Szef uparł się, że muszę jechać na szkolenie.
– Jesteś moim najlepszym pracownikiem, warto, abyś poznała ludzi z branży i dowiedziała się o nowych trendach. Zresztą, jako jedna z nielicznych w naszej firmie, znasz dobrze niemiecki – powiedział, patrząc mi znacząco w oczy.
Nie mogłam mu odmówić, ale nie uśmiechał mi się wyjazd na dwa tygodnie do Kolonii. Koleżanki i koledzy w pracy zazdrościli mi, gratulowali i wieszczyli, że kiedy wrócę, na pewno otrzymam awans. Jednak mnie wcale nie było do śmiechu.
– Jarek, przecież ja nie znam niemieckiego – żaliłam się w domu mężowi.
– Co ty wygadujesz, na studiach byłaś najlepsza na roku – Jarek śmiał się z moich obaw.
– Tak, ale to było osiem lat temu! Od tej pory tylko od czasu do czasu czytam jakieś dokumenty po niemiecku, a i to przy użyciu słownika. Gdzie ja się pakuję! – rozpaczałam.
– Kochanie, poradzisz sobie. Nie raz byliśmy za granicą i zawsze się dogadywałaś. W dodatku, akurat w czasie twojego kursu w Niemczech wypadają wyprzedaże, kupisz sobie coś ładnego i szybko się pocieszysz – przekonywał.
– Agatko, przecież takie szkolenie to wyróżnienie, nie możesz odmówić szefowi – dodał.
Skapitulowałam pod siłą jego argumentów. Miał rację, może w Polsce zagadnięta przez obcokrajowca milczałam jak grób, ale za granicą radziłam sobie nieźle. Jakbym nie była tą samą Agatą z małego miasteczka. „Może więc niepotrzebnie się zadręczam, zamiast cieszyć wyjazdem?” – pomyślałam sobie noc przed podróżą i po raz pierwszy od kilku dni zasnęłam kamiennym snem. Tak mocnym, że omal nie spóźniłam się na autobus do Kolonii.
Jarek miał rację. Przez pierwsze trzy dni rzeczywiście nie umiałam sobie przypomnieć żadnych słówek i nie rozumiałam, co do mnie mówi obsługa hotelu, w którym mieszkałam, czy prowadzący szkolenia. Potem jednak przełamałam się i zaczęłam rozmawiać z innymi kursantami. Okazało się, że wielu z nich pochodzi z sąsiadujących z Niemcami krajów i ma podobne problemy jak ja. Zaprzyjaźniam się z Włoszką i Belgijką. Wspólnie spędzałyśmy przerwy na lunch i wolne wieczory. Spacerowałyśmy po mieście, szalałyśmy po sklepach i smakowałyśmy lokalnych specjałów.
W połowie kursu organizatorzy zaprosili nas na specjalną kolację do jednego z najdroższych lokali w mieście. Urządzony był w stylu paryskiego Moulin Rouge, czyli oprócz szampana i kawioru fundowano nam pokaz rodem z burleski. A panie w samej bieliźnie przynosiły do naszych stolików papierosy i cygara. Lokal położony był w tak zwanej „czerwonej dzielnicy”, w której aż roiło się od klubów go-go czy lepszych domów publicznych. Szczerze mówiąc, nie czułam się tam zbyt dobrze, ale nasi niemieccy gospodarze sprawiali wrażenie, jakby w ogóle nie zauważali roznegliżowanych pań czy prostytutek na ulicy. „Może to część ich kultury?” – zastanawiałam się. Z zażenowania nie wiedziałam, gdzie oczy podziać.
Nie miałam złudzeń - to była ona!
Po imprezie z ulgą opuszczałam lokal. Już miałam wezwać taksówkę, kiedy tuż przede mną mignęła mi znajoma postać. Dziewczyna szybkim krokiem weszła w boczną, ciemną ulicę i zniknęła za obskurnymi drzwiami. „Niemożliwe” – potrząsnęłam z niedowierzaniem głową, ale zatrzymałam się na chwilę.
