„Miała biznesplan, by wykorzystać swoje wdzięki. Jej ofiarą miał być żigolak, który z niejednego pieca chleb jadł”

cwana dziewczyna fot. Getty Images, Mikael Vaisanen
„Naprawdę był dobry w swoim fachu. Chciał zapłacić porywaczom, ale bał się, że go oszukają. Mogli wziąć pieniądze, nie uwolnić jej i zażądać więcej. Obiecałam, że będę negocjować z bandytami i zrobię wszystko, żeby zapewnić dziewczynie bezpieczeństwo”.
/ 02.10.2023 21:15
cwana dziewczyna fot. Getty Images, Mikael Vaisanen

Zamknęłam laptopa i dopiero teraz odczytałam SMS-a od Dagmary. Chciała wyjść na drinka. Proponowała dwudziestą drugą. Ależ mnie wciągnęła ta sprawa, nie zauważyłam nawet upływu czasu! Takie zlecenia to naprawdę rzadkość!

Lubiłam swoją pracę

Znałam chyba wszystkich w tej branży. Razem pracowaliśmy w biznesie zdrad.

– Zdradzający mąż jest ciekawszy niż mój SMS? – zapytała Daga, kiedy do niej oddzwoniłam.

– Był bardzo ciekawy – przyznałam. – Żona dała mi namiary na domniemaną kochankę. A ja w ciągu tygodnia zdobyłam dowody na to, że ma cztery inne! – pochwaliłam się.

– Rany, to jakiś seksoholik! – przyjaciółka wyglądała na zafascynowaną. – Żona i pięć kochanek?!

W kolejnym tygodniu wpadłam na to, że facet wcale nie był seksoholikiem, tylko męską prostytutką. Uprawiał z tymi kobietami seks za pieniądze.
Miał nawet swoją stronę w internecie, którą wyśledziłam. Napisałam o tym w końcowym raporcie dla jego żony. Miałam wrażenie, że w jakiś dziwny sposób jej ulżyło. Moi klienci nie przestawali mnie zadziwiać.

Praca prywatnego detektywa w dzisiejszych czasach nie jest tak ekscytująca jak kiedyś. Polega głównie na przeczesywaniu sieci, fałszywych profili i żmudnej pracy, jaką jest siedzenie w jednym miejscu i czekanie, aż obserwowany obiekt zrobi coś, co będzie można przekazać osobie zamawiającej raport na temat wierności.

Jednym słowem, każdy z nas niecierpliwie czeka, aż trafi mu się coś ekscytującego. Mnie przydarzyło się to w poniedziałek o dziewiątej rano.
Klient wyglądał na dwadzieścia parę lat, miał na sobie ubiór, jaki zwykle wkłada się do pracy fizycznej i przyniósł gotówkę w saszetce ukrytej skrzętnie pod bluzą na brzuchu.

– Musi pani znaleźć moją dziewczynę. Błagam! – zaczął, a ja przygotowałam się na kolejną standardową opowieść.

Zwykle jedno z partnerów miało dość tego drugiego, ale nie miało odwagi albo chęci do poważnej rozmowy, więc szło na łatwiznę i przestawało odbierać telefony. Częściej robiły tak kobiety niż mężczyźni. Nieraz zdarzyło mi się odszukać czyjąś ukochaną tylko po to, by móc napisać w raporcie:
„XX przebywa w wybranym przez siebie miejscu, którego nie chce ujawniać, nie życzy sobie kontaktów z Pana/Pani strony” – poinformowałam o tym chłopaka i zapytałam, czy na pewno chce tracić pieniądze na szukanie dziewczyny.

– To nie tak, jak pani myśli – rzucił typowym tekstem w tej sytuacji. – Nina nie uciekła ode mnie. Ona uciekła ze mną!

Zaciekawiła mnie ta sprawa

Dobra, to było interesujące. Usiadłam wygodniej i zaczęłam notować.
Chłopak miał na imię Konrad i twierdził, że on i jego dziewczyna mają po dwadzieścia trzy lata. Do niedawna mieszkali w miasteczku z wysoką stopą bezrobocia, ona z matką alkoholiczką i piątką młodszego rodzeństwa, on z ojcem i macochą, która go molestowała.

Na szczęście młodzi się spotkali, pokochali i postanowili, że uciekną z tego bagna do wielkiego miasta. Zainteresowałam się, co poszło nie tak.

– Mieliśmy mało pieniędzy – nerwowo dotknął saszetki na brzuchu. – Przez tydzień spaliśmy w hostelu i jedliśmy tylko bułki z dżemem – wyznał. – Nina szukała pracy w galeriach handlowych, a ja u mechaników i przy naprawie sprzętu gospodarstwa domowego. Umiem sporo rzeczy, a Nina jest ładna, figurę ma jak modelka. Byliśmy przekonani, że w końcu któreś z nas dostanie pracę…

Pokazał mi jej zdjęcia w telefonie. Cholera, faktycznie była ładna! Powiedziałabym nawet gorąca! Figura modelki, długie, ciemne włosy, intrygujące rysy. Zaczynałam mieć paskudne podejrzenia, co się z nią stało.

– Mówisz, że całymi dniami działaliście osobno – zaczęłam. – Nie wiesz, z kim ona się zadawała? Mogła poznać jakiegoś mężczyznę, dać się poderwać albo…

– Nie! – przerwał mi stanowczo. – To znaczy, tak, podrywała ją masa facetów, ale ona była mi wierna! – zaczął gorączkowo tłumaczyć. – Niech pani tak nie patrzy! Ja to wiem, ponieważ… – zaczął się pocić i czerwienić. – No dobra, powiem… – wymamrotał w końcu. – To nie jest tak, że ja jestem kretynem. Spodziewałem się, że ona jest megaatrakcyjna i że w dużym mieście co chwila będzie miała okazję mnie rzucić dla kogoś bogatszego – zaczął gorączkowo tłumaczyć. – Dlatego ja zrobiłem coś… Wiem, że nie powinienem, ale jak opowiem, to pani sama zrozumie, że ona naprawdę nie uciekła z innym facetem! – zapewnił.

Chwilę później zrozumiałam, że źle oceniłam Konrada. To był pragmatyczny facet, który nie zamierzał palić mostów i budować przyszłości na niepewnych podstawach takich jak zakochanie.

Chciał sprawdzić swoją dziewczynę

Jeszcze zanim wyjechał z Niną, sprawdził ją. Wiedziałam, co to za usługa. Klient albo klientka wynajmuje zawodowego podrywacza albo uwodzicielkę, by taka osoba sprawdziła ukochaną osobę. Znałam praktycznie wszystkich zawodowców w tej branży. Normalka, przecież wszyscy robiliśmy w biznesie zdrad. Czasami na życzenie klienta zamawiałam takie usługi u profesjonalistów.

– Ten facet wyglądał jak milion dolarów! – opowiadał Konrad. – Miał drogi zegarek, wynajętego lexusa, był szarmancki i ją adorował. A ona go odrzuciła, bo kocha mnie! Już mi pani wierzy? Niech jej pani zacznie szukać, bo jej stało się coś złego! Policja ma to gdzieś, powiedzieli to, co pani na początku, że Nina jest dorosła i nie musi utrzymywać ze mną kontaktów. Nikt mi nie wierzy, że jej się coś stało! A tymczasem ktoś mógł ją porwać! Wie pani, że są mafie, które porywają młode kobiety! – zapytał.

Nie chciałam mu mówić, że jeśli faktycznie do czegoś takiego doszło, to będę za cienka, żeby mu pomóc. Takimi sprawami zajmował się Europol, a nie prywatni detektywi od zdrad.

– Kim był ten wynajęty uwodziciel? Masz jego namiary? – zapytałam.

