„Mój ukochany mąż zginął w wypadku. Spokój czułam tylko w towarzystwie jego brata bliźniaka, którego nienawidził”

Wdowa fot. Adobe Stock
„Wciąż nie mogłam uwierzyć, że mój mąż odszedł, nie skończył nawet 50 lat, nawet się z nami nie pożegnał... Wciąż jeszcze miałam nadzieję, że któregoś ranka obudzę się, a obok mnie będzie Paweł”.
/ 01.03.2022 14:17
Wdowa fot. Adobe Stock

Po śmierci męża jego brat bliźniak stawał mi się coraz bliższy. W końcu zrozumiałam, że go kocham...

Kiedy nasz samochód wjechał na polną, wyboistą ścieżkę, zostawiając za sobą ścianę pyłu, byłam szczęśliwa i podekscytowana. Mieliśmy z moim mężem Pawłem obejrzeć teren pod nasz domek letniskowy, który zamierzaliśmy wybudować. Teraz, kiedy oboje zbliżaliśmy się do pięćdziesiątki, a nasze córki poszły na swoje, zdecydowaliśmy, że dobrze byłoby mieć jakąś oazę spokoju tylko dla siebie.

– To tutaj. Cena jest jeszcze na naszą kieszeń, a okolica... Sama zobacz – powiedział Paweł.
Wysiadł z samochodu i zakreślił ręką szeroki łuk.
Byłam zachwycona. Okolica cicha, zalesiona, w dole, pomiędzy wysokimi sosnami lśniło małe jezioro, a pobliskie domki letniskowe stały na tyle daleko, że mogliśmy się czuć tutaj komfortowo.
– Nic nie powiesz? – zapytał mąż, obejmując mnie.
Powietrze pachniało wczesną jesienią, liście zaczynały się już gdzieniegdzie złocić, ale słońce wciąż mocno świeciło.
– Gdybyśmy teraz kupili działkę, to do wiosny możemy jeszcze trochę odłożyć, a potem ruszyć z budową – powiedziałam, z zachwytem przyglądając się sosnom.
Już widziałam, jak zaprosimy tu córki z mężami i wnuczką, albo naszych znajomych. Miejsce było urocze.

Zima minęła na marzeniach, a wiosną ruszyła budowa

Podmurówka miała być kamienna, ściany drewniane, no i ten uroczy balkonik na piętrze... Nie mogłam się doczekać, kiedy wszystko będzie gotowe.

W moim małżeństwie już dawno nie było tak sielankowo. Najpierw pierwsze lata po ślubie chowaliśmy córki, potem ja pracowałam na dwa etaty w szkole, a Paweł harował w naszej firmie, ale teraz wszystko się zmieniło. Uczyłam tylko w liceum, Paweł zwolnił tempo, zatrudniając zaufanego kierownika i mieliśmy mnóstwo czasu dla siebie. Cały czas myślałam, jak cudownie będzie leżeć na werandzie w naszym domku i popijać lemoniadę, patrząc na las i migocące między gałęziami sosen jezioro.
– O czym myślisz? – zapytał Paweł, kiedy kończyłam zmywać po obiedzie.
– Przecież wiesz.
– Wiem, wiem. O naszym drugim miesiącu miodowym – uśmiechnął się.
Spojrzałam w te jego szare oczy i pomyślałam, że nigdy nie byłam taka szczęśliwa. Przez myśl mi nie przeszło, że gromadzą się nade mną czarne chmury...

Tamten majowy dzień pamiętam jak dziś. Byliśmy z Pawłem w markecie budowlanym. Letni domek był właściwie gotowy, pozostały jedynie prace wykończeniowe. Wybierałam donice dla roślinek na patio, mąż oglądał jakieś panele, kiedy zadzwoniła jego komórka.
– Jaka awaria? Co pękło?! Halo. Halo, źle pana słyszę – krzyczał do słuchawki.
– Boże, pewnie coś na budowie – westchnęłam.
Ostatnio ekipie nie szło już tak gładko jak początkowo, w dodatku stale się kłócili o pieniądze.
– Słuchaj, przerwało połączenie, ale chyba mają na budowie jakiś problem z wodą. Pękła rura czy coś takiego, przynajmniej z tego, co udało mi się zrozumieć – powiedział Paweł. – Odwiozę cię do domu, a potem tam pojadę zobaczyć, co się stało?

