„Wszyscy dręczyli Ulę, bo była biedniejsza i odstawała. Mogłem ją bronić, ale byłem tchórzem. A ona i tak mnie chciała”

Wszyscy dokuczali Uli, bo była biedniejsza fot. Adobe Stock, aleshin
Ula do szkoły dojeżdżała ze wsi. Ubrana gorzej niż my, nie miała komórki czy komputera. Wyraźnie od nas odstawała. Byłem w niej zakochany, ale nie powiedziałem jej, bo wiedziałem, że koledzy będą się śmiać. Wszyscy jej dokuczali i wyśmiewali.
/ 03.03.2022 06:01
Wszyscy dokuczali Uli, bo była biedniejsza fot. Adobe Stock, aleshin

Ula zawsze mi się podobała. Od pierwszej klasy liceum obserwowałem ją skrycie. Patrzyłem, jak się zmienia, dorasta. I cały czas próbowałem się przełamać, żeby do niej podejść, zagadać. Ale nigdy tego nie zrobiłem. Dlaczego? Bo się bałem. Nie tego, że ona mnie odrzuci. Tego, że moi koledzy będą się ze mnie śmiać.

Ula była klasową ofiarą

Taka szara myszka, która gdy musiała stanąć przy tablicy, natychmiast oblewała się rumieńcem. I zawsze przy odpowiedzi się jąkała. Nie była orłem, zwłaszcza z przedmiotów ścisłych, co na pewno dodatkowo ją deprymowało. Ale nie z tego powodu reszta klasy się na nią uwzięła.

Ula pochodziła z innej rodziny niż większość z nas. Do szkoły dojeżdżała z pobliskiej wsi. Ubrana dużo gorzej niż my, nie miała telefonu komórkowego, komputera. Wyraźnie od nas odstawała. A przy tym była tak nieśmiała i wycofana, że nigdy nikomu się nie postawiła. Kiedy ktoś jej dokuczał, czerwieniła się, spuszczała głowę, a nierzadko w jej oczach pojawiały się łzy. Było mi jej żal. Ale byłem tak wielkim tchórzem, że nigdy nie stanąłem w jej obronie.

Gdyby reszta dowiedziała się, że Ula mi się podoba, nie miałbym życia. Na swój sposób starałem się jednak ją chronić. Codziennie po szkole szła na przystanek i czekała tam z piętnaście minut na autobus. My też tamtędy wracaliśmy ze szkoły. Robiłem więc, co mogłem, żeby opóźnić nasze wyjście, żeby zdążyła odjechać i nie była narażona na spotkanie z nami. Albo namawiałem chłopaków, żeby poszli ze mną do sklepu, po napój albo po ciastko.

Zazwyczaj się udawało i ku mojej olbrzymiej uldze, nikt się nie zorientował, po co to robię. Bo dokuczaliśmy jej na każdym kroku. To znaczy nie wszyscy, ja na przykład nigdy nic jej nie powiedziałem. Ale ponieważ nikt tego nie przerwał, więc wszyscy dawaliśmy przyzwolenie na takie zachowanie.

Najgorszy był Mariusz

To on był prowodyrem. Urodzony przywódca, przystojny, wysportowany, w dodatku z bogatej rodziny. Rozpieszczony synek rodziców, którzy, zamiast zająć się jego wychowaniem, ładowali w niego kasę. Wiedział, jak nam zaimponować. I nie żałował pieniędzy, żeby nas kupić. To on fundował lody i colę, on zapraszał nas do kręgielni. I to on znajdował szczególną przyjemność w dokuczaniu Uli. Już we wrześniu, w pierwszej klasie doszedł do wniosku, że „wsiowa” psuje nam średnią.

– I po co ten kocmołuch poszedł do liceum? – skrzywił się, gdy Ula po raz kolejny dostała dwóję z matematyki, bo zamiast rozwiązywać zadania, stała przy tablicy, czerwona jak burak, i próbowała coś dukać pod nosem. – To na wsi nie ma szkół? Do zawodówki powinna się wybrać! Tam jest jej miejsce...

Może gdyby wtedy ktoś się oburzył, jakoś zareagował, inaczej by się to wszystko potoczyło. Ale większość osób wybuchnęła śmiechem. Pamiętam, jak Mariusz popatrzył na nas, dumny, niczym książę na swój orszak i dodał:

– Nie pasuje do nas. Niech sobie radzi sama.

Niestety, wtedy przytaknęły mu też dziewczyny

One już wcześniej wyraźnie odseparowały się od Uli. Rzeczywiście, wyglądała przy nich jak kopciuszek, ale czy to była jej wina? Żadna z dziewczyn nie chciała z nią siedzieć w ławce. I o ile dobrze pamiętam, przez całą szkołę Ula siedziała sama. Kiedy okazało się, że Mariusz upatrzył sobie ją na ofiarę, większość ochoczo mu przytaknęła. Podobał się dziewczynom, skoczyłyby za nim w ogień.

Właściwie to głównie one jej dokuczały. Chłopaki czasem tylko skomentowali jej wygląd albo roześmieli się, gdy znowu jąkała się przy tablicy. Nikt nie oferował jej pomocy w lekcjach. Kiedyś nie było jej ponad dwa tygodnie w szkole, rozchorowała się. Nauczyciele pytali, czy ktoś ma z nią kontakt, żeby dać jej zeszyty. Nikt nawet nie wiedział, gdzie ona dokładnie mieszka i nie chciał się tego dowiedzieć.

