„Wskoczyłam do łóżka obleśnemu szefowi, bo potrzebowałam pracy. Gdy chciałam zerwać układ, zaczął mnie szantażować”

płacząca kobieta fot. Adobe Stock, _KUBE_
„– Chcesz odejść? – nawet się specjalnie nie zdziwił. – To idź. Tylko się nie zdziw, że ludzie zaczną cię wytykać palcami na ulicy. Zamieszczę w sieci nasze zdjęcia. Powiem ludziom, co robiłaś, i wyjdziesz w całej okolicy na ostatnią lafiryndę”.
/ 06.10.2023 09:15
płacząca kobieta fot. Adobe Stock, _KUBE_

Do dziś pamiętam, jak zszokowała mnie propozycja pana Mariana. Wielki jak niedźwiedź, gruby i wiecznie zasapany – był największym prywatnym przedsiębiorcą w naszym powiecie. Jego fabryka produkowała okucia do drzwi i okien. Z dużym sukcesem.

Ja byłam wtedy młodą matką z dwuletnią córką i mężatką z trzyletnim stażem. Wojtek, mój mąż, był sąsiadem z tej samej wsi, znaliśmy się od dziecka. Wtedy nie wyobrażaliśmy sobie wyjazdu do miasta. On był jedynakiem, synem zamożnych gospodarzy. Nie na tyle jednak bogatych, żebym mogła nie pracować. Kiedy więc odstawiłam Olę od piersi, zaczęłam rozglądać się za pracą w okolicy.

Był obleśny 

Rzecz jasna, nie było tego wiele. Właściwie w grę wchodził jedynie etat sprzedawczyni w sklepie, kelnerki w knajpie obok wojewódzkiej drogi lub asystentki pana Mariana. A jeśli nie, to musiałabym poszukać czegoś w pobliskim mieście, godząc się na wstawanie o piątej rano i dojazdy.

– Ładna jesteś, masz prezencję – ocenił mnie pan Marian. – Właśnie kogoś takiego szukam.

Wyglądało na to, że w końcu, po wielu miesiącach, dopisało mi szczęście.

– A znasz się na obsłudze komputera? – indagował dalej. – Znasz programy? Obsługujesz skaner, drukarkę?

Moja euforia od razu przygasła. Nie bardzo wiedziałam nawet, o czym on mówi.

– Szybko się tego nauczę, proszę pana.

Zmierzył mnie wzrokiem od stóp do głów w taki sposób, że się oblałam rumieńcem.

– Nie szukam uczennicy, tylko sprawnego pracownika  – mruknął. – A ty nie masz kwalifikacji. Co, nie wiesz, ile mam kandydatek? Wierz mi, że dużo.

Zarechotał, a ja poczułam falę rozczarowania. A niech to! Przez krótką chwilę zdawało mi się, że już mam tę robotę! Szkoda. Ale co począć? Zaczęłam wstawać z sofy.

– Wziąłbym cię pod jednym warunkiem – wtedy usłyszałam jego ściszony głos.

Zatrzymałam się zaintrygowana.

– Gdybyś poszła ze mną do łóżka.

On mówił poważnie

W pierwszej chwili myślałam, że się przesłyszałam. Gdy jednak sens jego słów dotarł do mnie w całej pełni, zapłonęłam oburzeniem:

– Jak pan śmie? Co? Nie widzi obrączki na moim palcu? Lepiej się pan módl, żebym nie powiedziała mężowi!

Wtedy Marian odrzucił styl nadętego ponuraka i się roześmiał. A raczej zarechotał.

– Charakterna z ciebie klacz! Lubię takie ujeżdżać. Dorzucę ci  comiesięczną premię za bycie dla mnie miłą. Osiemset złotych. A zresztą niech będzie i cały tysiak. Zastanów się. Czekam tylko przez tydzień.

Nie powiedziałam o tej rozmowie Wojtkowi. Po drodze do domu ochłonęłam i zrozumiałam, że tylko postawiłabym go w niezręcznej sytuacji. Pewnie poszedłby do Mariana obić mu mordę, ale nic dobrego by z tego nie wynikło. W fabryce był ochroniarz, a poza tym facet był ustosunkowany. Gdyby mąż go pobił, trafiłby do więzienia.

