„Wścibska sąsiadka chciała nas okraść ze spadku po teściowej. Udawała, że chce opiekować się jej kwiatkami”

wścibska sąsiadka, która chciała okraść ze spadku fot. Adobe Stock, fizkes
„Mniej więcej tydzień po pogrzebie pani Lilka zadzwoniła do nas z propozycją, że może nadal podlewać te kwiatki, tylko żeby jej klucze zostawić. Obiecałam, że o jej propozycji powiem mężowi. – Daj jej te klucze, niech podlewa, jak tak jej zależy.”
/ 06.10.2021 11:11
wścibska sąsiadka, która chciała okraść ze spadku fot. Adobe Stock, fizkes

Tuż po pogrzebie mojej teściowej, kiedy mąż przeglądał papiery matki, do mieszkania zapukała sąsiadka.

– Panie Marku, moje kondolencje. Pana mama była mi taka bliska, że sama czuję, jakby mnie osierociła – sprzątając kuchnię, słyszałam głos z przedpokoju.
– Dziękuję, pani Lilko. I dziękuję pani za pomoc. Chcę się jakoś odwdzięczyć, bo pani przecież była przy mamie prawie do końca – mężowi łamał się głos.
– Ach, nie ma o czym mówić. Jakąś pamiątkę sobie wezmę po pani Natalii, jak pan pozwoli. Ten kwiatek, no, ta dracena przy balkonie zawsze mi się podobała. To wezmę, choćby zaraz!
– Przepraszam, ale dziś nic nie będę tu zmieniał. Postanowimy z żoną, co i jak.
– Ale nie będzie pan przyjeżdżał kwiatków podlewać. Ja bym mogła…

Kobieta była wścibska, lecz bardzo pomocna

Marek nie dał się przekonać i taktownie pozbył się sąsiadki. Mnie trochę zdziwiła jej nagła troska o kwiatki. To prawda, że pani Lilka przez ostatnie miesiące życia teściowej pielęgnowała te rośliny. Zresztą nie tylko. Dotrzymywała również staruszce towarzystwa, a nawet robiła dla niej drobne zakupy. Mama mojego męża była już bardzo schorowana, dlatego nie miała siły sama pokonywać dwóch pięter.

Na początku zimy zabraliśmy ją do siebie, ale już po tygodniu stwierdziła, że krępuje ją nasze towarzystwo. Fakt, mieszkanie mamy niewielkie, chociaż to trzy pokoje. Każdy jednak wchodzi drugiemu w drogę, gdy trzeba np. korzystać z łazienki. Teściowa postawiła więc na swoim, i po zaledwie 10 dniach kazała się odwieźć do swojego mieszkania.

Znów trzeba było wozić jej obiady, robić zakupy, sprzątać. Dlatego choćby najdrobniejsza pomoc ze strony sąsiadki była dla niej ogromnie ważna.

– Nie lubię, jak ta Lilka rozgląda się po kątach, wypytuje o Marka i ciebie, Marzenko, ale jest mi raźniej, kiedy się tu kręci – zwierzała się teściowa.

Pamiętam, że nawet zamierzała sąsiadce zapisać w spadku kilka przedmiotów: były wśród nich stół i cztery krzesła oraz obrazek przedstawiający rybackie łodzie na piaszczystym brzegu… Teraz jednak żadne z nas nie miało głowy do tego, by zajmować się dzieleniem spadku. Marek bardzo przeżywał śmierć matki. Powoli oswajał się z myślą, że już nigdy z nią się nie pokłóci o to, czy Gabon graniczy z Kongiem, albo czy Grace Kelly, księżna Monako nie była aby siostrą słynnego aktora, który zagrał w „Deszczowej Piosence”. O tak, pamiętam, że zawsze się kłócili, ale były to spory o drobiazgi, nic nieznaczące dla obojga sprawy.

Nie rozmawiali nigdy na poważne tematy, bo teściowa była bardzo skryta

Nie dzieliła się swoimi problemami, rozterkami, nie ufała nikomu. Czasem nawet miałam wrażenie, że Markowi też nie ufała. Nie mogłam na przykład zrozumieć, dlaczego nic nie powiedziała jedynemu synowi o śmiertelnej chorobie i o tym, że nie zamierza poddać się leczeniu. Dopiero gdy upadła w łazience, i była tak słaba, że przez cały dzień nie mogła się podnieść, wyznała mu, że drąży ją rak. Raz tylko, gdy trudno z nią było się porozumieć, chciała koniecznie widzieć Marka, żeby mu coś powiedzieć. Nie zdążyła.

