„Wszyscy myśleli, że po śmierci męża pogrążę się w żałobie. Nie miałam zamiaru płakać po tej pijaczynie. W końcu odżyłam!”

szczęśliwa babcia fot. Adobe Stock, goodluz
„Tak się zorganizowałyśmy, że co tydzień ktoś inny przynosi ciasto. Nie mogę uwierzyć, jak kiedyś mogłam miłować się w samotnym oglądaniu seriali. Nuda przestała być moją towarzyszką, samotność też poszła w niepamięć. Odżyłam!”.
/ 23.12.2022 12:30
szczęśliwa babcia fot. Adobe Stock, goodluz

Pamiętam, to był kolejny samotny wieczór. Mąż od dawna już nie żył, córka mieszkała na swoim, a wnuczka szykowała się do ślubu. Odwiedzały mnie, ale i tak większość czasu spędzałam sama. Nie narzekałam, przyzwyczaiłam się do tego, nawet ceniłam sobie ten spokój, bo za życia męża go nie zaznałam.

Co tu dużo gadać, Stefan był awanturnikiem i pijakiem, i choć zabrzmi to okrutnie, bez niego żyło mi się lepiej. Nawet lubiłam samotne wieczory z kubkiem herbaty i robótkami lub telewizorem… No oglądałam właśnie serial, równocześnie robiąc na drutach, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi.

– Ciekawe, kogo tam niesie – mruknęłam pod nosem, bo nie lubię, gdy ktoś przerywa mi robótki.

Przez wizjer zobaczyłam jednak Adelę i od razu się rozchmurzyłam, bo darzę tę sąsiadkę szczerą sympatią.

– Cześć, nudzi mi się w domu, pomyślałam, że może zajrzę do ciebie na serial i plotki – ani się obejrzałam ,a koleżanka już siedziała w salonie.

– Siadaj, kochana – powiedziałam, choć nie musiałam jej wcale zachęcać. – Zaparzę herbatę i popatrzymy razem, tylko ja będę kończyła obrus dla Małgosi – zastrzegłam, a ona pokiwała ze zrozumieniem głową.

– Że też mnie się nigdy nie udało na drutach zrobić takich cudeniek! – westchnęła, patrząc zazdrośnie na moje nieukończone dzieło, a mnie od razu zrobiło się ciepło na sercu.

– Wiesz, na emeryturze mam sporo czasu, więc postanowiłam robić coś pożytecznego. Poza tym, to ma być prezent ślubny, więc siłą rzeczy się staram – dodałam.

– No tak, ale ja też mam sporo czasu na emeryturze, a jednak nie umiem robić niczego „pożytecznego” – roześmiała się Adela

Rany, Adeli buzia się nie zamykała!

– To cię nauczę – palnęłam bez zastanowienia, a jej zaświeciły się oczy.

– Naprawdę? – zapytała takim tonem, że już nie mogłam się wycofać.

– Oczywiście, Adelko, to naprawdę nic trudnego. Weź jutro kordonek i szydełko, i wpadnij do mnie, razem raźniej – potwierdziłam dziarsko.

– Wspaniale – szczerze się ucieszyła.

Ja za to nie byłam pewna, czy nie porwałam się z motyką na słońce. Nie byłam przekonana, czy dam radę wszystko pokazać, czy będę miała do tego cierpliwość. Co gorsza, zafundowałam sobie zburzenie mojej wieczornej samotni, ale skoro słowo się rzekło… Poza tym, co miałam do stracenia? Tylko kolejny nudny wieczór. Gdy nazajutrz Adela stanęła w moich drzwiach, nie mogłam się nie uśmiechnąć. Wyglądała jak dziecko, które przyszło na pierwszą ważną lekcję. Była taka skupiona! Zrobiłyśmy sobie herbatę i zabrałyśmy się do dzieła.

Łatwo nie było! Podczas gdy ja lubię pracować w ciszy, Adeli buzia się nie zamykała. Trajkotała nieustannie o wszystkim, co jej ślina na język przyniosła, o rzekomym romansie sąsiadki spod czwórki, grypie zięcia, kłopotach szkolnych wnuczki i trudnej do wywabienia plamie z buraków na obrusie. No i nieszczególnie przykładała się do pracy. W końcu nie wytrzymałam:

– Ada! Czy my się spotkałyśmy na plotki, czy na naukę? Zobacz, jaki krzywy ścieg zrobiłaś – wytknęłam jej palcem miejsce, gdzie rzeczywiście jej dzieło pozostawiało wiele do życzenia.

Koleżanka zaniemówiła i przez chwilę myślałam nawet, że się obrazi, ale zamiast tego stwierdziła.

– Masz rację. Powiedz mi lepiej, jak to robisz, że tobie tak ładnie wychodzi? – zapytała, a moje ego, nie powiem, zostało połechtane.

– Patrz, cała tajemnica tkwi w tym – pokazałam jej, jak układam rękę przy nawlekaniu szydełka, a Adela z podziwem pokiwała głową.

– Na to bym nie wpadła!

Przy rozstaniu umówiłyśmy się znowu na wspólne robótki, i choć trochę bolała mnie głowa od trajkotania Adeli, to w sumie byłam zadowolona. Obrus dla Małgosi był niemal gotowy, a i serwetka sąsiadki zaczynała nabierać kształtu. Z podziwem zaczęłam myśleć o nauczycielach – ja miałam dziś na głowie jedną, dorosłą uczennicę i padałam z nóg, a oni przecież na co dzień mieli do czynienia z trzydziestką rozwrzeszczanych dzieciaków.

„Dobrze, że ja pracowałam jako księgowa” – pomyślałam zmęczona, ale i szczerze ubawiona.

Najpierw my trzy, teraz cała grupa

Na drugi dzień sytuacja się powtórzyła, z tym że Adeli szło minimalnie lepiej, choć oczywiście nadal gadała jak najęta. Sama przed sobą musiałam jednak przyznać, że uczenie jej zaczęło mi sprawiać frajdę. Nie wspominając już o niekłamanym podziwie, jaki widziałam w jej oczach. Cóż, moja próżność miała swoje pięć minut.

Gdy po kilku spotkaniach sąsiadka ukończyła serwetę i zapragnęła zrobić na drutach czapkę i szalik dla wnuczki, nie miałam serca odmówić. Razem z nią szukałam wzorów, które mogłyby się spodobać trzynastolatce, i w końcu znalazłyśmy. Kupiłyśmy też piękną, melanżową włóczkę w kolorze zielonozłotym. Sama przy okazji postanowiłam, że zrobię sobie szalik. Jakież było moje zdziwienie, gdy na drugi dzień zobaczyłam na swoim progu Adelę wraz z córką!

– Bo ja bym się chciała nauczyć szydełkować, a pani tak dobrze tłumaczy. Mama mówi, że jest pani niesamowita – Alicja patrzyła na mnie niepewnie, a ja gestem zaprosiłam je do środka.

„Przecież jej nie wygonię, skoro chce się uczyć…” – pomyślałam.

Przyznaję, że śmiechu było co niemiara

Alicja miała dwie lewe ręce, ale moje uwagi przyjmowała tak pogodnie, że nawet nie miałam sumienia się złościć ani niecierpliwić. Czułam, że jest to dla mnie wyzwanie! Pękałam z dumy, gdy poprowadziła prosto ścieg. Niby drobiazg, a cieszyłam się, jakby za moją sprawą zdobyła Mount Everest! No i od tej pory nasze babskie spotkania, plotki i robótki ręczne stały się małą tradycją.

Samotne wieczory stały się rzadkością – teraz albo umawiałam się z dziewczętami, albo z rodziną. Ostatnio wpadła do mnie Małgosia i zastała nas przy pracy.

– To ja już rozumiem! To dlatego teraz tak trudno się z tobą, babciu, umówić! Tu jest prawdziwa manufaktura wełnianych wspaniałości – rozglądała się z roziskrzonym wzrokiem.

– Ty nie gadaj, tylko siadaj i rób z nami – Alicja zrobiła jej miejsce na kanapie, i ku mojemu zaskoczeniu Gosia, która zawsze odnosiła się do wszelkich manualnych robótek z rezerwą – skorzystała z zaproszenia!

– Skoro wlazłam między wrony… – roześmiała się perliście, pochwyciwszy moje nieme pytanie, i już po chwili z uwagą słuchała Adeli, która poważnym tonem tłumaczyła jej, jak nawlekać włóczkę. Śmiać mi się chciało, gdy słuchałam, jak sąsiadka się mądrzy.

– Babciu, to była świetna zabawa – stwierdziła Gosia przy wyjściu i wycałowała mnie serdecznie. – Mogłabym w środę przyprowadzić koleżankę? – zapytała jeszcze.

Dla chcącego nic trudnego!

– Jasne – odpowiedziałyśmy chórem z Adelą i Alicją.

W ten sposób w najbliższą środę dołączyła do nas Jagoda, a po kilku tygodniach Joasia, która z kolei przyprowadziła Jankę… i tak dalej. Nasze grono zaczęło się tak rozrastać, że zaczęło mi brakować krzeseł w mieszkaniu, ale nic to! Moi goście z ochotą siadają na pufach, fotelach, kanapie, a nawet podłodze.

Tak się zorganizowałyśmy, że co tydzień ktoś inny przynosi ciasto. Nie mogę uwierzyć, jak kiedyś mogłam miłować się w samotnym oglądaniu seriali. Nuda przestała być moją towarzyszką, samotność też poszła w niepamięć. Odżyłam! Ostatnio nawet klub seniora, który znajduje się w naszym bloku, zaproponował mi poprowadzenie zajęć!

– Podobno ma pani ogromny talent! Bardzo bym chciała, aby się pani nim podzieliła z naszymi klubowiczami powiedziała jego przewodnicząca.

– Z radością – odpowiedziałam.

Czytaj także:
„Dziadek na starość chciał zaznać miłości i znalazł sobie młodszą żonę. Tylko moja matka odbierała mu prawo do szczęścia”
„Teściowa oszalała. Mówiła, że na starość nie ma czasu testować jednego adoratora przez kilka lat, dlatego testuje kilku naraz”
„Bałam się, że na starość zostaniemy sami. To synowa sprawiła, że dom tętni życiem. Żałuje, że tak źle ją oceniłam"

Redakcja poleca

REKLAMA