Mija pół roku, a ja nie mogę zapomnieć. Nie wiem, kiedy popełniliśmy z mężem błąd, że wychowaliśmy takiego potwora? A może to nie nasza wina? Może to znajomi, presja otoczenia i czasy, w jakich żyjemy, doprowadziły naszą córkę do ostateczności? Chciałabym w to wierzyć, lecz niestety nie umiem już patrzeć na Martę z bezgraniczną miłością. Boję się własnego dziecka – swojej piętnastoletniej córki, najstarszej z czworga naszych dzieci.
Na co dzień udaję, że nic się nie zmieniło
Wciąż tak samo przygotowuję jej kanapki do szkoły, pytam, jak było na lekcjach i niby słucham odpowiedzi... No właśnie – niby, bo odgrywając zainteresowanie i markując miłość, zastanawiam się, do czego jeszcze jest zdolna?
Okrutna prawda jest taka, że z zimną krwią zaplanowała zabójstwo koleżanki z klasy i namówiła do niego... Ba! Nawet opłaciła wynajętego do tego zadania kolegę. Miesiącami podkradała nam pieniądze, żeby wręczyć mu tysiąc złotych pierwszej raty. Kolejną miał otrzymać po wykonaniu zlecenia. Podobno obiecywała, że dołoży też coś ekstra. Wolę nie myśleć, co miała na myśli. Dwa tysiące złotych. Na tyle moja córka wyceniła życie innej dziewczynki.
– Sąd jej uwierzył, a ty nie możesz?! Co z ciebie za matka?! – wściekł się Tadek, kiedy w czasie rozmowy w cztery oczy, zaproponowałam, żeby w naszej sypialni i w pokojach pozostałych dzieci zamontować zamki, tak „na wszelki wypadek”.
– Może i jestem złą matką, ale ona straciła moje zaufanie. Zrozum...
– Co tu rozumieć? Przecież przeprosiła. Ze łzami w oczach błagała o litość! Aż mi się serce krajało, kiedy jej słuchałem. Ty też płakałaś, a teraz mówisz coś takiego?! Każdy może zbłądzić, a dzieciom w jej wieku różne głupoty przychodzą do głowy! W takich czasach żyjemy. Nie czytałaś uzasadnienia wyroku? Nie widziałaś opinii biegłego psychologa? Nasza córka została doprowadzona do ostateczności! – nie pozwalał sobie przerwać przekonany o jej niewinności.
Czułam, że go nie przekonam
Marta zawsze była jego oczkiem w głowie. Ukochana córeczka tatusia, której będzie bronił przed całym światem. A ja jestem wyrodną matką tylko dlatego, że przerażona faktami zaczęłam drżeć o życie pozostałych bliskich, bo może i my stoimy na drodze do jej szczęścia?
Ile bym dała, żeby cofnąć czas i nie zadręczać się myślami. Nie unikać wzroku własnego dziecka, bojąc się, że wyczyta z moich oczu nieufność i strach. A przecież jeszcze pół roku temu byliśmy zwyczajną, wielodzietną rodziną z małego miasteczka. Żyliśmy w miarę spokojnie, borykając się, jak inni, z problemami dnia codziennego, póki pewnej nocy nie zapukała do naszych drzwi policja.
– Czy jest w domu państwa córka? – zapytało dwóch mężczyzn w cywilu.
– Oczywiście, że jest, a gdzie miałaby być o tej porze! Czego panowie od niej chcecie – warknął mój mąż przebrany już w pidżamę.
– Jest posądzona o zlecenie zabójstwa i musi pójść z nami. Państwo również, bo córka jest niepełnoletnia...
Zdębiałam. Wydawało mi, że śnię jakiś koszmar, z którego za chwilę się obudzę. Próbowałam protestować, mąż zaczął wrzeszczeć, że to jakiś absurd, ale policjanci zagrozili, że zatrzymają nas za utrudnianie śledztwa, więc oboje zamilkliśmy i zaczęliśmy się posłusznie ubierać.
– Dobrze znacie państwo swoje dziecko? – zapytał mnie potem na komisariacie jeden z policjantów.
Wydawało mi się, że tak, lecz po kolejnej godzinie rozmowy już nie byłam tego taka pewna.
Plan był taki: należało zabić Asię, klasową gwiazdę, lizuskę (jak twierdziła Marta i ostatnią sucz, która odbiła jej chłopaka).
– To znaczy Adrian nie wiedział, że mi się podoba, ale ona, zdz*** jedna, doskonale wiedziała, w czym rzecz! Wygadałam się kiedyś mojej przyjaciółce, a ta zdradziła mnie za znoszoną bluzkę Aśki z Zary i opowiedziała o moich marzeniach. Jakby pan się czuł, gdyby ktoś podstępem odebrał panu miłość jego życia? – pytała Marta, pociągając nosem.
– Ale to chyba jeszcze nie powód, żeby zabić? – policjant chrząknął znacząco.
– Nigdy nie mówiłaś o żadnym Adrianie... – wtrąciłam.
