„Uwiódł mnie, okradł i zniknął. Lata później przypadkiem wylądowałam na jego weselu”

kobieta okradziona przed ukochanego fot. Adobe Stock, rogerphoto
„>>Kuba!<< – nie mogłam uwierzyć w to, co widzę. Ale wzrok mnie nie mylił. To był ON! Facet, który zniszczył mi życie. Rozkochał w sobie, a potem okradł i ślad po nim zaginął...”.
/ 19.05.2021 19:15
kobieta okradziona przed ukochanego fot. Adobe Stock, rogerphoto

Moja znajoma Agnieszka ma firmę organizującą wesela. Kiedy zaproponowała mi, abym dorobiła sobie u niej jako kelnerka, nie wahałam się ani chwili. Jako wychowawczyni w przedszkolu nie zarabiam dużo, więc każdy dodatkowy grosz jest dla mnie na wagę złota.
– Córeczko, cały tydzień pracujesz, teraz jeszcze będziesz mieć zajęte weekendy. Kiedy ty poznasz jakiegoś miłego chłopca? – moja mama załamała ręce. – Masz Uleńko 32 lata. Zegar biologiczny tyka. Zamiast innym organizować wesela, pomyśl o własnym.

Jak ja nie lubiłam takiego gadania. „Zegar biologiczny tyka, kiedy poznasz jakiegoś chłopca, pomyśl o weselu...!”. Zgroza! Czy moja mama myślała, że jestem samotna z wyboru? Nic podobnego! Po prostu jakoś nie mogłam znaleźć tego jedynego, z którym chciałabym spędzić życie. Każdego faceta podejrzewałam o nieczyste zamiary. Bo już raz wydawało mi się, że znalazłam ideał, zakochałam się w nim na zabój, a potem nieźle się na tym uczuciu przejechałam!
Już pierwszego dnia pracy u Agnieszki trafiła mi się niezła fucha.
– Płacę podwójnie, bo to wyjątkowo wystawne wesele – poinformowała mnie Aga na wejściu. – Ale wymagam też dwieście procent zaangażowania.

Gdy zobaczyłam, jakie pyszności przygotowały kucharki, aż zaniemówiłam.
– Fiu, fiu, rzeczywiście to wesele bogaczy – zagadałam do nich z uśmiechem.
Pani Wiesia, jedna z kucharek, pokiwała głową.
– A żebyś wiedziała, kochaniutka. Córkę wydaje za mąż szef mojego zięcia. Facet ma trzy masarnie. To dopiero biznes! Takiego mięsiska, jakie nam podrzucił, w życiu na oczy nie widziałam. Delicje!
– Dziewczyny, popatrzcie, co robią pieniądze – westchnęła Jola, kelnerka. – Panna młoda, córka bogacza jest taka sobie. No, ale za to pan młody… Moje kochane, przystojniak pełną gębą. Nie wiem, co on w niej widzi…
– Jak to co? Fortunę teścia – zachichotała Marlenka, pomocnica w kuchni.

– A bo to dziś miłość najważniejsza? Gdy człowiek nie ma za co czynszu opłacić albo kupić nowej kiecki, nie zakochuje się w pierwszym lepszym.
– A ja tam wierzę w wielką miłość na całe życie! – stwierdziła Jola i z rozmarzeniem spojrzała w okno.

Pod salę weselną podjechała właśnie limuzyna jak z amerykańskiego filmu. Cudo! Potem wysiadła para młoda. Z daleka nie widziałam ich twarzy. Zresztą Aga zagoniła nas do roboty. Wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik.
Na początku pomagałam dziewczynom w kuchni, a na salę wyszłam, gdy zaczęłyśmy podawać ciepłe dania. Od razu wpadłam na pannę młodą.
– Jesteście niesamowite. Jedzenie super, orkiestra też. Będę firmę pani Agnieszki polecała wszystkim koleżankom – powiedziała z uśmiechem.
Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo żonę zaczął wołać ukochany.
– Przepraszam, muszę lecieć, mąż wzywa – zaszczebiotała. 
Wróciłam do kuchni, ale… ciekawość zwyciężyła. Przez uchylone drzwi postanowiłam sprawdzić, czy rzeczywiście pan młody jest tak przystojny, jak mówiły dziewczyny. I pojawił się. A ja zamarłam.

„Boże, Kuba!” – nie mogłam uwierzyć w to, co widzę. Ale wzrok mnie nie mylił. To był ON! Facet, który zniszczył mi życie. Rozkochał w sobie, a potem okradł i ślad po nim zaginął...
To było dwa lata temu. Poznałam Kubę przez Internet, na jednym z portali randkowych.
– Kobieto, to kopalnia świetnych facetów! Bez kłopotu znajdziesz dla siebie jakieś smaczne ciacho… – kusiła Wiola, moja przyjaciółka.

