„Wygoniłam męża z łóżka, bo wrócił z sanatorium z niespodzianką. Więcej tam nie pojedzie stary głupiec”

obrażona kobieta fot. Adobe Stock, Prostock-studio
„Byłam w szoku i na moment aż mnie zatkało! Po chwili jednak moje zdziwienie płynnie przeszło we wściekłość, której zamierzałam właśnie dać ujście. – Marian, co to ma być?! – wrzasnęłam do męża, trzymając w dłoni parę czerwonych majtek”.
/ 22.02.2024 07:15
obrażona kobieta fot. Adobe Stock, Prostock-studio

Nawet cieszyło mnie, że Marian wybiera się do sanatorium. Po przejściu na emeryturę stał się nieznośnym mrukiem i zwykłym leniem. Całymi dniami przesiadywał w fotelu i bezmyślnie gapił się w telewizor. Gdy więc, po miesiącach rozmów, zgodził się w końcu wybrać na wczasy zdrowotne, byłam zachwycona. Nie tylko perspektywą, że może mąż w końcu nieco odżyje, ale także tego, że po raz pierwszy od dawna będę miała dom tylko dla siebie.

Małżeństwo stało się nużące

Właściwie sama nie wiedziałam, gdzie się podziały te wszystkie emocje w moim małżeństwie. Z biegiem czasu staliśmy się zupełnie różnymi ludźmi: ja nadal byłam tak samo żywa i przebojowa jak za czasów studiów, ale Marian w niczym nie przypominał mężczyzny, w którym się zakochałam. Gdzie się podział ten zabawny, pełen werwy facet, z którym spędziłam ostatnie kilka dekad? Mój mąż był idealnym przykładem faceta, który po emeryturze zamienił się w starego dziada.

Gdy przyjaciółka podsunęła mi pomysł, żeby wysłać go do sanatorium, od razu zaczęłam go rozważać.

– Zobaczysz, zmieni na chwilę otoczenie, może wypocznie, może trochę za tobą stęskni. Mój Włodek wrócił z sanatorium kompletnie odmieniony! Znowu zaczął mnie zaskakiwać kwiatami, gotować mi obiady... – zachwalała Tosia.

– Może i masz rację? W końcu nie mam nic do stracenia. Spróbuję go namówić – zgodziłam się.

Nie chciał nawet o tym słyszeć

Oczywiście, jak mogłam przewidzieć, wypchnięcie męża z domu i zmuszenie go do opuszczenia wygodnego fotela wcale nie było takie proste.

– Ale po co? Nic mi nie jest. Sanatorium jest dla jakichś starych dziadów... – mruknął markotnie.

„Czyli takich, jak ty!”, pomyślałam z przekąsem, ale na głos powiedziałam tylko:

– Oj, wcale nie! Wypoczniesz trochę, pooddychasz zdrowym powietrzem, może poznasz kogoś nowego – namawiałam.

W końcu udało mi się go przekonać. Nie wiem, czy zgodził się, bo faktycznie go przekonałam, czy po prostu chciał, żebym dała mu już spokój. Ale to nie było dla mnie istotne. Grunt, że wyjeżdżał, a ja znowu zyskałam nadzieję, że wpłynie to na niego pozytywnie. Gdy już wsadziłam Mariana do pociągu do sanatorium, aż odetchnęłam z ulgą.

Miałam czas dla siebie

Nie pamiętałam, kiedy miałam ostatnio cały dzień dla siebie. Taki, żeby nie musieć się przejmować, o której wrócę, bo przecież mężowi trzeba podać obiad...

Poszłam do kina, a potem przeszłam się po sklepach, zmierzając w stronę swojej ulubionej kawiarni. Tam wyjęłam książkę i zupełnie zatopiłam się w opowieści o hiszpańskiej księżniczce, aż  zorientowałam się, że wybiła już 18! Normalnie o tej porze od dawna siedziałabym już w domu i zmywała po obiedzie. Teraz jednak niespiesznie zebrałam swoje rzeczy i ruszyłam w stronę domu w spacerowym tempie.

Gdy już dotarłam do mieszkania i spokojnie ogarnęłam je po śniadaniowym rozgardiaszu, postanowiłam zadzwonić do Mariana. „Pewnie już dojechał na miejsce i się rozpakowuje. Sprawdzę, co tam u niego”, pomyślałam.

– Halo? – usłyszałam w słuchawce głos męża.

– No cześć, jak tam się masz? Dojechałeś? – zapytałam.

– Tak, wszystko w porządku – odpowiedział głosem tak samo znużonym jak zwykle.

„Ech, dam mu więcej czasu”, pomyślałam.

– Dobrze, to przedzwonię do ciebie jutro wieczorem, rozpakowuj się i może poznaj tam kogoś nowego na kolacji – poradziłam mu i zakończyłam rozmowę.

Był coraz bardziej podekscytowany

Gdy zadzwoniłam następnego dnia, Marian brzmiał już zdecydowanie bardziej radośnie.

– O, cześć, to ty! – powiedział do słuchawki, jakby zdziwiony, że dzwonię.

– Cześć! Słyszę, że masz dobry humor. Podoba ci się? – zapytałam.

– Powiem ci, że tu jest zupełnie inaczej, niż myślałem! Są naprawdę sympatyczni ludzie w moim wieku, a myślałem, że będą sami starsi... Zajęcia sportowe i zabiegi też są bardzo przyjemne. Chyba mi się tu spodoba – odparł znacznie żywszym tonem niż zwykle.

– To wspaniale! Bardzo się cieszę! Widzisz, mówiłam... – ucieszyłam się.

Rozmowę z mężem zakończyłam w znacznie lepszym nastroju. „Czyli plan może zadziałać”, pomyślałam z radością, po czym zajęłam się kolejną książką, a następnie układaniem porcelany w przeszklonej komodzie. Nie ukrywam, że rozłąka z mężem była dla mnie relaksująca, ale po kilku dniach zaczęłam już za nim tęsknić. Marian jednak stawał się coraz bardziej zaangażowany w sanatoryjne rozrywki...

Czuł się tam jak w raju

– No cześć, w końcu odebrałeś! – odparłam nieco poirytowana, gdy kilka dni później z trudem dodzwoniłam się do męża.

– Cześć, wybacz, ale byłem na szachach z chłopakami, a potem siedzieliśmy w kawiarni z całym towarzystwem. Zostawiłem telefon w pokoju – poinformował mnie radośnie.

– Czyli bawisz się coraz lepiej? – upewniłam się.

– Tak, aż mi przykro, że niedługo kończy się ten turnus.

– Coś takiego! To może za jakiś czas wybierzesz się tam znowu?

– Bardzo chętnie – ucieszył się mąż.

– A może ja pojadę z tobą? – zaproponowałam.

– Hela, przepraszam, ale muszę lecieć, zaraz mamy obiad – uciął szybko mąż i zakończył rozmowę.

Wrócił odmieniony

Gdy Marian w końcu wrócił z wyjazdu, wyglądał na zupełnie odmienionego. Jego skóra i oczy jakby pojaśniały, stały się bardziej lśniące... Częściej żartował i się uśmiechał, przestał już zalegać całymi dniami w fotelu, a zamiast tego odbywał pogawędki telefoniczne ze znajomymi z sanatorium.

– To było świetne! Zobaczymy się znowu już niedługo! – rechotał przez telefon.

– Ooo, już planujesz kolejny wyjazd? – ucieszyłam się.

– Powiem ci, że bardzo się zżyłem z tymi ludźmi i chętnie zobaczę ich wkrótce znowu – odpowiedział z uśmiechem.

Jego stosunek do mnie również się zmienił. Był mniej mrukliwy, częściej mnie przytulał... Stawał się znowu powoli mężem z naszych pierwszych lat małżeństwa, a ja od dawna nie byłam tak szczęśliwa.

Pewnego dnia zabrałam się za porządki. Opróżniłam wszystkie koszyki i torby, które zalegały nam w przedpokoju. Niektóre nadawały się do odkurzenia, a niektóre do porządnego prania. Wśród nich znajdowała się także torba, którą mój mąż miał ze sobą w sanatorium.

Byłam w szoku

Otworzyłam ją, żeby wyjąć z niej wszelkie śmieci czy zapomniane ciuchy, gdy nagle zauważyłam damską bieliznę! Byłam w szoku i na moment aż mnie zatkało! Po chwili jednak moje zdziwienie płynnie przeszło we wściekłość, której zamierzałam właśnie dać ujście.

– Marian, co to ma być?! – wrzasnęłam do męża, trzymając w dłoni parę czerwonych majtek.

– Hela... To nie jest tak, jak myślisz... – zaczął się tłumaczyć mąż, ale ja nawet nie chciałam tego słuchać.

– To takie tam były rozrywki? Uganiałeś się za innymi babami, kiedy ja siedziałam w domu sama i tęskniłam?! – krzyczałam dalej.

– Ale kochanie, daj mi wyjaśnić, proszę... – Marian bezskutecznie próbował się przebić przez moje wrzaski.

– Nie ma czego wyjaśniać! Co tu niby robią majtki jakiejś baby? W twojej torbie? Zabieraj swoją poduszkę, śpisz od dzisiaj na kanapie! – rozkazałam i pospiesznie wyszłam z mieszkania.

Nigdzie więcej nie pojedzie

Musiałam ochłonąć, bo chyba rzuciłabym w męża tą torbą albo i żeliwną patelnią, która leżała w zasięgu mojej ręki. Jak on mógł mi to zrobić?! W domu taki mruk, niczym niezainteresowany, a tam jakiś Casanova, który podrywa obce baby? Kto wie, co oni tak naprawdę robili!

Ciężko było mi wyobrazić sobie męża, który kocha się z inną kobietą, ale jeśli to wcale nie miało miejsca, to co w takim razie robiła ta bielizna w jego torbie? „Po moim trupie pojedzie tam znowu. Będzie siedział w domu i błagał o wybaczenie”, obiecałam sobie gniewnie.

Gdy wróciłam do mieszkania, Marian nadal nie spał. Chyba na mnie czekał z nadzieją, że w końcu ochłonę i wysłucham jego argumentów, ale mocno się pomylił. Rzuciłam tylko torebkę na kanapę i natychmiast zamknęłam się w łazience, a z niej poszłam prosto do sypialni.

– Hela, proszę cię... Porozmawiajmy – szepnął mąż, ale nie słuchałam go.

Odpowiedziałam mu jedynie trzaśnięciem drzwi. Nie wiem, jak długo jeszcze będę go za to karać, ale na pewno nie przejdzie mi tak szybko. Tylko co dalej? Przecież się z nim nie rozwiodę na stare lata! Ale nie wyobrażam sobie też, żeby jeszcze kiedyś było między nami tak, jak dawniej... Ech, stary głupiec wszystko zniszczył!

Czytaj także: „Teściowa miała obsesję na punkcie naszego życia. Grzebała nam w lodówce i bieliźnie, a mój mąż bał się odezwać”
„Żona ciągle mnie krytykuje i ma za ofermę. Zdziwi się, jak dostanie papiery rozwodowe i zostanie bez kasy”
„Miłość życia spotkałam po rozwodzie, ale poświęciłam ją dla kariery. Gdy zrozumiałam błąd, było już za późno”

Redakcja poleca

REKLAMA