Miał. Znałam gościa. Faktycznie, był dobry. I drogi. Zapytałam Konrada, skąd miał pieniądze na wynajęcie tego typa. Trochę się zmieszał. Cóż, okazało się, że ukrywał forsę przed Niną. Właśnie po to, by ją sprawdzić.

Przyjęłam zaliczkę od Konrada i kiedy wyszedł, napisałam do Edwarda. Oczywiście nie miał tak naprawdę na imię, ale twierdził, że ono działa na kobiety. Odpisał mi wyjątkowo szybko:

Nie wiem, o jaką Ninę Ci chodzi. Może miałem takie zlecenie, nie pamiętam. Sorry, nie mogę Ci pomóc.

To mnie zelektryzowało! Edward coś ukrywał! Chciał, żebym się odczepiła i nie drążyła sprawy. Musiał być nieźle spanikowany, ponieważ najwyraźniej zapomniał, że już z nim pracowałam. Stąd wiedziałam, że kataloguje swoje zamówienia. Ma folder na każdą z ofiar, zbiera szczegółowe informacje o nich, robi im zdjęcia, analizuje ich potrzeby, żeby skutecznie się w nie wpasować. I nigdy nie kasuje niczego ze swojej bazy danych!

Czasami nie ma czasu, żeby bawić się w subtelności. Nina zaginęła dwadzieścia osiem godzin wcześniej. Porwanie przez handlarzy było całkiem realną możliwością. Nie miałam czasu. Odpisałam więc szybko Edwardowi.

Spotkaj się ze mną natychmiast albo Cię zniszczę.

Coś mi tu śmierdziało

Nie blefowałam, naprawdę mogłam to zrobić. Podziałało. Edzio kazał mi przyjechać do swojej garsoniery, tam gdzie dokonywał „finalizacji usług” z uwiedzionymi przez siebie kobietami.

– Wyłącz sprzęt nagrywający – warknęłam, wchodząc do gustownie i drogo urządzonego apartamentu.

Wiedziałam, że był naszpikowany kamerami i mikrofonami. Na tym w końcu polegała praca mojego znajomego. Edward tego dnia nie mógłby chyba uwieść nikogo. Wyglądał fatalnie, blady, nieogolony, z przetłuszczonymi włosami i zaczerwienionymi oczami. Wyraźnie czegoś się bał, co chwila zerkał na swój smartfon.

– Opowiedz mi o Ninie, tej – zażądałam, pokazując mu zdjęcia od Konrada. – Powiedziałeś jej chłopakowi, że ci nie uległa, ale coś mi tu śmierdzi na kilometr. Gadaj albo będę ostrzegała wszystkie twoje ofiary i wylecisz z rynku!

– Myślisz, że tym się teraz przejmuję?! – wrzasnął na mnie z nagłą agresją. – Mam o wiele większe problemy! Proszę, tu jest folder Niny!

Byłam zdumiona tym wybuchem. Edward nigdy nie tracił zimnej krwi. Kontrolował emocje jak mało kto. Coś bardzo mocno wytrąciło go z równowagi. Zaczęłam czytać notatki o Ninie i nagle zrozumiałam.

– Okłamałeś klienta – powiedziałam powoli, zszokowana tym, co zobaczyłam. – Miałeś z nią romans…

Nagle kompletnie się rozsypał emocjonalnie. Zobaczyłam przed sobą człowieka na skraju załamania nerwowego. Umiałam nad takimi pracować, byłam w tym naprawdę dobra.

Tak, mieliśmy romans – wyznał, kiedy go w końcu przekonałam, że może mi zaufać i wszystko opowiedzieć. – Ona była inna… Taka niewinna, wręcz naiwna. Ten jej chłopak był dupkiem, że mnie na nią napuścił. Boże, ona się we mnie zakochała już po pięciu minutach…

Prychnęłam, ale mnie uciszył.

