„Babcia uknuła intrygę, żeby zeswatać mnie z wnuczką przyjaciółki. Dzięki tej prowokacji zyskałem miłość życia”

Babcia, która wyswatała wnuka fot. Adobe Stock, fizkes
„Babcia uknuła plan, w który wciągnęła swoją koleżankę. Miała już dość mojej ciągłej obecności, więc wzięła sprawy w swoje ręce. Miałem zrobić zakupy dla niej oraz jej przyjaciółki, wraz z jej wnuczką... Weroniką. Nie mogłem uwierzyć we własne szczęście”.
/ 19.01.2022 08:38
Babcia, która wyswatała wnuka fot. Adobe Stock, fizkes

Kiedy odbierałem przesyłkę z nowym sprzętem, babcia była u nas w domu.

– A co to dostałeś, Sebusiu? – zagadnęła. – Strasznie wielki ten karton. Ostatni raz dostałam taką dużą pakę chyba za Gierka, z darów.

– Ale na pewno nie miała takiej zawartości. – Wyciągnąłem z pudła nowiutki, srebrny laptop.

– Ale piękny! – zachwyciła się mama.

– Chyba coś podobnego już u ciebie widziałam – skomentowała babcia.

– Tak, mam jeden laptop, ale kupiłem nowy, bo potrzebuję taki, który ma więcej pamięci.

– No nie wiem… – Babcia rzuciła mi sceptyczne spojrzenie. – Wy dzisiaj kupujecie coś tylko dlatego, że jest nowe, a stare wam się znudziło. Za moich czasów rzeczy się naprawiało, zamiast od razu wyrzucać.

– Oj, babciu… – wywróciłem oczami – nie zamierzałem wyrzucać starego lapka, tylko sprzedać na części, ale… wiesz co, jeśli chcesz, weź go sobie. Nauczę cię, jak się nim posługiwać.

Sądziłem, że babcia Aniela wzruszy ramionami i powie coś w stylu „już się rozpędzam”, ale jej nie doceniłem.

– Świetny pomysł! – uznała. – Moja koleżanka ma taki komputer i ciągle siedzi w tym internecie, bo mówi, że tam jest mnóstwo ciekawych rzeczy. Też chcę. Zatem jesteśmy, Sebciu, umówieni. Nauczysz babcię komputera, tak?

Miesiąc później dzwoniłem do babci Anieli, by kolejny raz wykręcić się od lekcji. Siła wyższa: zakochałem się. Nie miałem czasu na wizyty u babci, bo byłem zajęty „polowaniem” na Weronikę – koleżankę z roku.

Mój plan na podryw był nieco przewrotny – skoro ona nie wykazywała zainteresowania mną, to musiałem zrobić coś, by mnie zauważyła. Najprościej byłoby zagadać, ale… dla mnie nie było to wcale proste.

Dlatego siadałem jak najbliżej niej na wykładach i ćwiczeniach, na przerwach zderzałem się z nią niby przypadkiem i przecinałem jej drogę co najmniej kilka razy dzienne. Dowiedziałem się, gdzie najczęściej bywa, i również się tam pojawiałem. Nie nazwałbym tego prześladowaniem, po prostu starałem się, jak mogłem, przyciągnąć jej uwagę.

W końcu jednak wyrzuty sumienia (podsycane przez rodziców) kazały mi wygospodarować kilka godzin na wizytę u staruszki. Spodziewałem się, że może być ciężko, skoro babcia dotąd nie miała do czynienia z komputerami i siecią, ale, o dziwo, nie było tak źle.

Babcia okazała się pojętną uczennicą i pod koniec dnia potrafiła już w miarę ogarnąć pulpit, tworzyć nowe foldery, a nawet całkiem sprawnie (jak na pierwszy raz) pisać w Word Padzie.

– Następnym razem podszkolisz mnie z tego internetu – powiedziała, kiedy już zbierałem się do wyjścia. – Pan Henio zainstaluje mi sieć w przyszłym tygodniu. Przyjdziesz?

– Postaram się – odparłem wymijająco.

Ale dwie minuty później moja niechęć ustąpiła miejsce entuzjazmowi. Z bloku na przeciwko wyszła bowiem Weronika. Założyłem, że tu mieszka; tej jednej informacji nie udało mi się uzyskać. Szybko znikała po zajęciach.

Liczyłem, że bywając u babci, zbliżę się do Weroniki

Teraz zyskałem dobry pretekst, by bywać w okolicach jej domu. Upiekę dwie pieczenie przy jednym ogniu: zbliżę się do Weroniki, a przy okazji pomogę babci. Nauczę ją obsługi komputera, choćbym miał przychodzić codziennie!

I przychodziłem tak dwa-trzy razy w tygodniu. Niestety babcia Aniela zbyt szybko przyswajała sobie wiedzę. Obawiałem się, że nauczy się wszystkiego, co jest jej potrzebne, zanim ja zdołam zdołam coś osiągnąć w sprawie Weroniki.

Bo dni mijały, a moje postępy w roli amanta wciąż były nadzwyczaj mizerne. Niby raz zagadałem do Weroniki, kiedy pewnego dnia spotkaliśmy się na osiedlu, ale nic z tego nie wynikło. Ot, zwykła rozmowa – ja odwiedzam babcię, ona tu mieszka z rodzicami i dziadkami, ale… potem rozmowa zdechła.

Zwykle nie brakuje mi rezonu, jednak przy Weronice zmieniałem się w zakompleksionego, skrępowanego, nieśmiałego do bólu gimnazjalistę, jakim kiedyś byłem. W końcu zrobiło się tak niezręcznie, że pożegnaliśmy się i każde poszło w swoją stronę.

