„Wszyscy myślą, że jesteśmy bogaci, a tak naprawdę nie mamy kasy. Usta mnie bolą od fałszywego uśmiechu”

smutna nastolatka fot. Getty Images, Galina Zhigalova
„Rodzice zawsze twierdzili, że dług napędza pieniądz. Dom, samochód, drogie elementy wyposażenia... To wszystko było kredytowane. A ponieważ nagle straciliśmy pokaźną sumę, to musieliśmy zacząć liczyć każdy grosz, żeby nie utracić tego, co już mamy”.
/ 15.04.2024 11:15
smutna nastolatka fot. Getty Images, Galina Zhigalova

Na zewnątrz wszystko wydaje się takie piękne i kolorowe. Ludzie patrzą na mnie i na moją rodzinę z zazdrością i myślą sobie, że jesteśmy prawdziwymi szczęściarzami. A jak jest naprawdę? To wiemy tylko my. W rzeczywistości każdego dnia robimy dobrą minę do złej gry.

Prezent od życia

Moi rodzice praktycznie od zawsze byli bogaci. I też było to po nich widać. Zawsze najdroższe marki ciuchów, duże samochody, ogromny dom na przedmieściach, w którym wychowałam się ja i moja siostra. Miałam wrażenie, że to wszystko było mi dane niczym prezent od życia.

Gdy jeszcze byłam w podstawówce, patrzyłam na moich rówieśników i zastanawiałam się, dlaczego oni nie mogą sobie pozwolić na najlepsze rzeczy, podczas gdy dla mnie nie jest to żaden problem. Praktycznie każdego roku szkolnego miałam do dyspozycji całą nową najmodniejszą wyprawkę, a do tego ubrania, elektronikę, kosmetyki...

Parę razy nawet wdałam się w dyskusję na temat pieniędzy z moimi rówieśnikami. Jedna z koleżanek podczas nocowania zapytała mnie, jak to jest możliwe, że mam aż tyle rzeczy w pokoju. Skąd moi rodzice mają pieniądze na to, żeby kupować mi sprzęty od najlepszych marek, wyposażenie sportowe i jeszcze dawać kieszonkowe na wszystko, co tylko mi się zamarzy.

— Czemu moi tacy nie są? — żaliła się dziewczyna.

Oni od zawsze mieli pieniądze — opowiadałam. — Nie wiem, nie pytam.

— Trochę ci zazdroszczę — mówiła. — Ja gdy tylko o coś poproszę, od razu jestem gaszona. Sprowadzają mnie na ziemię i mówią, żebym przestała narzekać, że inni mają gorzej...

Nie za bardzo wiedziałam, jak rozmawiać o takich kwestiach jak pieniądze, majątek czy bogata rodzina. Z jednej strony było mi głupio, ale z drugiej bardzo cieszyła mnie ta sytuacja. Bo które dziecko nie marzy o najnowszych zabawkach? Żyłam beztrosko, to fakt. Niestety już niebawem miało się to zmienić. 

Rodzice chodzili jacyś przygaszeni

Mniej więcej wtedy, gdy ja i moja siostra Anka wkroczyłyśmy w wiek nastoletni, coś zaczęło się zmieniać na gorsze. Nagle, praktycznie z dnia na dzień, skończyły się duże zakupy, weekendowe wyjazdy i pozytywna atmosfera w domu. Rodzice chodzili jacyś przygaszeni i sfrustrowani. Razem z Anką nie wiedziałyśmy, co się dzieje.

Pewnego felernego dnia rodzice zaprosili nas do naszego ogromnego salonu, żeby poważnie z nami porozmawiać. Czułam, że coś złego wisi w powietrzu.

— Aniu, Maju... Słuchajcie... Sytuacja jest ciężka, nie będziemy tego z tatą ukrywać.

— Chcieliśmy was jak najdłużej chronić, ale niestety nie jesteśmy w stanie dłużej tego robić.

— Co się dzieje? — zapytała moja młodsza siostra ze łzami w oczach.

— Musicie wiedzieć dziewczynki — zaczęła cicho mama — że za jakiś czas nasze życie może się bardzo mocno zmienić.

Zamilkłyśmy, bo nie bardzo wiedziałyśmy, co na to odpowiedzieć i co o tym wszystkim myśleć. Pamiętam, że wtedy tata trzymał nas za dłonie i dodawał nam w ten sposób otuchy. Potem, jeszcze długo po tej rozmowie, powoli zaczął dochodzić do nas sens ich słów. Okazało się, że rodzice przeszacowali. Zainwestowali bardzo dużą sumę pieniędzy w niepewną inwestycję. W rezultacie sporo na tym stracili. Z tego, co zrozumiałyśmy, była to naprawdę pokaźna kwota.

Najgorsze było to, że wiele składowych naszego rodzinnego majątku to były rzeczy wzięte na kredyt. Rodzice zawsze twierdzili, że dług napędza pieniądz. Dom, samochód, drogie elementy wyposażenia... To wszystko było kredytowane. A ponieważ nagle straciliśmy pokaźną sumę, to musieliśmy zacząć liczyć każdy grosz, żeby nie utracić tego, co już mamy. Bo o kolejnych ekstrawagancjach mogliśmy zapomnieć na wiele lat.

Zostaliśmy bankrutami

W szkole, do której chodziłyśmy z moją siostrą jako nastolatki, przeważało raczej bogate towarzystwo. Dlatego nagła zmiana statusu finansowego mocno dała się nam odczuć w środowisku szkolnym. Rówieśnicy co chwila jeździli na jakieś fajne weekendy, spotkania, organizowali atrakcje. Oczywiście wszystkie te aktywności były bardzo kosztowne. Narty, wynajem basenu, tydzień na Cyprze... A my? Skąd niby miałyśmy wziąć na to kasę?
Nikomu nie mówiłam o naszej sytuacji, a koleżanki tylko się dziwiły, dlaczego wszystkiego odmawiam.

— No co ty, Maja, z nami nie pojedziesz? A niby co się stało, chora jesteś?

— Nie o to chodzi, wiesz... mam kiepski czas i... Może kiedy indziej?

— No bo jak nie chodzi o kasę albo czas, to o co?

A ja tylko uśmiechałam się fałszywym uśmiechem. Wszyscy mieli w pamięci nasze bogactwo. Ne czułam się na siłach, żeby przebić ten balonik i nagle wyznać: „Hej, słuchajcie! Jesteśmy spłukanymi bankrutami!” albo „Wszystko, co mamy, to tak naprawdę jeden wielki kredyt i zadłużenie”.

Po jakimś czasie okazało się, że nasz tato zachorował i przez jakiś czas nie mógł pracować. To tylko dołożyło kolejną cegiełkę do naszych kłopotów. W międzyczasie mama anulowała czesne za naszą prywatną szkołę i wróciłyśmy do publicznej placówki. Zaciskaliśmy pasa z każdej strony.

Ledwo wiązaliśmy koniec z końcem

Mimo że na zewnątrz wyglądaliśmy jak bogata i majętna rodzina z wielkim domem i dobrym autem, w rzeczywistości ledwo wiązaliśmy koniec z końcem i łataliśmy długi, byle tylko nie zostać po tylu latach z niczym. Gdy tylko skończyłam 18 lat, musiałam iść do pierwszej lepszej pracy, żeby dołożyć się do rachunków. Jakoś niedługo potem to samo zrobiła moja młodsza siostra.

Szczerze mówiąc, nie bardzo wyobrażam sobie przyszłość. Nie widzę tego, żebyśmy mieli w najbliższych latach się odkuć. Już prędzej sama przejmę kontrole nad swoim życiem, zanim doczekam się tego, że jako rodzina staniemy na nogi. Coraz częściej myślę o wyprowadzce. Wtedy chociaż częściowo odciążę moich rodziców od kosztów utrzymania dodatkowej osoby.

Najgorsze w tym wszystkim jest jednak to, że człowiek już przyzwyczaił się do pewnego poziomu życia i w takim chciał pozostać na zawsze. Gdy byłam małą dziewczynką, świat stał przede mną otworem. Teraz wszystko wydaje się o wiele bardziej skomplikowane i jakieś takie... w szarych barwach? Upadek z wysokości boli o wiele bardziej niż powolne osuwanie się na dno. Jestem pewna, że gdybym w początkowych latach prowadziła mniej spektakularny tryb życia, to teraz łatwiej byłoby mi znieść tę rodzinną porażkę.

Rozważam, jak mogłabym zacząć budować swoje życie na nowo. Nie jest to łatwa decyzja, zwłaszcza gdy czuję się zobowiązana do pomocy rodzicom w trudnej sytuacji finansowej. Jednakże muszę myśleć o sobie i o swojej przyszłości.

Mój plan zaczyna kształtować się w mojej głowie stopniowo. Szukam pracy, która pozwoli mi na oszczędzanie pieniędzy. Chcę być niezależna i móc utrzymać się sama. Jednocześnie, nie mogę zapominać o mojej siostrze Ance. Wiem, że również potrzebuje wsparcia, dlatego będę się starała być dla niej oparciem.

W międzyczasie staram się być silna dla moich rodziców. Wiem, że są to dla nich trudne czasy, ale musimy trzymać się razem. Wszyscy mamy swoje słabe momenty, ale nie można pozwolić, by trudności nas załamały. Jestem przekonana, że razem jako rodzina, jesteśmy w stanie przezwyciężyć każdą przeszkodę.

Czytaj także:
„Po 10 latach zrozumiałam, że moim największym błędem w życiu jest mąż. Łączy nas tylko papier”
„Zdradziłam męża, ale niepotrzebnie miałam wyrzuty sumienia. Drań od lat miał swoje tajemnice”
„Siostra zachwyca się życiem innych na Instagramie, a nie potrafi ogarnąć własnego. Nawet pracy nie ma”

Redakcja poleca

REKLAMA