– Ja w niej też. Poważnie. Nigdy nie spotkałem kogoś takiego. Była delikatna i krucha. Nie jak te cwane babki, które po prostu lubią się zabawić na boku, przyprawiając mężowi rogi. Nie patrz tak! Ona była inna! Zakochałem się w niej! Spotykaliśmy się przez ponad dwa miesiące! Jeździłem do tego jej miasteczka, wszystko odbywało się po cichu i dyskretnie. Ona ciągle walczyła ze sobą, czy być ze mną na poważnie. Ale wiedziała o mojej przeszłości i nie umiała tego zaakceptować.

W tamtej chwili Edward w niczym nie przypominał dawnego, pewnego siebie mężczyzny.

– Wiedziała, że byłem kanalią, a do tego – bądźmy szczerzy – moją pracą był seks z obcymi kobietami. Potrzebowała czasu. Dałem jej go. Przyjechała tutaj tydzień temu z tym swoim pajacem. Spotykaliśmy się codziennie, już prawie ją przekonałem, a dzisiaj rano… Klaudia, ja dostałem telefon… – zaczął szlochać.

Robiło się niebezpiecznie

Dosłownie. Facet, który podrywał kobiety za pieniądze, żeby potem zrujnować im życie, zaczął mi płakać jak małe dziecko! Okazało się, że ten telefon był od porywaczy. Konrad miał rację, Nina została uprowadzona. Ale nie dlatego, że mafia chciała ją sprzedać do domu publicznego, tylko ponieważ ktoś widział ją z facetem obnoszącym się z bogactwem!

Zaklęłam tak, że Edward w końcu otrzeźwiał. Nawrzeszczałam na niego, że to jego wina. Ten jego cholerny lexus, garnitur za kilka tysięcy i zegarek niewiele tańszy od dobrego samochodu… Woził się jak udzielny książę! Ktoś zauważył ich razem i postanowił porwać jego dziewczynę dla okupu! Zapytałam, czy dostał już żądania od porywaczy.

– Nie. Na razie tylko powiedzieli, że ją mają. Żyje, słyszałem jej krzyk w tle. Powiedzieli, że jeszcze zadzwonią…

Nie mogłam przestać kląć. Miałam na głowie przerażonego chłopaka ofiary, który nie miał pojęcia o jej sekretnym romansie, ale który zapłacił mi za jej znalezienie. Musiałam mu powiedzieć, czego się dowiedziałam. Grałam uczciwie.

Nie byłabym zdziwiona, gdyby w takiej sytuacji wycofał się z naszej umowy. W końcu laska robiła go od tygodni w konia, a porwano ją, bo lansowała się ze swoim nadzianym kochankiem. Ten nieszczęsny dureń, który zresztą sam na nią nasłał Edwarda, był spłukany. Nie musiał mi już płacić za znalezienie dziewczyny, ponieważ to już nie była jego dziewczyna. Paskudna sprawa, naprawdę mu współczułam.

Zmieniłam pracodawcę

Ale ja też muszę z czegoś żyć. Straciłam nieco czasu na tę sprawę i nie chciałam zostać bez zapłaty.

– Mogę dla ciebie pracować – złożyłam ofertę Edwardowi. – Rozumiem, że nie zawiadomiłeś policji?

Pokręcił głową i wystękał, że grozili, że ją zabiją, jeśli to zrobi. Klasyka.

– Zrobimy tak: kiedy powiedzą ci, ile i gdzie masz im zawieźć, powiesz, że pieniądze przywieziesz ze swoją siostrą. Nie! Nie pytaj mnie, jak to załatwię, moja sprawa. Ale zrobię wszystko, żeby ci ją oddać całą i zdrową.

Mój plan był prosty. Znałam różnych ludzi, w tym chłopaków z Gruzji, dawnych komandosów. Zamierzałam się z nimi podzielić kasą od Edwarda, a zażądałam jej niemało, choć na pewno o wiele mniej niż porywacze. Godzinę później mój klient dostał żądanie okupu. Sto pięćdziesiąt tysięcy.

– Masz tyle na koncie? – zapytałam.

