Kiedy się urodził, pokochałam go od pierwszej sekundy. Choć nie był moim synem, zawsze go tak traktowałam. I kiedy już wydawało się nam, że nic nie zburzy spokoju naszej rodziny, pojawił się intruz. Co mam zrobić? Nie wiem.
Byłam gotowa na wszystko, by ocalić rodzinę
Dłonie mi drżały, gdy odkładałam telefon na komodę. Rozejrzałam się nerwowo, sprawdzając, czy na pewno nikt nie słyszał rozmowy, którą właśnie odbyłam. W szczególności mój Rafał. Z głębi domu dobiegał stłumiony łomot muzyki rockowej. Za oknem warczała kosiarka.
Odetchnęłam z ulgą i poszłam do łazienki, by się uspokoić. Zatrzasnęłam drzwi i usiadłam na krawędzi wanny. Skronie mi pulsowały, w uszach szumiało. Przed oczami wyświetlał się film, w którym waliło się w gruzy życie całej naszej rodziny. Nie mogłam na to pozwolić. Za nic w świecie. Nie po to przez lata ją budowałam – tak, by była nieskazitelna, bez jednej rysy. A najbardziej ucierpiałby Rafał, mój syn.
– To jego muszę chronić – szepnęłam do siebie, z wolna opanowując oddech.
Stres zaczął odpuszczać i znów widziałam świat w jasnych barwach. Życie nauczyło mnie, że wszystko da się załatwić. Więc dlaczego tym razem miałoby się nie udać? Sprawa zostanie zatuszowana i nikt się nie dowie ani o tym telefonie, ani o mężczyźnie, który postanowił zburzyć spokój mojej rodziny. Ukradkowe spojrzenia męża i syna podczas kolacji uświadomiły mi jednak, że wcale nie jestem taka spokojna i pewna siebie, jak mi się wydawało. Widocznie nadal żyłam tamtą rozmową.
– Jesteś jakaś milcząca. Coś się stało? – zauważył mój mąż.
Rzeczywiście, w jadalni panowała cisza, przerywana jedynie szczękaniem sztućców. Syn zmierzył mnie wzrokiem znad talerza. Od małego był wrażliwym chłopcem, więc napięta atmosfera natychmiast mu się udzielała.
– Nic takiego. Po prostu kłopoty w pracy – skłamałam, pochylając głowę na talerzem, by ukryć rumieńce.
– W pracy? Serio? Przecież dziś niedziela – zdziwił się Rafał.
– Miałam nieprzyjemny telefon od szefowej, czegoś się czepia, mimo niedzieli – brnęłam dalej. – To nic takiego, jedzcie.
Naprędce utkane kłamstwa nie zwiodły mojego męża. Po kolacji oboje poszliśmy do sypialni. Leszek zamknął drzwi, usiadł na łóżku i czekał w milczeniu. Ja siedziałam sztywno na stołku przy toaletce, plecami do niego, i drżącą rękę rozczesywałam włosy, choć były już gładkie jak tafla.
– Powiesz wreszcie, co się stało? – przerwał ciszę Leszek, przyglądając mi się w lustrze. – Niejedną trudną sytuację przeszliśmy w życiu, więc nie musisz…
– Dzieje się to, czego się obawialiśmy – przerwałam mu i z brzękiem odłożyłam szczotkę na toaletkę.
Wpatrywałam się w odbicie twarzy mojego męża i wracałam myślami do tamtych chwil sprzed lat. Do chwil, które ukształtowały naszą rodzinę i zmieniły bieg wydarzeń. Siedziałam z Leszkiem w sypialni, niemal tak jak teraz – z tą różnicą, że on miotał się wściekle od ściany do ściany jak tygrys w klatce. Ja ledwo widziałam na oczy, nafaszerowana środkami na uspokojenie, ale pewna podjętej decyzji.
– Jak niby to sobie wszystko wyobrażasz? – warczał Leszek.
– Nie krzycz, Patrycja jest za ścianą! – ofuknęłam go, myśląc o córce, która właśnie za ścianą zalewała się łzami.
