„Mam 40 lat i zaszłam w ciążę. Koleżanki załamywały ręce, rodzina odmawiała pacierze, a ja w końcu jestem szczęśliwa”

Kobieta, która zaszła w ciążę fot. Adobe Stock, petunyia
„Najpierw moi rodzice zrobili mi wodę z mózgu, mówiąc, że wyczerpałam już swoje szanse i widocznie dziecko nie jest mi pisane. Później koleżanki, które przechwalały się wyrośniętymi dzieciakami. Nie rozumieli tego, że to właśnie dziecka brakuje mi do pełni szczęścia”.
/ 02.03.2022 07:19
Kobieta, która zaszła w ciążę fot. Adobe Stock, petunyia

Moje pierwsze małżeństwo to była typowa ucieczka od rodziców. Miałam 20 lat, mój chłopak
21 i własne mieszkanie. Wyprowadziłam się do niego, wzięliśmy ślub. Pięć lat później, kiedy dowiedziałam się, że Marek romansuje z koleżanką z pracy, zdecydowałam o rozwodzie.

Bez większego żalu. Od dawna nam się nie układało. Rozwód przeprowadziliśmy raz-dwa. Wspólny majątek duży nie był, więc nie było się o co kłócić. Dzieci nie mieliśmy, mimo że – kiedy wychodziłam za mąż – było dla mnie oczywiste, że będę je miała. To Marek ociągał się z ostateczną decyzją, a ja nie chciałam go do niczego zmuszać.

– Musimy znaleźć porządną pracę. Później pomyślimy o dziecku – oznajmił Marek w dzień ślubu.

– Potrzebne nam większe mieszkanie – powiedział, kiedy już pracowaliśmy.

– Młodzi jeszcze jesteśmy. Lepiej się bawić, niż siedzieć w pieluchach – stwierdził, gdy nasi rodzice sprezentowali nam wymarzone M-4.

Mąż lubił się bawić. Jak się okazało, nie ze mną…

Po rozwodzie pomyślałam: „Pierwsze koty za płoty. Jestem młoda, jeszcze kogoś znajdę”. I znajdowałam, tyle że nic konkretnego z nowych znajomości nie wynikało. Nie było kolejnego ślubu ani dzieci. Po 39. urodzinach poddałam się.

Nie miałam już nadziei na to, że ułożę sobie życie. Ale, jak to mówią: wystarczy przestać się starać, a wszystko samo się ułoży. Ze mną było tak samo. Na czterdziestych urodzinach mojej koleżanki poznałam Sławka – jej kolegę z pracy. Był 4 lata starszy ode mnie, też po rozwodzie i też bezdzietny. Od razu między nami zaiskrzyło. Dzień później spotkaliśmy się na kawie już tylko we dwoje. Od tamtej pory byliśmy nierozłączni. Rok później Sławek mi się oświadczył.

– Myślałaś o dziecku? – zagadnął mnie Sławek kilka miesięcy po ślubie.

– Kiedyś tak, ale – nie wiem, czy zauważyłeś! – jestem już po czterdziestce – zaśmiałam się.

– Tym lepiej. Nie jesteśmy gówniarzami. Poza tym wyglądasz na mniej. Ja ponoć też nie najgorzej – uśmiechnął się i napiął mięśnie.

– Wiesz, ale ja już kilka lat temu pogodziłam się z tym, że nie będę miała dziecka – wyznałam mężowi.

– Ja też, ale właściwie… czemu nie? Kilku moich kolegów zostało ostatnio tatusiami i dają radę! Poza tym marzę o twojej malutkiej kopii…

Po tej rozmowie zaczęłam się zastanawiać. Właściwie, co stało na przeszkodzie? Fakt, byłam po czterdziestce, ale w końcu świat poszedł do przodu. Żyjemy dłużej. Czterdziestolatka to już nie – jak za czasów naszych babć – stara baba. Przed podjęciem ostatecznej decyzji postanowiłam pogadać z mamą. Myślałam, że ucieszy się na wieść o potencjalnym wnuczku lub wnuczce…

– Ty chyba zwariowałaś! – to był jej pierwszy komentarz.

– Ale dlaczego?

– Ja ciebie urodziłam, kiedy miałam 19 lat! A twojego brata rok później! To jest wiek na rodzenie! Teraz to powinnaś na wnuczki czekać…

– Bez dzieci nie mam szans na wnuki, mamo – burknęłam.

– No trudno, widać nie były ci pisane!

– Twoja sąsiadka urodziła, jak miała 45 lat! Nie pamiętasz? Pani Kasia! – przypomniałam mamie.

– Tak, ale trzecie dziecko! Nie pierwsze – odpowiedziała.

Do domu wróciłam w ponurym nastroju. O rozmowie z mamą opowiedziałam Sławkowi.

– Basiu, to jest wyłącznie nasza decyzja! Nie twojej mamy! – skomentował.

– Niby tak, ale może ma rację…

– Daj spokój, jesteśmy po czterdziestce! Dopiero! Jak dziecko skończy 18 lat, będziemy po sześćdziesiątce.

– Może trzeba się przebadać? No wiesz, czy na pewno wszystko z nami w porządku… – zastanawiałam się.

– Nie ma sprawy, odwiedzimy lekarzy i zobaczymy, co powiedzą. Uważam, że to rozsądny pomysł – zgodził się.

Następnego dnia poszłam do internisty, żeby zrobić komplet badań. Sławka namówiłam na to samo. Byliśmy zdrowi jak ryby. Nic dziwnego – dobrze się odżywialiśmy, poza tym oboje lubiliśmy aktywny wypoczynek.

W weekendy robiliśmy sobie rowerowe wycieczki, zimą wyjeżdżaliśmy w góry na narty, latem, żeby wędrować po szlakach. Woleliśmy to od byczenia się na plaży z piwkiem w ręce. Odwiedziłam także ginekologa. Przyznał, że czterdziestka to – faktycznie – późno jak na pierwszą ciążę. Z drugiej strony, znał wiele kobiet, które w tym wieku zdecydowały się na macierzyństwo i urodziły zdrowe dzieci.

– Proszę spróbować i w czasie ciąży badać się regularnie. Powinno być dobrze! – zachęcił mnie.
Wciąż zastanawiałam się, jaką podjąć decyzję, gdy…

– Mam propozycję – zagadnął mnie któregoś dnia Sławek. – Teraz na pół roku odkładamy prezerwatywy na bok i… co będzie, to będzie!

– W moim wieku tak szybko się w ciążę nie zachodzi, więc pewnie nic nie będzie – stwierdziłam.

– Zobaczymy! Jak się nie uda, to jeszcze raz się zastanowimy. Jak się uda, to świetnie. Co ty na to? – dopytywał.

Dwa miesiące później byłam w ciąży.

Nieważne, ile mamy lat, ważne, jak o siebie dbamy

„To niemożliwe!” – powtarzałam w myślach, patrząc na test ciążowy. Żeby nie zapeszyć, postanowiłam nie mówić o niczym Sławkowi. Pamiętałam, że trzy pierwsze miesiące są decydujące. Mężowi o ciąży nie wspomniałam, ale z kimś musiałam o tym pogadać. Padło na Agnieszkę, koleżankę, u której poznałam Sławka.

– To wpadka?! I co ty teraz zrobisz?! – autentycznie przejęła się koleżanka.

– No nie do końca wpadka… – zaczęłam nieśmiało.

– Nie mów, że czekałaś do czterdziestki, żeby zajść w ciążę!

– Nie, ale musiałam poczekać do czterdziestki, żeby poznać faceta, z którym można pomyśleć o dziecku!

– To chyba za późno.

– Niby dlaczego? Do emerytury zostało mi sporo czasu.

– Wiesz co, nie chce cię straszyć, ale wiesz, co mówią… Jak matka jest w tym wieku, dziecko może urodzić się chore. Poza tym, wnuków nie doczekacie. Sławek jest kilka lat od ciebie starszy, a faceci i tak krócej żyją.

– Chyba trochę przesadzasz.

– Być może, ale sama pomyśl… Jestem od ciebie tylko rok starsza, a moja Anielka ma już 16 lat. Gabrysia – 13 lat. Chce ci się w tym wieku w pieluchach siedzieć?

– Dam radę! – stwierdziłam, choć, przyznaję, było mi trochę przykro po tym, co usłyszałam.

– No, nie wiem, przemyśl to lepiej – zakończyła temat Agnieszka.

Zaczęłam poważnie zastanawiać się nad słowami koleżanki, gdy do pokoju w którym siedziałyśmy, wszedł Marcin, jej mąż. Przyjrzałam mu się uważniej niż zwykle… Był niewiele młodszy od Sławka, ale wyglądał jak jego starszy brat – łysiejący, z brzuszkiem.

Od Agnieszki już jakiś czas temu słyszałam, że jej mąż ma problemy z cholesterolem. Powinien się odchudzać, tyle że… nie chciało mu się. Marcin uwielbiał jeść – najlepiej wszystko, co tłuste i kaloryczne – a w wolnym czasie zalegał na kanapie przed telewizorem.

„Równie dobrze on też może nie doczekać 18. urodzin swoich dzieci. Nie ma co martwić się na zapas. Co będzie, to będzie! A na pewno będzie dobrze!” – pomyślałam. Pożegnałam się z koleżanką i czym prędzej wróciłam do męża. Przestałam martwić się metryką. Odpędziłam od siebie czarne myśli.

– Mam nowinę! – powiedziałam od progu i uśmiechnęłam się szeroko.

Sławek od razu wyczuł, o co chodzi, i mocno mnie przytulił. Ciąża przebiegła bez żadnych komplikacji, zresztą za namową lekarza wykonałam badania prenatalne. Nic nie wskazywało na to, że nasze dziecko może urodzić się chore.

Pod koniec maja – traf chciał, że w Dniu Matki! – urodziłam zdrową córeczkę. Martynka jest oczkiem w głowie całej rodziny. Zwłaszcza Sławka, który oszalał na jej punkcie. Jestem pewna, że jako dwudziestolatek nie doceniłby ojcostwa tak jak teraz. I pewnie nie miałby tyle cierpliwości do niemowlaka.

Nie warto przejmować się opiniami innych. Każdy ma tylko jedno życie. I powinien decydować o sobie.
„Teraz to już muszę dociągnąć setki!” – oznajmiła moja mama, kiedy po raz pierwszy wzięła wnuczkę na ręce.

Czytaj także:
„Mąż na 30. rocznicę ślubu dał mi papiery rozwodowe. Odszedł do kochanki, a ja musiałam nauczyć się żyć na nowo”
„Żona prała, sprzątała i podstawiała jedzenie pod nos naszego syneczka. Zapomniała tylko, że ten dzieciak ma 32 lata”
„Jeden telefon sprawił, że zostałam wdową, samotną matką i dłużniczką. Przyjaciel męża pomógł mi odbić się od dna”

Redakcja poleca

REKLAMA