Nie łatwo było wytrzymać z moją babcią. Nikt nie dawał jej szans, ale tylko ja starałam się zrozumieć zachowanie babci i jej parszywe zachowanie.
Babcia miała trudny charakter
– Uch, nie zniosę kolejnych świąt z tą wiedźmą! – warknęła moja mama po wejściu do domu.
Domyśliłam się, że jak zwykle chodzi jej o babcię.
– Co tym razem zrobiła? – zapytałam bez emocji.
– Powiedziała, że ona to z obcymi spędzać świąt nie będzie! Przez „obcych” rozumie, oczywiście, moich rodziców. To teściowie jej syna, zna ich prawie od trzydziestu lat i nadal obcy? A poza tym powiedziała, że do mnie nie przyjedzie, bo ja nie umiem gotować, moja matka zresztą podobno też nie. Jak można być taką wredotą?! Ona jest niereformowalna i zupełnie pozbawiona kultury – żaliła się mama.
Westchnęłam. Każde święta tak u nas wyglądały. Mityczny czas „miłości i radości” nie miał zastosowania w naszej rodzinie. Okres przedświąteczny zawsze był tylko źródłem konfliktów i kolejnych, narastających pretensji. Babcia bywała złośliwa i zgorzkniała, z jednej strony biegała do kościoła i opowiadała o tym, jak to rodzina jest najważniejsza, a z drugiej nie miała problemów z regularnym wbijaniem szpil i obrabianiem czterech liter większości członków własnej rodziny.
– Oj, Danusia, ty to chyba nie lubisz się przepracowywać, co? Siedzi i książkę czyta… Ja to, jak miałam małe dzieci, byłam tak zarobiona, że książki bym nawet nie podniosła! – pouczała któregoś razu moją ciotkę.
– Bez dzieci też byś nie podniosła… – mruknęła pod nosem.
– Kto to widział, żeby matka wypoczywała, kiedy pranie w koszu, obiad nieugotowany, a na szafkach kurz?
Babcia traktowała bycie przykładną matką, żoną i panią domu jak swój punkt honoru. Oczywiście miała na nie swoje definicje. Takie wartości jak wyrozumiałość, komunikacja czy szacunek nie istniały w jej słowniku relacji. Uważała, że o jakości jej macierzyństwa świadczy to, że jej dzieci zawsze miały idealnie białe skarpetki, zawsze były uczesane i nigdy nie chodziły głodne.
Choć małżeństwo babci i dziadka nie należało do udanych i już na pierwszy rzut oka było widać, że niewiele ich łączy, babcia uważała, że „obrabianie dookoła chłopa”, to znaczy pranie, serwowanie mu codziennie pod nos obiadu i sprzątanie mu domu czyni z niej idealną żonę, a do tego cierpiętnicę, bo przecież „nawet tego nie doceniał”.
Łatwo było zrobić z niej czarną owcę
Nie przeczę, że babcia dawała się we znaki praktycznie każdemu w rodzinie. A to skrytykowała, a to wścibsko się wtrącała, a to obgadywała. Często też atakowała w tak zawoalowany sposób, że każdy czuł się urażony, ale nie za bardzo mógł się obronić, bo wtedy słyszał: „Co ty opowiadasz, jakie obrazić, ja to wszystko z dobroci serca mówię!”, a babcia posądzona o atak natychmiast wpadała w spazmatyczny płacz i szlochała, jak to nikt jej nie rozumie i wszyscy mają ją za wiedźmę, kiedy ona chce dla wszystkich dobrze. Podsumowując, dobra „agentka” z niej była, jak często myślałam ze śmiechem.
Dlaczego jako jedyna miałam do tego taki dystans? Babcia i mnie wielokrotnie uraziła, ale łatwiej mi było się od tego odciąć, gdy kiedyś na zimno przeanalizowałam, dlaczego jest taka, jaka jest. Gdy byłam mała, wielokrotnie zadawałam sobie pytanie dlaczego babcia jest niemiła albo dlaczego doprowadza mnie do płaczu.
Babcie, o których czytałam w bajkach, nigdy takie nie były. Zawsze były kochane, słodkie, wyrozumiałe i wspierające. Musiałam dorosnąć, by zrozumieć, że babcia tak naprawdę zawsze była nieszczęśliwa, bo przecież tylko nieszczęśliwy człowiek może mieć w sobie tyle żółci, tyle jadu i tyle złych emocji.
– Jaka była babcia w dzieciństwie? – podpytałam któregoś razu ciotkę Danutę, siostrę mojego taty.
– Oj, łatwo nie miała. Urodziła się podczas wojny, a gdy miała dwa lata, jej rodzice wyjechali do Niemiec na roboty. Zabrali tylko jej brata, bo był już starszy i łatwiejszy w opiece. Ją zostawili z babcią. Wrócili kilka lat później, a ona kompletnie ich nie poznawała. Wtedy się nie zwracało aż takiej uwagi na dziecięce uczucia… – westchnęła ciotka. – Z czasem się przyzwyczaiła, ale nadal babcia była dla niej najważniejszą osobą. Przez rodziców czuła się zwyczajnie porzucona, a jednocześnie zawsze chciała zapracować na ich uznanie.
To brzmiało okropnie
– I co, doceniali ją? – dopytywałam.
– I tak, i nie. Wzorzec kobiety w domu dała jej oczywiście mama. Ona też zajmowała się dziećmi, gotowała, sprzątała, robiła wszystko w domu. W tamtych czasach to była norma, mężczyźni raczej nie zajmowali się takimi sprawami, dlatego tak ciężko jej sobie teraz wyobrazić, że teraz może być inaczej. Dziadek był naprawdę dobrym człowiekiem, wspominam go świetnie, ale jego zdanie było w domu ostateczne – opowiadała ciocia.
– To znaczy?
– To właściwie on zdecydował, że babcia ma wyjść za dziadka. Ona kochała innego.
– Co takiego?! – zdziwiłam się.
– A tak. Była zakochana w innym chłopaku, ale zaciągnęli go do wojska. Ojciec powiedział jej, żeby odpuściła, bo on pewnie i tak nie wróci. Podsunął jej dziadka, bo był z „nie najgorszej rodziny”, porządny chłopak. A że chciała zadowolić ojca…
– O rany, ale historia… – westchnęłam.
– To by może nawet wyszło, gdyby byli lepiej dobrani. Babcia, przez to całe swoje porzucenie, zawsze potrzebowała dużo uwagi i uczucia. W dzieciństwie ich nie dostała. Dlatego tak się nad sobą użala i ciągle mówi, że ona to pracowała ciężej, że ona to sobie nie wyobrażała tego i tamtego i tak dalej… Chce, żeby ciągle ją ktoś doceniał. Dziadek nie umiał tego robić, był dosyć chłodny, nie wyrażał uczuć. Dlatego to jej nieszczęście tylko się nasilało.
Zaczynałam ją rozumieć
Ciocia zamyśliła się na chwilę. Spojrzała w okno i głęboko odetchnęła, a potem kontynuowała opowieść:
– Całą miłość przelała na nas, gdy się urodziliśmy. Chciała sobie jakoś w ten sposób zrekompensować ten brak dostatecznego uczucia ze strony dziadka. Wiadomo, dziecko zawsze bezwarunkowo odwzajemnia uczucie, ale to nie jest zdrowe, kiedy nie masz życia poza tym… Naturalnie, zaczęliśmy dorastać, chcieliśmy być bardziej niezależni, chcieliśmy decydować o swoim życiu. A babcia nie umiała się z tym pogodzić, że może przestać być nam potrzebna. Po raz kolejny poczuła się odrzucona.
– Ale to chyba normalne, że dzieci dorastają, nie? – zapytałam.
– Pewnie, że normalne, ale babcia nie potrafiła tego zaakceptować na poziomie emocjonalnym. Niby rozumiała, ale w głębi duszy zawsze chciała być najważniejszą osobą dla swoich dzieci, nadal chciała czuć się potrzebna. Przecież do dzisiaj tak ma: mamy już swoje rodziny, jesteśmy dorośli, a ona w dzień na nas krzyczy i nas poucza, a wieczorami, gdy u niej nocujemy, włazi nam do pokojów i przykrywa kołderkami, żebyśmy się nie zaziębili – zaśmiała się ciotka.
– Biedna ta babcia – skwitowałam po chwili milczenia. – Trochę trudno się dziwić, dlatego teraz jest zgorzkniała.
– Wiesz, myślę sobie, że to niczego nie powinno usprawiedliwiać. Czasem sprawia mi swoim zachowaniem taki ból, ze nie mam ochoty jej tłumaczyć… – zasnuła się ciotka.
– Wiem, ale przynajmniej łatwiej zrozumieć, dlaczego taka jest. Nie jest złym człowiekiem, tylko po prostu skrzywdzonym.
– Ano… Ale wydaje mi się, że to dotyczy wszystkich ludzi, którzy ranią innych. Ranią, bo sami zostali zranieni. Wiesz, jesteś mega mądrą dziewczyną, że próbujesz ją zrozumieć. Inne w twoim wieku pewnie dawno by ją przekreśliły, jak większość rodziny. I trudno byłoby ci się dziwić. Ale czasem mnie osobiście jest łatwiej, kiedy myślę o niej w ten sposób. Jest mi jej wtedy żal, nie jestem na nią zła – powiedziała smutno ciotka.
Założyłam ręce na klatkę piersiową i zatopiłam się w myślach. Ciotka też milczała. Chyba obydwie intensywnie myślałyśmy nad ciężkim losem babci i nad tym, jak bardzo można skrzywdzić wiele pokoleń do przodu, gdy zawiedzie się jako rodzic. W końcu przyszło mi do głowy jeszcze jedno pytanie:
– Ciociu, a czy ten chłopak, w którym babcia się zakochała, wrócił z wojska?
– A wrócił, wrócił – odpowiedziała ze słabym uśmiechem.
Znowu zapadła między nami krótka cisza.
– Myślisz, że byłaby inna, gdyby za niego wyszła?
– Ech, kochanie, a kto to może wiedzieć… Może?
Może… Ale to już chyba byłby materiał na zupełnie inną historię.
Czytaj także:
„Pojechałem za chlebem, kumpel opiekował się moją żoną. Tak dobrze mu szło, że zajął miejsce po mojej stronie materaca”
„Wierzyłam w bezinteresowną pomoc obcej kobiety. Okazało się, że to oszustka, kradnąca pieniądze chorym dzieciom”
„Zamiast polskiego chleba, wolałam francuskie rogaliki. Uciekłam ze wsi i wpadłam z deszczu pod rynnę”