Mniej więcej tydzień po pogrzebie pani Lilka zadzwoniła do nas z propozycją, że może nadal podlewać te kwiatki, tylko żeby jej klucze zostawić. Obiecałam, że o jej propozycji powiem mężowi.

– Daj jej te klucze, niech podlewa, jak tak jej zależy – Marek machnął ręką.
– Klucze do mieszkania babci? – nasz syn wyraźnie się zainteresował. – Ja mogę podlewać kwiatki, i w ogóle…

Odbyliśmy rodzinną naradę. Rzeczywiście nie było sensu udawać, że nasze dziecko jest wciąż dzieckiem. Maciek był już przecież na ostatnim roku studiów i pracował.

– Stać mnie na czynsz, więc…

Zadzwoniłam do pani Lilki, aby poinformować ją, że już niedługo do mieszkania wprowadzi się syn, ale wcześniej zrobimy tam remont.

– No a te kwiatki? Po co synowi te rośliny. Ja wezmę. O dracenie to nawet z nieboszczką mówiłam… No i te dwa, co w kuchni przy oknie wiszą. Ja wezmę – ostatnie słowa pani Lilka wypowiedziała niemal drżącym głosem.
– Dobrze – obiecałam, zastanawiając się, dlaczego sąsiadka tak bardzo chce mieć te rośliny.

W niedzielę wieczorem, po kupieniu farb, wałków do malowania i kilku paczek folii w hipermarkecie, zjawiliśmy się we trójkę w mieszkaniu teściowej. Mąż z synem nie zdążyli jeszcze pownosić ciężkich pojemników z farbami, gdy zapukała pani Lilka.

– Przyszłam po kwiatki – oznajmiła od progu, rzucając się do stołowego.

Chciałam pomóc sąsiadce, więc podniosłam dracenę i w tym momencie oniemiałam. Nastawiłam się na spory ciężar, tymczasem okazało się, że ta wielka donica jest zadziwiająco lekka. Przyjrzałam się ziemi. Była wyschnięta. Mimo to, coś mi tu nie grało.

– Sama dam radę – sąsiadka niemal próbowała wyrwać mi z rąk donicę.
– Nie. Właściwie to są pamiątki po teściowej, nie oddam – powiedziałam pod wpływem jakiegoś impulsu, odstawiając palmę na podłogę, i prawie siłą odrywając od niej ręce sąsiadki. – Później mąż z synem przyniosą pani stół i krzesła – obiecałam.

Patrzyłam w oczy pani Lilki i widziałam w nich panikę. Próbowała jeszcze coś mówić, ale wypchnęłam ją z mieszkania i przekręciłam zamek w drzwiach. Niewiele myśląc, na podłodze rozłożyłam jedną z folii. Bez trudu wyciągnęłam dracenę z doniczki. Resztę ziemi wysypałam na folię. Moim oczom ukazało się zabrudzone zawiniątko z plastikowej torebki na zakupy. Sparciałe ze starości gumki recepturki, którymi było związane, od razu się rozpadły.

Jak poznała sekret mojej teściowej? Nikt nie wie

Wewnątrz torebki znajdowało się duże zielone pudełko po kremie, jaki kiedyś można było kupić tylko w Peweksie. W pudełku, w cienkiej bibułce, leżało siedem złotych monet! Byłam w szoku. Marek i Maciek wciąż dyskutowali w kuchni o koniecznych naprawach.

– Skarb ukryty w dracenie – powiedziałam do nich, trzymając monety na dłoni. – Pani Lilka chciała zabrać jeszcze te dwa kwiatki – wskazałam na doniczki wiszące na łańcuchach pod sufitem przy oknie.

Maciek natychmiast podstawił taboret, zdjął obie doniczki. Jedną podał ojcu, drugą sam odwrócił do góry dnem… Znaleźliśmy w sumie cztery drogocenne pakunki ukryte w doniczkach. Teściowa nigdy nie przyznała się synowi, że ma takie oszczędności. Na pewno nie wyznała tego także sąsiadce. Skąd więc pani Lilka wiedziała o tych skrytkach? Trudno powiedzieć, bo żadne z nas nie miało okazji jej od tamtej pory widzieć, nawet gdy zgodnie z wolą teściowej chcieliśmy jej przekazać stół, cztery krzesła i obrazek. Pani Lilka żadnemu z nas nie otwiera drzwi.

Czytaj także:
Latami staraliśmy się o dziecko. Zaszłam w ciążę, gdy adoptowaliśmy Marysię
Mąż i synowie traktowali mnie jak służbę i nazywali ryczącą czterdziestką
Mój mąż nie dbał o siebie. Zmobilizował się dopiero, gdy poznał przyszłego teścia

Redakcja poleca

REKLAMA