– Masz jeszcze jakieś plany na wieczór? – zapytała mnie koleżanka z Belgii, która wychodziła ze mną.
– Nie, chcę wrócić do hotelu. Zmęczyła mnie ta eskapada – wyznałam jej szczerze.
– Mnie również, powiem Klausowi, że wracamy, a ty zawołaj taksówkę – oznajmiła zadowolona i popędziła do naszego niemieckiego opiekuna.
„Łatwo jej mówić, wezwij taksówkę” – pomyślałam, rozglądając się bezradnie dookoła. Na ulicy kłębił się tłum panienek, ich klientów i turystów, ale nigdzie nie widziałam żadnej taksówki. Jakby zapadły się pod ziemię.
– Może lubisz dziewczynki – nagle za moimi plecami odezwał się niski kobiecy głos.
Odwróciłam się gwałtowanie i stanęłam twarzą w twarz z Dominiką. Moją koleżanką z podstawówki. To była ona. To ona przed chwilą zniknęła mi z oczu w bocznej ulicy. Wyglądała, co prawda zupełnie inaczej niż wtedy, gdy widziałyśmy się po raz ostatni, ale nie mogłam się mylić.
– Dominika – odezwałam się do wulgarnie umalowanej dziewczyny. – Nie poznajesz mnie?
– Nie rozumiem po polsku – odpowiedziała szybko.
– Doskonale rozumiesz – rzuciłam jej ostro. – Co ty tu robisz, dziewczyno?
– Odwal się! – krzyknęła i ruszyła w stronę drzwi.
A ja wiedziona jakimś dziwnym instynktem, zamiast posłuchać rozkazu, ruszyłam za nią. Chwyciłam ją za ramię, próbując odwrócić do siebie.
– Nie tak mocno, Agata, bo zaraz pojawi się mój alfons – spojrzała na mnie już nieco łagodniej.
Puściłam jej rękę, a Dominika zaproponowała, żebym poszła z nią na górę.
– Zapłacisz jak za usługę, nie martw się, obsługuję też lesbijki, każdy jest tutaj w potrzebie, a ja w tym czasie wszystko ci opowiem. Chyba, że nie chcesz – wydęła wargi.
Nie zamierzałam ustępować. Na szczęście znajoma Belgijka jeszcze nie wróciła i mogłam zniknąć razem z Dominiką. Ta na górze puściła jakiś pornograficzny film, który doskonale zagłuszał naszą rozmowę. Przy jękach, achach i ochach wysłuchałam jej historii.
Dominika trafiła do Niemiec, bo szukała lepszego życia. W Polsce zostawiła dziecko
Była samotną matką, panną, a w naszej rodzinnej miejscowości, brzmiało to prawie jak wyrok skazujący na zapomnienie. Najpierw pracowała w Bremie jako sprzątaczka i tam poznała pewnego mężczyznę. Był gościem jej pracodawców, opowiadał Dominice o lepszym życiu i pracy w biurze, jeśli tylko przeniesie się do niego, do Kolonii. Po miesiącach wahania w końcu to zrobiła. Niestety, zamiast pracy w biurze czekała ją posada osobistej sprzątaczki i dziewczyny do towarzystwa tego faceta.
– Zawsze byłaś ładna, a chłopcy szaleli na twoim punkcie – przerwałam jej.
– I głupia jak but, przecież gdybym nie straciła głowy dla tamtego marynarza, nie zaszła z nim w ciążę, to by mnie tu nie było. A tak skończyła się wakacyjna miłość, facet ulotnił się, a ja zostałam z urodą i brzuchem – zapaliła papierosa. – Tak samo było i tym razem. Mój pan i władca nie chciał się zabezpieczać, ani tym bardziej słuchać moich protestów, więc znowu zaszłam w ciążę. Jednak zapłacił za skrobankę. Próbowałam protestować, ale mnie do niej zmusił. Zresztą w obcym kraju, nie znając języka, byłam praktycznie bez szans.
