Wiele razy słyszałam, jak moje koleżanki narzekały na swoje dorastające dzieci. Skarżyły się, że słabo się uczą, pyskują, rozrabiają, a w dodatku nie można ich skłonić do pomocy w domu. Niektóre to od tego ciągłego namawiania i pouczania nabawiły się nawet chronicznej chrypki. I co im to dało? Nic! Jeśli same nie zabrały się za sprzątanie, prasowanie, zmywanie, to dom zarastał brudem. Słuchając tego, współczułam im, ale w duchu bardzo się… cieszyłam. Szczęśliwie mnie to nie dotyczyło.
Nie rozumiałam, dlaczego koleżanki są złośliwe
Mój jedyny syn, piętnastoletni Aleks, był zupełnie inny. Nieźle się uczył, w zasadzie się ze mną nie kłócił, z imprez wracał na czas, w swoim pokoju zawsze miał porządek, a gdy prosiłam go, by rozwiesił pranie albo opróżnił zmywarkę, robił to bez jednego słowa sprzeciwu. Gdy opowiadałam o tym wszystkim koleżankom, aż kręciły z niedowierzaniem głowami.
– Taki ideał? Kryształ bez jednej, nawet maluteńkiej ryski? Eee, wybacz kochana, ale to niemożliwe… Musi się dobrze ukrywać. Jeszcze wykręci jakiś numer, przekonasz się. Aż ci w pięty pójdzie. W tym wieku to zupełnie normalne – słyszałam nieraz.
Przyznam szczerze, że te uwagi bardzo mnie irytowały.
– Głupie jesteście! To, że akurat wy nie potraficie zapanować nad swoimi dziećmi, nie oznacza, że wszyscy rodzice są tacy bezradni. My z mężem wychowaliśmy Aleksa na porządnego, prawego człowieka. Chłopak wie, co jest dobre, a co złe! To nie moja wina, że wam nie wyszło! – mówiłam im.
Ale one uparcie trwały przy swoim. Po pewnym czasie przestałam więc w ogóle włączać się do rozmów na temat dzieci. Doszłam do wniosku, że koleżanki zwyczajnie mi zazdroszczą. I żebym nie wiem co mówiła, i tak ich nie przekonam. Byłam pewna, że mój syn jest najlepszy, najgrzeczniejszy i najmądrzejszy. Ale ostatnio stało się coś, co sprawiło, że zmieniłam zdanie.
Wszystko zaczęło się półtora miesiąca temu. Ciocia Jadzia, najstarsza siostra mojej mamy, złamała nogę. Wracała od lekarza, pośliznęła się i upadła. Dobrze, że tylko tak to się skończyło, bo ponoć upadek wyglądał groźnie. W każdym razie szybko stało się jasne, że będzie potrzebowała pomocy.
– Ugotować, to jeszcze coś sobie ugotuję. Jakoś dokuśtykam o kulach do kuchni. Ale po zakupy już nie pójdę. Dwa piętra, po schodach tam i z powrotem nie dam rady… No i nie sprzątnę porządnie, bo schylać się przez ten gips nie mogę – żaliła mi się, gdy odwiedziłam ją tuż po wypadku.
– Ciociu, przecież nie jesteś sama. Masz nas! Wszystkim się zajmiemy! Będzie dobrze – uspokajałam ją.
Aleks pomagał ciotce z własnej woli
Ciocia to nasza najbliższa żyjąca krewna, bardzo ją lubimy. Gdy syn był malutki, często się nim zajmowała. Dzięki temu mogliśmy z Jurkiem normalnie pracować, no i mieliśmy trochę czasu tylko dla siebie. Nie wyobrażałam sobie, że moglibyśmy ją teraz zostawić bez żadnej pomocy. Po powrocie do domu usiedliśmy z mężem w kuchni. Chcieliśmy ustalić, które z nas, i kiedy, może zająć się chorą. Wiedziałam, że nie będzie to łatwe, bo ja pracowałam na zmiany, a Jurek często musiał zostawać po godzinach. Ale musieliśmy coś wymyślić.
Właśnie głowiliśmy się, jakby tu ułożyć jakiś sensowny plan, gdy w drzwiach pojawił się Aleks.