Zdaję sobie sprawę, że powinienem postawić na szczerość. Przynajmniej bym wiedział, czy w ogóle mam jakąś szansę. Ale nie miałem odwagi. Jakby coś mnie blokowało.

Gdyby nie babcia, nigdy bym się z Werką nie umówił...

Babcia Aniela domyśliła się, że coś jest nie tak. Kocha mnie, ale zna życie i wie, że to mało prawdopodobne, bym bez powodu zaczął do niej przychodzić aż tak często. Mało tego, spędzałem u niej coraz więcej czasu, spoglądając w okno, które akurat wychodziło na klatkę bloku naprzeciwko.

Babcia Aniela nauczyła się już wszystkiego, czego potrzebowała – resztę mogła sobie ćwiczyć sama – i musiała mnie wręcz wyganiać, kiedy szła do kościoła albo była umówiona z koleżankami. Widziała też, jak rozmawiałem pod blokiem z Weroniką, i dodała dwa do dwóch. Szybko odgadła, kto stoi za moimi wizytami. A że zaczęły być dla niej uciążliwe, uknuła plan, w który wciągnęła swoją koleżankę.

Pewnego dnia poprosiła mnie, bym wziął od rodziców auto i zrobił zakupy dla niej oraz jej przyjaciółki.

– Wiesz, coraz starsze się robimy i coraz trudniej nam nosić te wielkie siaty z supermarketu.

– Jasne, babciu, to dla mnie żaden problem.

– Pomoże ci moja wnuczka – usłyszałem od przyjaciółki babci.

– Skoro musi – mruknąłem niezbyt zachwycony, bo obawiałem się, że zakupy w towarzystwie jakiejś panienki potrwają dwa razy dłużej.

A potem mało zawału nie dostałem, gdy się okazało, że tą wnuczką jest… Weronika.

– Tylko jedźcie ostrożnie! – krzyczały za nami. – I nie zapomnijcie, że ten chleb ma być wieloziarnisty!

Sam nie wierzyłem we własne szczęście

Mieliśmy kilkadziesiąt minut tylko dla siebie! Powiedzieć, że wspinałem się na wyżyny elokwencji i sztuki podrywu to spora przesada. Bliższe prawdy jest stwierdzenie, że starałem się nie ośmieszyć, nie wystraszyć dziewczyny, nie zanudzić jej na śmierć, nie zniechęcić do siebie na amen, a przy okazji w ogóle coś mówić, i to z sensem. Z jakim skutkiem? Trudno powiedzieć. Niby się uśmiechała, niby dobrze nam się rozmawiało, ale może to tylko przez grzeczność?

Babcie nie poprzestały na jednym wysłaniu nas na zakupy. No i przegięły. Bo też ile można? W ciągu dwóch miesięcy zaliczyliśmy kilkanaście wypraw do tego cholernego supermarketu.

– Nie mogą jakiejś listy zawczasu zrobić? Muszą nas tak wysyłać po kilka sztuk towaru? No naprawdę… kto kupuje papier toaletowy na rolki? – żaliłem się, penetrując dział drogeryjny.

– Właśnie – potaknęła Weronika.

– Jeśli to nie jest jakiś podstęp, to nasze babcie chyba cierpią na demencję. Lubię z tobą jeździć, ale ile można spotykać się na zakupach?

Pierwszy raz w naszej rozmowie padło określenie, które sytuowałoby nasze spotkania gdzieś pomiędzy randką a przyjacielskim wypadem. Uznałem to za postęp i szansę.

– Ja też wolałbym spotykać się z tobą w ciekawszym otoczeniu – rzuciłem. – I bez babcinych siatek.
Uśmiechnęła się nieśmiało, a potem uniosła brodę i zapytała odważnie:

– To co proponujesz?

Panie wiedziały, co robią. Jestem im wdzięczny

Chwyciłem byka za rogi i zaprosiłem Weronikę do kina. Potem na koncert. Wreszcie do klubu. Dowiedziałem się, że też wpadłem jej w oko, i oczywiście zauważyła, że coś często na mnie wpada, ale ponieważ nie zrobiłem kolejnego kroku, nie była pewna, czy to coś znaczy, a wstydziła się zapytać.

Cierpiała dokładnie na to samo co ja: czuła się onieśmielona w obecności osoby, która jej się podobała.
A co na to wszystko nasze babcie? Cóż, szybko wyszło szydło z worka, że wcale nie są takie niedołężne, jak udawały. Gdy tylko oświadczyłem, że nie będę mógł tak często przyjeżdżać, babcia Aniela powiedziała tylko:

– No wreszcie.

Później Weronika mi powiedziała, że staruszki nie tylko same chodzą na zakupy, ale nawet uprawiają nordic walking. Do tego, że zabawiła się w swatkę, babcia Aniela przyznała się dopiero kilka tygodni później.

– A gdybyście widzieli jego minę, kiedy zobaczył, że ma jechać na zakupy z Weronką! – Kpiła i śmiała się ze mnie przy całej rodzinie, ale nie miałem jej tego za  złe.

W końcu jej metoda okazała się skuteczniejsza niż moje nieudolne podchody. I uwierzyć, że zrobiła to wyłącznie po to, by pozbyć się natrętnego wnuka…

Czytaj także:
„Zamieszkaliśmy koło cmentarza, żeby mieć spokój. Nigdzie indziej nie dało się żyć - ciągłe remonty i krzyki dzieci”
„Wymieniłem żonę na młodszą, bo Hanka była bezpłodna. Gdy zobaczyłem ją po 4 latach, oniemiałem na jej widok”
„Potrzebna była kwarantanna, by uratować nasze małżeństwo. Na nowo poznałam męża i prawie nie wychodziliśmy z łóżka”

Redakcja poleca

REKLAMA