„Pojechałem za chlebem, kumpel opiekował się moją żoną. Tak dobrze mu szło, że zajął miejsce po mojej stronie materaca”

zamyślony mężczyzna fot. Getty Images, Cavan Images
„Moja żona, jak gdyby nigdy nic, w najlepsze baraszkowała z Arkiem na sofie w salonie. Patrzyłem na nich z niedowierzaniem, nie mogąc dopuścić do siebie myśli, że to się naprawdę dzieje. Nawet się uszczypnąłem, żeby to sprawdzić. Niestety zabolało”.
/ 09.11.2023 14:30
zamyślony mężczyzna fot. Getty Images, Cavan Images

Ufałem mu i myślałem, że mogę na nim polegać. Nigdy do tej pory się na nim nie zawiodłem. Myślałem, że opiekę nad moją żoną powierzam najlepszej osobie. W pewnym sensie tak było.

Nigdy nie widziałem jej wad

Monika jawiła mi się jako chodzący ideał. Była piękna, wygadana, a jak już mówiła, to bardzo mądrze. Tak mi się przynajmniej wydawało. Kiedy zwróciła na mnie uwagę, miałem ochotę skakać pod sufit. Wokół niej kręciło się tylu bogatych facetów, dobrze ustawionych, z przyszłościowym zajęciem, a ona z jakiegoś powodu wybrała mnie – początkującego fotoreportera.

Nigdy mnie nie zastanawiało, czemu zawsze jest sama. Nie miała żadnych koleżanek, na wszystkie rówieśniczki patrzyła z góry, a faceci niby się do niej uśmiechali, ale raczej trzymali się z daleka. Wtedy myślałem, że po prostu tak ich onieśmiela. A ja byłem przecież taki odważny, bo już widziałem ją u swojego boku i prawie czułem te zazdrosne spojrzenia kumpli. Bo mieć taką kobietę to jak wygrać na loterii.

Nasz ślub przyszedł jakoś tak naturalnie. Ja byłem jedyną osobą, z którą Monika spędzała czas, ona z kolei sprawiała, że nie myślałam nawet o żadnej innej kobiecie. Po co miałbym się rozglądać za panienkami, skoro wciąż przebywałem pod wrażeniem tej jednej? No, a skoro miałem szansę zostać jej mężem, nie zamierzałem tego w żadnym razie zepsuć.

Nasze małżeństwo było poprawne. Tak, to słowo chyba najlepiej je opisywało. Sypialiśmy ze sobą od czasu do czasu, bez większych fajerwerków, ale wydawało mi się, że po ślubie to normalne. Nigdy nie paliłem się do bycia ojcem, a ona o dzieciach nie chciała słyszeć, bo bała się roztyć po porodzie. Taki układ pasował więc nam obojgu, więc nikt nie narzekał.

Przez kolejne trzy lata wiodłem więc spokojne życie u jej boku. Ona złapała ciepłą posadkę w dużej korporacji, ja dostawałem coraz lepiej płatne zlecenia na reportaże. Uważałem, że moje życie jest w zasadzie świetnie zorganizowane – miałem czas na obowiązki, domowy odpoczynek i wyjścia ze znajomymi.

Fakt, że przy Monice ich grupa jakoś drastycznie się skurczyła. Głównie dlatego, że większość osób jej nie pasowała – oczywiście z różnych względów. Ostatecznie na wyjścia umawiałem się głównie ze swoim najlepszym przyjacielem, Arkiem, z którym akurat dobrze się dogadywali. Może już wtedy powinienem się nad tym zastanowić, ale mi to pasowało. W końcu żona lubiła mojego przyjaciela – czemu miałoby mi to przeszkadzać?

Dostałem dobrą propozycję

Po czterech latach od ślubu dostałem zlecenie, które wiązało się z wyjazdem do innego miasta. Miałem tam spędzić cały miesiąc. Była to ogromna szansa, otwierająca przede mną kolejne możliwości zawodowe, bo mogłem po nim dostać umowę na dużo lepszych warunkach niż do tej pory. Tyle tylko, że musiałem zostawić Monikę samą. Nie było mowy o tym, żeby na taki okres rzuciła własną pracę. Równie dobrze potem mogła do niej w ogóle nie wracać.

Kiedy jej powiedziałem, momentalnie się nadąsała.
– I zamierzasz mnie tak zostawić? – spytała z wyrzutem. – Dla lepszej pensji, tak? Jakbyśmy mało mieli pieniędzy, Przemek!

– Nic jeszcze nie postanowiłem – broniłem się. – Po prostu informuję cię, że jest taka możliwość. Myślałem, że to przegadamy…

– No to przegadaliśmy – przerwała mi. – Po prostu to odpuść.

Niemal pogodziłem się już z odrzuceniem tego zlecenia. Kiedy jednak wspomniałem o wszystkim Arkowi przy sobotnim piwie, zaczął mnie przekonywać do zmiany zdania.

– Ja pogadam z Monią – przekonywał mnie. – Zgodzi się, zobaczysz.

– No ale zostawię ją samą – ciągnąłem z powątpiewaniem. – Nie powinienem…

– Przecież będę ja – mówił dalej ze spokojem. – Zresztą, to tylko miesiąc. Nim się obejrzycie, czas zleci.

Patrzyłem na niego przez dłuższą chwilę, rozważając wszystkie za i przeciw. Monika go w końcu lubiła. Mogła zaufać jego słowom, dać się przekonać.

– No dobra, spróbuj – uległem wreszcie. – Ale zaopiekujesz się nią w razie czego? Na czas mojego wyjazdu?

