„Córka powinna leżeć w szpitalu i walczyć z chorobą. Tymczasem cała w skowronkach biega po mieście z jakimś fircykiem”

Mężczyzna, który ma chorą córkę fot. Adobe Stock, PRPicturesProduction
„Gosia szła szybko, tanecznym krokiem, z wysoko uniesioną głową. Biła od niej taka radość i siła, że nie można by się nawet domyślić, że jest chora. Zobaczyłem jak unosi rękę, macha do kogoś. Sekundę później z samochodu wysiadł młody mężczyzna i objął Gosię, przytulił, a potem pocałował”.
/ 13.08.2022 10:30
Mężczyzna, który ma chorą córkę fot. Adobe Stock, PRPicturesProduction

Zdecydowanym ruchem otworzyłem klapkę komórki. W końcu musiałem porozmawiać z tym facetem, chodziło przecież o moją jedyną córkę, o jej życie. Powinna wrócić do szpitala za trzy dni i jeżeli ja nie mogłem jej do tego przekonać, to może on potrafi to zrobić.

I w tym momencie naszła mnie myśl, że może ten facet o niczym nie wie, może Gosia nie powiedziała mu, nie przyznała się… Ale było już za późno na wycofanie się z tej rozmowy, w komórce usłyszałem niski gardłowy głos chłopaka mojej córki.

– Jestem ojcem Gosi – przedstawiłem się. – Musimy porozmawiać.

Przez moment po tamtej stronie panowała niezręczna cisza.

– Ale o czym? – spytał wreszcie.

– To nie jest rozmowa na telefon, chcę się spotkać, koniecznie…

– Nie mam czasu – usłyszałem. – Do widzenia – rozłączył się.

Wkurzyłem się. Co za dupek!

Że też w takim kimś zakochała się moja córka i to teraz właśnie, w chyba najbardziej nieodpowiednim momencie. Kiedy powinna myśleć wyłącznie o swoim zdrowiu, a nie tracić siły na randki i włóczyć się gdzieś po nocach.

Wychowywałem ją sam, odkąd skończyła dziesięć lat. Byliśmy bardzo zżyci ze sobą. Jej matka wybrała wielką miłość, twierdziła, że nie może tracić życia na związek ze mną, facetem, którego nigdy nie kochała. Fakt, gdyby nie wpadka z ciążą, pewnie Magda nigdy by za mnie nie wyszła. Rozwiedliśmy się, moja była zgodziła się, aby córka została ze mną.

Żyło nam się całkiem dobrze we dwoje, nigdy nie związałem się z nikim na stałe, poświęciłem się wychowaniu Gosi. Duma mnie rozpierała, gdy została przyjęta na medycynę. Wszystko świetnie się układało, do momentu, kiedy przed rokiem rozpoznano u niej chorobę nowotworową.

W pierwszej chwili trudno mi było w to uwierzyć, Gosia nigdy nie chorowała, zdrowo się odżywiała, uprawiała sport. Była na trzecim roku studiów, gdy przypadkowe badania krwi wykazały u niej nieprawidłowości. A potem obserwacja w szpitalu i ta diagnoza…

Bez słowa skargi zniosła pierwsze cykle naświetlań i chemioterapii. Ale potem było już coraz gorzej, słabła przy każdym następnym cyklu. Któregoś dnia zastałem ją siedzącą na łóżku, kompletnie ubraną, ze śladami łez na policzkach.

– Zabierz mnie tato do domu, ja już nie mam sił – płakała. – Sam widzisz, że nie jest lepiej, to nie ma sensu…

– Nie mów tak. Jest sens, rozmawiałem z lekarzem, zdecydował, że dostaniesz jeszcze dwa cykle – starałem się ją podtrzymać na duchu. – Wyjdziesz z tego, jesteś młoda, silna, musisz walczyć o siebie, pomogę ci.

– Ta chemia mnie wykańcza, wciąż wymiotuję, popatrz tylko, jak ja wyglądam – skarżyła się jak małe dziecko. – Nie chcę… Nie mam siły.

Gosia była dzielna, wspierałem ją, jak mogłem

Rzeczywiście, nie wyglądała dobrze. Wychudzona, blada jak ściana, z podkrążonymi oczami i w chusteczce zawiązanej wokół głowy. Pomyślałem, że bardzo przydałaby się jej teraz matka, bo mnie, mężczyźnie, trudno to było samemu udźwignąć. I coraz bliższy byłem decyzji, aby jednak poprosić o pomoc swoją eksżonę, choć cały czas miałem nadzieję, że obejdzie się bez tego, bo Gosia prędzej wyzdrowieje.

