Z racji mojej pracy nie jestem zbyt dobrym towarzyszem zabaw i rzadko bywam zapraszany na imprezy. Dlatego trochę się zdziwiłem, gdy mój kumpel zadzwonił z pytaniem, czy odwiedzę ich w przyszłą sobotę, bo robi małą balangę dla znajomych z okazji powrotu jego kuzynki z kilkuletniego pobytu w Ameryce.
Zaproszenie przyjąłem, bardziej z ciekawości niż z rzeczywistej potrzeby wzięcia udziału w jakimś przyjęciu. Poza tym Grzesiek wspomniał, iż ta jego siostra cioteczna jest „bosko ładna”. Zaintrygował mnie. A jak panna nie wie, czym się zajmuję, to może nie uprzedzi się z góry i będzie szansa na dłuższą znajomość?
Bo ja przy dłuższej znajomości zdecydowanie zyskuję…
Ewa, kuzynka Grzegorza, okazała się faktycznie tak śliczna, jak się chwalił. Nie dziwota, że otoczył ją wianek gruchających kolesi. Uznawszy, że raczej się nie dopcham, siadłem w kącie na kanapie, w towarzystwie zimnego piwka i czipsów. Moje rozmyślania przerwało pytanie z gatunku retoryczno-zaczepnych:
– Wiesz, że czipsy wymyślili dentyści, żeby mieć więcej roboty i pieniędzy?
Obok mnie siedziała panna Amerykanka z kieliszkiem wina i uśmiechała się uroczo.
– Cześć, jestem Ewa. Ponieważ jako jedyny facet tutaj nie próbowałeś mnie poderwać, postanowiłam sprawdzić dlaczego. Jej pewność siebie też była urocza. – Taką masz metodę, jesteś zajęty, czy kobiety cię nie interesują?
Skrzywiłem się na tę sugestię. Może w Ameryce bycie gejem to nic takiego, ale u nas nawet plotka mogła zniszczyć człowieka, i to dosłownie, bo agresywnych homofobów nie brakowało. A ja i tak miałem pod górkę.
– Cześć. Po prostu nie lubię tłoku. Mam na imię Piotr, jestem wolny i chętny, tylko istnieją pewne, hm… – zrobiłem nieokreślony ruch ręką – obiektywne trudności.
– Mianowicie?
– Ewka, daj sobie spokój, to pijawka…
Grzesiek chwiejnie podżeglował do nas, rzucił bombę, po czym równie niepewnym krokiem oddalił się w kierunku wodopoju. Po kiego on mnie w ogóle zapraszał? By mi robić antyreklamę? Ewa spojrzała na mnie pytająco.
– Taka praca – odparłem.
– A czym się zajmujesz?
– Powiem ci jutro przy obiedzie, jak dasz się zaprosić. Zaśmiała się.
– Dam, inaczej umarłabym z ciekawości.
Rozmawialiśmy przez cały wieczór
... żartując, flirtując i świetnie się bawiąc, a na koniec odprowadziłem ją do domu. Dostałem buziaka w policzek i numer telefonu. A co do naszej randki, umówiliśmy się, że ona wybiera danie, a ja restaurację.
Jak na polską Amerykankę przystało, jej wybór padł na befsztyk, na co skrycie liczyłem, bo znałem knajpę idealnie nadająca się do moich celów.
– Byle był dobry ten befsztyk. Ostrzegam, że jestem specem.
– Nie zawiedziesz się – obiecałem.
Podczas obiadu kontynuowaliśmy kilka tematów z poprzedniego wieczoru, aż przy deserze Ewa nie wytrzymała.
– Mów wreszcie. Czemu jesteś pijawką?
– Podoba ci się tutaj? – powiodłem ręką po pomieszczeniu.
– Owszem, i klimat, i jedzenie, ale nie zmieniaj tematu.
– Nie zmieniam. Gdyby nie ja, całkiem możliwe, że nie byłoby tej restauracji.
– A co? Jesteś rzeźnikiem? Farmerem?
– Jestem komornikiem. Egzekwuję długi od osób i firm, dlatego bywam nazywany przez znajomych pijawką lub krwiopijcą. Taki mało śmieszny żart. Choć czasem lecą na mnie dużo gorsze epitety i przekleństwa.
Milczała i patrzyła na mnie oczami jak pięciozłotówki. W końcu zamrugała i poprosiła o jeszcze jedną lampkę wina. Zamówiłem całą butelkę. Czułem się zdenerwowany. Prowadziłem takie rozmowy nieraz, ale jeszcze nigdy tak bardzo nie zależało mi na zrozumieniu moich racji.
– Okej. Zatem mów dalej. Co masz na swoje usprawiedliwienie?
– A muszę się usprawiedliwiać?
Otworzyła usta i… zamknęła. Zabrakło jej sensownych argumentów. No bo tekst: „ktoś to musi robić, ale czemu ty?”, był czystą hipokryzją. Ktoś musi sprzątać ulice, wywozić śmieci i szambo, w przeciwnym razie utonęlibyśmy w brudzie, smrodzie i gównie, mówiąc brutalnie, ale dziewczyny niechętnie umawiają się z kanalarzami i śmieciarzami. Ja też nie znajdowałem się na czele ich listy, bo również zajmowałam się brudami, acz innego rodzaju.
– Więc może nie tyle się usprawiedliwię, co wytłumaczę, czemu uważam moją pracę za ważną i potrzebną, okej? Posłuchaj… Jestem z wykształcenia psychologiem, skończyłem też prawo w trybie zaocznym, a do pracy komornika namówił mnie mój wykładowca od prawa podatkowego. Prowadził małą kancelarię i chciał rozszerzyć jej profil o windykacje. Długo się wahałem. Proponował mi niezłe wynagrodzenie i możliwość zostania wspólnikiem po trzech latach, ale w tamtym czasie byłem pełen uprzedzeń i jak wielu innych postrzegałem profesję windykatora jak coś wręcz niemoralnego.
