Tak się ucieszyłam, gdy ojciec przyjechał do Poznania specjalnie po to, żeby się ze mną spotkać – jest przecież taki zajęty. Dziewczyny mi zazdrościły, może ich rodzice wpadają częściej, ale nie zapraszają ich do szpanerskich knajp. A potem siedzieliśmy razem przy stoliku, na którym stygł bajerancko podany obiad, a przestrzeń między nami wypełniało milczenie tak gęste, że dałoby się je kroić nożem. Patrzyłam na ojca jak na obcego faceta. Mój mózg mimochodem go punktował: ciemne worki pod oczami, niedokładnie wygolony lewy policzek, tłustą plamkę na rękawie kurtki…
– Powiedz coś – poprosił.
– Nie chce mi się z tobą gadać – wyznałam szczerze.
– Nie masz prawa mnie oceniać! – żachnął się. – Jesteś moją córką.
– Nie ja jedna – parsknęłam.
Przez lata oszukiwał mnie i mamę
Skulił się, jakby dostał w twarz, a ja poczułam coś na kształt satysfakcji. Boli? To dobrze, ma boleć. Dziabnęłam w talerzu raz i drugi, potem zebrałam całość na kupkę, ubiłam widelcem i ułożyłam w zgrabny znak zapytania. Jak mogłam uważać tego faceta za wzór wszelkich cnót? Przymierzać do niego każdego chłopaka, który coś dla mnie znaczył? Radzić się go w ważnych sprawach?
– Mama wie? – rzuciłam.
Ojciec znów się skulił.
To żadna sztuka trafiać za każdym razem w kogoś, kto dotąd przesłaniał cały horyzont.
– To jej nie dotyczy – oznajmił.
– Tak myślisz? Mam ukrywać przed rodzoną matką, że wydłubią mi szpik z kręgosłupa, czy skąd tam go biorą… A jeśli coś się nie uda i zostanę kaleką, powiemy jej, że przewróciłam się na rowerze?
Pochylił głowę. Na czubku robiła mu się mała łysina, pewnie od nadmiaru testosteronu. Cholerny samiec alfa.
– Czy jeśli jej powiem, zgodzisz się?
– Zapomnij – wstałam od stołu. – Poszukaj innych dzieci, może jeszcze znajdziesz jakieś, ja odpadam.
Szłam między stolikami, mając nieodparte wrażenie, że zaraz się potknę i przewrócę. Albo zemdleję. Albo zacznę krzyczeć. Na ulicy oparłam się o słup ogłoszeniowy i osunęłam się po nim w dół, wkładając głowę między kolana. Pamiętałam z jakiegoś filmu, że to pomaga, ale na co? Na wiadomość, że rodzony ojciec prowadził całe lata podwójne życie?
Kiedy wracałam do akademika przez park, telefon wibrował mi w kieszeni. Niewątpliwie tatuś – ciekawe, co teraz zrobi? Weźmie mnie szantażem? Odetnie mi fundusze, żeby wysępić szpik dla swojej nieślubnej córy?
Wróciłam do akademika, dziewczyny na szczęście wybierały się na jakąś imprezę, więc nie drążyły tematu. Potem, kiedy już wyszły, siedziałam przy oknie i próbowałam się jakoś pozbierać, co, prawdę mówiąc, wydawało mi się absolutnie niemożliwe. Nie, żebym zamierzała spełniać prośbę ojca, niedoczekanie, zastanawiałam się raczej, czy dam radę żyć dalej, gdy wszystko, co do tej pory uznawałam za stały fundament, okazało się kłamstwem…
Niedzielne poranki, które mama na ogół spędzała w łóżku po sobotnim spektaklu, a ojciec przynosił jej do łóżka kawę i kwiaty, jego wyjazdy w sprawach firmy, nad którymi tak bolał, wolałby przecież spędzić ten czas z rodziną, jego zapewnienia, że jestem najukochańszą córką, nadzieją i przyszłością… Oszust, nawet na studia do Poznania wysłał mnie dlatego, że miał tu swoją drugą rodzinkę! Zawsze to oszczędność paliwa i dodatkowy pretekst, żeby się wyrwać!
A teraz bezczelnie przyłazi i snuje łzawe opowieści o tym, że ta cała Małgosia ma białaczkę i może umrzeć… Co to dla mnie zmienia, skoro dotąd nawet nie wiedziałam o jej istnieniu?! Nic.
Przed snem zajrzałam do telefonu, oprócz miliona nieodebranych połączeń od ojca, był także esemes z danymi siostry. Skasowałam wszystko, odpisałam, że nie obchodzą mnie jego życiowe błędy, i poszłam do łóżka. Spałam jak kamień, a następnego dnia od rana siedziałam w necie. Miałam się przygotowywać do kolokwium, a zamiast tego przeglądałam strony dotyczące przeszczepów. Sraty taty, że niby człowiek staje się lepszy, bo ratuje komuś życie, że procedury są równie bezpieczne, jak przy pobieraniu krwi, i takie tam.
Myśl o siostrze nie dawała mi spokoju
– Będziesz dawcą czy biorcą? – usłyszałam za sobą głos Jaśki, mojej współlokatorki.
– Pogięło cię? – szybko zamknęłam stronę. – Jak wczorajsza impreza?
– Normalnie – wzruszyła ramionami. – Jak to impreza.