– Miałam się wam zwierzać? No proszę cię! Tata ciągle zapracowany, a ty zajęta maluchami... Nic, tylko słyszę o chorobach Antka, piątkach Michaliny i kaprysach Anielki. Komu mam powiedzieć, że jestem niedojdą klasową? Ubraną w tanie ciuchy, ze starym modelem telefonu, bez powodzenia u chłopaków... Nawet nie miałabym z kim stracić dziewictwa, gdybym chciała!
– Marta! – Tadeuszowi puściły nerwy.
– No co? Tak to dzisiaj jest, tato! Witam w prawdziwym świecie! – rozpłakała się, ale gdy się nieco uspokoiła, wróciła do swojej opowieści nieszczęśliwej nastolatki. – Już się przyzwyczaiłam, że dla ludzi jestem przegrana, ale kiedy ta sucz poderwała Adriana coś we mnie pękło. Rozumie pan? – spojrzała na policjanta. – Miałam dość wodzenia mnie za nos. Przecież ona go nawet nie lubiła, a już wślizgnęła mu się do łóżka!
Marta spokojnie wyjaśniła, że najpierw chciała po prostu stłuc Aśkę na kwaśne jabłko, ale uznała, że nie da jej rady. Postanowiła, więc wynająć kolegę, o którym słyszała, że przystaje z blokersami i narkomanami.
O dziwo Damian zgodził się, ale zażądał zapłaty, więc Marta miesiącami podbierała nam pieniądze. Ostatnie, brakujące dwieście złotych wyciągnęła od schorowanego dziadka. Trochę pożyczyła. Jak zamierzała zdobyć drugi tysiąc? Zamiast odpowiedzi wzruszyła tylko ramionami.
Damian miał zaczepić Aśkę, gdy wieczorem wracała od koleżanki. Wytatuowany chłopak, w samochodzie ojca, z papierosem w dłoni zrobił na dziewczynie wrażenie. Zapadł zmrok, a on zaproponował, że podrzuci ją do domu. Wsiadła, pytając, czy długo na nią polował.
– Jesteś łatwiejszym łupem, niż myślisz – roześmiał się, ruszając w kierunku dawnej cegielni.
Do brudnej roboty Marta wynajęła kolegę!
Aśka myślała chyba, że zazna innego rodzaju wrażeń, ale kiedy Damian zaczął ją dusić swoją koszulką najpierw próbowała się wyrwać, a potem resztkami sił kopnęła go w krocze. Krztusząc się, otworzyła drzwi i czmychnęła do pobliskiego parku.
Szkolny narkoman, szczęśliwie miał słabszą kondycję od wysportowanej dziewczyny, a przy tym nie grzeszył sprytem. Myślał, że jego ofiara pobiegnie wypłakać się do rodziców i dlatego popędził w kierunku jej osiedla. Ona zaś, całkiem przytomnie, wybrała policję.
– Znowu okazała się lepsza ode mnie – westchnęła smutno Marta.
– Marta! – nie wytrzymałam.
– Ty naprawdę niczego nie rozumiesz! – córka ponownie uderzyła w płacz.
Za swój czyn mogła trafić na kilka lat do poprawczaka, ale pani sędzia wzruszyła się losem poniewieranej przez rówieśników dziewczyny, i zawiesiła jej wyrok. Oboje z mężem płakaliśmy ze szczęścia, słysząc, że Marta będzie musiała być jedynie pod obserwacją kuratora.
Sądziliśmy, że ta lekcja nauczy czegoś naszą córkę. Zastanawialiśmy się, czy nie zapisać jej na terapię, by nie żyła z piętnem morderczyni, lecz to okazało się zbędne, bo rówieśnicy przyjęli Martę jak bohaterkę. To Asia zmieniła szkołę, nie mogąc wytrzymać obok swoich oprawców, a nasza córka stała się jedną z najpopularniejszych osób w szkole.
– Nie tak miało być – żaliłam się mężowi.
– Wkrótce zapomną o jej wyskoku i znowu nasza córka stanie się zwyczajną dziewczyną – pocieszał mnie.
A co, jeżeli Marcie spodoba się taka niezdrowa popularność? Nie przeprosiła swojej ofiary, nie wykazała skruchy, nie chciała nawet rozmawiać z nami o tym, czego się dopuściła. Zamiast prosić o wybaczenie, tylko użalała się nad sobą. Wiem, nie było jej łatwo. Zajęta młodszymi dziećmi, straciłam kontakt ze starszą córką, ale czy to tłumaczy jej zamiar popełnienia morderstwa?
Czytaj także:
„Porzuciłam męża dla młodszego kochanka. Ale kiedy poważnie zachorowałam, to mąż się mną zajął. Teraz jest mi wstyd"
„Moja przyjaciółka była jak bluszcz. Przychodziła bez zapowiedzi i wpraszała się nawet na nasze wakacje we dwoje"
„Moja przyjaciółka była jak bluszcz. Przychodziła bez zapowiedzi i wpraszała się nawet na nasze wakacje we dwoje"