Kiedy koło dziesiątej wieczorem wróciłam od koleżanki do domu, męża jeszcze nie było. Początkowo nawet się nie denerwowałam, w końcu nieraz przyjeżdżał z budowy późno. Kiedy jednak po jedenastej wciąż go nie było, a telefon milczał, niepokój wzbierał we mnie z minuty na minutę. Wyszłam na balkon i usiadłam w ciemności, myśląc, co mogło go zatrzymać? Odchodziłam już od zmysłów, gdy zadzwonił telefon.
– No co ty wyprawiasz? – powiedziałam z wyrzutem, myśląc, że dzwoni mąż.
Bo któż inny mógłby to być o tej porze?
– Pani Kwiatkowska? – zapytał poważny, męski głos.
Kiedy potwierdziłam, mężczyzna powiedział, że mój mąż miał wypadek.
Bardzo mi przykro, pani mąż zginął na miejscu – usłyszałam.
Z tej koszmarnej nocy zapamiętałam jedynie szaleńczą jazdę do oddalonego od naszego miasta szpitala, płacz córek i moje niedowierzanie.
– To jakaś pomyłka, dziewczynki. Tata świetnie prowadzi, nic mu nie jest – powtarzałam w kółko.
Siedząca ze mną na tylnym siedzeniu Magda owinęła mnie kocem, Kamila głośno płakała. Mąż młodszej córki prowadził w milczeniu, rozumiał nasz ból i nawet nie próbował nas uspokajać.

Potem było już tylko cierpienie

Wciąż nie mogłam uwierzyć, że mój mąż odszedł, nie skończył nawet 50 lat, nawet się z nami nie pożegnał... Wciąż jeszcze miałam nadzieję, że któregoś ranka obudzę się, a obok mnie będzie Paweł.

Na pogrzebie największym szokiem dla mnie było spotkanie z Michałem, bratem Pawła. Wiedziałam, że mąż ma brata bliźniaka, ale nic poza tym. Michał był skłócony z rodziną od lat. Na stałe mieszkał w Sydney, nie kontaktował się z bliskimi. Wielokrotnie pytałam męża, jak to możliwe, że on, taki ciepły, otwarty i życzliwy ludziom nie rozmawia z własnym bratem, ale nigdy mi tego nie wyjaśnił. Była to jego jedyna tajemnica, jaką miał przede mną. A teraz, kiedy Michał stanął naprzeciw mnie, poczułam się tak, jakby Paweł wstał z grobu. Ta sama szczera, jasnooka twarz, te same ciemne, faliste włosy, ten sam lekki grymas wokół ust...
– Przepraszam. Widzę, że moja nagła obecność po tylu latach milczenia nie ułatwia wam tego wszystkiego, ale jak mógłbym nie przyjechać? – powiedział, kiedy po ceremonii cała rodzina zgromadziła się u mnie w domu.
– Oczywiście, że nie mogłoby cię tu zabraknąć, ale to wasze podobieństwo...Jakoś się przyzwyczaję – powiedziałam, chociaż sama nie wiedziałam, co czuję.
Patrząc na Michała, cierpiałam, wiedząc, że to nie mój mąż, a także czułam jakąś dziwną ulgę. Obserwując go ukradkiem z oddali, wmawiałam sobie, że to Paweł, a cała rodzina jest u nas z innego powodu.

Michał został w Polsce jeszcze kilka dni. Po pierwszym szoku zaczęłam szukać jego towarzystwa. Chciałam słuchać jego głosu, patrzeć na niego, wyobrażając sobie, że to Paweł.
– Mamo, tak nie można – zganiła mnie Magda, domyślając się wszystkiego. Spędzasz z nim całe dnie, ale to tylko obcy, skłócony z rodziną facet, nie tato – krzyknęła, dodając, że ludzie zaczynają plotkować.
– Ludzie zawsze gadają – stwierdziłam, chcąc wszystko zbagatelizować.
Co miałam powiedzieć? Że do Michała jakoś dziwnie mnie ciągnie, że muszę na niego patrzeć, bo łatwiej mi się uporać z odejściem męża? Kiedy w końcu wyjeżdżał, płakałam. Dopiero, gdy wsiadał do samolotu, zrozumiałam, że to była tylko iluzja, że Pawła nie ma, że jego brat pewnie nigdy już się u nas nie pojawi i zostałam sama.