Miał. Naprawdę był dobry w swoim fachu. Chciał zapłacić porywaczom, ale bał się, że go oszukają. Mogli wziąć pieniądze i zabić Ninę albo jej nie uwolnić i zażądać więcej. Obiecałam, że będę negocjować z bandytami i zrobię wszystko, żeby zapewnić dziewczynie bezpieczeństwo, a także że spróbuję załatwić jej zwolnienie taniej niż za sto pięćdziesiąt tysięcy.

Po rozmowie z porywaczami doszłam do wniosku, że to kompletni amatorzy. Używali modulatora głosu, ale i tak było słychać, że są zdenerwowani. Zażądaliśmy dowodu życia i modulator został na moment wyłączony.

– Paweeeeeł! Błagam, zapłać im! Błagam, pomóż mi! Kocham cię! – krzyczała.

To była Nina. A Paweł to prawdziwe imię Edwarda. I najwyraźniej nie kłamał: faktycznie go kochała. Dostaliśmy polecenie zawiezienia pieniędzy do starej kotłowni za miastem. Po odgłosach z tła, kiedy Nina krzyczała, zorientowałam się, że nie trzymają jej tam, tylko raczej w zwykłym mieszkaniu. Wykorzystałam to.

Namierzyliśmy zaginioną

Kiedy dojechaliśmy, moi Gruzini już byli w środku. Hasan czaił się zapewne gdzieś na rusztowaniach pod sufitem. Kiedy weszliśmy do opuszczonej hali, zawołałam głośno, że mamy pieniądze. Edward nie wytrzymał.

– Nina! Kochanie! Jestem tutaj! Wszystko będzie dobrze! – zaczął krzyczeć.

Kiedy przebrzmiało echo jego słów, zza ogromnego przerdzewiałego kotła wyłoniła się męska postać. Facet miał na twarzy chustę, mówił głośno, ale mocno zniekształconym głosem.

– Postawcie torbę i cofnijcie się do wyjścia – zażądał porywacz.

– Zaraz! – zaprotestował Edward. – Gdzie ona jest? Chcę ją zobaczyć!

– Torba! – padł rozkaz.
Wyczułam zdenerwowanie w głosie porywacza i przejęłam inicjatywę.

– Słuchaj – zaczęłam. – Chcemy zobaczyć dziewczynę. Niech ona wyjdzie, weźmie torbę i ci ją przyniesie, ok?

Naprawdę byli amatorami. Nie mieli pojęcia, jak to załatwić, improwizowali.
Nina wypadła zza jakiejś sterty żelastwa, jakby ją wypchnięto. Miała zakrwawioną twarz, kulała. Edward wrzasnął jak ranne zwierzę.

– Nina, weź torbę i mi przynieś – rozkazał porywacz. – Celuję w ciebie.

Omal nie przewróciłam oczami. Ten koleś uczył się chyba porywania ludzi z telewizji! Przecież gdyby zastrzelił Ninę, nie dostałby ani grosza i zapewne nie wyszedł żywy z kotłowni. Dziewczyna podeszła, utykając i kuląc się. Była przerażona, cała się trzęsła. Kiedy była już koło mnie, dałam umówiony znak ręką i moi Gruzini wypadli z ciemności. Facet, jak się dobrze domyśliłam, nie miał broni, tylko atrapę.

– Nina! – wrzasnął porywacz, kiedy moi goryle rzucili go na ziemię i zaczęli krępować. – Nina! – darł się.

A ona stała jak skamieniała. Nie rzuciła się w ramiona Edwardowi i wcale nie cieszyła się, że jest wolna. Zamiast tego nagle odzyskała pełną zdolność motoryczną, porwała torbę z pieniędzmi z ziemi i zaczęła uciekać! Zaklęłam na głos, bo nagle wszystko zrozumiałam. Edward stał jak wryty, Gruzini byli za daleko, by ją dopaść, dlatego wystartowałam za nią sama. Dopadłam ją, kiedy już wsiadała do samochodu. Zabrakło jej dosłownie dwie sekundy i zdążyłaby mi zwiać.

