„Wujek gwałcił mnie w dzieciństwie. Gdy zaszłam w ciążę, ciotka wyrzuciła mnie z domu. Trauma zniszczyła mi całe życie”

Wujek molestował mnie w dzieciństwie fot. Adobe Stock, Antonioguillem
„Dlaczego o niczym nie mówiłam? Wstydziłam się i ciągle bałam. Ale już nie tego, że trafię do domu dziecka. Obawiałam się, że nikt mi nie uwierzy albo wszyscy uznają, że gdybym naprawdę tego nie chciała, tobym już dawno wyznała prawdę”.
/ 29.07.2021 13:25
Wujek molestował mnie w dzieciństwie fot. Adobe Stock, Antonioguillem

Przez wiele lat ukrywałam przed światem swoje bolesne wspomnienia. Nie umiałam o nich mówić, chciałam zapomnieć. Ale one wracały, nie pozwalając mi normalnie żyć. Na szczęście ten mroczny czas mam chyba za sobą i już się nie boję. A nawet z nadzieją patrzę w przyszłość.

Miałam zaledwie 7 lat, gdy straciłam rodziców

Zginęli w wypadku samochodowym. Tamtego tragicznego dnia odwieźli mnie rankiem do szkoły. Obiecali, że odbiorą mnie od razu po ostatniej lekcji, że nie będę musiała czekać w świetlicy. Nie odebrali.

Zamiast tego przyjechała siostra mamy, Alina. Popatrzyła mi w oczy i powiedziała, że mama i tata poszli do Bozi. I że teraz zamieszkam z nią i jej mężem, wujkiem Waldkiem. Początkowo nie chciałam wierzyć w śmierć rodziców. Byłam pewna, że pobędą trochę u tej Bozi i do mnie wrócą.

Dopiero dzieciaki z klasy wytłumaczyły mi, że już nigdy ich nie zobaczę. Przepłakałam wiele nocy i dni. Bałam się zasnąć. Ciotka często pracowała na drugą zmianę, więc pocieszał mnie wujek.

Przychodził do mojego pokoju, przytulał mnie, całował, głaskał. Ale nie tak jak tatuś. Inaczej. Wpychał język w moje usta, dotykał piersi, pośladków.

Czułam, że robi coś złego, ale milczałam. Bałam się.

Wujek za każdym razem powtarzał, że jak szepnę komuś choćby słówko, to zabiorą mnie do domu dziecka. Wtedy wydawało mi się to gorsze niż przytulanie. Na całowaniu i głaskaniu się nie skończyło. Gdy miałam dwanaście lat, wujek zgwałcił mnie po raz pierwszy.

Kiedy po wszystkim się rozpłakałam, wpadł w szał. Krzyczał, żebym nie udawała skrzywdzonej, że na pewno mi się bardzo podobało. Bo bardzo dobrze przygotował mnie do roli kobiety. Aby mi to udowodnić, wlazł na mnie po raz drugi. Podniecał go mój strach, moje łzy. Potem więc już nigdy nie płakałam.

Gdy pojawiał się w moim pokoju, zamykałam oczy i się wyłączałam. Wyobrażałam sobie, że mnie nie ma, albo że to tylko zły sen. Dlaczego ciągle o niczym nie mówiłam? Wstydziłam się i ciągle bałam. Ale już nie tego, że trafię do domu dziecka. Obawiałam się, że nikt mi nie uwierzy. A nawet jeśli, to wszyscy uznają, że to moja wina, że gdybym naprawdę tego nie chciała, tobym już dawno wyznała prawdę.

Kiedy miałam 15 lat, zaszłam w ciążę

Powiedziałam o tym ciotce. Ale nie zamierzałam przyznawać się, kto jest ojcem. Chciałam, żeby mi pomogła znaleźć jakieś rozwiązanie, pocieszyła mnie, jakoś wsparła. Tymczasem ona zaczęła na mnie wrzeszczeć. Wyzywała mnie i mieszała z błotem. Tak mnie to zabolało, że nie wytrzymałam i wykrzyczałam, kto mi to zrobił. Do końca życia nie zapomnę jej reakcji.

