Gdy poznałam Filipa, zauważyłam, że trochę za bardzo ulega swojej matce. Dopiero po ślubie zorientowałam się, że mój mąż boi się jej jak ognia. Ta kobieta robi z nim, co chce!
Gdy ona ingerowała... nie, to niewłaściwe słowo. Gdy ta jędza bezczelnie naruszała naszą prywatność, on milczał, bo bał się, że mamusia go skarci. A ja miałam już tego powyżej uszu! Gdybym sama nie zrobiła z tym porządku, szanowna teściowa pewnie do dziś panoszyłaby się u nas, jak u siebie.
Była dla niego ważna
Już przed ślubem wiedziałam, że matka jest bardzo ważna dla mojego przyszłego męża. Nie rozpatrywałam tego w kategoriach wady. Przeciwnie, byłam święcie przekonana, że skoro Filip potrafi okazywać szacunek swojej rodzicielce, będzie dobrym mężem. Nie pomyliłam się. Wiele moich koleżanek wyszło za prawdziwych troglodytów – prostaków, którzy całymi dniami hodują mięsień piwny przed telewizorem. Ja miałam znacznie więcej szczęścia.
Filip to dobry, ciepły mężczyzna. Jest pracowity, ma w życiu pasje, potrafi zachować się w każdej sytuacji i, co najważniejsze, pozwala mi odczuć, że jestem jego całym światem. Facet idealny? A skąd! Ideał nie istnieje. Paradoksalnie, największą wadą mojego męża jest oddanie matce – cecha, za którą ceniłam go od początku. Po ślubie zrozumiałam, że ich relacji daleko jest do normalności. To nie kwestia szacunku syna do matki. On po prostu boi się tej apodyktycznej baby. Wcale się temu nie dziwię, bo niedawno przekonałam się, że moja teściowa to wiedźma z piekła rodem.
Czułam, że będą problemy
Maryla, bo właśnie tak ma na imię matka Filipa, nigdy nie wzbudzała we mnie sympatii. Gdy ją poznałam, odniosłam wrażenie, że jest apodyktyczną heterą. Lubiła wszystkich rozstawiać po kątach, a gdy ktoś śmiał się sprzeciwić jej woli, stawała się nie do zniesienia. Starsze rodzeństwo Filipa, Łucja i Dominik, miało z nią prawdziwy krzyż pański. Nawet przy mnie, a wówczas byłam przecież obcą osobą, traktowała ich jak popychadła. „Wynieś, przynieś, pozamiataj” i tak w kółko.
Swojego najmłodszego syna traktowała inaczej. Nie dało się nie zauważyć, że Filip to jej oczko w głowie. Odnosiła się do niego z większym szacunkiem i nie pomiatała nim, jak swoimi pozostałymi dziećmi, a i on był wobec niej bardziej uległy. Łucja i Dominik potrafili jej odmówić. Filip spełniał każdą jej zachciankę i to bez mrugnięcia okiem.
Gdy poprosił mnie o rękę, zgodziłam się bez wahania. Chwilę później naszła mnie jednak myśl, że życie w rodzinie, którą dyryguje Maryla, może okazać się trudne do zniesienia. Nie zniechęciło mnie to jednak. Niby dlaczego miałabym odrzucić mężczyznę, którego kocham? Bo jego mamusia ma trudny charakter? „Daj spokój, dziewczyno. Przecież nie wychodzisz za jego matkę. Poza tym to nic złego, że twój przyszły mąż szanuje kobietę, która go urodziła” – powtarzałam sobie w myślach.
Tłumaczyłam sobie, że będzie dobrze, jednak podświadomie czułam, że Maryla może chcieć ingerować w nasze życie. Ale przecież nie planowaliśmy mieszkać pod jej dachem. Co mogło pójść nie tak?
