcza że przy okazji wyszło na jaw coś innego. Gdy zrezygnowaliśmy z piłki nożnej, Antek miał sześć lat i już umiał płynnie czytać. Okazało się, że to był jego żywioł – lektura i nauka.

Prawdę powiedziawszy, miał to po mnie. Choć poznałam Jurka na siłowni, nigdy nie należałam do grona atletek. Zajęłam się więc edukacją syna, a Jurek wciąż próbował zainteresować go sportem. Niestety, im Antoś był starszy, tym bardziej Jurek tracił do niego cierpliwość. Najpierw dlatego, że mały nie chciał ćwiczyć, a potem, kiedy to już się stało oczywiste – dlatego, że nie widział w nim siebie. I to był prawdziwy problem, bo odbijał się na ich relacjach i na emocjach Antka, który był bardzo wrażliwym chłopcem.

Jurek potrafił Antosia boleśnie szturchnąć albo popchnąć, gdy syn się z czymś guzdrał. Na przykład wtedy, gdy byliśmy na wycieczce w górach i mały się wlókł. Albo kiedy poszliśmy do parku ze znajomymi, żeby grać w ringo. Tamta sytuacja wryła mi się w pamięć, bo Antkowi szło najgorzej z nas wszystkich. Nawet młodsza od niego córka koleżanki grała lepiej. W końcu Antek przy jednej z prób złapania kółka wywrócił się, a Jurek podbiegł do niego i zaczął go siłą stawiać na nogi.

– Weź się w garść, bo przynosisz mi wstyd! – zaczął krzyczeć.

– Tato, tato, przestań… No, tatusiu… – prosił przestraszony Antoś.

– Co tato? Dziewczyna lepiej od ciebie gra. Co z ciebie za facet?! – zaczął wrzeszczeć mój mąż.

Szybko interweniowałam, a po powrocie do domu skończyło się to awanturą. Bo choć Jurek był atletą, ja wcale mu się nie podporządkowałam. Może nie byłam sprawna i silna tak jak on, ale charakter miałam. Potem na trochę się uspokoił, jednak nie na długo. Znów powtarzał to cholerne: „Co z ciebie za facet?!”, a Antkowi stawały w oczach łzy za każdym razem, kiedy to słyszał.

Jurek poległ na całej linii

Oprócz tresury sportowej Jurek próbował też innych sposobów, by wciągnąć syna w męski świat. Zabrał kiedyś 10-letniego wtedy Antka na biwak, który skończył się tak, że ten, zrozpaczony, wykradł mu komórkę i zadzwonił, żebym zabrała go do domu. Innym razem Jerzy sprowadził do domu kumpli i specjalnie nabijał się z syna tak, żeby on słyszał. Potem tłumaczył mi, że chciał Antosia zawstydzić, żeby mały zrozumiał, jak ważny dla niego jest sport.

Dostałam szału.

– To nie ty jesteś tu ważny, stary capie! Tu jest ważny twój syn! – rozwrzeszczałam się na niego i wtedy  pierwszy raz pomyślałam o rozwodzie. – Nie wiedziałam, że wychodzę za takiego kretyna!

– Nie histeryzuj! – warknął tylko.

A jednak, na szczęście, w końcu do niego dotarła bolesna prawda, że syn nie jest jego kopią. Jakim cudem? Metodą szokową. Należało wykazać się bardzo konkretną wiedzą.

U Antka w szkole z okazji mikołajek został zorganizowany konkurs wiedzy o świecie. Mieli startować w dwójkach rodzice z dziećmi. Postanowiłam zgłosić ich obu z nadzieją, że się zintegrują, że pobędą trochę razem w szkolnym środowisku Antosia, czyli w miejscu, w którym on się dobrze czuje. Antek miał wtedy 11 lat i był bardzo zdolny, dlatego jego wychowawczyni nalegała, by wziął udział w tych zawodach. Jurek trochę się opierał, ale w końcu uległ. Honor nie pozwolił mu się wymigać.

Mina mu jednak zrzedła, kiedy na miejscu dowiedzieliśmy się, jaka będzie formuła konkursu. Okazało się, że pytania są z zakresu wiedzy szkoły podstawowej, a rodzic i dziecko odpowiadają naprzemiennie, poczynając od tego pierwszego. Jeśli rodzic nie zna odpowiedzi na zadanie pytanie albo odpowie na nie źle, dziecko może go poprawić – i na odwrót. Wtedy jednak drużyna dostaje pół punktu zamiast całego.

Nie zdziwiłam się, że mąż stracił zapał do zabawy, bo na jego miejscu też bym się tak poczuła. Ale kiedy się zaczęło, to uznałam, że aż takiej plamy jak Jurek jednak bym nie dała.

– Jak się nazywa stolica Boliwii? – na początek zapytała Jurka jedna z nauczycielek, a on zbladł.

Antoś stał obok i patrzył na ojca w dziwny sposób. Chyba dostrzegłam w jego oczach błysk satysfakcji.

– Nie wiem – poddał się mąż.

– Sucre – odpowiedział Antoś i to była pierwsza wpadka Jurka.

Potem były kolejne. Na dziesięć pytań Jurek odpowiedział jedynie na jedno: Ilu zawodników liczy drużyna siatkarska? Tylko tyle wiedział. Wszelkie pytania z biologii, chemii, matematyki oblewał po kolei, a Antoś go poprawiał i śpiewająco odpowiadał na swoje.

Kiedy konkurs się skończył, miałam wrażenie, że Jurek był czerwony jak burak i wyraźnie chciał się zapaść pod ziemię. Nigdy nie widziałam go tak speszonego… Tymczasem inni rodzice podchodzili do niego i gratulowali mu syna. Kiedy wyszliśmy ze szkoły, Jurek był tak wymęczony, że myślałam, że położy się na ziemi przed wejściem, żeby odpocząć.

– Nie martw się, tato. Ja w twoim wieku też pewnie nie będę pamiętał tych wszystkich głupot – powiedział Antek, ku mojemu zaskoczeniu, najzupełniej pokojowo.

– Nie, nie, synku. Ty będziesz pamiętał, bo jesteś najzdolniejszym chłopcem na świecie. I masz to po mamie – wychrypiał Jurek i poczochrał mu czuprynę.

Pierwszy raz był dumny z syna! I wyraźnie wzruszony. Dotarło do niego, że jego dziecko jest mądrzejsze od niego. I to nie tylko dzięki wiedzy książkowej, ale też tej wziętej z życia. Jurek przestał pastwić się nad Antkiem. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że całkiem mu odpuścił; ludzie nie zmieniają się tak szybko. Jednak na pewno stał się lepszym ojcem. Bo wie, że Antek jest synem, na którego do tej pory nie zasługiwał.

Czytaj także:
„Włożyliśmy kilka lat i małą fortunę w remont mieszkania od teściów. Teraz chcą nas z niego wyrzucić”
„Ruda miała chrapkę na mojego chłopaka, a on na widok jej dekoltu tracił kontrolę. Uknułam plan, żeby przerwać te zaloty”
„Żona za moją kasę żyje jak w raju, a i tak pluje we mnie jadem. Gdyby nie syn, już dawno uciekłbym z tego piekła”

Redakcja poleca

REKLAMA