– A rodzina? Nie próbowali ci jakoś pomóc? – spytałam.
– Myślisz, że oszalałam! Jürgen płacił mi tyle, że nagle mogłam mojego synka posłać do lepszej szkoły i na dodatkowe zajęcia, mama też odetchnęła, bo z renty nie miała nawet czego do ust włożyć, więc co się miałam im skarżyć? – Dominika zgasiła niedopałek i sięgnęła po kolejnego papierosa. – Ale po aborcji coś we mnie pękło. Jakbym straciła kontakt ze światem i samą sobą.
Całymi dniami nie mogłam powstrzymać łez, nie miałam ochoty już dbać o swojego pana, ani tym bardziej uprawiać z nim seksu, więc którejś nocy po prostu wystawił mnie za drzwi. Bez pieniędzy i paszportu, drań jeden. Wtedy spotkałam Jusufa, ten chyba jeden jedyny mnie kochał, ale zginął w wypadku samochodowym, a jego rodzina wyrzuciła mnie z naszego gniazdka. Któregoś razu znalazł mnie na ulicy mój obecny pracodawca i tak oto trafiłam tutaj. Nie jest źle, jeśli nie ma się marzeń. Ale trzeba przestać myśleć o sobie jak o człowieku, bo inaczej jest bardzo ciężko – podciągnęła rękawy bluzki i pokazała mi blizny po nacięciach.
– Dominika – jęknęłam i pogłaskałam ją po dłoni. – Musisz się stąd wyrwać!
– Żartujesz? Dziękuję, że mnie wysłuchałaś. Nigdy nikomu nie mówiłam, co mnie tutaj spotkało, ale niczego więcej nie mogę zrobić. Jak mam się stąd wyrwać? Za co? Bez paszportu? Dowodu? I dokąd mam jechać? Do mamy?
Miałam chaos w głowie. Tego wieczoru nie byłam w stanie nic więcej jej powiedzieć. A gdy wróciłam do hotelu, nie mogłam przestać myśleć o Dominice i o tym, jakie ja mam szczęśliwe życie.
– Muszę jej jakoś pomóc – opowiedziałam mężowi wszystko przez telefon.
– Co ty, Agata! Chcesz zbawiać świat – próbował wybić mi z głowy szalony pomysł powrotu z Dominiką.
Ja jednak czułam, że powinnam pomóc koleżance. W końcu udało mi się przekonać Jarka i w czasie, kiedy ja chodziłam posłusznie na szkolenia, on szukał w Internecie telefonów zaufania dla ofiar przemocy seksualnej. Wreszcie trafił do jednej z organizacji, która pomagała uwalniać takie kobiety z rąk alfonsów. Jarek dowiedział się, że muszę przekonać swoją koleżankę do ucieczki. Najlepiej, gdybym z nią poszła na policję. Organizacja wskazała mi właściwy wydział, który zajmował się ofiarami handlu w Kolonii.
– Tylko na miłość boską, uważaj na tego jej alfonsa. Najlepiej zgłoś sprawę tym policjantom i w nic więcej się nie mieszaj – błagał mnie Jarek.
To nie było takie proste. Najpierw musiałam bowiem przekonać Dominikę, że warto wrócić do domu.
Odwiedziłam ją kilka dni później. Stała na tym samym rogu ulicy, na którym spotkałyśmy się po raz pierwszy. Jej alfons był akurat w pobliżu. Zmierzył mnie pogardliwym spojrzeniem.
– Niezła laska z ciebie – syknął, gdy szłyśmy do jej mieszkania.
– Musisz stąd wiać – zaczęłam gadać jak najęta, gdy tylko Dominika włączyła film pornograficzny.