Wiedziałem, że na Arka mogę liczyć. Nie zdziwiłem się więc, gdy nie tylko nie odmówił pomocy, ale i od razu zapewnił, że będzie regularnie wpadał do Moniki. Nie chciałem, żeby moja żona nudziła się podczas mojej nieobecności ani czuła się samotna. W końcu dość kiepsko dogadywała się ze swoimi rówieśniczkami. Skąd mogłem wiedzieć, że z moim przyjacielem dogada się aż za dobrze?

Wciąż o niej myślałem

Choć nie do końca potrafiłem w to uwierzyć, Monika się zgodziła. Arek jakoś ją przekonał i przyznała, że te trzydzieści dni to w sumie nie tak długo. Uznała też, że powinienem się spełniać zawodowo, skoro to dla mnie takie ważne. W tamtej chwili byłem jej za to ogromnie wdzięczny. I z radością przyjąłem propozycję zlecenia.

Przez cały miesiąc spędzony poza domem myślami wciąż powracałem do swojej żony. Zastanawiałem się, jak sobie radzi i jak mocno za mną tęskni. Codziennie do niej dzwoniłem i sprawdzałem, czy wszystko u niej dobrze. Wydawała się szczęśliwa, choć za każdym razem przekonywała mnie, że nie może się już doczekać mojego powrotu.

Oczywiście, zlecenie było bardzo zajmujące i przynosiło mi sporo satysfakcji. Mimo to, pod koniec zdecydowanie pragnąłem już powrotu do domu. Miałem dziwne wrażenie, że coś mnie omija. Że jestem nie tam, gdzie powinienem być. I właściwie miałem rację.

Udało mi się szybciej dopiąć sprawy ze zleceniem i wróciłem dwa dni szybciej. Mimo wszystko postanowiłem zachować to w tajemnicy i zrobić żonie niespodziankę. Kiedy przyjechałem, przywitała mnie głośna muzyka. Nie zdziwiłem się – Monika lubiła takiej słuchać. Wszedłem więc do domu, postąpiłem kilka kroków, a potem zatrzymałem się gwałtownie.

A więc tak wyglądała opieka...

Moja żona, jak gdyby nigdy nic, w najlepsze baraszkowała z Arkiem na sofie w salonie. Patrzyłem na nich z niedowierzaniem, nie mogąc dopuścić do siebie myśli, że to się naprawdę dzieje. Nawet się uszczypnąłem, żeby to sprawdzić. Niestety zabolało.

– Przemek? – pierwsza zauważyła mnie Monika. Zerwała się z miejsca. –  To… to pomyłka…

– Stary – zaczął od razu Arek, rozglądając się za ubraniami, rozrzuconymi po pokoju. – To zupełnie nie tak, jak ci się wydaje…

Nie chciałem wtedy słuchać ich tłumaczeń. Uznałem, że żadne słowa niczego nie zmienią. Nie w takiej sytuacji. Odwróciłem się i po prostu wyszedłem. To koniec – i małżeństwa, i przyjaźni

Nie dogadaliśmy się z Moniką. W moment zrozumiałem, jak beznadziejną parodią małżeństwa był nasz związek. Po dłuższym zastanowieniu doszedłem do wniosku, że ona nigdy mnie nie kochała. Trwała obok, bo tak było jej wygodniej. Bo nie musiała się niczym martwić, a ja byłem tym, co wszystko załatwiał, żeby ona, poza pracą, nigdzie nie latała. Dzięki temu jakoś egzystowała z tą swoją niechęcią do ludzi.

Arek musiał jej po prostu wpaść w oko. Nie podejrzewałem, żeby cokolwiek do niego poczuła. Była na to zbyt zimna i wyrachowana. Może rzeczywiście z nim jej się spodobało, ale tylko na chwilę. Bo jeśli byłoby inaczej, to czemu nie są teraz razem?

Zażądałem rozwodu. Monika nawet za bardzo nie protestowała. Moje zdanie zbyła wzruszeniem ramionami. Dowiedziałem się też od niej, że faceci są podobno bardzo małostkowi i nie rozumieją potrzeb kobiet. Nie chciało mi się z nią o tym dyskutować.

Obecnie nie mam z nią kontaktu. Z Arkiem też przestałem się przyjaźnić. On co prawda próbował coś tam jeszcze tłumaczyć, jakoś to wszystko ratować, ale zupełnie nie trafił do mnie argument, że żadna laska nie powinna nas rozdzielić. Arek chyba nie do końca ogarniał, że to była moja żona, a w związku z tym, to wszystko znaczyło dla mnie trochę więcej niż dla niego.

Nie wiem, co teraz będzie. W każdym razie zaczynam od nowa. Mam tylko nadzieję, że ten rozdział mojego życia będzie bardziej udany od tego poprzedniego. Z drugiej strony, czy mógłbym trafić jeszcze gorzej? Nie jestem nawet pewny, czy mam siłę w ogóle myśleć o jakimkolwiek przyszłym związku.

Czytaj także:
„Lekarz kazał mi załatwić ziemskie sprawy i wybrać sobie wygodną trumnę. Mam rozliczyć się z życiem”
„Wolałam zamieszkać kątem u sąsiadki niż z własną córką. Ta niewdzięcznica marzyła o tym, bym odjechała windą do nieba”
„Z pracy na saksach wróciłem Lexusem. Sąsiedzką zazdrość poznałem po śladach gwoździa na masce”

Redakcja poleca

REKLAMA