Najpierw patrzyła na mnie z niedowierzaniem, a potem zamachnęła się i uderzyła mnie w twarz. Z całej siły.

– Kłamiesz, mała dziwko! Waldek nigdy nie zrobiłby czegoś takiego! – wysyczała przez zęby.

Tydzień później zaprowadziła mnie do ginekologa na aborcję, a po miesiącu wysłała do szkoły z internatem prowadzonej przez zakonnice.

– Dopóki się nie usamodzielnisz, będziemy płacić za twoje utrzymanie i wykształcenie. Ale do domu wstępu nie masz – powiedziała mi na pożegnanie.

Wujek stał za jej plecami i uśmiechał się złośliwie. Triumfował.

To ja płaciłam za jego grzechy. On nie poniósł żadnej kary

Żył sobie z ciotką spokojnie aż do śmierci. Mam nadzieję, że chociaż teraz w piekle się smaży. W szkole uczyłam się jak wariatka. Ale nie dlatego, że czułam tak olbrzymi głód wiedzy. Łudziłam się, że dzięki temu zapomnę o tym, co mnie spotkało, nie będę miała czasu na myślenie…

Ale im bardziej uciekałam od wspomnień, tym było gorzej. Pojawiły się u mnie dziwne objawy. Codziennie bolała mnie głowa, źle spałam, a jak usnęłam, to śniły mi się węże wychodzące spod łóżka. Byłam wiecznie smutna. Przed koleżankami grałam wesołą, towarzyską. A w mojej głowie czaiły się ciągle prawdziwe koszmary. Nosiłam też w sobie przekonanie, że jestem nic niewarta, niczego nie osiągnę.

Skazana na porażkę – tak o sobie myślałam. Świetnie zdałam maturę, z wyróżnieniem skończyłam studia, wreszcie dostałam pracę w prestiżowej firmie. Mimo to ciągle uważałam, że jestem nikim, że do niczego się nie nadaję. W pewnym momencie poczułam, że uratować mnie może tylko małżeństwo. Pomyliłam się. Ponosiłam porażkę za porażką. Uważałam, że nie okazuję mężowi tyle czułości, ile powinnam, że za mało kocham córeczkę Amelkę.

Aby zagłuszyć poczucie winy, uciekałam w pracę i alkohol…

Bywało, że wracałam do domu grubo po północy, zupełnie pijana. Rano zrywałam się, robiłam makijaż, by zatuszować sińce pod oczami i znowu do pracy. Kacper długo to tolerował, próbował mi pomóc, ale w końcu nie wytrzymał. Któregoś dnia zabrał pięcioletnią wtedy Amelkę i wyprowadził się do swoich rodziców.

Nawet nie protestowałam. Uznałam, że tak będzie lepiej. Po co mieli ze mną zostawać, skoro do niczego nie nadawałam? Pewnie zastanawiacie się, dlaczego nie szukałam pomocy u jakiegoś psychologa, psychiatry. Szukałam i to nie raz.

Nigdy jednak nie opowiedziałam żadnemu z nich o swoim dzieciństwie. Nie chciałam i nie umiałam. A oni specjalnie nie drążyli tematu. Tłumaczyli mój stan najpierw depresją poporodową, potem stresem w pracy. Zalecali relaks, spokój i przepisywali kolejną porcję antydepresantów. Popijałam je alkoholem. Wtedy, jak mi się wydawało, działały lepiej…

Dwa lata temu przeholowałam

Nie wiem, czego było za dużo: wina czy prochów. Przyszłam do pracy, usiadłam za biurkiem i nagle zrobiło mi się ciemno przed oczami. Ostatnie, co pamiętam, to szarpanie za ramię, przerażone krzyki kolegów i koleżanek: „Agata, co ci jest?”.

