„Wydałam wszystko na ciuchy i zabrakło mi na prąd. Aga zamiast mi pomóc, zwyzywała mnie od idiotek. Taka z niej przyjaciółka?”

Przyjaciółki w kłótni fot. Adobe Stock, fizkes
„– Dobra, daruj sobie to umoralnianie. Nie pożyczysz? W porządku. Ale nie musisz mnie od razu wychowywać. Nie sądziłam, że aż tak zazdrościsz mi tej kiecki, by odgrywać się na mnie w taki sposób… – potok nieprzyjemnych słów, sycony poczuciem winy, popłynął z moich ust. Długo wylewałam swoje żale, nim się zorientowałam, że Aga już dawno się rozłączyła”.
/ 27.09.2022 11:15
Przyjaciółki w kłótni fot. Adobe Stock, fizkes

Przyglądałam się jej od dawna. Codziennie przechodząc obok witryny sklepu, sprawdzałam, czy jest. Była. Kusiła pięknym fasonem, zachwycała kolorem, nęciła miękkością materiału. Jedyne, co mnie w niej odstręczało, to cena. Stanowczo za wysoka jak na moje możliwości. Ale nie przestawałam marzyć, że któregoś dnia to cudo znajdzie się w mojej szafie.

Wreszcie się doczekałam! Na szybie pojawił się obiecujący szyld z napisem „wyprzedaż”. Uprosiłam przyjaciółkę, aby zaraz po pracy poszła ze mną do butiku i szczerze doradziła, czy powinnam kupić upragnioną sukienkę.

Wredna baba!

Podekscytowana przekroczyłam próg sklepu, a ona razem ze mną.

– Dzień dobry, w czym mogę paniom pomóc? – głos ekspedientki tchnął zawodową uprzejmością, zarazem jej wzrok sprawnie otaksował moją podniszczoną torebkę.

– Chciałabym przymierzyć sukienkę z wystawy – odparłam, siląc się na nonszalancję, jakby tego typu zakupy były dla mnie chlebem powszednim.

– Proszę bardzo – dziewczyna podeszła do manekina i zdjęła z niego przedmiot mych marzeń. – To niestety jedyny egzemplarz, rozmiar trzydzieści osiem. Innych nie mamy – uprzedziła, jakby nie dowierzała, że sukienka będzie na mnie pasowała.

Tuląc w ramionach drogocenny jedwab, pomknęłam do przymierzalni. Przyjaciółka w tym czasie penetrowała zawartość regałów. Czułam dreszczyk emocji, kiedy zakładałam upragnioną sukienkę. Gdy spojrzałam na swoje odbicie w lustrze, oniemiałam. Wyglądałam w niej jeszcze lepiej, niż się spodziewałam, po prostu cudnie!

– Aga, chodź tutaj! – zawołałam zza kotary. – Zobacz i oceń.

Spojrzenie przyjaciółki potwierdzało moje wrażenie, ale kiedy w końcu się odezwała, zrobiło mi się przykro.

Postanowiłam wyłożyć jej swoje racje

– Wyglądasz w niej wspaniale, jak księżniczka, ale zastanów się, gdzie ty pójdziesz w tej kiecce? Po co ci ciuch, którego nie będziesz miała gdzie nosić? – pociągnęła za metkę i gwizdnęła. – I to za taką cenę! Odradzam.

– Okazja na pewno się jakaś znajdzie – przekonywałam ją. – A cena jest obniżona o trzydzieści procent!

– Nadal jest za droga i niepraktyczna – upierała się Aga. – Przecież to jedwab, nie do prania, a sukienka jest letnia. Po każdym założeniu będziesz leciała do pralni chemicznej?

W sumie Aga miała rację z tą sukienką.

„Czyżby mi zazdrościła zakupu? – przemknęło mi przez głowę. – Czy to dlatego mnie zniechęca?”.

– Oj, przecież sama powiedziałaś, że to ciuch na specjalne okazje, więc aż tak często nie będę jej nosić… – broniłam swojej koncepcji.

– No właśnie – pokręciła sceptycznie głową. – Ile razy w roku trafiają ci się „specjalne okazje”? Lepiej za tę kasę kupić sobie coś praktyczniejszego, za to więcej. Dużo więcej…

Choć jej rada była słuszna, we mnie obudził się duch przekory.

– Praktycznych rzeczy mam po dziurki w nosie, teraz chcę mieć coś luksusowego – zsunęłam z siebie sukienkę i poprosiłam Agę, żeby odniosła ekspedientce do zapakowania.

– Bardzo dobry wybór – chwaliła sprzedawczyni. – To projekt samego…

– Widzę – mruknęłam. – Płacę kartą.

Cena, jaka pojawiła się w okienku, niemiło mnie zaskoczyła, bo przecena wynosiła jednak dwadzieścia procent, nie trzydzieści. Powinnam zrezygnować, ale duma mi na to nie pozwoliła. Choć zdawałam sobie sprawę, że w tym momencie robię debet. Z mniejszym entuzjazmem chwyciłam elegancką reklamówkę z logo sklepu, drugą ręką ujęłam pod ramię milczącą Agę i wyszłam.

W domu opadły mnie wątpliwości

W zasadzie Agnieszka miała rację, odradzając mi ten zakup. Sukienka nadal była piękna, ale nie cieszyła mnie już tak bardzo. Zwłaszcza że następnego dnia przyszedł monit z elektrowni i nowy rachunek. Zapomniałam zapłacić poprzedni. Wraz z obecną opłatą, rachunek był naprawdę wysoki. Sprawdziłam stan konta i musiałam spojrzeć prawdzie w oczy – nie miałam środków, aby go zapłacić. Z wahaniem złapałam za telefon.

– Aga możesz pożyczyć mi ze cztery stówy? Jestem pod kreską, a rachunek zapłacić muszę, bo mi prąd odłączą – wydyszałam jednym tchem, darując sobie grzecznościowe wstępy.

Liczyłam, że przyjaciółka mnie zrozumie. Tymczasem w słuchawce zaległa głucha cisza.

– Aga, jesteś tam? Nie słyszę cię…

– Jestem. Ale dziwię się, że akurat do mnie dzwonisz w tej sprawie.

– Dlaczego? – teraz ja się zdziwiłam. – A do kogo niby miałabym zadzwonić jak nie do przyjaciółki? Wiem, że dostałaś niedawno premię…

– A nie pomyślałaś, że ja też mogę mieć rachunki do zapłacenia? Tylko ja nie wydaję bezmyślnie tysiąca złotych na zupełnie niepotrzebny ciuch.

– Dobra, daruj sobie to umoralnianie. Nie pożyczysz? W porządku. Ale nie musisz mnie od razu wychowywać. Nie sądziłam, że aż tak zazdrościsz mi tej kiecki, by odgrywać się na mnie w taki sposób… – potok nieprzyjemnych słów, sycony poczuciem winy, popłynął z moich ust.

Długo wylewałam swoje żale, nim się zorientowałam, że Aga już dawno się rozłączyła. Wściekłam się.

Zawiodłam się na niej

„I to ma być przyjaciółka!” – dumałam nad kubkiem herbaty. Zawiodłam się na niej. Tego, że ona mogła zawieść się na mnie, wolałam nie rozważać.

Pieniądze na rachunek pożyczyłam od znajomej. Zacisnęłam pasa i w ciągu miesiąca jakoś udało mi się spłacić dług. Aga przez cały ten czas nie odezwała się ani słowem. Ja do niej też nie, choć brakowało mi naszych spotkań i rozmów.

Sukienka wisiała w szafie i czekała na swój wielki dzień… który w końcu nadszedł. Zaproszenie na eleganckie garden party wydawało mi się odpowiednią okazją. Rzeczywiście zrobiłam furorę. Kobiety posyłały w moją stronę zazdrosne spojrzenia, mężczyźni – zachwycone. Napawałam się tymi spojrzeniami i jak gąbka chłonęłam komplementy.

Mój triumf trwał, póki przechodząca za moimi plecami koleżanka nie potknęła się i nie wyrzuciła na moją kosztowną sukienkę zawartości swego talerza. Tłuszcz błyskawicznie wsiąkł w tkaninę. Próby ratunku podjęte przez gospodynię przyjęcia tylko pogorszyły sprawę. Gorąca woda, po którą sięgnęła, chcąc usunąć plamy, brzydko zmarszczyła delikatny jedwab. Byłam zdruzgotana, mój dobry humor zamienił się w czarną rozpacz.

W domu zdjęłam sukienkę, rzuciłam ją na krzesło i owinęłam się wysłużonym szlafrokiem, któremu żadne plamy nie były straszne. Ponuro patrzyłam na kreację, która okazała się jednorazowa. Zastanawiałam się, nad niesprawiedliwością losu, kiedy zabrzmiał dzwonek do drzwi. Niechętnie powlokłam się, by otworzyć. Na progu stała Aga. Co za wyczucie! Naprawdę potrzebowałam przyjaciela, o ile nadal się przyjaźniłyśmy…

Zachowałam się jak obrażony dzieciak

– Wpuścisz mnie? – spytała niepewnie, jakby też miała wątpliwości.