– Mnie też wpiszcie na dyżury. We wtorki i czwartki mam tylko pięć lekcji, więc potem mogę skoczyć do sklepu i coś cioci przynieść. No i chałupę trochę ogarnąć – rzucił od niechcenia.
– Naprawdę? To bardzo ładnie z twojej strony! – odparłam.
– Ciocia jest spoko! Jak byłem mały, to mnie rozpieszczała, dokarmiała słodyczami, na które wy mi nie pozwalaliście, no i broniła przed wami. Teraz mam okazję się jej jakoś odwdzięczyć – uśmiechnął się i poszedł do siebie.
Spojrzałam na męża. Był trochę zaskoczony, ale bardzo zadowolony. Ja zresztą też. Pomyślałam, że jakbym opowiedziała o tym koleżankom, to już na pewno by mi nie uwierzyły. Bo który nastolatek z własnej woli chce pomóc chorej, starszej osobie?
Przez pierwsze tygodnie wszystko wyglądało wspaniale. Dwa razy w tygodniu, od razu po szkole, Aleks chodził do cioci. Tak jak obiecał. Ja cieszyłam się, że to nie był słomiany zapał, a ona aż piała z zachwytu.
– To złoty chłopak! I do sklepu pobiegnie, i do apteki. Herbatkę zrobi, porozmawia chwilę, a nie wpada jak po ogień. Udał wam się syn, naprawdę udał – słyszałam zawsze, gdy to ja przychodziłam do niej w odwiedziny.
– Ciocia nie może się ciebie nachwalić… Chcę, żebyś wiedział, że jestem z ciebie naprawdę bardzo dumna! – mówiłam potem synowi.
– O jejku, przecież to nic takiego. Jak trzeba, to pomagam. Nie ma o czym mówić – machał ręką.
Byłam szczęśliwa, że jest taki odpowiedzialny i skromny. Pomyślałam nawet, że namówię męża, żebyśmy kupili mu na szesnaste urodziny skuter. Marzył o nim od dawna. Należała mu się nagroda! Za dobre serce… Kilka dni dni temu stało się jednak coś strasznego. Jak zwykle zjawiłam się u cioci nastawiona na przyjemne pogaduszki. Gdy tylko na nią spojrzałam, od razu zorientowałam się, że coś ją gryzie. Mimo choroby, zawsze była wesoła i gadatliwa. A teraz siedziała jakaś taka zamyślona, milcząca.
– Ciociu, co ci jest? Źle się czujesz? Coś z nogą? Może po lekarza trzeba zadzwonić? – dopytywałam.
– Nie, dziecko… Wszystko jest w porządku. Naprawdę. Mam tylko zły dzień… – odparła cicho.
Rozpakowałam zakupy, sprzątnęłam mieszkanie. Cały czas ukradkiem obserwowałam ciocię. Prawie się nie odzywała. Martwiło mnie to, ale postanowiłam zostawić ją w spokoju. Znałam ją dobrze i wiedziałam, że jeśli będę naciskać, to nigdy nie dowiem się, o co chodzi. A tak istniała szansa, że sama zacznie się zwierzać.
– No dobrze, to ja już będę lecieć. Jutro wpadnie do ciebie Aleks. Może będziesz miała lepszy nastrój i sobie pogadacie – uśmiechnęłam się i zaczęłam wkładać swoją kurtkę.
– Poczekaj chwilę! Musimy porozmawiać – krzyknęła nagle, więc zawróciłam i usiadłam przy łóżku.
– No, myślałam, że się już nie odblokujesz! Przez całe popołudnie siedziałaś jak sowa – zażartowałam.
Ale ciocia się nie roześmiała. Wręcz przeciwnie, jeszcze posmutniała.
– Milczałam, bo nie chciałam cię martwić, ale… Zresztą samej trudno mi w to uwierzyć… Chodzi o Aleksa – zaczęła z trudem.
– O Aleksa? A cóż on takiego zrobił? – zdziwiłam się.
– Naprawdę, nie wiem, jak mam ci to powiedzieć… To takie trudne… – zawahała się.
– Najlepiej prosto z mostu. Wiesz, że nie lubię owijania w bawełnę – odparłam.