A potem już nic. Zapadłam w ciemność. Później, gdy już się obudziłam w szpitalu, usłyszałam, że miałam szczęście. Gdybym zasnęła w domu, w samotności, to pewnie nigdy bym się już nie obudziła. Lekarze, którzy mnie uratowali, uznali, że próbowałam popełnić samobójstwo. Wezwali więc do mnie psychiatrę. Tłumaczyłam im, że to niepotrzebne, że wcale nie chciałam się zabić, że jestem po prostu zapracowana i dlatego wspomagam się lekami, ale się uparli.

Dla świętego spokoju zgodziłam się na konsultację. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że właśnie rozpoczyna się nowy rozdział w moim życiu. Ta lekarka była zupełnie inna niż specjaliści, z którymi się do tej pory spotykałam. Poświęciła mi dużo czasu i uwagi. I nie dała się zwieźć opowieściom o stresującej pracy.

Tak mnie zamotała pytaniami i sugestiami, że nawet nie zauważyłam, gdy przyznałam się, że byłam w dzieciństwie molestowana. Powiedziałam może trzy zdania i zamilkłam przerażona. Na szczęście lekarka nie naciskała. Zamiast tego dała mi kontakt do ośrodka terapeutycznego zajmującego się takimi osobami jak ja.

Jeżeli nie uporasz się z przeszłością, nie będziesz miała szczęśliwej przyszłości. Zgłoś się tam, jak będziesz gotowa. Przekonasz się, że nie jesteś jedyna – powiedziała ciepło.

Nie skorzystałam od razu z jej rady. Ze wszystkich sił starałam się przecież zapomnieć o krzywdzie, która mnie spotkała. W końcu się jednak zdecydowałam. Bardziej z ciekawości niż z rozsądku. Pamiętam, jak po raz pierwszy weszłam do sali, w której była prowadzona terapia grupowa.

Jakiś mężczyzna – ofiara wykorzystywania seksualnego – właśnie zaczynał opowiadać swoją historię. Mówił o nękającej go z tego powodu depresji, niskiej samoocenie, kłopotach w relacjach z bliskimi. Słuchałam go i miałam wrażenie, że to wszystko jest o mnie. Popłakałam się, bo wreszcie zdałam sobie sprawę że lekarka ze szpitala miała rację i główne źródła moich problemów tkwią w przeszłości. Zaczęłam regularnie chodzić na terapię.

Minęło jednak sporo czasu, zanim sama odważyłam się przemówić

To było tak, jakbym otworzyła jakąś skrytkę, do której wcześniej byle jak wepchnęłam coś, czego nie chciałam widzieć. Teraz mogłam to wreszcie wyjąć i poukładać. Wróciły mi obrazy, uczucia, przypomniałam sobie konkretne sytuacje.

I choć czasem te wspomnienia bolały, coraz mniej się ich bałam. Terapia dała mi siłę i środki, by się z nimi zmierzyć. Dziś jestem już zupełnie innym człowiekiem. Przestałam uciekać od siebie i swojej przeszłości w leki, pracę i alkohol. Oczywiście nadal zarabiam, ale każdą wolną chwilę staram się spędzać z Amelką. To już prawie dziesięcioletnia panienka.

Na szczęście Kacper nie robi mi żadnych trudności w kontaktach z córką. Cieszy się, że się pozbierałam. Ostatnio zaproponował nawet, żebyśmy się razem wybrali gdzieś na weekend. Do tej pory się ze mną nie rozwiódł, a z tego, co wiem, z nikim się nie spotyka. Może więc jest jeszcze dla nas nadzieja?

Czytaj także:
„Po rozwodzie wszystkie przyjaciółki się ode mnie odsunęły. Bały się, że... ukradnę im mężów"
„Od 20 lat mam kochanki w całej Europie. Myślałem, że Zosia nic nie wie. Miałem ją za głupią gęś”
„Kiedy tata trafił do domu opieki, mama znalazła sobie kochasia. Byłam na nią wściekła. Przecież to zdrada!"

Redakcja poleca

REKLAMA