To był kolejny dzień zastanawiania się nad tym, co powinniśmy zrobić. Patrycja miała dopiero 15 lat, tymczasem pod jej tuniką ozdobioną brokatowym kotkiem zaczynał się już rysować ciążowy brzuch.
Wyrzucałam sobie, że za mało z nią rozmawiałam
Wstydziłam się podejmować takie tematy, więc traktowałam to, co się stało, jako swego rodzaju karę. Pewnego wieczoru weszłam bez pukania do łazienki, gdy Patrycja akurat zdejmowała koszulkę, i dopiero wtedy zorientowałam się, że moja nastoletnia córka spodziewa się dziecka. Po rozmiarach brzucha wywnioskowałam, że był to co najmniej 4. miesiąc.
Starałam się zachować spokój, nie panikować, by dodatkowo nie straszyć Patrycji. Niemniej musieliśmy podjąć jakieś kroki, żeby rozwiązać problem. Moja córka była najlepszą uczennicą w klasie, miała przed sobą całe życie. Nie dopuszczałam do siebie myśli, że ta niechciana, przypadkowa ciąża położy się cieniem na całej jej przyszłości.
– Poświęciliśmy jej wszystko, jest naszym jedynym i ukochanym dzieckiem – tłumaczyłam mężowi. – Teraz też jej pomożemy, wszystko załatwimy. Zanim zrobi sobie krzywdę...
Patrycja wyznała mi, że próbowała pozbyć się „problemu” domowymi sposobami. Na szczęście bez rezultatu. Nogi się pode mną ugięły, gdy usłyszałam, że chłopak, który był ojcem dziecka, kupił pokątnie jakieś podejrzane tabletki. Chryste, przecież mogła skończyć po takich środkach na OIOM-ie! Byłam zszokowana i wściekła, lecz próbowałam panować nad emocjami i zachować trzeźwy umysł.
W końcu ułożyłam plan i przedstawiłam go mężowi. Postanowiłam, że to my weźmiemy na siebie ciężar wychowania tego dziecka. Do rozwiązania Patrycja będzie się uczyła w domu w ramach indywidualnego toku nauczania. Moja kuzynka była położną, a jej mąż lekarzem – nie powinno być zatem problemu z uzyskaniem zwolnienia z powodu jakiejś wyimaginowanej choroby. To jednak nie wszystko. Musieli nam pomóc w czymś jeszcze, najważniejszym.
– Będę udawała ciążę, a gdy dziecko się urodzi, formalnie zostaniemy jego rodzicami – wykładałam Leszkowi kolejne punkty.
– To chyba nie jest legalne – odburknął Leszek.
– Chcesz pomóc córce czy nie? – wbiłam w niego lodowate spojrzenie.
Byłam gotowa udawać matkę
Nie miałam cienia wątpliwości, że to najlepsze dla wszystkich rozwiązanie. Nie mogłam pozwolić, aby moja córka została matką w tak młodym wieku i zaprzepaściła szansę na normalne życie. Z drugiej strony, nie zniosłabym oddania wnuka do adopcji. To nie wchodziło w grę: zamartwiałabym się na śmierć jego losem. W końcu jako 40-latka mogłam się jeszcze podjąć roli matki.
Nikt się specjalnie nie zdziwi. Późne macierzyństwo stało się ostatnio wręcz modne. A Patrycja będzie starszą siostrą. Też się będzie mogła wykazać, ale bez brzemienia i odpowiedzialności bycia rodzicem. Plan się powiódł – Patrycja urodziła w domu zdrowego i silnego chłopczyka, a ja zostałam jego mamą. Moja kuzynka i jej mąż bardzo nam pomogli. Poród odbył się w trakcie wakacji, a od nowego roku szkolnego Patrycja wróciła do szkoły, mogąc się pochwalić koleżankom, że została starszą siostrą. Nikt niczego nie podejrzewał.