Pewnego wieczoru usiadłam więc przy komputerze, zaczęłam klikać i… zobaczyłam jego. Kubę! Ależ był przystojny! Brunet z piwnymi oczami, o zniewalającym uśmiechu. Napisałam do niego, ale nie liczyłam, że mi odpisze. A jednak, gdy następnego dnia sprawdziłam swoją skrzynkę, zamarłam. Kuba w swoim mailu prosił mnie o zdjęcie, i o więcej informacji na mój temat. Spełniłam jego prośbę, a po kilku dniach umówiliśmy się na kawę. Co tu dużo mówić, nie jestem klasyczną pięknością, dlatego nie rozumiałam, co on we mnie widział.
– Daj spokój. Niezła laska z ciebie! Gdybym była facetem, schrupałabym cię na śniadanie – żartowała Wiola.
Cieszyła się moim szczęściem. Ale mimo tego, gdy miesiąc później powiedziałam jej, że chcemy z Kubą razem zamieszkać, nie kryła zdziwienia.
– Zwolnij. Nie wiesz, że najciekawsze jest gonienie króliczka. Skąd ten pośpiech? Przecież Kuba ma gdzie mieszkać.
– Właścicielka mu wymówiła. Podobno z zagranicy przyjeżdża ktoś z jej rodziny. Kuba był załamany. Miałam mu odmówić? – nie rozumiałam przyjaciółki. – Skoro chcemy być razem, to co to za różnica, kiedy zamieszkamy pod jednym dachem? Wiolka, nie mam piętnastu lat. Wiem, co robię. Ja naprawdę się w nim zakochałam. I on we mnie też!

Święcie wierzyłam w to, co mówię. Kubuś był słodki! Traktował mnie jak księżniczkę – rozpieszczał, kupował kwiaty bez okazji, szeptał czułe słówka... Po miesiącu wspólnego mieszkania wrócił z pracy załamany.
– Wyrzucili mnie. Redukcja etatów – powiedział ze łzami w oczach.
Pół nocy go tuliłam. Był kłębkiem nerwów. Niestety, przez kolejne dwa miesiące bezskutecznie szukał nowego zajęcia.
– Mam wyrzuty sumienia, że wszystko jest na twojej głowie. Ale kotuś, to się zmieni, jak tylko coś znajdę. Będziemy szczęśliwi i bogaci – powtarzał.
– Daj spokój. Jakie to ma znaczenie, kto płaci rachunki. Jesteśmy razem, wszystko jest wspólne. Niczym się nie przejmuj – powtarzałam.

Chyba wziął to sobie do serca, bo po kolejnym miesiącu nagle… zniknął. Po prostu zapadł się pod ziemię! A wraz z nim wszystkie moje oszczędności, które trzymałam w srebrnej szkatułce, telewizor plazmowy, wieża i – coś, czego najbardziej było mi szkoda – sześć przepięknych srebrnych łyżeczek, jakie odziedziczyłam po mojej babci.
Chyba dałaś znać na policję. Nie?! – moja mama nie mogła wyjść ze zdumienia. – Czyś ty dziewczyno do reszty rozum postradała?! Zaraz leć na najbliższy komisariat!
Ani mi to było w głowie.
– Kuba zostawił list – szlochałam. – Przysięga w nim, że wszystko mi zwróci. Wpadł teraz w jakieś tarapaty finansowe. Zadarł podobno z mafią. I bandyci mu grożą. Napisał, że mnie kocha i dlatego nie chce narażać. No i że wróci…

Ależ ja byłam głupia! Kuba oczywiście nie dał znaku życia. Nie miałam pojęcia, co się z nim dzieje. Aż do tej pory.
Mój ukochany właśnie wżenił się w bogatą rodzinkę. „Ciekawe, czy to miłość, czy jeden z kolejnych jego cwanych planów?” – zastanawiałam się, stojąc na zapleczu weselnej sali. Byłam tak wstrząśnięta swoim odkryciem, że nie mogłam już wrócić do podawania gościom posiłków. Nogi mi się trzęsły, nie mogłam złapać tchu. Przeprosiłam Agnieszkę i tłumacząc się wysoką gorączką, wyszłam jak najprędzej z wesela.
Przez kolejnych kilka dni miałam w głowie mętlik. Nie wiedziałam, co robić.