Siedziałam więc cicho. A raczej nadal chodziłam za pracą. Ta w knajpie od razu mi uciekła, bo restaurator zatrudnił studentkę za grosze. Sklepową też nie zostałam, bo właścicielka dała etat swojej chrześnicy. I tak pozostał mi tylko Przemyśl. Tyle że i tam znalezienie innej roboty niż przy sprzątaniu na akord i to jeszcze bez umowy graniczyło z niemożliwością.

Przez pięć dni się tak szamotałam. Słałam podania i wydzwaniałam, ale nic z tego nie wynikło. Fakt, miałam tylko średnie wykształcenie, ale żeby nawet nie chcieli mnie do okienka na poczcie? Owszem, proponowano mi bezpłatne staże lub pracę za grosze. Czy jednak dla czegoś takiego warto wstawać przed świtem, a potem tłuc się autobusem godzinę do miasta? Poza weekendami córeczki już w ogóle bym nie widywała!

Myśl o propozycji pana Mariana, choć kategorycznie odrzucona, wciąż tkwiła mi gdzieś z tyłu głowy. Normalna pensja plus tysiąc ekstra… Kupa pieniędzy! I do tego tu blisko, mogłabym jeździć nawet rowerem. Tyle że to dla mnie była prostytucja, zdrada małżeńska i grzech. Czy lepiej być puszczalską, czy zarobionym po łokcie gołodupcem? No i to jednak nie byłoby to samo co wystawanie w krótkiej kiecce pod latarnią. O moim układzie nikt by się przecież nie dowiedział, w końcu Marian ma rodzinę – żonę i dwóch synów. Cichy układ. Trochę zgniły, wymagający sporego poświęcenia, ale dający wygodne życie.

Zdecydowałam się

I tak – z dnia na dzień – zaczęłam się skłaniać do przyjęcia tej propozycji. W końcu siódmego dnia od pierwszej rozmowy powiedziałam mu „tak”.

To nie wyglądało jak na filmie „Pretty woman”. Prędko się o tym przekonałam. Po pierwsze, nowy szef wcale nie dał mi etatu, tak jak wcześniej obiecywał, lecz odnawianą co miesiąc umowę o dzieło.

– To na wypadek, gdybyś chciała mi uciec – zaśmiał się, szczypiąc mnie brutalnie w tyłek.

Po drugie – seks. Nie było romantycznej kolacji, a potem satynowej pościeli. W ogóle nie było pościeli ani nawet łóżka. Ten gbur wziął mnie od razu po podpisaniu umowy, na tej samej sofie, na której siedziałam wcześniej jako kandydatka. Nie, żeby miłość z Wojtkiem była czymś wyjątkowym, ale zbliżenie z szefem to był już szczyt upokorzenia.

Facet sapał i cuchnął potem. Po wszystkim czułam się brudna. Gdybym wiedziała wcześniej, jak to się odbędzie, na pewno bym się nie zgodziła! Ale klamka zapadła. Gorzej, że takie sytuacje czekały mnie co miesiąc, przed każdą nową umową.

Ale pracę dostałam. I przyzwoite pieniądze. Nadprogramowy tysiąc okazał się co prawda sumą brutto, lecz zarabiałam i tak najlepiej ze wszystkich dawnych szkolnych koleżanek. No dobrze, wyłączając te, które wyjechały do Londynu. Kto jednak wie, co tak naprawdę tam robiły? Przez Mariana stałam się cyniczna i podejrzliwa.

Na szczęście, roboty nie miałam za dużo. Parzyłam mu więc kawę, dolewałam koniaczek i pozwalałam się obmacywać. To było rzecz jasna najgorsze – nasz tajny układ nie określał przecież ani liczby naszych zbliżeń, ani jego zachowania wobec mnie. Ciągle czułam jego łapę tu i tam, a od bardzo odległych od delikatności pieszczot bolały mnie pupa i piersi.

Chciałam to skończyć

Wytrwałam tak pół roku i w końcu powiedziałam „dość”. Żadne pieniądze ani żadna wygodna posadka nie są warte takich upokorzeń. Nienawidziłam Mariana do tego stopnia, że zaczęłam mu pluć do kawy i specjalnie robić literówki w przepisywanych ofertach handlowych.