Ale moja córka nie chciała dłużej zostawać w szpitalu. I ku mojemu zdziwieniu lekarz, który ją prowadził, zgodził się, by wróciła do domu.

– Powinna odpocząć, nabrać sił przed drugą fazą leczenia – powiedział. – Proszę zabrać córkę do domu na jakieś trzy, cztery tygodnie. Co kilka dni niech kontroluje morfologię. Gdyby wyniki się pogorszyły, proszę natychmiast przyjechać.

– Ale ona nie chce się leczyć… – powiedziałem bezradnie.

– W takim razie musi pan ją jakoś przekonać – odparł lekarz.

Wydawało się, że Gosia jakby straciła wszelką ochotę do życia. I jeżeli nawet fizycznie trzymała się jakoś, to widać było po niej, że jest zupełnie załamana. Nic jej nie interesowało, całymi dniami leżała w łóżku ze słuchawkami w uszach, nie oglądała telewizji, wyłączyła nawet telefon.

Z wielkim trudem udawało mi się ją czasem wyciągnąć na krótki spacer czy do pobliskiej kawiarni. Trudno mi było samemu radzić sobie z tym wszystkim, więc w końcu zdecydowałem się zadzwonić do Magdy. Ale za każdym razem zgłaszała się sekretarka, zapewne nie było jej w mieście.

Nagrałem dla niej wiadomość, opowiedziałem o załamaniu Gosi i poprosiłem o pomoc. Dwa dni później dostałem esemesa, że są z mężem za granicą i ona jest akurat bardzo zajęta, ale że wkrótce zajmie się wszystkim…

Uśmiechnąłem się z goryczą. Taka właśnie była Magda, nic jej nie obchodziła własna córka. Zajmie się… Byłem pewien, że to tylko czcza gadanina, słowa bez pokrycia, rzucone na wiatr. Ta kobieta to egoistka.

Byłem więc zdany na własne siły

Dobry los sprawił, że jakoś zacząłem sobie nawet radzić. Tak mi się przynajmniej wydawało. Gosia jakby się ożywiła, zaczęła częściej wychodzić z domu, chociaż pogoda nie była najlepsza. Bywały dni, gdy ze swoich spacerów wracała późnym wieczorem. Moja córka zaczęła też bardziej dbać o siebie, w łazience przybyło kosmetyków, a ja z przyjemnością wdychałem zapach perfum, których znowu zaczęła używać.

– Tak się cieszę, że lepiej się czujesz – powiedziałem któregoś popołudnia, widząc, że szykuje się do wyjścia. – Tylko nie wracaj zbyt późno.

– Przecież sam chciałeś, żebym spacerowała – roześmiała się, wiążąc apaszkę. – A teraz narzekasz.

– Pamiętaj, że jesteś chora i słaba – odparłem. – Jutro rano masz termin badań krwi, więc musisz…

– Tato, nie zaczynaj znowu – zezłościła się. – Ani na moment nie pozwalasz mi zapomnieć o tym, że jestem chora. – Ja chcę jeszcze zdążyć skorzystać z życia, a ty nic tylko te badania, leczenie, szpital. Mam tego dosyć! – wykrzyknęła i trzasnęła drzwiami.

Takie zachowanie było do niej niepodobne, coś musiało się stać, że Gosia tak się zmieniła. Zwłaszcza że nazajutrz, pomimo moich próśb, nie poszła rano na badanie. A potem ze ściśniętym sercem słuchałem, jak nuci coś pod nosem w łazience, znów szykując się do wyjścia.

– Do przychodni już chyba trochę za późno – powiedziałem z przekąsem, gdy wyjęła z szafy płaszcz. – Na badania przyjmują do dziesiątej…

– Przestań tato, nie idę na żadne badania – odpowiedziała. – Umówiłam się z chłopakiem. Idziemy najpierw do galerii, a potem na obiad do restauracji. Chcę choć trochę normalnie pożyć zanim umrę…

– Co ty opowiadasz, dziecko?! – zawołałem, ale córka przerwała mi, patrząc na mnie z ogniem w oczach.

– Zapomniałeś, że studiuję medycynę?! – krzyknęła. – Doskonale wiem, na co jestem chora i wiem. Masz mnie za idiotkę? – spytała i wyszła.

Ręce mi opadły. Co ona wyprawia?

Przecież powinna teraz jak najwięcej wypoczywać, a nie włóczyć się po mieście i to nie wiadomo z kim... Tknięty nagłą myślą, podszedłem do okna, ostrożnie wyjrzałem na ulicę. Gosia szła szybko, tanecznym krokiem, z wysoko uniesioną głową.