Z jednej strony faktem jest, że padłam ofiarą oszustwa i kradzieży, z drugiej jednak – sama zaprosiłam pod swój dach złodzieja. Zresztą, nie zgłosiłam kradzieży na policji. Kuba mógł teraz śmiało wszystkiego się wyprzeć. A co, jeśli się zmienił i naprawdę kocha tę dziewczynę? Czy mam prawo niszczyć dopiero co zawarte małżeństwo tej kobiety?
Ostatecznie postanowiłam się z nią spotkać. Przecież jeśli to była prawdziwa miłość, nic złego nie robiłam. Ich związek przetrwa. W Internecie znalazłam telefon do firmy ojca dziewczyny. Jak się okazało, ona też tam pracowała. Wiedziałam, że ma na imię Ewa. Sekretarka powiedziała, że jest wicedyrektorką i po moich zapewnieniach, że sprawa jest bardzo pilna, w końcu nas połączyła. 
– Nie rozumiem. Nie znamy się, dlaczego chce się pani ze mną spotkać i porozmawiać o Kubie? I dlaczego mam mu nic nie mówić? – Ewa była zdziwiona, gdy zaproponowałam spotkanie.
– Wyjaśnię pani, gdy się zobaczymy. Czekam w kawiarence „Słoneczny szlak”, to dwie ulice od pani biura – powiedziałam tajemniczo.

Gdy godzinę później Ewa już o wszystkim wiedziała, kręciła głową z niedowierzaniem.
– Skąd mam wiedzieć, że mówi pani prawdę? A może jest pani po prostu zazdrosną byłą dziewczyną mojego męża? Ani razu mnie nie oszukał. Kocha mnie i nigdy nie wziął ode mnie ani grosza! – patrzyła na mnie jak na złoczyńcę.
– Ode mnie na początku też nic nie chciał. Wie pani, czego najbardziej mi żal. Nie tego, że zniknął, bo to już przebolałam. Najbardziej szkoda mi srebrnych łyżeczek po babci. Były rodzinną pamiątką. Dobrze wiedział, ile dla mnie znaczą. A on pewnie i tak sprzedał je za grosze. Byłam już chyba we wszystkich lombardach w Gdańsku. Nigdzie ich drań nie zastawił.
– Srebrne łyżeczki?! A jak wyglądały? – spytała z wahaniem.
– Były wyjątkowe. Na zakończeniach miały maleńkie różyczki – wyjaśniłam.

Ewa spojrzała na mnie zaskoczona i drżącym głosem wyszeptała:
Boże, dostałam je od Kuby w prezencie ślubnym. Powiedział, że to pamiątka po babci. Wie pani, że on jest sierotą i wychowała go babcia, która niedawno zmarła…
– Babcia?! – przerwałam jej. – Ja słyszałam wersję o rodzicach alkoholikach, którzy wypędzili go z domu – zaśmiałam się ironicznie. – Co za drań! Teraz jest mi już wszystko jedno. Idę na policję.

Ewa zaczęła płakać. Nie wiedziałam, jak się zachować. Ale po kilku minutach uspokoiła się, otarła łzy i powiedziała:
– Mam lepszy pomysł. Poproszę o pomoc ojca. Wynajmie kogoś, kto sprawdzi, kim naprawdę jest Kuba Nowak.

Po dwóch tygodniach detektyw znalazł tyle pikantnych szczegółów z życia Kuby, że policja aż zacierała ręce. Okazało się bowiem, że oszukał nie tylko mnie, ale i wiele innych kobiet. Tylko jedna wniosła oskarżenie. Jednak teraz, gdy wszystko wyszło na jaw i pozostałe kobiety dowiedziały się, co z niego za ziółko – zgodziły się zeznawać.
– To nie koniec! – relacjonowała mi Ewa. – Kuba wprawdzie jest moim mężem, ale tak naprawdę dzieli życie między mnie a niejaką Monikę, z którą ma dwoje dzieci. Była zaskoczona, gdy dowiedziała się o naszym ślubie, bo podobno oni są zaręczeni.
Byłam w szoku. Nie wiedziałam, jak mogłabym ją pocieszyć.
– Daj spokój – Ewa trzymała się dzielnie. – Jest podłym draniem bez skrupułów. Pewnie co do mnie też miał jakiś przemyślany plan. Ale dzięki tobie on się nie powiódł.

Czy byłam z siebie zadowolona? Ani trochę. Właśnie zniszczyłam małżeństwo całkiem miłej dziewczynie, a wcześniej nieświadomie – własne życie. Bo przez Kubę nie potrafię zaufać żadnemu facetowi. Każdy wydaje mi się oszustem...

Czytaj także:
„Nie mogliśmy zajść w ciążę, a mąż obwiniał o to mnie. Uważał, że to obowiązek każdej kobiety rodzić dzieci”
„Mój mąż to tyran, ale przed wszystkimi udaje pana idealnego. Nawet moja matka uważa, że przesadzam, chcąc odejść”
„Myślałam, że małżeństwo moich dziadków było idealne. Babcia przez całe życie skrywała przed nami tajemnicę…”

Redakcja poleca

REKLAMA