Dodała jeszcze, że teraz łeb jej pęka i zaraz wraca do łóżka. Ewka wróci dopiero w poniedziałek na zajęcia, bo poszła spać do Jacka. Zajęłam się nauką, potem pojechałam na basen, ale myśl o cholernej siostrzyczce nie dawała mi spokoju. Złamałam się w środę, niby mimochodem wrzucając w Google jej imię i nasze wspólne nazwisko. Nagroda w szkolnym konkursie poetyckim, udział w olimpiadzie polonistycznej. Znaczy się, faktycznie – anemik i mimoza.
„Z nas dwóch to ona jest prawdziwa
ja niczym cień na ścianie drżę
zanim mnie nadchodzący dzień
zdmuchnie”
Ładne nawet, chociaż ciut za poważne jak na czternastolatkę. Pewnie skądś zerżnęła. Przetrzepałam jeszcze raz strony konkursu, ale nie było nic więcej poza listą laureatów, fragmentami wierszy i kupą bezsensownych fotek gratulujących sobie nawzajem sponsorów.
Dziewczyny się wściekały, że nie kontaktuję, potem stwierdziły, że pewnie jestem chora… W końcu oglądałam strony o dawstwie narządów, nie? Czy to czasem nie zaraźliwe?
– Puknijcie się w głowę – poradziłam. – A potem same poszukajcie dawców, najlepiej mózgu.
Ojciec znów wysmażył esemesa, tym razem o tym, że Małgosia nie jest żadnym jego błędem życiowym, tylko prawdziwym człowiekiem z krwi i kości, który umrze, jeśli nie zdobędę się na odrobinę wyobraźni i współczucie. Co za cholerny manipulant, jeszcze chwila i zrobi mi wykład z etyki!
W piątek, gdy wracałam z uniwerku, czekał na mnie pod klatką. Nie poznałam go, myślałam, że to jakiś żul przysypia na ławce. Nieogolony, zmięty i starszy o dobre dziesięć lat.
– Chociaż się z nią spotkaj – złapał mnie za rękę, gdy go mijałam.
– Odwal się pan! – wyrwałam się ze wstrętem. – Tata, to ty?
Za ten uśmiech oddałabym wszystko
Podniósł się z trudem.
– Magda, jeśli nie chcesz, nie musisz pomagać, ale Małgosia chciałaby cię poznać. To jej życzenie – zabrakło mu tchu. – Może ostatnie. Przyznałem się mamie, zrobiłem wszystko, co mogłem. Magda…
Wiedziałam, że jeśli dam sobie czas, nigdy się na to nie zgodzę. Zobaczyć tę dziewczynę, to jak pogodzić się z prawdą nie do zniesienia.
– Zgoda, ale teraz! I chcę, żebyśmy były same – zażądałam.
Zadzwonił po taksówkę i po półgodzinie staliśmy pod blokiem na Jeżycach. Miał swoje klucze, otworzył drzwi i na chwilę zniknął za nimi, a potem zawołał mnie do środka. Pokoik był mały, pachniało w nim lekarstwami. Najpierw zobaczyłam wazon z jesiennymi liśćmi, a potem dziewczynę leżącą na fotelu pod oknem. Patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami, a może tylko była tak wymizerowana, że wydawały się ogromne?
Uśmiechnęła się i pokazała palcem na swoje brwi, a potem na mnie.
– Tata takich nie ma – stwierdziła ze zdziwieniem.
– To po babci Zosi – uśmiechnęłam się mimowolnie, przypominając sobie niezliczone próby wydepilowania tego krzaka łączącego się nad nosem w srogą linię. – Rodzinne przekleństwo.
– Szkoda, że jej nie znałam…
„Pewnie, że szkoda, to była niesamowita kobieta” – pomyślałam, i jak żywe stanęły mi przed oczami chwile spędzone z babcią: jej rubaszne żarty, bajki, które wymyślała na poczekaniu i wszystkie zapchlone koty, którymi opiekowała się do śmierci.
Tyle dostałam piękna i dobra, którego dziewczyna na łóżku była pozbawiona. Dlaczego, odkąd się dowiedziałam o jej istnieniu, czułam się z czegoś okradziona? Co za idiotka ze mnie, miałam i mam wszystko. To moja siostra… Prawdziwa – poczułam to po raz pierwszy.
Sięgnęłam po jej wychudłą dłoń.
– Wszystko ci opowiem – obiecałam. – Jak wyzdrowiejesz.
Pokiwała głową bez przekonania, a potem nagle uśmiechnęła się tak, że w całym pokoju zrobiło się jaśniej. Zupełnie jak babcia Zosia. I wtedy zrozumiałam, że za ten uśmiech oddałabym wszystko, a jeśli potrzebny jest akurat szpik, to proszę bardzo. Nie ma problemu.
Czytaj także:
„Znalazłyśmy z siostrą dokumenty, które skrzętnie ukryli przed nami rodzice. W jednej chwili cały nasz świat runął...”
„Wujek sfałszował testament prababci, żeby zgarnąć cały majątek. Sprawa nie wyszłaby na jaw, gdyby nie... jego syn”
„Miałam załatwić przyjaciółce faceta, a zachowałam się jak pies ogrodnika. Złamałam jej serce i ukradłam kandydata na męża”