Biła od niej taka radość i siła, że nie można by się nawet domyślić, że jest tak poważnie chora. Zobaczyłem jak unosi rękę, macha do kogoś. Sekundę później z samochodu stojącego na poboczu wysiadł młody, wysoki, postawny mężczyzna i objął Gosię, przytulił, a potem pocałował.

A więc to tak. Teraz dopiero zrozumiałem, skąd ta nagła radość w jej oczach, ta zmiana w zachowaniu, to nucenie pod nosem. Moja córka się zakochała. Ale gdzie ona go poznała? W jaki sposób? Przecież dotąd nie miała chłopaka na poważnie, zawsze twierdziła, że nauka jest ważniejsza. A potem zachorowała.

Pomyślałem, że ta miłość przyszła zdecydowanie nie w porę. Gosia powinna teraz skupić się na swoim zdrowiu, na leczeniu, a nie tracić siły na jakiegoś faceta. Wiedziałem, że będę musiał z nią porozmawiać, bo to wszystko nie było dla niej dobre.

I w tym momencie przypomniałem sobie jej słowa, że chce użyć życia, zanim… Nawet w myślach nie mogłem powtórzyć tych słów. Zdałem sobie sprawę, że ona wcale nie chce dalej się leczyć, chce tylko wykorzystać ten czas, jaki jej zdaniem, jeszcze jej pozostał. Z tym facetem, który na nią dzisiaj czekał.

Nie mogłem na to pozwolić, musiałem poważnie porozmawiać z córką, i to szybko. Niecierpliwie czekałem na jej powrót, układając w głowie to, co miałem jej powiedzieć, szukałem wciąż nowych argumentów. Ale Gosia nie dopuściła mnie nawet do słowa. Już od progu zaczęła zresztą zupełnie inny temat.

Wydawało mi się, że śnię…

– Tato, chciałabym cię prosić o pieniądze, te moje, ze spadku – powiedziała, jak tylko weszła wieczorem do domu. – Możesz zlikwidować jedną z lokat już jutro, procenty i tak są już w tej chwili nieważne…

– Co ty mówisz? – potrząsnąłem głową. – Na co ci te pieniądze?

– Chcę wynająć mieszkanie – popatrzyła mi w oczy. – Razem ze swoim narzeczonym, a potem chciałabym z nim pojechać do Paryża, wiesz, że zawsze o tym marzyłam – uśmiechnęła się. – Pójdziesz jutro do banku?

– Jaki narzeczony, jakie wynajęcie mieszkania?! – gapiłem się na nią kompletnie zdezorientowany. – Przecież ty nie masz żadnego narzeczonego…

– Jeszcze nie, ale wiem, że Patryk chce mi się oświadczyć, oglądaliśmy dzisiaj pierścionki – nieoczekiwanie objęła mnie i pocałowała w policzek. – Tato, nie patrz tak na mnie, powinieneś cieszyć się moim szczęściem.

Albo że moja córka zwyczajnie zwariowała.

– Dziecko, ty chyba masz gorączkę – położyłem dłoń na jej czole, ale było zupełnie chłodne, tylko policzki miała rozpalone. – Jesteś chora, musisz wracać do szpitala, leczyć się, inaczej umrzesz! – wykrzyknąłem.

– I tak umrę, w szpitalu albo gdzie indziej – kąciki ust jej opadły, jakby zaraz miała się rozpłakać, a twarz skurczyła się w wyrazie bólu. – Tato, czy to nie wszystko jedno, gdzie ja umrę? – potrząsnęła głową z rezygnacją. – Wolę we własnym łóżku, niż tam, pod kroplówkami…

– Nie pozwolę ci tak mówić – ścisnąłem ją mocno za ramiona. Musiało ją zaboleć, bo aż się skrzywiła. – Opamiętaj się, dziecko! – byłem twardym facetem, ale w tamtej chwili poczułem, że oczy mam pełne łez.

– Niepotrzebnie się łudzisz, tato. – Gosia jeszcze raz pocałowała mnie w policzek i zmieniła temat. – Patryk zgodził się ze mną zamieszkać, on dobrze wie, że jestem chora.

– A z czego wy będziecie żyć?

– Ja mam te pieniądze po babci, wystarczy – odparła. – A poza tym Patryk pracuje w biurze nieruchomości, tym obok rynku, zarabia całkiem dobrze...