Przecież bywają rodzeństwa z jeszcze większą różnicą wieku. Plan był jednak idealny tylko z pozoru. W rzeczywistości wymagał ode mnie nie lada wysiłku, by ta nowa, wymuszona rodzina przetrwała. Patrycja unikała niemowlęcia, starając się nie nawiązywać z nim zbyt zażyłej więzi. Widziałam, jak bardzo cierpi, nie mogąc dojść do ładu z własnymi uczuciami. To było w końcu jej dziecko.
Wiedziałam, jak się miota między ulgą a żalem, między wdzięcznością a gniewem. Bo z jednej strony jej pomogłam, a z drugiej ukradłam jej syna. Leszek także potrzebował dużo czasu, by przyzwyczaić się do sytuacji.
Dopiero po kilku latach zaczęło się układać
Ja czułam się matką Rafała od samego początku. Od momentu, gdy wzięłam go ręce, zawładnęła mną bezwarunkowa miłość, jaką może czuć tylko matka. Zawsze chciałam mieć drugie dziecko, lecz nie pozwalały mi na to kłopoty ze zdrowiem. Rafał, którym zajmowałam się bez przerwy, wypełnił tę lukę, a jego wychowanie dawało mi dużo radości i satysfakcji. Czas mijał. Patrycja dorosła, okrzepła, pogodziła się z rolą siostry swojego syna, wyjechała na studia, potem znalazła pracę. Zostaliśmy tylko z Rafałem. Tyle dotąd przeszliśmy i nagle nasz świat miałby się zawalić?
– Nad czym tu myśleć, Karola? Po prostu daj mu te pieniądze – z rozmyślań wyrwał mnie głos Leszka.
Obruszyłam się, ale już po chwili zaczęłam na poważnie rozważać tę opcję. Tego ranka zatelefonował do mnie biologiczny ojciec Rafała.
„Myślisz, że o niczym nie wiedziałem? Patrycja o wszystkim mnie informowała. Wiem, że wychowujecie mojego syna” – w głowie wciąż huczały mi jego słowa.
W głosie mężczyzny pobrzmiewały złość i determinacja. Wyjaśnił, że potrzebuje pieniędzy, by pospłacać długi. Zażądał od nas konkretnej sumy i zagroził, że w przeciwnym wypadku wyjawi Rafałowi całą prawdę. Czułam, że nie zawaha się tego zrobić. Okazji trafiłoby się mnóstwo. Rafał był nastolatkiem, chodził do szkoły, na zajęcia sportowe, spotykał się ze znajomymi. Nie mogliśmy go przecież pilnować ani chodzić za nim krok w krok.
– Sprzedam samochód – zadeklarował Leszek, pocierając nerwowo skronie.
– Zlikwiduję tamtą naszą lokatę – dodałam. – Powinno wystarczyć.
Obliczałam w głowie potrzebną kwotę, lecz w rzeczywistości próbowałam odegnać natrętne myśli. Cała ta sytuacja zasiała we mnie ziarno wątpliwości. Po raz pierwszy w życiu zaczęłam się zastanawiać, czy aby na pewno dobrze postąpiliśmy. Czy tego chciałam, czy nie, ten mężczyzna naprawdę był ojcem Rafała.
Kto dał mi prawo decydowania o ich życiu?
Zdałam sobie sprawę, że całe nasze szczęście oparte jest na kłamstwie i sprowadza się do ukrywania go przed Rafałem. Spuściłam głowę, dokonując po cichu rachunku sumienia i rozmyślając o konsekwencjach, które kiedyś niechybnie nas dopadną.
– Zrobiłaś to dla niego – odezwał się nagle Leszek, jakby czytał mi w myślach.
Podszedł i wierzchem dłoni otarł spływającą po moim policzku łzę. Dawno nie rozmawialiśmy o tym, co się wydarzyło. Właściwie nigdy o tym nie rozmawialiśmy. Rafał był nasz. Koniec i kropka. No, niestety nie. Pojawił się epilog.
– Wychowałaś go na dobrego chłopaka. Jesteś jego matką, ja ojcem, a Patrycja siostrą. To cały jego świat. Jedyny, jaki zna. Zostawmy to tak.
– Masz rację – przytaknęłam, choć w głębi duszy nie byłam już tego taka pewna.