To ja nalegałam na kontakt. Nauczyłam się wysyłać e-maile, pisałam do Michała i dzwoniłam. Początkowo robiłam to wszystko, myśląc tylko o Pawle. Nawet głosy mieli prawie identyczne, więc kiedy Michał do nas dzwonił, wyobrażałam sobie, że to mój mąż. Córki martwiły się coraz bardziej.
– Mamo, to zaczyna być jakąś obsesją, jesteś chora, ignorujesz wszelkie fakty – płakała Magda. – Zrozum wreszcie, tato odszedł na zawsze, a twoja przyjaźń z jego bratem jest co najmniej niesmaczna. Mamo, proszę, zakończ to – błagała Kamila.
– Ale co mam zakończyć? Wysyłamy sobie tylko listy, czasem dzwonimy.
– I po co?
– Bo to rodzina, bo on mi przypomina tatę, bo...
– Ale to nie jest tata, ciągle nie rozumiesz tego?! – krzyknęła Magda, wybiegając z mojego mieszkania.
Michał pojawił się w Polsce w rocznicę śmierci mojego męża i znowu, kiedy go zobaczyłam, o mało nie zemdlałam.
– Przyjechałem zapytać, jak sobie radzisz? – powiedział.
Dodał też, że chce sprawdzić, jak żyją jego rodzice. Teraz, kiedy są sami, czas zapomnieć o dawnych sporach.

Michał został przez dwa tygodnie. Pomógł mi sprzedać letni domek. Nie mogłam nawet myśleć o tamtym wymarzonym kiedyś miejscu, przez które teraz Paweł nie żyje. Znowu spędziliśmy razem dużo czasu. Nie mogliśmy się nadziwić, że tak dobrze nam się rozmawia. Michał wyglądał jak lustrzane odbicie Pawła, ale miał różne od niego poglądy. Czasem się kłóciliśmy, czasem śmialiśmy, czułam się dobrze w jego towarzystwie. Problemem byli ludzie. Nie tylko rodzina, również sąsiedzi. Kiedy wracałam z Michałem ze spaceru, sąsiadka spoglądała na mnie z pogardą. Rozumiałam, że podobieństwo Michała do mojego zmarłego męża wzbudzało niezdrową sensację, ale czemu ludzie nie mogli po prostu zrozumieć, że zbliżyła nas wspólna tragedia? A oni widzieli tylko tanią sensację, węsząc romans i skandal.
– Mamo, przestań się z nim widywać. Ludzie mówią, że macie romans, że...
– Nie waż się więcej tak do mnie mówić – przerwałam Magdzie.
Jak mogła podejrzewać, że ja i Michał... Mój Boże.
– On też cierpi, nie rozumiesz tego?!
– Jasne! Od ponad 25 lat siedzi sobie w Australii, a ty mówisz, że cierpi?!
– Tak, cierpi. Jeśli nie potrafisz tego zrozumieć, postaraj się przynajmniej nie atakować własnej matki. Zbyt wiele przeżyłam, żebyś jeszcze ty dokładała mi bólu – powiedziałam, ale Magda wciąż była na mnie wściekła.
– Przecież gołym okiem widać, że jesteś w nim zakochana.
– Słucham? – wyjąkałam, ale córka była już za drzwiami.
Ostatnio wszystkie nasze rozmowy kończyły się trzaśnięciem drzwiami.

Wyszłam na balkon i usiadłam na leżaku. Uspokoiłam się i zaczęłam zastanawiać nad zarzutami Magdy. Od śmierci Pawła minęło ponad 1,5 roku. Próbowałam sobie uświadomić, co ja właściwie czuję do brata mojego zmarłego męża? Lubię go jako Michała, wciąż wyobrażam sobie, że to Paweł, a może... Nie! To jakaś bzdura – tłumaczyłam sobie, chociaż pierwsze obawy zaczęły mnie niepokoić już parę miesięcy temu. Nie, nie był to rodzaj żadnej erotycznej fascynacji, nie była to też romantyczna miłość, ale... Nie potrafiłam już sobie wyobrazić nawet dnia bez wiadomości od Michała. Czy to było normalne?