Maryla zaczęła się wtrącać
Bardzo szybko przekonałam się, że moje obawy nie były bezpodstawne. Matka Filipa złożyła nam wizytę następnego dnia po przeprowadzce do nowego mieszkania. Już wtedy pokazała, że w jej mniemaniu, to ona wie najlepiej, jak mamy żyć. Zaczęła krytykować nasze meble i oczywiście nie omieszkała zasugerować, na jakie mamy je wymienić.
– Powiedz mi, moja droga, czy to ty wybrałaś tę kanapę? – zapytała.
– Wybraliśmy ją wspólnie.
– Na pewno nie. Filipek nie kupiłby takiego badziewia. Ani to nie wygląda, ani to wygodne. Stylowy narożnik pasowałby tu idealnie, ale nie to coś. Chociaż nie. Cofam to. Gdybyście kupili ładną rogówkę, musielibyście wyrzucić na śmietnik te szafki – stwierdziła i spojrzała na mnie. – Tak, na śmietnik, bo przecież nawet za darmo nikt tego nie weźmie.
– Nam podoba się nasza kanapa. Szafki też. I nawet komody – skontrowałam ją.
– Oczywiście, rozumiem cię doskonale. Nie jest dla mnie żadnym zaskoczeniem, że brakuje ci gustu – rzuciła złośliwie.
Nie miała hamulców
Denerwujące, prawda? A to był dopiero przedsmak tego, co mnie czekało. Przy następnej wizycie nie poprzestała na krytyce. Zaczęła sprawdzać, co mamy w lodówce. Wściubiła też nos do wszystkich kuchennych szafek.
– Masz może cytrynę? – zapytała, gdy usiedliśmy do herbaty.
– Już przynoszę.
– Siedź, na pewno jesteś zmęczona. Sama sobie świetnie poradzę.
– Na drzwiach lodówki – powiedziałam na wypadek, gdyby nie mogła znaleźć.
Najwyraźniej to był dla niej pretekst, żeby wymknąć się z salonu do kuchni. Wróciła kilka minut później i zaczęła robić mi wyrzuty, że chcę zagłodzić jej syna.
– Powiedz mi, kochana, co masz przeciwko normalnemu jedzeniu? – zapytała.
– Nie bardzo rozumiem – zdziwiłam się.
– W lodówce masz prawie same warzywa i jakąś zieleninę. W szafkach znalazłam tylko kaszę i jakiś dziwny makaron. Czym ty karmisz Filipka? Przecież zagłodzisz go!
Spojrzałam na męża, ale on tylko uśmiechał się zakłopotany. Zrozumiałam, że nie ma zamiaru przejąć inicjatywy, więc musiałam radzić sobie sama.
– A czego szukałaś w szafkach, mamo? Przecież powiedziałam ci, gdzie jest cytryna.
– Nie zmieniaj tematu.
– Nie zmieniam. Po prostu chcę wiedzieć...
– A ja chcę wiedzieć, czy należycie dbasz o moje dziecko. Myślisz, że nie mam do tego prawa? Chyba muszę robić ci listy zakupów, bo widzę, że sama sobie nie radzisz.
Zatkało mnie. Po prostu nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Łudziłam się, że najgorsze już za mną. Że nie może być już bardziej wredna. Ależ byłam naiwna!
Oglądała moją bieliznę
Przy następnej wizycie, zaczęła grzebać mi w szufladzie z bielizną. Powiedziała, że idzie do toalety, a udała się wprost do naszej sypialni. Wróciła z kompletem mojej koronkowej bielizny w ręku.
– Co to jest?! – wykrzyczała wściekła.
– Biustonosz i stringi – odpowiedziałam lekceważąco.
– Ty zakładasz na siebie coś takiego? Jakbyś była jakąś ladacznicą!
Zignorowałam to pytanie i uwagę. Spojrzałam na męża.
– Filip, może wytłumaczysz mamie, że to niegrzeczne naruszać czyjąś prywatność – zaproponowałam, ale on nadal milczał.