Nagle wszystko stało się jasne

Przywlekłam ją z powrotem do hali. Edward nic nie rozumiał. Stał, gapiąc się na mnie szeroko otwartymi oczami.

– Nie było żadnego porwania, mój drogi – oświeciłam go. – Panna Nina postanowiła cię obrobić. Powiedziałeś jej, że masz na koncie sto pięćdziesiąt tysięcy?

Jego mina starczyła mi za odpowiedź.

– No cóż, jak to mówią, trafiła kosa na kamień. Ty chciałeś przerobić ją, a to ona przerobiła ciebie.

– Nina – zwróciłam się do dziewczyny, która wpatrywała się we mnie wściekła. Nie wyglądała na niewinnego aniołka.

– Jestem pod wrażeniem. Ten biedak tam to kto? Twoja kolejna ofiara? Pardon, twój kolejny chłopak?

Ryk spomiędzy ramion moich Gruzinów potwierdził, że trafiłam. Kiedy chłopcy zdjęli mu chustę, zobaczyłam twarz jakiegoś wystraszonego młodziaka. Jakoś dziwnie przypominał mi Konrada. Nina najwyraźniej lubiła powolnych w myśleniu naiwniaków. Potrafiła nimi mistrzowsko manipulować. Jeden zabrał ją ze znienawidzonego rodzinnego miasteczka, inny upozorował dla niej porwanie, może było ich więcej, a każdemu wyznaczyła inne zadanie…

Ale jej dojną krową miał być Edward. Błyskawicznie zdiagnozowała go jako narcyza przekonanego, że to on kontroluje innych. Rozkochała go w sobie, obiecała wspólną przyszłość, a potem zaplanowała swoje porwanie. Gdyby nie ja, pieniądze trafiłby do jej wspólnika, ona przemęczyłaby się z Edwardem miesiąc, a potem rzuciła frajera i nieźle się bawiła za swoją część. Proste i genialne zarazem.

Kiedy policja zakuwała ją w kajdanki, podeszłam bliżej i zajrzałam w jej oczy. Wiele w życiu widziałam, ale takich oczu nigdy. Były piękne, tak jak jej twarz, nawet pomimo warstwy krwi i brudu, którą się wysmarowała dla efektu. Ale to były puste oczy, jak oczy lalki. Patrzyła na mnie, ale widziałam, że widzi we mnie tylko przedmiot, który chciałaby zniszczyć. Aż cię cofnęłam, jakby jej spojrzenie było toksyczne.

Edward dobrze mi zapłacił, chociaż jak sądzę, głównie za to, żebym milczała. Uwiedziony uwodziciel na pewno nie chciał, żeby branża poznała jego tożsamość. No i sporo dzięki mnie zaoszczędził. Należał mi się procent i miałam do opłacenia moich pomocników.

Nie wzięłam za to pieniędzy od Konrada. I tak zapłacił wysoką cenę. To on to wszystko zapoczątkował. Przekonał się, że nawet wynajęcie zawodowego podrywacza może być zawodne. Z upodobaniem opowiadam tę historię klientom, którzy szukają haka na swoich współmałżonków. Oczywiście bez podawania danych. Obiecałam to Edwardowi. Nigdy nie lubiłam jego profesji, uważam, że kontrolowane uwiedzenie to wstrętna manipulacja. Ja gram czysto. A przynajmniej staram się, żeby tak było.

Czytaj także:
„Mój syn musi zdawać poprawkę, bo nauczycielka okazała się oszustką. Dlaczego dziecko ma cierpieć za błędy dorosłych?”
„Pomyliłem wakacyjny romans z miłością, a po wszystkim przyszło gorzkie rozczarowanie. Moja królewna okazała się oszustką"

„Wiedziałam, że moja wnuczka jest leniwa, ale nie sądziłam, że jest oszustką! Perfidnie mnie wykorzystała”

Redakcja poleca

REKLAMA