Postanowiłam to skończyć, zanim sprawy wymkną się spod kontroli. Nie odbierałam telefonu, przestałam odpisywać na e-maile. Michał dociekał, co się stało, w końcu przyjechał.
– Dlaczego mnie ignorujesz? Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi – powiedział z wyrzutem, stając w progu mojego mieszkania.
– Michał, to nie jest takie proste... – zaczęłam, zastanawiając się, co właściwie mam mu powiedzieć.
– Wpuścisz mnie? – zapytał, podnosząc z podłogi pękatą torbę podróżną.
– Och, przepraszam. Oczywiście, wejdź – zaprosiłam go, otwierając szerzej drzwi.
Powiedział, że było mu przykro z powodu mojego nagłego milczenia, że zastanawiał się, czym mnie uraził.
– Posłuchaj, Alinko. Zależy mi na tobie – wyznał nagle, obejmując mnie.
Zamarłam, zabrakło mi tchu.
– Michał, ja nie...
Wiem, że to na swój sposób niewłaściwe, ale... kocham cię – powiedział, trzymając moją twarz w dłoniach.
Rozpłakałam się, nagle poczułam, że w tym wszystkim się gubię. Nie wiedziałam już, czy tak mnie ciągnie do Michała, bo chciałabym czegoś więcej, a może tylko dlatego, że wygląda dokładnie jak mężczyzna, z którym przeżyłam tyle lat?
– Przestań, nie możemy nawet o tym myśleć – krzyknęłam, odpychając go. – Wyjdź stąd, jeszcze nie rozumiesz, że nie powinniśmy się widywać?!
– Alinko...
– Przestań. Daj mi spokój, tak dłużej nie można.
Przez chwilę stał w przedpokoju, potem wyszedł na klatkę.
– Będę w Polsce jeszcze parę dni, zadzwonię – powiedział.
– Nie. Musimy przestać się widywać, przestać dzwonić, pisać, rozmawiać. Nie wiem, kim ty jesteś. Czy lustrzanym odbiciem Pawła, czy Michałem? Nie wiem, co czuję, nie wiem, co robić...
– Alinko, pomyśl o tym, co ci powiedziałem. Wiem, że masz wyrzuty, że to niewłaściwe, ale... czuję, że nie jestem ci obojętny.

Kiedy wyszedł, wszystko zrozumiałam. Tak, kochałam brata mojego zmarłego męża i dopiero teraz, kiedy niespodziewanie stanął w drzwiach, pojęłam, że to jest miłość i kocham Michała, a nie tylko pamięć o Pawle. Kocham rozmowy z nim, jego bliskość, śmiech, nasze wspólne pogawędki przy kawie. Tylko jak mogę teraz spojrzeć w lustro, jak wytłumaczyć bliskim, że czuję coś takiego i czy tak naprawdę do samego końca mogę być pewna, że kocham Michała za to, kim jest, a nie za to, jak wygląda? – zastanawiałam się, płacząc.

Cierpiałam, ale podjęłam już decyzję. Nie mogę go więcej widywać. Muszę o tym wszystkim zapomnieć. Jak najszybciej. Przez następne pół roku unikałam kontaktu z nim.