Już się nie bałam, ani nie wstydziłam miejsca, w którym przyszło mi siedzieć. Miałam jasno wyznaczony cel – uratować moją koleżankę, która od lat nie widziała własnego dziecka.
– Dominika, w Polsce nikt się nie dowie kim tutaj byłaś. Wrócisz i zaczniesz żyć od nowa, zobaczysz – przekonywałam ją.
– Myślisz, że jak gdyby nigdy nic wyjdę sobie stąd, wsiądę do metra i pojadę prosto na policję – zaśmiała się. – Nie wiesz, że moimi klientami też są policjanci?
Hm. Tego akurat nie wiedziałam.
– Ale na pewno nie ci – broniłam swoich racji. – A zresztą chyba od czasu do czasu stąd wychodzisz, choćby nawet, żeby kupić sobie coś do ubrania i jedzenia? Nie tkwisz przecież przez cały czas na ulicy? – zarzuciłam ją gradem pytań.
Wiedziałam, że jej nie przekonam, a już tym bardziej nie zmuszę, żeby poszła na komisariat. Byłam naprawdę załamana, ale wtedy właśnie wpadłam na ten szalony pomysł.
– Nie pójdziesz na policję. Nie będziemy nikomu niczego tłumaczyć – zawyrokowałam. – Po prostu wyjedziesz ze mną autobusem.
– Zwariowałaś? Myślisz, że to takie proste? – zaśmiała się Dominika.
Jednak mnie już nic nie było w stanie odwieść od mojego pomysłu.
Umówiłam się z Dominiką, że rano, w dzień mojego wyjazdu ze szkolenia, jak gdyby nigdy nic ona wyjdzie po zakupy, z torbą i portmonetką. Nie weźmie ze sobą żadnych kosmetyków, ubrań ani komórki. Zostawi wszystko, żeby nie wzbudzać podejrzeń. Potem miała przyjść pod mój hotel.
– Będę tam na ciebie czekać od siódmej rano tak długo, jak się da. W reklamówce będę miała ubrania, przebierzesz się w sąsiedniej bramie i wjedziesz ze mną do hotelu, że niby jesteś moim gościem. Przyniosę ci śniadanie, potem pójdziesz ze mną na szkolenie. Wytłumaczę organizatorom, że jesteś moją kuzynką, która przyjechała się ze mną pożegnać i nie masz, co robić z wolnym czasem. Poczekamy tylko do lunchu, potem pędem do hotelu, po rzeczy i do autobusu – mówiłam jednym tchem.
– Agata, czemu ty to robisz? – zapytała mnie Dominika. – Przecież nawet się nie przyjaźniłyśmy.
– Nie wiem, po prostu czuję, że nie mogę cię tutaj zostawić. Czasem, gdy odwiedzam rodziców, widuję twoją mamę i synka. Jak teraz spojrzałabym jej w twarz? Dominika, musisz mi zaufać, inaczej nic nam się nie uda – powiedziałam, obejmując ją z całych sił.
– A jak przekroczymy granicę? – zapytała przerażona.
– Po prostu – stwierdziłam pewna siebie jak nigdy dotąd. – Jesteśmy w Unii, raczej nikt nas nie będzie sprawdzał. Zaryzykujemy, a jeśli się nie uda, to zostanę z tobą na granicy i będę im wszystkim wyjaśniać naszą sprawę tak długo, aż zrozumieją. Ważne, byś była jak najdalej od Kolonii.
Uściskałyśmy się z Dominiką i pobiegałam do hotelu. Całą noc nie spałam, a rano od świtu stałam pod budynkiem, zastanawiając się, czy moja koleżanka odważy się zmienić swoje życie. Po godzinie bolały mnie już nogi, 30 minut później byłam bliska załamania, ale kiedy tuż przed dziewiątą zobaczyłam ją przerażoną i bladą, natychmiast do niej pobiegłam.
– Nie mogłam się wyrwać, jeszcze chwila, a by się czegoś domyślił – mówiła zdenerwowanym głosem.
– To nic, nie zjemy tutaj śniadania, bierzemy walizki i gnamy na szkolenie – rzuciłam, bo bałam się, że alfons Dominiki mógł ją śledzić.
Na szkolenie pojechałyśmy taksówką, której specjalnie kazałam kluczyć ulicami miasta, by zmylić ewentualny pościg. Bez problemu przekonałam Klausa, że Dominika jest moją kuzynką, a potem kupiłam jej bilet i wsiadłyśmy razem do autokaru. Ubrana w zwyczajne ciuszki i zaczesana w koński ogon w niczym nie przypominała dziewczyny z ulicy.
Miałyśmy naprawdę dużo szczęścia, bo na granicy nikt nie chciał od nas żadnych dokumentów, bez problemu więc dotarłyśmy do mnie do domu. Dominika jednak ociągała się z powrotem do naszego miasteczka. Jarek uznał, że słusznie obawiała się o życie swoje i swojej rodziny.
– Przecież ten jej alfons doskonale wie, gdzie mieszkają. Jak się wścieknie, to ich znajdzie nawet tutaj. Sama wiesz, jak łatwo jest teraz przekroczyć granicę – perorował i trudno się było z nim nie zgodzić.
– To może zamieszka u nas? – zapytałam męża.
– Wykluczone! – stwierdziła Dominika. – Nie będę was narażać i tak już dużo dla mnie zrobiliście. Agatko, jesteś kochana, ale teraz muszę myśleć, jak bezpiecznie żyć i nikogo nie skrzywdzić.
– To co robimy? – zapytałam.
– Wyjadę. Zadzwonisz jutro do mojej mamy i poprosisz ją, aby spakowała siebie i małego, a następnie pojechała do Łodzi – oznajmiła.
– Do Łodzi? Po co aż tam? – zapytałam osłupiała.
– Bo stamtąd pojedziemy jeszcze dalej, a kiedy już się urządzimy, to dam wam znać, gdzie nas zaniosło.
Zrobiłam to, o co prosiła. Dwa dni później odprowadzałam już moją koleżankę na dworzec
Na pożegnanie Jarek wręczył jej dwa tysiące złotych. Nie chciała ich przyjąć, twierdziła, że jej mama przez lata odkładała jakieś zaskórniaki na koncie i na pewno starczy im na początek.
– Ale te pieniądze zawsze ci się przydadzą – powiedział poważnie mój mąż. – Traktuj to jako pożyczkę. Oddasz nam przykładnym życiem.
Niedawno Dominika się do nas odezwała. Zamieszkała w niedużym miasteczku na północy Polski. Ma pracę w sklepie, dorabia sprzątaniem mieszkań. Jest szczęśliwa, chociaż mówi, że czasem w nocy budzi ją strach przed przeszłością, ale stara się myśleć pozytywnie. Podobno jej mamie też się tam podoba. A synek ma nowych, fajnych kolegów, którzy już nie wyzywają go od bękartów.
A ja? Cóż, ja... Wróciłam do normalnego życia i pracy.
– No i co, przydało ci się to szkolenie – stwierdził niedawno mój szef, jednocześnie gratulując mi awansu.
– Oj, tak – uśmiechnęłam się. – I mój niemiecki bardzo się sprawdził…
Czytaj także:
„Nie mogliśmy zajść w ciążę, a mąż obwiniał o to mnie. Uważał, że to obowiązek każdej kobiety rodzić dzieci”
„Uwiódł mnie, okradł i zniknął. Lata później przypadkiem wylądowałam na… jego weselu”
„Zostawiłem rodzinę dla mężczyzny, gdy syn miał 5 lat. Chciałbym wrócić do jego życia, ale on ciągle mi nie wybaczył”