„Wybrałam los samotnej matki, bo nie miałam innego wyjścia, a nie dlatego, że o takim życiu marzyłam”

Samotna matka fot. Adobe Stock, Jacob Lund
Odwołałam ślub, będąc w piątym miesiącu ciąży. I tylko ja wiem, ile kosztowało mnie to nerwów i odwagi. Czy dobrze zrobiłam? To się okaże. Na pewno teraz nie żałuję. A ludzie, że gadają? A niech gadają! To moje życie, a nie ich!
/ 17.05.2021 17:40
Samotna matka fot. Adobe Stock, Jacob Lund

Wiadomo, chłopcu bez ojca nie jest łatwo, ale z ojcem, który się nim nie interesuje, a tylko pije i wszczyna awantury, jest jeszcze gorzej. Takie jest moje zdanie i go nie zmienię!

To nie oni uwikłaliby się w małżeństwo z draniem

Odwołałam ślub, będąc w piątym miesiącu ciąży. I tylko ja wiem, ile kosztowało mnie to nerwów i odwagi. Czy dobrze zrobiłam? To się okaże. Na pewno teraz nie żałuję. A ludzie, że gadają? A niech gadają! To moje życie, a nie ich!

Ciekawe, czy z taką samą ochotą, jak teraz wieszają na mnie psy, rzuciliby się na pomoc, wiedząc, że Tomasz mnie bije i wyzywa? Pewnie wtedy odwróciliby się do mnie placami albo stwierdzili, że mi się należy, bo głupia byłam, że wyszłam za drania.

Wcale nie byłam głupia, że związałam się z tym człowiekiem, bo Tomasz potrafił być naprawdę uroczy. A ja, zakochana po uszy, wszystkie jego wady uznawałam za cechy silnego, męskiego charakteru. Jest wybuchowy? Ależ skąd! Po prostu ma swoje zdanie. Potrafi nawrzucać nawet obcym osobom? Żaden z niego awanturnik, tylko umie bronić swoich racji. Pije? A który facet nie sięga po alkohol, żeby wieczorem wyluzować się po pracy? Każdy tak robi. A że mój ojciec nie? On jest innej daty.

Za jego czasów nie było takiej nerwowości w robocie. Zawsze potrafiłam usprawiedliwić mojego ukochanego. Wiedziałam poza tym, że Tomasz miał ciężkie dzieciństwo. Jego ojciec był klasycznym pijakiem i awanturnikiem, który zmienił życie rodziny w piekło. Może dlatego miałam dla mojego ukochanego więcej wyrozumiałości i cierpliwości? W końcu swoje przeżył w dzieciństwie, nie zaznał rodzicielskiego ciepła, a ja chyba chciałam mu to w jakiś sposób wynagrodzić swoją miłością.

Byliśmy razem ponad rok, kiedy okazało się, że jestem w ciąży. Dla mnie był to szok, bo na razie nie planowałam założenia rodziny. Chciałam się nieco usamodzielnić, bo chociaż rodziców mam wspaniałych, to oni do wszystkiego doszli ciężką pracą i nie zamierzałam ciągle żyć na ich garnuszku. Sama także chciałam udowodnić, że potrafię o siebie zadbać. A teraz miałam dbać nie tylko o siebie, ale jeszcze i o dziecko. Bo było dla mnie oczywistą rzeczą, że je urodzę.

Tomasz zareagował na moją ciążę z radością, co bardzo mnie podniosło na duchu. Wydawało mi się, że w sumie dobrze trafiłam, może on będzie wspaniałym tatą w przeciwieństwie do swojego ojca?

Mój synek dostanie ode mnie wszystko to, czego ja nie zaznałem w dzieciństwie! – obiecywał, marząc właśnie o chłopcu.

Zaczęliśmy planować ślub

Szybko, jeszcze przed porodem, bo w naszym miasteczku nikogo nie dziwi, że panna młoda idzie do ołtarza z brzuchem. Za to ludzie biorą na języki te panny, które rodzą, nie mając męża. Ksiądz w naszej parafii rozumie takie sytuacje i zawsze ma przygotowany jakiś „awaryjny termin” dla takiej pary „w potrzebie”. Data została więc wyznaczona, sala na wesele wynajęta, orkiestra także, zaproszenia dla gości wydrukowane. Jednym słowem wszystko przygotowane w ekspresowym tempie do ślubu, który miał się odbyć już za dwa miesiące.

Wydawało by się więc, że nic tylko usiąść i czekać na ten jedyny w życiu szczęśliwy dzień, ciesząc się przy tym z dziecka, które wkrótce ma przyjść na świat. Niestety, im większy miałam brzuch, tym bardziej byłam rozdrażniona i nie przypominałam gotowej na każde skinienie mojego ukochanego Aneczki, a on zaczął pokazywać swoje drugie oblicze.