– No tak… No więc Aleks podbiera mi pieniądze – wykrztusiła.
– Słucham? – nie mogłam uwierzyć.
– Niestety… Po ostatnich zakupach, które mi zrobił, zorientowałam się, że brakuje mi w portfelu 50 złotych…
– Nieee, to niemożliwe! Na pewno coś źle policzyłaś, gdzieś je odłożyłaś, wydałaś. Albo paragon źle odczytałaś. Zastanów się! Aleks to dobry chłopak! Sama tak mówiłaś! – oburzyłam się.
– Nie, niczego nie pomyliłam. Zanim przyszedł ostatnim razem, wszystko dokładnie sprawdziłam… Ilość banknotów, nominały… Bo to nie pierwszy raz. Wcześniej zginęło mi 100 złotych. A jeszcze wcześniej 50… Na początku myślałam, że faktycznie gdzieś je schowałam. Ale teraz jestem już pewna – miała łzy w oczach.
Postanowiłam z nim poważnie pogadać
Byłam w szoku. Nie wiedziałam, co mam powiedzieć. W głowie mi się aż kotłowało. Mój syn złodziejem? Ale dlaczego? Przecież dostawał od nas kieszonkowe – 150 złotych miesięcznie. Z tego, co wiedziałam, ciocia też dawała mu 50 złotych. No i dziadkowe czasem coś dorzucili. Nastolatkowi powinno to wystarczyć! Inne dzieci nawet tyle nie dostają.
– Dobrze, zatem porozmawiam z nim. Jeśli okaże się, że to prawda, to mnie gówniarz popamięta! Co on sobie myśli? – zdenerwowałam się.
Ciocia się przestraszyła.
– O Boże, chyba niepotrzebnie ci mówiłam! – przestraszyła się. – Może lepiej będzie, jak sama zapytam go o te pieniądze? Na pewno jest jakieś wytłumaczenie. Może ma jakieś kłopoty? Tyle się teraz słyszy w telewizji o tych wymuszeniach w szkołach, rozbojach. Może i jego ktoś nęka? A może po prostu chciał kupić sobie coś fajnego? Te reklamy tak kuszą… Nic dziwnego, że dzieciaki wariują… – zastanawiała się głośno.
– Mowy nie ma! Jeśli faktycznie w tej szkole źle się dzieje albo o czymś marzył, powinien mi o tym powiedzieć, a nie okradać ciebie! Bo to zwykła kradzież! – nie ustępowałam.
Gdy wychodziłam, ciocia błagała mnie, żebym na syna nie krzyczała. Tylko pozwoliła mu się wytłumaczyć. W domu nie mogłam doczekać się Aleksa. Chodziłam z kąta w kąt, próbowałam znaleźć sobie jakieś zajęcie. Ale nie potrafiłam skupić się na robocie i wszystko leciało mi z rąk. Przez cały czas zastanawiałam się, co powie. Miałam nadzieję, że się przyzna, okaże skruchę, wytłumaczy, dlaczego to zrobił. I że to tłumaczenie będzie sensowne. Chciałam mieć już tę rozmowę za sobą. Ale tego dnia Aleks miał dodatkowe zajęcia i zjawił się dopiero późnym wieczorem.
– Jest coś do jedzenia? Umieram z głodu! Nawet na zapiekankę nie miałem czasu skoczyć! – krzyknął.
– Najpierw usiądź. Musimy porozmawiać – powiedziałam, starając się zachować spokój.
– Oho! Czuję, że szykuje się poważna pogawędka. Masz taką minę, że aż strach się bać – uśmiechnął się i usiadł za stołem.
– A żebyś wiedział… Byłam dzisiaj u cioci. Rozmawiałyśmy o tobie… – zawiesiłam głos.
– No i co? Wszystko u niej w porządku? Dalej jest mną zachwycona? – wpadł mi w słowo.
– No właśnie nie. Podejrzewa, że ją okradasz. A właściwie nie podejrzewa, tylko jest pewna – mówiłam dalej.
– Że co? Że co? Możesz powtórzyć, bo chyba się przesłyszałem! – Aleks zerwał się z krzesła oburzony.