W podjęciu decyzji pomogło mi życie
Mój ojciec prowadził firmę budowlaną i skończył realizować duży kontrakt na przebudowę sporego hotelu. Niestety, miał też poważny problem ze ściągnięciem pieniędzy, bo właściciel obiektu okazał się cwanym łobuzem. Założył drugą firmę na żonę, przepisał na nią wszystko, łącznie ze swoim luksusowym mercedesem, a że mieli rozdzielność majątkową, on został praktycznie z tym, co miał na grzbiecie. Firma żony nie zamierzała oczywiście zapłacić dwóch ostatnich rat za przebudowę, i mojemu ojcu groziła plajta.
Sam miał już na karku komornika, bo zalegał z ZUS-em, podatkami i zapłatą za materiały budowlane. Dwa lata się z tym bujał i był już bliski ogłoszenia bankructwa. Dlatego zgodziłem się przyjąć posadę windykatora: chciałem pomóc ojcu.
Najpierw przez miesiąc studiowałem dokumenty, wyroki sądowe, nakazy zapłaty i postanowienia o umorzeniu, pisane przez tego kłamliwego złodzieja, który tłumaczył się mętnie, że sam padł ofiarą oszustwa, choć nie umiał stwierdzić, kto go oszukał. A hotel prosperował świetnie i de facto to on nim cały czas kierował, rzekomo w imieniu żony.
Miał jakieś ćwierć etatu, więc nawet nie dało się zrobić zajęcia jego prywatnego konta bankowego. Pojechałem do niego i postawiłem sprawę jasno: rzecz jest ewidentna, więc albo zapłaci należność wraz z odsetkami, albo zatruję mu życie. Wyśmiał mnie i pokazał drzwi. Na odchodnym uprzedziłem, że sprawę traktuję osobiście, dlatego nie odpuszczę.
Byłem u niego w hotelu codziennie.
On się przede mną ukrywał, a ja siedziałem w holu i rozdawałem ludziom wizytówki, wyjaśniając, kim jestem i co robię. Parę razy wezwali policję. Przyjeżdżali, sprawdzali moje dokumenty, słuchali mojej opowieści, po czym odjeżdżali. Raz gość próbował usunąć mnie siłą, ale wtedy to ja zadzwoniłem na policję i zgłosiłem napaść.
Facet dostał kolegium, a dokładniej jego żona. To, plus ubytek gości przekonało ich, że moje wizyty mogą poważnie im zaszkodzić, że oddając dług, mniej stracą. Zapłacili wszystko co do grosza, z ustawowymi odsetkami i karami. Moim drugim klientem był właściciel tej oto restauracji.
Miał do ściągnięcia pokaźny dług. Pomogłem mu jeszcze szybciej, bo pieniądze dostał po tygodniu od momentu, gdy zająłem się sprawą… Gdy skończyłem opowiadać, znowu zapadła cisza. Ewa patrzyła na mnie zmieszana i zaczerwieniona. Nie bardzo umiałem zdiagnozować jej uczucia.
– Co jest? – zapytałem.
– Wstyd mi – westchnęła.
– Wyjaśnisz?
– Chyba muszę – zmarszczyła zabawnie nos. – Zawsze miałam się za otwartą, empatyczną, tolerancyjną osobę, wszak spędziłam kawał czasu w Nowym Jorku. A tymczasem wyszłam na paniusię myślącą stereotypami.
– Już bez przesady… Bywają też niefajni komornicy, filmy o takich robią, no i są jeszcze mafijni ściągacze długów…
– Nie, poczekaj. Chodzi mi o to, co pomyślałam, gdy usłyszałam, że jesteś komornikiem. Po pierwsze, że właśnie jak owa pijawka żerujesz na ludziach, którzy mieli pecha albo dali się wykorzystać, że wyrzucasz ich z domów, oklejasz telewizor i lodówkę, odbierasz ostatnią koszulę.
Po drugie, że miganie się, unikanie płacenia, zwłaszcza podatków, to nie jest jakiś wielki grzech, raczej dowód na obrotność, spryt. I tu wylazły ze mnie polskie geny, bo Polak to mistrz kombinowania. Ale jest też druga strona medalu. Gdybym ja znalazła się na miejscu wierzyciela, chciałabym odzyskać swoje pieniądze. Jak najszybciej i za wszelką cenę.
Bo co mnie obchodzi, że ktoś się przeliczył? Czemu ja mam płacić za jego błędy albo być bezradną ofiarą jego krętactw? Więc… za tę dzisiejszą lekcję bardzo ci dziękuję – skłoniła głowę. – I przepraszam – skłoniła głowę jeszcze raz, niżej.
– Boże… – dotknąłem policzków, bo teraz ja się spłoniłem. – Może zmieńmy temat, bo robi się jakoś tak, no wiesz…
– Nie wiem, ale okej. Gdzie i kiedy idziemy na drugą randkę? Jeśli tak zamierzała zmienić temat, nie miałem nic przeciwko temu…
Czytaj także:
„W wieku 23 lat zostałam wdową. Teraz związałam się z facetem, który jest oszustem i złodziejem, ale kocham go”
„Mój ukochany mąż zginął w wypadku. Spokój czułam tylko w towarzystwie jego brata bliźniaka, którego nienawidził”
„Przyjaciółka miała dać mojemu bratu pracę, a nie dziecko. Rany boskie, przecież on sam ledwo wyrósł z pieluch”