„Po 10 latach zrozumiałam, że moim największym błędem w życiu jest mąż. Łączy nas tylko papier”

załamana kobieta fot. Getty Images, Sharie Kennedy
„Zaczynałam powoli wierzyć, że do niczego się nie nadaję i moje życie już zawsze będzie wyglądać tak jak teraz. Do tego mąż coraz później wracał z pracy, już nigdzie wspólnie nie wyjeżdżaliśmy. Moim całym życiem stało się dbanie o dom i dziecko”.
/ 12.04.2024 22:00
załamana kobieta fot. Getty Images, Sharie Kennedy

Z Markiem już dawno oddaliliśmy się od siebie. Nigdy to nie była wielka miłość rodem z komedii romantycznych. Gdy braliśmy ślub, dobiegałam trzydziestki. Moje wszystkie koleżanki po kolei wychodziły za mąż, kupowały mieszkania i rodziły dzieci. W pewnym momencie doszłam do wniosku, że gdy się nie pospieszę, zostanę z niczym.

Właśnie na takim etapie swojego życia poznałam Marka. Przedstawiła mi go kuzynka podczas parapetówki.

– Marek jest dobrze ułożony. Ma trzydzieści pięć lat, jest u nas menadżerem i naprawdę dobrze zarabia. Ma duży dom zbudowany na działce, którą podarowali mu rodzice. Do szczęścia brakuje mu jedynie rodziny – nie wiem, czemu słowa Moniki skojarzyły mi się z deklaracjami swatki z jakiegoś przedpotopowego biura matrymonialnego, która koniecznie chce znaleźć żonę dla swojego klienta.

Jednak ciepły głos i nieco staroświecka szarmanckość Marka skłoniły mnie, żeby lepiej go poznać. Resztę imprezy przegadaliśmy, później zamówił taksówkę, odwiózł mnie do domu i poprosił o numer telefonu. Zadzwonił już następnego dnia, żeby umówić się na kawę. I tak, ani się obejrzałam, a zostaliśmy parą. Marek szybko mi się oświadczył, a ja przyjęłam pierścionek.

Był dobrym wyborem

Rodzice byli zachwyceni, że trafił się im taki dobrze wychowany zięć. Który w dodatku pracuje na wysokim stanowisku w banku, pochodzi z bogatej rodziny i jest w stanie zapewnić ich córce dostanie życie.

– Dobrze wybrałaś, córcia – mówiła matka podczas wspólnych przygotowań do wesela. – Przy Marku na pewno nie zginiesz, a teraz czasy są coraz cięższe. Z nim będziesz szczęśliwa i bezpieczna – dodała z uśmiechem na ustach.

Ja tylko pokiwałam głową na znak zgody. Jej słowa wcale nie okazały się jednak prorocze. Tak, przy mężu byłam bezpieczna. To właściwe słowo. To odpowiedzialny i dobrze poukładany facet, który wszystko musi mieć pod kontrolą – od planów dotyczących wielkości rodziny przez kupno nowego samochodu aż po wybór smaku pizzy, którą zamawiamy na kolację.

Od początku zaczął mnie osaczać

Marek od początku małżeństwa o mnie dbał. Pod tym względem nie mogę powiedzieć na niego złego słowa. Gdy byłam w ciąży, nie opuścił żadnej wizyty lekarskiej. Kupował mi witaminy, pilnował, żebym zdrowo się odżywiała, zawoził do mojej matki, żebym nie musiała tłuc się autobusem. Lubił też chodzić ze mną na zakupy do butików, wybierał nowe sukienki, garsonki, perfumy.

Moja żona musi dobrze się prezentować. Czas już skończyć z tymi powycieranymi jeansami, śmiesznymi topami i kolorowymi kurteczkami. To co dobre jest dla szalonej nastolatki, niekoniecznie pasuje poważnej kobiecie po trzydziestce. Do tego mężatce – lubił powtarzać.

Cały czas namawiał mnie także, żebym zrezygnowała z pracy.

– Po co masz męczyć się w tej drogerii? Wiesz, to dość małe miasto i pracownicy mogą źle patrzeć, że żona ich szefa pracuje w sklepie – powiedział pewnego razu, ale ja nie wzięłam na poważnie jego słów.

– Oj tam, żadna praca nie hańbi, a ludzie zawsze będą coś mówić – śmiałam się z jego sugestii. – Lubię moje zajęcie. To niewielka drogeria, szefowa jest bardzo uczciwa i rzetelna, dziewczyny też są fajne. Kocham kosmetyki, a tam mogę doradzać klientkom. Tam nikt nie patrzy na mnie z góry – tłumaczyłam mu, ale po jego minie widziałam, że zupełnie nie rozumie moich racji.

Zrezygnowałam z pracy

Pierwszy błąd zrobiłam, gdy po macierzyńskim, zdecydowałam się zostać w domu.  Wszyscy popierali moją decyzję: mama, siostra, kuzynka Monika – ta sama, która niegdyś przedstawiła mi Marka. Tylko moja szefowa miała nieco inne zdanie.

– Wiem, że chcesz być przy dziecku, usłyszeć jego pierwsze słowa, zobaczyć pierwszy krok, patrzeć jak szybko rośnie. Sama jestem matką i to rozumiem. Ale kobieta powinna mieć też swój świat. Pracę, odskocznię od domowych obowiązków, własne pieniądze – powiedziała. – Gdybyś kiedyś chciała wrócić, przyjdź do mnie.

Wtedy jednak byłam przekonana, że robię dobrze. Całe swoje siły przelałam na wychowanie córeczki, organizowanie jej ciekawych zajęć, które wspomagały rozwój i dbanie o dom. Sprzątałam dom na błysk, przycinałam trawę i krzewy w ogrodzie, sadziłam kwiaty, codziennie gotowałam obiad. Chciałam, żeby mąż widział mój wkład w życie rodziny.

Chciał mieć idealną żonę

Coraz częściej zaczęłam zauważać, że mąż traktuje mnie jak swoją własność. Starał się ulepić mnie na wzór jakichś swoich wyobrażeń o idealnej żonie. To on wybierał mi ubrania i kosmetyki, poprosił, żebym zrobiła jasne pasemka, bo ponoć brąz nie pasuje do mojego typu cery.

Pewnego dnia kupił mi nowy rower. Początkowo byłam bardzo szczęśliwa, ponieważ myślałam, że chce po prostu, żebyśmy urządzali sobie wspólne wycieczki. Może czasami udałoby się zostawić Oliwkę pod opieką mojej mamy i zorganizować ciekawą wyprawę tylko we dwoje?

Gdy o tym mu wspomniałam, kwaśno się uśmiechnął i rzucił:

– Ale ja nie mam czasu na zabawę w romantyczne przejażdżki rowerowe. Może zapomniałaś, ale od dłuższego czasu sam pracuję na naszą rodzinę. Rower kupiłem dla ciebie, bo po ciąży przytyłaś i chyba już najwyższy czas zrzucić zbędne kilogramy – mówił, a mi oczy rozszerzały się ze zdziwienia. – Nie chciałem ci tego mówić, ale bardzo się zaniedbałaś – dodał, wręczając mi karnet na siłownię, który już miał przygotowany.

Strasznie było mi wtedy przykro. Owszem, zaokrągliłam się tu i ówdzie, ale to było może z pięć kilogramów. Po prostu wcześniej miałam bardzo szczupłą i dziewczęcą figurę, a teraz stała się ona bardziej kobieca. Nie wiedziałam, że dla Marka to aż taki problem.

Wypominał mi brak pracy

Podobne uwagi zaczęły powtarzać się coraz częściej. Mąż bardzo subtelnie, pomiędzy słowami, wypominał mi, że utrzymanie rodziny spoczywa tylko na jego barkach. Pewnego dnia zwyczajnie nie wytrzymałam i mu wygarnęłam:

– Ale przecież to był twój pomysł, sam chciałeś, żebym odeszła z pracy. Teraz możemy poszukać dla Oliwki dobrego przedszkola, a ja zadzwonię do dawnej szefowej z pytaniem o możliwość powrotu – rzuciłam, ale on zaczął się jedynie śmiać.

– Chcesz wrócić do tego swojego sklepu? A ile ty tam niby zarobisz? Twoja pensja nie pokryje nawet czesnego za dobre przedszkole. To jest praca dla studentki z wypłatą dobrą na waciki, a nie dla poważnej kobiety – powiedział z przekąsem.

Moja wiara w siebie topniała 

Tymi swoimi sarkastycznymi uwagami i ciągłym niezadowoleniem podkopał moją wiarę w siebie. Zaczynałam powoli wierzyć, że do niczego się nie nadaję i moje życie już zawsze będzie wyglądać tak jak teraz. Do tego mąż coraz później wracał  z pracy, już nigdzie wspólnie nie wyjeżdżaliśmy. Moim całym życiem stało się dbanie o dom i dziecko.

Bardzo źle czułam się w sytuacji, w jakiej się znalazłam, ale nie potrafiłam tego zmienić. Nie miałam też do kogo zwrócić się o pomoc. Raz pożaliłam się matce.

– Wymyślasz sobie coś. Marek jest dobrym mężem i ojcem. Dba o ciebie i Oliwkę, pracuje, uczciwie zarabia. Dzięki niemu żyjesz wygodnie w ładnym domu, nie martwisz się rachunkami i jeszcze ci coś nie pasuje – jej słowa zamiast podnieść mnie na duchu, jeszcze dodatkowo mnie dobiły.

Kpił ze mnie

Chciałam zapisać się na zaoczne studia, ale mąż mnie wyśmiał, że czas na naukę to był już prawie dwadzieścia lat temu. Storpedował także mój pomysł zrobienia kursu kosmetycznego i pracy w eleganckim salonie, który poszukiwał właśnie kogoś z umiejętnością zdobienia paznokci.

– Tak, malowanie kwiatuszków i gwiazdek na pazurkach to o wiele bardziej ambitne zajęcie, niż stanie za ladą w sklepie – zakpił. – Ja ci na pewno nie dam pieniędzy na takie fanaberie. Te szkolenia są organizowane tylko po to, żeby wyciągać gotówkę od takich naiwniaczek jak ty.

Pomogłam mi była szefowa 

Pewnie już na zawsze utknęłabym w tej pułapce, gdyby nie była szefowa, którą pewnego razu przypadkiem spotkałam w parku. Bardzo ucieszyła się na mój widok i na chwilę przysiadłyśmy na ławce, żeby pogadać. To ona pierwsza zauważyła, że jestem smutna, przygaszona i całkowicie inna niż kiedyś.

Jej troska sprawiła, że pierwszy raz od dawna przed kimś się otworzyłam i opowiedziałam o swoim małżeństwie. O tym, że mąż mnie nie docenia, wyśmiewa, tłumi moje ambicje i wciąż powtarza, że bez niego na pewno bym zginęła. Pani Iwonka uświadomiła mi, że jestem wartościowym człowiekiem. Muszę tylko dać sobie szansę na zmianę.

– Pamiętaj, że gdybyś chciała wrócić do pracy, u mnie czeka na ciebie posada. Byłaś najlepszym doradcą klienta, jakiego kiedykolwiek miałam. Stałe klientki jeszcze teraz, po latach, dopytują o ciebie – uśmiechnęła się do mnie szczerze i mocno przytuliła, a ja poczułam, że ta obca kobieta bardziej się mną przyjmuje niż własna matka.

Postanowiłam zawalczyć o siebie

Wreszcie zrozumiałam, po dziesięciu latach małżeństwa, że największym błędem w moim życiu był Marek. On mnie nigdy nie kochał. Szukał po prostu żony, którą mógłby sobie całkowicie podporządkować. Powoli mnie osaczał i osiągnął swój cel.

W końcu odważyłam się i powiedziałam, że chcę rozwodu. Mąż zwyczajnie mnie wyśmiał.

– Ciekawe, jak sobie poradzisz. Bez pracy, mieszkania, doświadczenia zawodowego, niczego? – mówił zimnym głosem. – Beze mnie po prostu zginiesz. Do tego nikt nie da dziecka takiej matce. Żeby było jasne, nie dam ci rozwodu.

Jednak już nie uda mu się mnie zastraszyć. Pani Iwona zaproponowała mi etat, mam odłożonych nieco pieniędzy, znalazłam niedrogie mieszkanie do wynajęcia. Nawet moja matka obiecała, że będzie odbierać Oliwkę ze szkoły. Chyba wreszcie zrozumiała, że nie jestem szczęśliwa z Markiem . Po swoich czterdziestych urodzinach odchodzę i zaczynam nowe życie. Mimo, że pewnie będzie ciężko, wreszcie czuję się wolna.

Czytaj także: „Rosnący brzuch zmusił mnie do ślubu z rozsądku. Najważniejsze było dla mnie to, by stan konta był odpowiednio wysoki”
„Wypłata ledwo wystarcza mi do pierwszego. Poza mężem i dziećmi, mam też utrzymanka, który zna mój wstydliwy sekret”
 „Mam w domu 3 facetów, a wszystko robię sama. Dygam z ciężkimi siatami, piorę im gacie i pod nos podtykam obiadki”

Redakcja poleca

REKLAMA