– Nie przesłyszałeś się! – ledwie trzymałam nerwy na wodzy. – Ale proszę bardzo, mogę powtórzyć: okradłeś ciocię! I to nieraz! Jak mogłeś?
– Zwariowałaś? O czym ty mówisz? Chyba jej nie uwierzyłaś! – krzyknął.
– Może pozwolisz mi skończyć? – przerwałam mu. – Chciałabym nie wierzyć, ale ona twierdzi, że wszystko dokładnie policzyła i sprawdziła! I co ty na to? Może mi łaskawie powiesz, po co były ci te pieniądze. Obiecuję, że postaram się zrozumieć.
– A co tu jest do rozumienia?! – zaśmiał się złośliwie. – Przecież wszystko jest jasne! Ciotka zwariowała! Ze starości jej się w głowie pomieszało i liczyć nie potrafi. I niewinnych ludzi o złodziejstwo posądza. Może lepiej w psychiatryku ją zamknąć, co? – kpił.
Tego było już za wiele.
– Jak śmiesz tak mówić! To po to do niej chodziłeś? Żeby ją okradać? Masz natychmiast oddać cioci wszystkie pieniądze i ją przeprosić! Przecież wiesz, że ona ma tylko niewielką emeryturę. Co miesiąc martwi się, czy na rachunki i leki jej wystarczy! – krzyczałam.
– Niczego nie wziąłem, to i przepraszać nie mam za co. A do ciotki więcej nie pójdę! Jak nie potrafi docenić mojej pomocy, to niech sobie sama radzi! Nie pozwolę się bezkarnie wyzywać od złodziei! – wrzasnął, po czym zamknął się w swoim pokoju.
Gdy za nim po chwili poszłam, leżał na łóżku w słuchawkach na uszach. Nawet nie spojrzał w moją stronę. Od tamtej pory nie był u cioci ani razu. Choć minął i wtorek, i czwartek. Oczywiście pytałam, czy się do niej wybiera. Miałam nadzieję, że wszystko przemyślał i zechce naprawić błąd. Ale on nawet nie odpowiedział.
Zresztą prawie w ogóle się do mnie nie odzywa. Chodzi obrażony, jakbym mu jakąś wielką krzywdę zrobiła. A ja nie wiem, jak się zachować…
Trzeba wypracować jakieś rozwiązanie
Rozmawiałam z ciocią. Błagała mnie, żebym zapomniała o całej sprawie, nie drążyła więcej tematu. Chciałabym, ale nie mogę! Gdyby chociaż Aleks był szczery. Przyznał się do błędu, przeprosił, wytłumaczył… Ale on zapierał się i kłamał w żywe oczy! Nie mogę przejść nad tym do porządku dziennego. Zwłaszcza że miałam trochę czasu na przemyślenia i doszłam do wniosku, że syn okradł nie tylko ciocię, ale być może i mnie!
Wcześniej kilka razy wydawało mi się, że mam w portfelu za mało pieniędzy. Ale winiłam za to siebie. Myślałam, że może zapomniałam o jakichś wydatkach albo zapłaciłam za zakupy więcej niż pamiętałam. Do głowy mi nie przyszło, że to sprawka syna…
Najgorsze, że czeka mnie jeszcze jedna trudna rozmowa. Z mężem. Jurek o niczym jeszcze nie wie. Tuż przed tą przykrą rozmową z ciocią wyjechał na szkolenie. Nie miałam serca rozmawiać z nim o tym przez telefon. Musimy się naradzić, znaleźć wspólnie jakieś rozwiązanie. Chcę, żeby syn zrozumiał, że postąpił źle. I by więcej taka sytuacja się nie powtórzyła.
Czytaj także:
„Marzyła o podróżach, a mąż zamknął ją w domowym kieracie. W Bieszczady już nie dotrze, za to jeździ po mieście tramwajem”
„Zostawiłam męża, który ciągnął mnie w dół. Napisałam tylko do niego kartkę. Z Indii, do których wyjechałam bez niego”
„Córka powinna leżeć w szpitalu i walczyć z chorobą. Tymczasem cała w skowronkach biega po mieście z jakimś fircykiem”