– Chcesz odejść? – nawet się specjalnie nie zdziwił. – To idź. Tylko się nie zdziw, że ludzie zaczną cię wytykać palcami na ulicy. Zamieszczę w sieci nasze zdjęcia, powiem ludziom, co robiłaś, i wyjdziesz w całej okolicy na ostatnią lafiryndę.

Z wrażenia opadła mi szczęka.

– Jakie zdjęcia?

– A co? Nie wiesz, że tu wszędzie mam kamerki? – zarechotał, a mnie oblał zimny pot.

Wystraszyłam się tak bardzo, że zapomniałam, że on też przecież ma coś do stracenia. Jak zareagowałaby jego żona na słodkie fotki mężusia z asystentką? Ale i tak przez następnych kilka miesięcy byłam jego niewolnicą.

W tym czasie nasza relacja, choć wydaje się to niemożliwe, popsuła się jeszcze bardziej. Marian stał się bardziej brutalny, chamski i opryskliwy. Zmuszał mnie do robienia rzeczy, o których nie chcę w ogóle pamiętać. W dodatku prawie się już nie krył. Często sadzał mnie siłą na swoich kolanach nawet podczas rozmów z kontrahentami albo klepał po tyłku przy pracownikach fabryki.

Zaczęły się plotki

Ludzie od razu zaczęli o nas gadać. Zaczęto wytykać mnie palcami, a nawet jakieś staruszki próbowały nie wpuszczać mnie do kościoła!
Wojtek starał się robić dobrą minę do złej gry. Nie zapytał, czy to prawda, co się o mnie mówi. Może się bał tego, co usłyszy i co będzie musiał z tą wiedzą zrobić?

Szkoda. Bo dziś myślę, że gdybyśmy wtedy zdobyli się na rozmowę, być może ocalilibyśmy nasze małżeństwo. A tak mąż zaczął pić. Najpierw w weekendy, potem zaczynał już od piątku. Awanturował się, a nawet podnosił na mnie rękę.

W sumie Wojtek nie różnił się bardzo od wielu innych chłopów z pobliskich wsi, którzy też pili, też bili i byli wulgarni. Ich żony trwały w bolesnym milczeniu. Ja jednak miałam tego dość. Tyran w pracy, tyran w domu – za dużo tego!

– Znowu przyszłaś marudzić w tej sprawie? – zarechotał Marian, gdy po ponad roku naszej „współpracy” oznajmiłam mu, że to koniec. – Zapomniałaś, że mam nagrania?

Tym razem nie dałam się zaskoczyć.

– A ja mam twoje maile i SMS-y z lubieżnymi wynurzeniami! Myślę, że bardzo spodobają się twojej żonie. A jeszcze bardziej jej adwokatowi na waszej sprawie rozwodowej. Będziesz musiał oddać jej pół tej fabryki i bulić alimenty.

Kiedy kończyłam mówić, już się nie uśmiechał.

– Wynoś się! – ryknął.

– Nie tak prędko! Najpierw trzymiesięczna odprawa.

– Nie należy ci się!

– To lepiej od razu idź na policję, bo zamierzam jeszcze złożyć doniesienie o molestowaniu w pracy!

Pieniądze z odprawy pozwoliły mi się urządzić w mieście. Mając rok stażu na stanowisku asystentki, dość łatwo znalazłam pracę w biurze. Pieniądze skromne, ale wystarczające na godziwe życie. Ola poszła więc do przedszkola, a ja – bez męża pijaka i szefa potwora – mogłam wieść wreszcie przewidywalne i bezpieczne, ale przede wszystkim uczciwe życie.

Czytaj także: „Moja siostra zachowuje się jak stara dewota. Siedzi całymi dniami w oknie i szpieguje sąsiadów przez lornetkę”
„Miała biznesplan, by wykorzystać swoje wdzięki. Jej ofiarą miał być żigolak, który z niejednego pieca chleb jadł”
„Mąż mnie zdradził, więc syn chciał się na nim zemścić. Tak skutecznie podrywał jego kochankę, aż zaszła w ciążę”

 

Redakcja poleca

REKLAMA