To wszystko była wina tego faceta

Spotkał gdzieś Gosię, zorientował się, że moja córka ma pieniądze ze spadku, może nawet sama mu o tym powiedziała, no i sprytnie się koło niej zakręcił. Jasne, taka podróż do Paryża za darmochę, mieszkanie, dużo kasy… Co to musi być za podły człowiek, żeby wykorzystywać tak chorą dziewczynę?! A Gosia była taka naiwna, chyba już nie potrafiła jasno myśleć ani ocenić, co jest dla niej dobre. Chciała już tylko żyć chwilą, bo nie wierzyła, że wyzdrowieje… A on pewnie ją w tym utwierdzał.

Dlatego musiałem z nim po męsku porozmawiać. Nie mogłem pozwolić na to, aby moja córka straciła całą nadzieję, żeby się poddała tak bez walki, myśląc o tym nieodpowiedzialnym mężczyźnie…

Jeszcze tej samej nocy, gdy Gosia zasnęła, znalazłem w jej komórce numer Patryka. A nazajutrz zadzwoniłem do niego. I pomimo tego, że nie chciał ze mną rozmawiać, ja nie odpuściłem. Nietrudno było się dowiedzieć, o której godzinie kończy pracę. Wystarczyło sprawdzić, kiedy zamykają biuro nieruchomości przy rynku. Postanowiłem więc zaczekać na niego pod firmą i porozmawiać z nim, czy będzie tego chciał, czy nie.

W końcu byłem facetem, potrafiłem przyprzeć do muru drugiego faceta. Tym bardziej, że chodziło tu o życie mojej jedynej córki. Następnego dnia na długo przed zamknięciem biura nieruchomości, czatowałem po drugiej stronie ulicy, nie spuszczając wzroku z bramy wjazdowej. Nie mogłem przecież przegapić momentu jego wyjścia.

I nagle, ku mojemu zdumieniu, zobaczyłem znajomą kobiecą postać podchodzącą pod biuro. Na moment zatrzymała się przed wejściem, popatrzyła na zegarek, a potem weszła do środka. To była… Magda!

Zanim zdążyłem ochłonąć ze zdumienia, zobaczyłem, jak wychodzą z biura oboje, ona i ten Patryk… Chłopak coś jej tłumaczył, machał rękami, przekonywał ją, w końcu wyjął z kieszeni kurtki jakiś pakunek i usiłował wcisnąć jej w dłoń.

Byłem tak zaskoczony tym widokiem, że dopiero po chwili dotarła do mnie straszna prawda. Oni się znali, a zatem to Magda nasłała tego niegodziwca na naszą córkę.

Ale po co, jaki miała w tym cel?

Przyszło mi do głowy, że może chodziło jej o spadek, w końcu Gosia dostała spore pieniądze po babci, mamie Magdy. I teraz moja była żona, wiedząc, że nasza córka jest chora, chciała odzyskać te pieniądze… Nie zastanawiając się, że to, o czym myślę, jest absurdalne, pełen gniewu i nienawiści do byłej żony, ruszyłem w ich stronę. Ale oni nawet mnie nie zauważyli, tak bardzo zajęci byli swoją rozmową, a właściwie kłótnią.

– Niech pani zrozumie, że ja tak dłużej nie mogę – doszły mnie słowa faceta, przystanąłem więc, słuchając. – Ja chcę oddać pani te pieniądze, nie mogę oszukiwać już Gosi, a poza tym, wszystko się zmieniło… – wciąż usiłował wepchnąć Magdzie do ręki pakunek, ale ona się wzbraniała.

– Nie możesz jej tak teraz zostawić! – wykrzyknęła wyraźnie wzburzona. – Ona się w tobie zakochała…

Nie dałem rady słuchać tego dłużej. Ruszyłem biegiem w ich stronę. Magda mnie spostrzegła, jej oczy zrobiły się ogromne ze zdumienia…

– Czego nie może zostawić, oszukiwania naszej córki? – krzyknąłem, i rzuciłem się z pięściami na faceta. – Ty draniu, zabiję cię, jak jej nie zostawisz w spokoju! – uderzałem na oślep, choć czułem, że trafiłem go w twarz, ale zaraz potem on zacisnął dłonie na moich nadgarstkach i przytrzymał mnie.

– To nie tak… Niech się pan uspokoi – trzymał mnie mocno.

– A jak?! – krzyknąłem, usiłując wyrwać ręce. – Jak możecie być tak podli, zwłaszcza ty – popatrzyłem z pogardą na Magdę. – Co z ciebie za matka… A ty mnie puść, draniu.

Puścił moje ręce, przez moment staliśmy tak naprzeciwko siebie w milczeniu, mierząc się wzrokiem.