Bez słowa odsunęłam się od drzwi, robiąc jej przejście.

– Ja cię bardzo przepraszam – zaczęła. – Za wtedy, gdy…

Machnęłam lekceważąco ręką.

– Daj spokój. To ja się zachowałam jak prosiak – westchnęłam.

– Ale daj mi wyjaśnić – poprosiła. – Bo mnie to gnębi. Jak zadzwoniłaś, miałam wyjątkowo parszywy dzień. A potem się dowiedziałam, że mama jest chora, czeka ją operacja, musiałam
do niej jechać…

Zalała mnie fala wstydu. Przyjaciółka miała poważne zmartwienia, a ja się nie zainteresowałam. Małostkowo rozczulałam się nad sobą, zamiast wyjaśnić sytuację, dowiedzieć się, czemu się do mnie nie odzywa. Zwykle tak się nie zachowywała. Nie znosiła cichych dni.

– Tym bardziej powinnam cię przeprosić – powiedziałam samokrytycznie. – Nawaliłam podwójnie. Miałaś rację co do tej kiecki, a ja zachowałam się naprawdę paskudnie. I czułam się z tym bardzo niefajnie, ale głupia duma nie pozwoliła mi się odezwać. Ale zanim wyrażę skruchę i uskutecznię samobiczowanie – uśmiechnęłam się do niej nieśmiało – powiedz, co u twojej mamy?

– Już lepiej. Zrzędzi jak zwykle, więc jest okej. Ale… co to? – jej wzrok spoczął na poplamionej sukience wiszącej na krześle. – Ojej, co się stało?

Pokrótce opowiedziałam jej historię nieszczęsnego garden party. Pokiwała głową ze smutkiem.

– Wielka szkoda, naprawdę było ci w niej ładnie – powiedziała.

– No… było – westchnęłam ciężko.

Aga zmarszczyła czoło w namyśle. Obejrzała zniszczenia i spytała:

– Co chcesz z nią zrobić?

– A co mogę zrobić? – wzruszyłam ramionami. – Wyrzucę, żeby mi nie przypominała, jaka byłam głupia.

– To może mi ją daj, co? Szkoda takiego materiału na śmietnik.

– Bierz! Za straty moralne – rzuciłam w nią kieckę, a potem sama rzuciłam się jej na szyję i spontanicznie uściskałam. – Tak się cieszę, że przyszłaś! Winka się napijemy i wreszcie nagadamy się za wszystkie czasy.

Rozstałyśmy się grubo po północy

Było mi lekko na duszy. Mniejsza o zniszczoną sukienkę, grunt, że odzyskałam przyjaciółkę.
Minął miesiąc, podczas którego często się spotykałyśmy albo rozmawiałyśmy przez telefon. Pewnego razu wpadła do mnie z jakąś paczką w ręce.

– To dla ciebie – oznajmiła.

Rozwinęłam papier i oniemiałam. To była moja sukienka! Jeszcze piękniejsza. Aga musiała zadać sobie wiele trudu, wypruwając poplamione fragmenty i zastępując je gładkim jedwabiem. Efekt był oszałamiający.

– Cudo, dziękuję! Jesteś prawdziwą czarodziejką! – byłam zachwycona.

– Nie wiem, co mogłabym zrobić, żeby ci się odwdzięczyć…

– Dwie rzeczy – Aga popatrzyła na mnie poważnie, ale w jej oczach tańczyły figlarne iskierki. – Po pierwsze przyjaźnić się ze mną dalej…

Przysięgam przyjaźń po grób! – zapewniłam żarliwie. – A po drugie?

– Nigdy więcej nie chodź w tej kiecce na garden party – roześmiała się na widok mojej miny. – Bo drugiej przeróbki może już nie przetrwać.

Czytaj także:
„Zarobiliśmy dolary za granicą i kasa uderzyła nam do głowy. Kupiliśmy nowe mieszkanie, które dziś czyści nam portfele”
„Ojciec latami oszukiwał mamę i mnie. Teraz prosi o pomoc dla swojej nieślubnej córki. Bez niej moja siostra może umrzeć…”
„Rodzina suszy narzeczonemu głowę, że zwleka z naszym ślubem. Jest zakałą rodu, bo… nie ma kasy na wesele”

Redakcja poleca

REKLAMA