Wpatrywał się tylko zakłopotany w podłogę. Natomiast Maryla nie zamierzała zamilknąć. Przeciwnie, dopiero się rozkręcała.
– Jak ty możesz? Przecież gdyby ludzie się dowiedzieli...
– Spokojnie, nie dowiedzą się, bo na co dzień nie noszę żadnej bielizny – rzuciłam z przekąsem.
– Tego już za wiele! – oburzyła się. – Wychodzę!
Mąż ją bronił
Gdy wyszła, zażądałam wyjaśnień od Filipa.
– Możesz mi powiedzieć, co to było?
– Ale co?
– Jeszcze pytasz? Twoja matka grzebie mi w bieliźnie, a ty nie reagujesz!
– Daj spokój, Majka. To starsza kobieta i ma swoje dziwactwa. Jest troskliwa, to wszystko.
– Nie tak okazuje się troskę!
– Ona już tak ma. Zaakceptuj to, proszę, bo i tak nie mamy na to wpływu.
Miałam zaakceptować, że ta wiedźma mówi mi, jak mam meblować swoje mieszkanie? Miałam znosić komentarze na temat zawartości mojej lodówki? Mogłabym, ale na pewno nie pozwolę, żeby grzebała mi w bieliźnie i nazywała mnie ladacznicą. Tego było już za wiele. Musiałam wyjść i ochłonąć.
Pomyślałam, że może Łucja wyjaśni mi, dlaczego jej brat nie umie przeciwstawić się matce. Wyjęłam telefon i wybrałam jej numer.
– Dziewczyno, to ty jeszcze nie zauważyłaś, że Filip panicznie boi się naszej matki?
– Ale jak to? Przecież to dorosły facet!
– Tak, ale w relacjach z nią wciąż jest dzieckiem.
Łucja opowiedziała mi, jak wyglądało ich dzieciństwo. Wyjaśniła, że Maryla była surową i zaborczą matką. Ona i Dominik potrafili się buntować, ale Filip zawsze był jej posłuszny. Tak mu już zostało. To, że milczy, gdy ona panoszy się u nas jak u siebie, jest efektem nieprzepracowanej traumy. „Działaj, bo inaczej będzie coraz gorzej” – brzmiała jej rada.
Postawiłam granice
Po rozmowie z Łucją udałam się wprost do mieszkania teściowej.
– Po co przyszłaś? Żeby wpędzić mnie do grobu?
– Nie. Przyszłam, bo mam wrażenie, że pewne kwestie wymagają wyjaśnienia.
– Jeżeli chcesz się wytłumaczyć...
– Nie zamierzam się z niczego tłumaczyć – przerwałam jej. – Będę wdzięczna, jeżeli posłuchasz, co mam do powiedzenia.
Powiedziałam wprost, że jeżeli ma zamiar dalej ingerować w nasze życie, może się u nas nie pokazywać. Wyrzuciłam wszystko, co we mnie siedziało. Nie spodobało się jej to.
– To wszystko? Czy masz mi coś jeszcze do powiedzenia?
– To wszystko i mam nadzieję, że nie będziemy musiały powtarzać tej rozmowy.
– Odprowadzę cię do drzwi.
– Nie musisz. Sama trafię.
Póki co Maryla nie pokazała się u nas. Najwyraźniej urażona duma nie pozwala jej odwiedzić syna i synowej. I dobrze. Jeżeli nie potrafi zrozumieć, że mamy prawo żyć po swojemu, nie ma u nas czego szukać.
Czytaj także: „Myślałam, że babcia kochała dziadka i była z nim szczęśliwa. Zwątpiłam, gdy poznałam prawdę o ich małżeństwie”
„Mąż codziennie wchodzi mi pod kołdrę. Liczy na jakieś igraszki, a mnie obrzydza kochanie się z nim”
„Córka nie chce mnie znać, bo po rozwodzie zapomniałem o niej na kilkanaście lat. Nie docenia, że płacę alimenty”