– Gdy mi się nagrałeś na komórkę, powiedziałeś o załamaniu Gosi, spotkałam się z nią – odezwała się wreszcie Magda. – Chciałam jej wybić z głowy te myśli o śmierci, ale ona nie chciała mnie słuchać – potrząsnęła głową ze smutkiem. – Wiesz, co mi wtedy powiedziała? Że żal jej będzie umierać tylko z jednego powodu, bo nigdy nie kochała i nie wie jak to jest być z ukochanym mężczyzną… I że tak bardzo pragnie miłości – Magda ciężko westchnęła, i zamilkła.

– Co ty zrobiłaś… – jęknąłem przerażony, patrząc na kopertę, którą wciąż trzymał w dłoni Patryk.

– Chciałam tylko, żeby się zakochała, żeby poczuła, że warto żyć – odparła wolno Magda. – Żeby zaczęło jej zależeć na życiu… A Patryk zgodził mi się w tym pomóc.

– Ty draniu – zacząłem, ale chłopak nie pozwolił mi mówić.

– To nie tak, jak pan myśli – powtórzył, wzdychając ciężko. – Na początku rzeczywiście pani Magda mi zapłaciła, potrzebowałem kasy, w sprzedaży jest zastój… – zająknął się. – Poderwałem Gosię, to prawda, ale potem strasznie ją polubiłem, jak ją lepiej poznałem, stała mi się bardzo bliska – głos wciąż mu się rwał, musiał być bardzo zdenerwowany. – A gdy zaczęła planować tę podróż do Paryża i ten pierścionek, to powiedziałem jej, właśnie wczoraj, że najpierw musi iść do szpitala, dalej się leczyć… Bo ja… Bo mnie bardzo na niej zależy – Patryk nów wyciągnął rękę z pakunkiem. – Pieniądze przyniosłem, chciałem pani oddać – wcisnął Magdzie kopertę w dłoń.

Patrzyłem na nich oboje i nie wiedziałem, co mam powiedzieć. Nagle tuż za plecami usłyszałem czyjś okrzyk, czyjś zdziwiony głos.

– A co wy tu robicie? – odwróciłem się. Gosia szła w naszą stronę.

Zupełnie nic z tego nie rozumiałem

Rzuciłem Magdzie i Patrykowi szybkie, ostrzegawcze spojrzenie.

– Z mamą spotkaliśmy się przypadkiem, a potem trafiliśmy na Patryka. Wiedziałem, że się z nim spotykasz, więc poszliśmy do niego – zacząłem tłumaczyć, ale Gosia nie słuchała.

Podeszła do chłopaka, on objął ją ramieniem, pocałował na powitanie.

– Czekałam na ciebie, jak zwykle, domyśliłam się, że w biurze ci się przedłużyło, więc przyszłam – patrzyła na niego rozjaśnionym wzrokiem. – Myślałam o tym, co wczoraj mi powiedziałeś, masz rację, muszę wrócić do szpitala – uśmiechnęła się słabo. – Będę walczyć dla nas… I poczekam na ten pierścionek.

– I z pewnością się doczekasz – Patryk mocno przytulił Gosię.

Poczułem, jak Magda bierze mnie pod ramię i ciągnie za sobą.

– My tu jesteśmy niepotrzebni – powiedziała. – Widzisz, ile potrafi dokonać miłość – uśmiechnęła się przekornie. – Potrafi czynić cuda.

– Dobrze, że ona wreszcie oprzytomniała – skinąłem głową. – I to dzięki temu chłopakowi…

– O to ci przecież chodziło, prawda? – uśmiechnęła się Magda.

Obiecałam, że pomogę i zrobiłam to. Po swojemu, babskim sposobem… Może trochę nieuczciwie, ale i tak na dobre jej to wyszło.

Spojrzałem przez ramię, Gosia szła przytulona do Patryka. Jej twarz rozjaśniało szczęście. On nachylał się nad nią, szeptał jej coś do ucha.

– Chyba jestem ci winny dobrą kawę – uśmiechnąłem się do Magdy. – Więc zapraszam – wskazałem ręką pobliską kawiarnię. – Musimy pogadać o przyszłości naszej córki.

Czytaj także:
„Mąż mówił, że nie jestem go godna, wytykał mi brak wykształcenia. A jednak nie odeszłam, bo był dobrym ojcem”
„Sprzedaliśmy mieszkanie, żeby mieć na dom opieki. Dzieci zadzwoniły z pretensjami, że należą im się pieniądze!”
„Rodzina traktowała mój nowy dom jak darmowe uzdrowisko. Żerowała na moim dobrym sercu i kasie jak bezduszny pasożyt”

Redakcja poleca

REKLAMA