Teraz sobie myślę, że może specjalnie los tak sprawił, że źle się czułam na początku ciąży, żebym miała czas i okazję przejrzeć na oczy i zrozumieć, że nie powinnam wiązać się z tym człowiekiem. Bo ja naprawdę bardzo źle się czułam. Wymiotowałam, puchłam, miałam bóle głowy i zawroty, i zwyczajnie byłam nie do życia.

Wymagałam opieki i nie mogło być mowy o tym, że będę skakała wokół Tomasza. To on powinien był zacząć skakać wokół mnie. Jednak zdecydowanie nie miał takiego zamiaru. Leżałam w łóżku, czasami nie bardzo nawet kontaktując, co się ze mną dzieje, a on wychodził na całe dnie i wieczory.

Wracał pijany, bełkotał bez sensu i padał obok mnie na łóżko, bezwładny i śmierdzący. W końcu zaczęłam się bać, że kiedy się tak przewala, nie zwracając uwagi ani na mnie, ani na mój rosnący brzuch, to jeszcze zrobi krzywdę dziecku.

I nieopatrznie kiedyś zaprotestowałam, że może powinien się w takiej sytuacji przespać na kanapie w salonie. Wtedy się zaczęło! Przekleństwa i wyzwiska latały w powietrzu! Rzucał się do mnie wściekle, cudem mnie wtedy nie uderzył, bo chyba był zwyczajnie za bardzo pijany, aby trafić. Oniemiała z przerażenia doczołgałam się jakoś do telefonu i zadzwoniłam po ojca. Przyjechał natychmiast i to on stał się ofiarą dalszego ataku Tomasza. Jego także wyzywał od najgorszych i… podniósł na tatę rękę!

Tak, uderzył mojego ojca w twarz! Pięścią. Ten się uchylił i wyprowadził prawy sierpowy od dołu, bo jest od Tomasza sporo niższy. Trafił go w szczękę, po czym Tomasz zwalił się jak kłoda na podłogę. Tak go zostawiliśmy. Tata zabrał wszystkie moje rzeczy i poszliśmy do samochodu. Tę awanturę przepłaciłam komplikacjami i do końca ciąży musiałam już potem leżeć, na szczęście otoczona czułą opieką rodziców. Miałam więc wiele czasu na przemyślenia.

Przede wszystkim od razu odwołałam ślub

Nie radziłam się w tej sprawie rodziców, ale widziałam, że przyjęli moją decyzję z prawdziwą ulgą.

– Cokolwiek zdecydujesz i zrobisz córeczko, będziemy cię wspierali – usłyszałam od nich. – To jest twoje życie i wierzymy, że pokierujesz nim właściwie. Zrób tak, żeby nie skrzywdzić ani siebie, ani dziecka. Dziecko… Czy rezygnując ze ślubu, pozbawiałam je ojca? Wiele osób myśli tak do dzisiaj. A ja uważam, że nie mają racji. Ojcostwo nie ma przecież nic wspólnego z małżeństwem. Nie trzeba być mężem, aby czuć się rodzicem i być odpowiedzialnym za syna (USG potwierdziło, że to faktycznie będzie chłopak). Po tej awanturze, po której wyniosłam się z mieszkania Tomasza, liczyłam, że się do mnie odezwie. Zadzwoni, a może nawet przyjedzie. Nie doczekałam się, nie przeprosił za swoje zachowanie ani mnie, ani mojego ojca.

Nie wiem, od kogo dowiedział się, że odwołałam nasz ślub, ale w tej sprawie także nie dał znaku, czy go to w ogóle obchodzi. Jakby ta cała sytuacja go nie dotyczyła, jakby nie chodziło o jego życie i jego dziecko. W głębi serca bardzo mnie to bolało, chociaż starałam się prezentować światu pogodną twarz. Rodzice bardzo o mnie dbali, tata masował mi opuchnięte stopy, mama gotowała ulubione smakołyki. Czułam, że jestem pod dobrą opieką, otoczona miłością.

Dziecko także musiało to czuć, bo zagrożenie poronieniem minęło i donosiłam ciążę bez problemu. Krzysio urodził się piękny i zdrowy. Nie, nie zadzwoniłam do Tomasza, aby go poinformować, że nasze dziecko przyszło już na świat. Nie uważałam za stosowne mówić mu o tym, skoro on się do mnie nie odezwał ani razu przez ostatnie miesiące. Musiał się jednak dowiedzieć od ludzi, że ma syna, bo po kilku dniach zadzwonił. Ale nie z gratulacjami, tylko z pretensjami, że ukryłam przed nim poród!

Roześmiałam się tylko na jego zarzuty, uświadamiając go, że nawet dzieci w podstawówce wiedzą, ile trwa ciąża.

– Mogłeś sobie policzyć, kiedy rodzę i zainteresować się wcześniej, co się ze mną dzieje – powiedziałam i odłożyłam słuchawkę. Więcej nie zadzwonił, ani nie przyjechał zobaczyć synka. Od znajomych dowiedziałam się tylko, że jako świeżo upieczony tatuś spił się do nieprzytomności. Kiedy tylko mogłam już chodzić po dość ciężkim porodzie, poszłam do urzędu stanu cywilnego zarejestrować synka. Zupełnie świadomie nadałam mu własne nazwisko i nie podałam informacji, kto jest ojcem.

Uznałam, że jeśli Krzysio ma mieć tatę, który się nim nie interesuje, a tylko robi awantury i się upija, to lepiej, aby go w ogóle nie miał. Moi rodzice nic na to nie powiedzieli, ale w mieście zaczęły się plotki – że odbieram dziecku ojca. Nie rozumiem tego, bo Tomasz z własnej woli nie interesuje się synem. Od porodu minęło pół roku, a on widział Krzysia zaledwie dwa razy. Raz przyjechał miesiąc po porodzie. Niby z prezentami dla dziecka. Przywiózł jakieś śpioszki, które okazały się już za małe i pampersy, na które mały jest uczulony.

Ale nic nie powiedziałam, ważne, że się w ogóle pojawił. Niestety, synek mało go podczas tej wizyty interesował, nawet nie wziął go na ręce. Za to mnie zaczął robić wyrzuty, że jestem taka i owaka, bo go nie zarejestrowałam jako ojca, a tak w ogóle to dałam dziecku głupio na imię. Oświadczyłam, że imię ma po moim dziadku, a nie podałam nazwiska ojca w urzędzie, bo nie mogę sama tego zrobić.

– Jakbyś się zainteresował wcześniej tym, że ci się urodził synek, to poszlibyśmy do USC razem – stwierdziłam. Rzucił się na mnie z pięściami i wyzwiskami, i mój ojciec znowu musiał interweniować. Wywalił go ze swojego domu i zapowiedział, że jak ma się tak zachowywać, to niech się nie pokazuje. Tomasz zniknął, a jakiś miesiąc później dorwał mnie na spacerze z Krzysiem, wrzeszcząc przy ludziach, że jeszcze go popamiętam, bo już złożył w sądzie papiery o ustalenie ojcostwa.

– Zabiorę ci mojego syna, ty suko! – wyzywał mnie publicznie. Popłakałam się z nerwów i od tamtej pory z niepokojem czekałam na wezwanie do sądu. W końcu mama doradziła mi, bym w sądzie dowiedziała się, czy faktycznie wpłynął pozew od Tomasza. Nie wpłynął. Tomasz kłamał.

– Prędzej mi kaktus na dłoni wyrośnie, niż ten drań weźmie odpowiedzialność za dziecko i będzie chciał je wychowywać – pocieszał mnie tata. – Przecież jeśli wystąpi o uznanie ojcostwa, to będzie ci musiał płacić alimenty, a jestem pewien, że wcale tego nie chce robić!

Z każdym kolejnym miesiącem upewniam się, że Tomasz tylko mnie straszył, a tak naprawdę dobrze mu jest tak, jak jest. Oczywiście, wielu ludzi uważa, że jestem wyrodną, bo z wyboru samotną matką. Nie zamierzam z nimi dyskutować, bo co to za ojciec, który byłby nim tylko na papierze? Już wolę mieć mniej pieniędzy, ale więcej swobody jako samotna matka, niż denerwować się i szarpać z powodu tego, że Krzysio ma w rubryce „ojciec” wpisanego Tomasza.

Więcej byłoby z tym kłopotów niż korzyści, bo wtedy trzeba w wielu wypadkach mieć zgodę ojca, na przykład kiedy zapisuje się dziecko do przedszkola, szkoły, czy też występuje się dla niego o paszport. I co ja wtedy bym zrobiła? Miałabym prosić Tomasza, żeby podpisał? Przecież wiadomo, że zrobiłby mi na złość i skomplikował moje plany. Moim zdaniem lepiej jest tak, jak jest. Wybrałam los samotnej matki, bo nie miałam innego wyjścia, a nie dlatego, że o takim życiu marzyłam.

Czytaj także:
„Myślałam, że małżeństwo moich dziadków było idealne. Babcia przez całe życie skrywała przed nami tajemnicę…”
„Moja matka ukrywała, że jest śmiertelnie chora. Wydało się, gdy umarła i musiałam zająć się przyrodnim rodzeństwem”
„Rok kręciłem się obok niej, bo byłem zbyt nieśmiały, by zrobić pierwszy krok. Zrobiła to za mnie… jej matka”

Redakcja poleca

REKLAMA