Kilka dni później dreptałam nerwowo pod oknem w kuchni. Wskazówki zegara zdawały się przesuwać w ślimaczym tempie. Szantażysta zadzwonił raz jeszcze, informując, że zjawi się pod bramą naszego domu o 12. Ode mnie zależało, co będzie dalej. Czułam, jak płoną mi policzki, gdy dostrzegłam zbliżającą się sylwetkę. Kaptur naciągnięty na twarz, ręce w kieszeniach i szybki krok.
– Mamo, wychodzę! – dobiegł mnie z przedpokoju głos.
Nogi się pode mną ugięły. Wyczekiwałam przy oknie, bo nie chciałam, żeby Rafał natknął się na tego mężczyznę. Tymczasem on wyszedł mu na spotkanie! Trzasnęły drzwi, a ja – niewiele myśląc – chwyciłam leżącą na stole kopertę i wybiegłam w ślad za synem. Stanęłam na progu domu z tłukącym się w piersi sercem i zobaczyłam, jak Rafał otwiera furtkę.
– Pan do kogo? – odezwał się, onieśmielony badawczym spojrzeniem obcego mężczyzny, który nie spuszczał z niego wzroku.
Dostrzegłam łączące ich podobieństwo. Identycznie zarysowany podbródek i ciemne, kręcone włosy.
– To kurier! – krzyknęłam.
Podbiegłam do mężczyzny i wcisnęłam mu w ręce pękatą kopertę z całymi naszymi oszczędnościami w środku. To cena, jaką płaciłam za utrzymanie sekretu w tajemnicy. Mężczyzna zsunął kaptur z głowy, a potem zajrzał do koperty i naprędce przeliczył banknoty. Rafał nadal stał przy furtce. Był wyraźnie podenerwowany i chyba połapał się, że dzieje się coś niedobrego. Przestępował z nogi na nogę, obserwując każdy ruch mężczyzny.
– Wszystko się zgadza – szantażysta wcisnął kopertę do kieszeni bluzy, a potem obrzucił nieprzyjemnym spojrzeniem widniejący za moimi plecami dom. – Do zobaczenia – klepnął Rafała w ramię, obrócił się i odszedł cicho jak kot.
W myślach błagałam, by nie zadawał mi żadnych pytań
– Wszystko w porządku, mamo? – Rafał zmarszczył brwi i zrobił krok w moją stroną, jakby obawiał się, że za chwilę zemdleję i będzie musiał mnie cucić.
Mój oddech zaczął zwalniać, a świat przestał mi wirować przed oczami.
– Tak, synku, w najlepszym – odparłam, rzeczywiście głęboko w to wierząc.
– OK, to ja lecę na trening – Rafał uśmiechnął się niepewnie.
Oglądał się za siebie, nim zniknął za najbliższym zakrętem. Stałam jeszcze przez chwilę przy furtce i patrzyłam w ślad za nim. Potem wróciłam do domu i opadłam ciężko na krzesło w kuchni. Chciałam jak najszybciej zapomnieć o tym, co się wydarzyło. Zrozumiałam, jak mało brakowało, by ten kolos na glinianych nogach runął, by ten chciwy, człowiek wyjawił Rafałowi prawdę.
Budowane przez tyle lat poczucie bezpieczeństwa okazało się kruche i nietrwałe. Wstałam i podeszłam do lodówki, z której wyjęłam butelkę wina. Nalałam sobie lampkę i szurając kapciami, poczłapałam do salonu. Usiadłam na kanapie i chwyciłam stojące na stoliku zdjęcie. Widniała na nim nasza rodzina: ja z pulchnym niemowlęciem na rękach, obejmujący mnie mąż i nasza córka – naburmuszona nastolatka, podobna do tysięcy innych, lecz tak bardzo od nich różna.
– Co ja narobiłam? – westchnęłam.
Ale wiedziałam: nadal będę bronić rodziny.
– Kiedyś wszystko ci wyjaśnię, ale jeszcze nie teraz – szepnęłam, przesuwając palcem po zdjęciu.
Pulchny niemowlak zaciskał na nim ufną, maleńką dłoń wokół mojego palca.
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”