Potem minęło jeszcze lato i kolejna jesień. Michał zrozumiał i milczał – tak mi się wydawało, a ja żyłam życiem dzieci, wspomnieniami o mężu. Pojawił się, gdy już myślałam, że całkiem zrezygnował.
Podczas spotkania powiedział:
– Moje uczucia się nie zmieniły – zaczął, ale mu przerwałam.
– Jestem wdową po twoim bracie, nie możemy nawet o tym myśleć.
– Ale ja cię kocham, a ty zaprzecz, jeśli czujesz, że mnie nie kochasz.
Nie mogłam zaprzeczyć.
– Wiem, że to niezręczne, że twoje córki pewnie mnie znienawidzą, że ty masz wyrzuty, ale czasem w życiu bywa, że miłość chodzi dziwnymi ścieżkami. Może to było nam pisane? Paweł odszedł, ale może los chce, żebyś ty była jeszcze szczęśliwa? Myślisz, że on cieszyłby się, widząc ciebie pogrążoną w takim smutku? Alina, minęło przeszło 2,5 roku.
– Dobrze wiesz, że nie o to chodzi.
– Wiem, ale czy mamy wpływ na nasze uczucia? Kocham cię, jestem tego pewny. Myślałem, że to minie, wyjechałem, przestałem się do ciebie odzywać, ale wciąż czuję to samo. Kocham cię, nie uważasz, że warto, żebyśmy dali sobie szansę?
– Szansę na co? Na wyklęcie przez rodzinę, na odrzucenie przez ludzi? Tego chcesz? – wybuchłam.
– Chcę ciebie, Alinko. I poczekam tyle, ile będzie trzeba. A co do Pawła, też mi kiedyś ukradł kobietę, więc teraz będziemy kwita – powiedział smutno.
– Paweł ukradł ci kobietę? – zdziwiłam się. – Czemu nic o tym nie wiedziałam?
– To żadna tajemnica. Cała rodzina wie, że to było przyczyną naszego konfliktu. Pożarliśmy się tak głupio, na długie lata. Nie było warto...
– Pokłóciliście się o kobietę?
– Tak. O Ewę. Była moją narzeczoną, mieliśmy się pobrać. To było jeszcze na studiach. Paweł trochę mi jej zazdrościł, ale trzymał się z daleka. Wtedy fascynowały go jedynie zawody pływackie i nauka. Wszystko się jednak zmieniło podczas letniego obozu. Paweł nagle zaczął się kręcić koło Ewy, znikali razem w lesie, pływali, któregoś dnia nakryłem ich na całowaniu się. Pobiliśmy się z Pawłem, po raz pierwszy w życiu padły mocne słowa. Po dwóch miesiącach Ewa powiedziała, że jest w ciąży. Paweł był pewien, że to jego dziecko, ja nie mogłem mu wybaczyć, że ukradł mi narzeczoną. Zaraz po studiach wyjechałem za granicę, Paweł został z Ewą. Po jakimś czasie okazało się, że dziewczyna kłamała. Ojcem dziecka był zupełnie kto inny. – My jednak unieśliśmy się ambicją – mówił Michał. – Żaden z nas nie wyciągnął pierwszy ręki do zgody, a nasz spór narastał z biegiem lat. Ja winiłem go za odbicie mi dziewczyny, on mnie – sam nie wiem za co, w dodatku rodzice opowiedzieli się po stronie Pawła, tłumacząc, że miłość ma swoje prawa. A potem, po tylu długich latach zadzwonił kuzyn... Myślałem, że jeszcze się z Pawłem pogodzimy, że przed nami tyle lat, tymczasem on mi wyciął taki numer. Po prostu wsiadł w samochód i... – głos nagle mu się załamał.

A więc mój kryształowy Paweł miał swoje sekrety – pomyślałam.
– Teraz rozumiesz, że czasem życie prowadzi nas swoimi ścieżkami? Chcesz stracić kolejną szansę od losu, ponieważ nie wypada?
Kiedy tak siedzieliśmy tam, w tej miłej kawiarence zrozumiałam, że nie chcę stracić tej szansy. Może i córki się na mnie obrażą, może sąsiedzi będą wytykać palcami, ale co z tego? Oni wszyscy kogoś mają, tylko ja jestem sama. Chyba jednak warto się odważyć i coś z tym zrobić – pomyślałam.
– Czy opera w Sydney jest rzeczywiście taka piękna, jak pokazują w telewizji? – zapytałam, chwytając go za dłoń.
– A chciałabyś się przekonać osobiście? – zapytał, z nadzieją patrząc mi w oczy.
Zaczerpnęłam głęboki oddech, a potem powiedziałam:
– Tak.
Nagle poczułam ulgę i pewność, że Paweł by zrozumiał. Na pewno. W końcu ani Michał, ani ja tego nie planowaliśmy. Miłość często prowadzi nas swoimi własnymi ścieżkami...

Chcesz podzielić się z innymi swoją historią? Napisz na redakcja@polki.pl.

REKLAMA

Więcej listów do redakcji: „Teściowa to hetera, która ciągle mnie krytykuje i poucza. W uszach mam tylko jej ciągły jazgot”„Nasza miłość przetrwała życiowe burze, a pokonały ją drobne nieporozumienia. Mąż odszedł bez wyjaśnienia”„Mąż zdradził mnie z moją przyjaciółką, a ja postanowiłam, że już zawsze będę sama. Życie zdecydowało inaczej...”

Redakcja poleca

REKLAMA