Chociaż ja właśnie wtedy pomyślałem, że to może być dla mnie okazja. Zawsze mogę nazmyślać, że nauczyciele mi kazali do niej jechać. Miałbym możliwość porozmawiać z nią, normalnie, bez świadków. Ale zaraz sobie pomyślałem, że przecież prędzej czy później to by się wydało. No i byłoby po mnie. Zaprzepaściłem szansę.

Potem, jak byliśmy starsi, Ula miała już lżej

Mariusz odczepił się od niej, nie szukał pretekstu, żeby jej dokuczać. Ale też ignorował ją, jakby była powietrzem. A reszta klasy oczywiście robiła to samo… Zrobiliśmy maturę i rozstaliśmy się. I to definitywnie – jakoś nie zawiązały się przez te lata większe przyjaźnie. Wyglądało na to, że Mariusz był klasowym przywódcą, ale nie udało mu się stworzyć zgranego zespołu. Dlatego zdziwiło mnie, kiedy niedawno, po dziesięciu latach okazało się, że ktoś z naszej klasy organizuje spotkanie.

– Dziesięć lat od matury to ładna rocznica – napisał kumpel na portalu. – Może uda się spotkać.

Umówiliśmy się w knajpie. Przyszedłem spóźniony, bo akurat musiałem dłużej posiedzieć w robocie. Stanąłem w drzwiach i... aż mnie zamurowało. Przy stole siedziała Ula! W życiu bym się nie spodziewał, że tu będzie, bo nie sądziłem, że ktoś ją zawiadomi! Okazało się, że po szkole Ula poszła do studium pomaturalnego, a potem trafiła do pracy razem z naszą koleżanką z klasy. I chociaż przez całe liceum się do siebie nie odzywały, to teraz zaczęły się dogadywać.

Martyna z trudem, ale namówiła Ulę, żeby przyszła. Bardzo się zmieniła. Nabrała pewności siebie, odzywała się, nie jąkała i nawet kilka razy dogadała Mariuszowi, który też był na spotkaniu. Nie wyglądała już jak szara myszka. I o ile zawsze uważałem ją za ładną dziewczynę, to teraz była rzeczywiście piękną kobietą. Przynajmniej według mnie. Pod koniec spotkania udało mi się wreszcie usiąść koło niej i zagadać.

Dowiedziałem się, że pracuje w salonie samochodowym, mieszka nadal z rodzicami. Ale po wakacjach ma zamiar przeprowadzić się do swojego własnego mieszkania, które teraz urządza. Prawdę mówiąc, teraz ja czułem się onieśmielony. Chyba to zauważyła, bo zagadywała co chwila, opowiadała coś. Nawet jej powiedziałem, że bardzo się zmieniła, że teraz jest taka towarzyska.

– Zawsze byłam – odparła zdziwiona. – Tylko, że nie w klasie. Nikt mnie tam nie lubił. A ja zawsze źle się przy was czułam. Przecież widziałam, jaka dzieli nas przepaść. Mnie nie stać było na takie ciuchy jak reszty dziewczyn. Na colę i kino rodzice też nie mogli mi dać. Zresztą, wtedy mój tata chorował, musiałam po szkole szybko wracać, pomóc w domu.

– A my ci dokuczaliśmy…

– Było, minęło – uśmiechnęła się. – A poza tym, ty nie. Byłeś w porządku.

Czułem, że powinien się przyznać, że ją lubiłem, ale bałem się stanąć w jej obronie. Że to zwykłe tchórzostwo kazało mi siedzieć cicho. Wyszliśmy z Ulą z tego spotkania jako jedni z ostatnich. Było już późno i zaproponowałem, że ją odwiozę do domu.

– Piłeś przecież? – spojrzała na mnie zdziwiona.

– Tylko sok – pokręciłem głową.

Pojechaliśmy

Przez całą drogę opowiadała mi o sobie, o tym, co robi. A ja zastanawiałem się, jak zapytać, czy kogoś ma… Nagle podjąłem decyzję. Kiedy zatrzymaliśmy się pod domem jej rodziców poprosiłem, żeby jeszcze chwilę ze mną posiedziała. I żeby mnie wysłuchała, nie przerywając. Wyznałem jej wszystko. Że zawsze mi się podobała, ale byłem na tyle głupi, że bałem się jej to okazać. Że bardziej zależało mi na opinii kolegów z klasy niż na samym sobie i na niej. I że tego żałuję. I że przepraszam ją, bo z tego samego powodu nigdy nie stanąłem w jej obronie. I że jest piękną kobietą…

– Dlaczego mi to wszystko mówisz? – zapytała, patrząc na mnie poważnie.

– Bo powinienem to zrobić dawno temu – odparłem. – Kiedy dziś cię zobaczyłem, zrozumiałem, że to z twojego powodu nadal jestem sam. Że żadna kobieta, którą poznałem, nie dorównywała ci. Że popełniłem błąd. I że chociaż już jest za późno, żeby go naprawić, to jestem ci winien wyjaśnienie i przeprosiny.

Milczała, a ja nie wiedziałem, co zrobić. Bałem się, że po prostu wyjdzie z samochodu bez słowa i na tym się skończy…

– A jeżeli nie jest za późno? – zapytała nagle cicho.

– Jak to?– spojrzałem na nią zdumiony. – To znaczy… Ula, jeżeli teraz ty się ze mnie nabijasz…

Zamknęła mi usta pocałunkiem.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA