„Wybaczyłam mężowi zdradę, ale nadal nam się nie układało. Postanowiłam zajść w ciążę, żeby uratować moje małżeństwo”

Postanowiłam zajść w ciążę, żeby uratować małżeństwo fot. Adobe Stock, Siam
„Usprawiedliwiłam zdradę męża. To na pewno nic poważnego, a do tego na pewno wina tamtej. Przyczepiła się do niego jak rzep do psiego ogona, kusiła, kręciła tyłkiem, a on, jak każdy facet, skorzystał z okazji. Który by tego nie zrobił…”.
/ 17.01.2023 13:15
Postanowiłam zajść w ciążę, żeby uratować małżeństwo fot. Adobe Stock, Siam

No tak! Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie! Na Agatę do tej pory zawsze mogłam liczyć. A teraz, gdy najbardziej jej potrzebuję, zostawiła mnie samą! Nie rozumiem, dlaczego mi to zrobiła!

Agata to moja najlepsza przyjaciółka

Jeszcze od czasów szkolnych. W pierwszej klasie gimnazjum usiadłyśmy w jednej ławce i tak już zostało do końca liceum. Potem nasze „naukowe” drogi się rozeszły, bo ja poszłam na historię, a ona na polonistykę, ale przyjaźń przetrwała. I całe szczęście, bo naprawdę nie wyobrażam sobie, co bym bez niej zrobiła! Jestem raczej niezdecydowana – gdyby nie Agata, to pewnie nic bym w życiu nie osiągnęła.

Boję się każdej zmiany, nie umiem spokojnie rozważyć wszystkich plusów i minusów, ciągle się waham. Tymczasem ona zawsze potrafi spojrzeć na problem chłodnym okiem i szybko znaleźć rozwiązanie. Gdy więc coś leżało mi na sercu, miałam jakieś wątpliwości, zawsze biegłam do niej. To ona pchała mnie do przodu, doradzała, kierowała mną. Może to śmieszne, ale nawet kiedy zaczęłam się spotykać z Rafałem, moim obecnym mężem, pytałam Agatę, co o tym sądzi. A później, czy mam przyjąć jego oświadczyny.

To ona pomogła mi dokonać większości wyborów i ona przyklepywała większość moich decyzji. Cenię sobie zdanie przyjaciółki, mam do niej pełne zaufanie. Wiem, że dobrze mi życzy. Nic więc dziwnego, że i tym razem zapytałam, czy to, co zamierzam zrobić, jest słuszne.

Poprosiłam o radę

I co? I po raz pierwszy w życiu się na Agacie zawiodłam. Usłyszałam, że owszem, może ze mną porozmawiać, ale tym razem decyzji za mnie nie podejmie. Bo to zbyt poważna sprawa. O co chodzi? Najlepiej jak zacznę od początku…

Jakieś dziesięć miesięcy temu odkryłam, że mój mąż ma romans. Klasycznie, z koleżanką z firmy. Dowiedziałam się o tym przypadkiem. Którego dnia zaspał i musiał przygotować się do wyjścia w pięć minut. Wyleciał z domu jak wariat. Miał spotkanie na mieście z ważnym klientem i nie mógł spóźnić się nawet sekundy. Z tego pośpiechu zapomniał komórki. Normalnie nigdy nie bym nie zajrzała do jego telefonu, nie czytałabym SMS-ów, ale ona bez przerwy piszczała i sygnalizowała, że przyszła kolejna wiadomość.

Myślałam, że to może coś ważnego, związanego z pracą. No i złamałam zasadę. A tu? Jakaś panienka pisała, jaki to z mojego męża wspaniały kochanek i jak nie może doczekać się następnego spotkania…

Przeżyłam szok

Byliśmy małżeństwem dopiero od czterech lat, a on już szukał wrażeń na boku?! Zareagowałam stanowczo – wywaliłam Rafała z domu. Nawet nie pozwoliłam mu się wytłumaczyć. Tak się wściekłam, że wystawiłam walizki z jego rzeczami za próg i wykrzyczałam, że nie chcę go więcej widzieć. A potem oczywiście od razu zadzwoniłam do Agaty.

Była pierwszą osobą, która się o tym dowiedziała. Byłam tak rozbita, że nie potrafiłam dokładnie opowiedzieć jej, co się stało. Tylko wyłam w słuchawkę. Natychmiast do mnie przyjechała. Uspokajała, pocieszała, ocierała łzy, w końcu wysłuchała, gdy już byłam w stanie wydusić z siebie w miarę składne zdania. No i na koniec powiedziała, że dobrze zrobiłam.

Po dwóch miesiącach samotności zatęskniłam za mężem. Przecież wyszłam za niego z miłości! Nie potrafiłam ot tak o nim zapomnieć. Zwłaszcza, że mi na to nie pozwolił. Wydzwaniał do mnie codziennie, pisał mejle. Przekonywał, że to była tylko chwila słabości, że tamta w ogóle się dla niego nie liczy, że kocha tylko mnie. Postanowiłam mu wybaczyć, dać jeszcze jedną szansę.

Doszłam do wniosku, że to chyba faktycznie nic poważnego. I że to na pewno wina tamtej. Przyczepiła się do niego jak rzep do psiego ogona, kusiła, kręciła tyłkiem, a on, jak każdy facet, skorzystał z okazji. Pokażcie mi takiego, który by tego nie zrobił… Chyba tylko gej! Zanim jednak pozwoliłam mu wrócić, przedyskutowałam sprawę z Agatą.

W zasadzie pochwaliła moją decyzję.

Wiedziała, że bardzo kocham Rafała, że nie wyobrażam sobie bez niego życia. Powiedziała mi tylko, że powinnam wymóc na nim zmianę firmy. Tak na wszelki wypadek, żeby ta „okazja” mu codziennie przed oczami nie paradowała. Bo kto wie, czy się znowu nie skusi...

Wspomniałam mu o tym, ale spojrzał na mnie jak na wariatkę.

– No wiesz, powinnaś mi zaufać – stwierdził. – Mam rzucić dobrze płatną pracę?! To byłaby głupota! A co, jak nie znajdę innej? Przecież mamy do spłacenia kredyty na mieszkanie i dwa samochody, musimy z czegoś żyć. Twoja pensja na wszystko nie wystarczy.

Trudno mi było podważyć te argumenty. Więc odpuściłam. I to był błąd... Rafał wrócił do domu pół roku temu. Niby się pogodziliśmy, ale sama widzę, że to tylko pozory. Nie układa nam się już tak dobrze jak kiedyś. Kłócimy się o byle co! Po części to moja wina, bo nie potrafię zapomnieć o tym, że mnie zdradził. Gdy tylko wróci do domu trochę później albo mówi, że jedzie w delegację, wpadam w szał. Ale czy to takie dziwne?

Tamta kobieta nadal z nim przecież pracuje. Jaką mam gwarancję, że zamiast siedzieć na naradzie, nie leżą razem w hotelowym łóżku?! Mąż oczywiście zaprzecza. Wścieka się i twierdzi, że mam jakąś obsesję. Ma już dość wiecznego przepraszania, że od tamtej pory nic złego nie zrobił, że teraz dochowuje mi wierności. Twierdzi, że czuje się jak osaczone zwierzę. Tą gadaniną tylko dolewa oliwy do ognia.

Atmosfera w domu gęstnieje i mam wrażenie, że niedługo dojdzie do wybuchu. rozmawiałam oczywiście na ten temat z Agatą. I to wiele razy. Twierdziła, że rozumie, iż trudno mi znowu zaufać mężowi. Ale że powinnam trochę odpuścić. Bo skoro zdecydowałam się ratować nasze małżeństwo, to nie mogę wiecznie rozdrapywać ran, wracać do przeszłości. Bo zamęczam tym i siebie, i jego. Próbowałam stosować się do jej rad, ale, niestety, marnie mi to wychodziło.

Jak Rafał tylko wspomniał coś o nadgodzinach lub chciał gdzieś wyjść, od razu stawała mi przed oczami tamta kobieta.

No i awantura gotowa

Uznałam więc, że muszę znaleźć inny sposób na uzdrowienie naszego związku. Myślałam, myślałam, no i wymyśliłam. Przynajmniej tak mi się wydawało. Postanowiłam, że zajdę w ciążę. Na początku małżeństwa ustaliliśmy z Rafałem, że nie będziemy od razu starać się o dziecko, że poczekamy, aż się trochę dorobimy, znajdziemy dobrą pracą, nacieszymy się sobą. Odpowiadał mi ten układ.

W innej sytuacji zwlekałabym z decyzją o macierzyństwie jeszcze ze dwa lata. Do trzydziestki trochę mi brakuje. Ale teraz uznałam, że nie ma na co czekać. Babcia zawsze mi powtarzała, że nic tak nie cementuje związku, jak dzieci! Oczywiście natychmiast opowiedziałam o swoim pomyśle Agacie. Myślałam, że jak zwykle wszystko przedyskutujemy. I że albo mi przyklaśnie, albo podzieli się swoimi wątpliwościami. A ona co? Najpierw długo milczała. A potem rozłożyła ręce i stwierdziła, że chciałaby doradzić mi jak najlepiej, ale… nie potrafi.

Byłam w szoku! Jak to nie potrafi?

Przecież zawsze pomagała mi dokonywać wyborów, a nawet wyręczała mnie! Przypomniałam jej o tym. A ona na to, że tym razem sama muszę podjąć decyzję, bo to za poważna sprawa, która może zdecydować o całym moim życiu.

I w ogóle to powinnam porozmawiać o tym z Rafałem, a nie z nią. Od kilku dni siedzę i zastanawiam się czy to, co wymyśliłam, jest dobre. No i nie potrafię podjąć decyzji. Chyba zadzwonię do Agaty. Może jakoś ubłagam ją, by mi pomogła? Przecież na pewno chce, by w moim małżeństwie wszystko się ułożyło.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Ono uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA