„Wścibska baba lata do kościoła na przeszpiegi. Węszy po ławkach, kto i co ma za uszami, a potem rozpowiada po wsi”

kobieta, która plotkuje fot. Adobe Stock, mimagephotos
„Piekliła się dalej, a mnie wtedy już naprawdę puściły nerwy. Ta okropna baba wyżywała się na tej biednej dziewczynie przy wszystkich. Znów pluła jadem i nienawiścią. Nawet tęgi facet zdębiał, jak usłyszał, co ona wygaduje. Nie mogłem tego tak zostawić”.
/ 08.04.2023 17:15
kobieta, która plotkuje fot. Adobe Stock, mimagephotos

Nic mnie tak nie wkurza jak obłuda. Może to zbyt emocjonalne wyznanie jak na księdza, ale z drugiej strony dlaczegóż to kapłan miałby nie wyrażać swoich opinii w jednoznaczny sposób? Mówię więc otwarcie: nie znoszę zakłamania, dewocji i donosicielstwa. Nie trawię skłonności do wyolbrzymiania cudzych grzechów i win, a bagatelizowania własnych. Dlatego właśnie od dawna jedna z naszych parafianek działała mi na nerwy.

To kobieta bardzo poważnie zaangażowana w życie Kościoła. Wspiera działalność Caritasu, uczestniczy w modlitwach kółka różańcowego, zdobi ołtarze na Boże Ciało i przychodzi na wieczorne msze. Można jednak odnieść wrażenie – a właściwie z całą pewnością stwierdzić – że robi to tylko dla poklasku, dla sąsiedzkiego uznania. Lubi, kiedy inni doceniają jej zaangażowanie, a jednocześnie jeszcze bardziej lubi obgadywać ludzi. Skąd wiem? Bo przez długi czas regularnie sprzedawała mi historyjki o innych parafianach.

– Proszę księdza, proszę księdza… – zaczepiła mnie kiedyś po wieczornej mszy. 

– Słucham, pani Antonino.

Miałem dość tych okropnych plotek

– A czy ksiądz wie, że ci, co w sobotę brali ślub, to oni już cztery lata ze sobą na kocią łapę żyli? Ten Maciek i Agnieszka. Mówię o nich, bo ksiądz odprawiał – patrzyła na mnie, jakby oczekiwała, że anuluję małżeństwo tych młodych ludzi.

– Nie wiedziałem. Ale przed ołtarzem stanęli wyspowiadani. Dostali rozgrzeszenie, więc to już ani moja, ani pani sprawa – uśmiechnąłem się polubownie, bo jeszcze wtedy nie chciałem, żeby poczuła się urażona.

– Dostali rozgrzeszenie, bo ich ksiądz Andrzej spowiadał. Specjalnie do niego poszli. On jest za miękki. On wszystkim odpuszcza, do wszystkich się uśmiecha.

– A skąd pani wie, że ksiądz Andrzej?

– Z ludźmi rozmawiam, to wiem – wzruszyła ramionami.

Pożegnałem się z nią wtedy, urywając wątek, a ona wydawała się rozczarowana, że nie podzielam jej oburzenia. Ale nie przestała mnie zaczepiać w sprawie innych ludzi. Kolejny raz złożyła donos tuż po kółku różańcowym. Odczekała, aż wszystkie jej koleżanki wyjdą, i wtedy  do mnie podeszła. Najpierw rozejrzała się dookoła, czy aby na pewno jesteśmy sami, a potem wypaliła:

– Proszę księdza, straszna rzecz się stała!

– Co takiego, pani Antonino? – zapytałem bez większych emocji, bo zdawałem sobie już sprawę, jakiego rodzaju będzie to rewelacja. Już wiedziałem, jakie myśli drzemią w tej „bogobojnej” kobiecie.

– Ksiądz zna tę Jadźkę, co w kółku naszym działa? Taka niewysoka, gruba… Już jej dobre trzy miesiące nie było w kościele.

– Tak, znam. No właśnie się dziwiłem, że nie przychodzi.

– Bo ona się wstydzi, proszę księdza! Jej córka kilka miesięcy temu zaszła w ciążę, bez ślubu i jak się ludzie dowiedzieli, to ona do kościoła przestała chodzić. Ze wstydu znaczy. Słusznego zresztą!

– A dlaczego mi pani to mówi?

– Bo ksiądz powinien wiedzieć o grzechach ludzi….

– A jak to nie jej grzech? Jeśli nie mogła córki powstrzymać?

– Jak nie mogła? – zdziwiła się pani Antonina. – Jak nie mogła? Trzeba było gówniarę zamknąć w domu, sprać i byłoby po sprawie!

Odpowiedziałem jej wtedy, że nie wolno nam nikogo osądzać – choćby dlatego, że nie znamy całej prawdy, tylko plotki. Znów się obruszyła, znów poszła niezadowolona, ale i tak nie dała za wygraną. Dalej opowiadała mi sąsiedzkie historie, jakby chciała mnie przeciągnąć na swoją stronę – stronę słusznie oburzonych.

Usłyszałem od niej jeszcze o alkoholiku, który siada w kościele w pierwszej ławce, i o kobiecie, która okrada matkę z emerytury. O młodym chłopaku, który prawdopodobnie jest gejem, bo nigdy nie widzieli go z dziewczyną, a nawet o jednej z jej bliskich koleżanek, co się przyznała, że kradnie mydło w markecie. Tych ohydnych plotek było znacznie więcej. Czasem pani Antonina rzucała tylko jedno, dwa zdania oczerniające kogoś i znikała z pola widzenia. Jakby nic się nie wydarzyło…

Dziecko głodne, to płacze

Robiła tak do czasu, gdy dałem jej solidną nauczkę. A doprowadził do tego przypadek. Choć kto wie – może to właśnie opatrzność posadziła mnie wtedy w parafialnej kancelarii?

Wszystko rozegrało się tuż po tym, jak zacząłem przyjmować wiernych. Nie zdążyłem jeszcze dobrze się rozsiąść – słuchałem właśnie, z czym przyszła do mnie młoda rodzina – gdy w poczekalni ktoś zaczął się awanturować. Podniesionych głosów było kilka i po niecałej minucie stały się tak głośne, że musiałem przeprosić tę parę i wyjść zobaczyć, co się dzieje.

– Nie ma wpychania się w kolejkę! Trzeba czekać z innymi! Jak ja wychowywałam dzieci, to nikt mi forów nie dawał! – pokrzykiwała pani Antonina, która robiła najwięcej hałasu ze wszystkich.

– Co panią zbawi te parę minut? Na co się pani tak spieszy? Na Teleexpress? – odgryzał się pięćdziesięcioletni facet.

Ta dwójka skakała sobie do oczu, a na środku stała młoda kobieta z zapłakanym dzieckiem, najwyżej półrocznym. Stała i nie za bardzo wiedziała, co ze sobą zrobić, bo to właśnie o nią toczył się spór. Pani Antonina wyraźnie ją atakowała, a tęższy jegomość bronił zahukanej dziewczyny.

– Zaraz, zaraz, drodzy państwo! – przerwałem im. – Czy ja mogę się dowiedzieć, o co chodzi?

– Jasne, proszę księdza – odpowiedział facet. – Ta wredna baba nie chce puścić w kolejce matki z dzieckiem…

– Ja ci dam wredną babę, ty gnoju! – wydarła się pani Antonina.

– Ksiądz widzi, że dziecko głodne, śpiące i płaczliwe… – dokończył mężczyzna.

– Wszyscy się zgodzili, żeby puścić ją przodem, tylko ta nie chce. Mówi, że teraz jej kolej i że jest za stara, żeby czekać…

– Bo tak jest! Dlaczego ona ma wejść przede mną? Starszych się puszcza przodem, starszym się ustępuje! – krzyczała pani Antonina.

– Ale pani Antosiu… – zacząłem miło i polubownie, żeby ją przekabacić. Żeby udobruchać tę, wybacz mi Boże, wiedźmę. – Przecież siedzi pani na krzesełku spokojnie, odpoczywa. Co szkodzi puścić z dzieckiem? Przecież widzi pani, jakie marudne.

– To szkodzi, proszę księdza, że jak trzeba przy kościele pomagać, to jestem pierwsza wzywana. A jak trzeba z kościoła skorzystać, jak mam sprawę, to każą czekać. Gdzie tu sprawiedliwość?

– Ale to nie wyścigi, to nie konkurs pierwszeństwa… – jeszcze próbowałem.

– Może i nie. Ale czy ksiądz wie, że ona chce dziecko ochrzcić, a męża nie ma? To nieślubne jest! Tak, tak, kochana, ja cię znam – pokiwała palcem biednej dziewczynie. – Twoją matkę też znam. Ty nawet nie wiesz, gdzie jego ojciec jest! Dlaczego taka grzesznica ma przede mnie wchodzić? No dlaczego?!

Piekliła się dalej, a mnie wtedy już naprawdę puściły nerwy. Ta okropna baba wyżywała się na tej biednej dziewczynie przy wszystkich. Znów pluła jadem i nienawiścią. Nawet tęgi facet zdębiał, jak usłyszał, co ona wygaduje. Nie mogłem tego tak zostawić. Albo inaczej – nie miałem zamiaru puścić jej tego płazem!

– To ja coś pani wyjaśnię, droga pani! – powiedziałem. – Ostatni będą pierwszymi. Zna to pani? Na pewno pani zna, taka dobra chrześcijanka… Dlatego ja panią, pani Antonino, przyjmę dzisiaj jako ostatnią. Żeby panią nauczyć troszkę pokory i szacunku dla bliźniego. No i tego, żeby pani tak dziobem nie kłapała!

Trzasnęła drzwiami i wyszła

Patrzyła na mnie wielkimi oczami. Aż zamarła na moment. W ogóle zapadła taka cisza, że nawet muchy przestały brzęczeć. Dopiero po kilu sekundach pani Antonina się otrząsnęła i powiedziała:

– Co też ksiądz takie rzeczy wygaduje?! Na mnie? Na najlepszą parafiankę?! Jak tak, to ja w ogóle rezygnuję. Nie musi mnie ksiądz przyjmować! Ale niech się ksiądz przygotuje na rozmowę z proboszczem!

No i wyszła. Jeszcze trzasnęła za sobą drzwiami. Ludzie śmiali się pod nosem, a ja wszystkich przeprosiłem za zajście, obsłużyłem szybko młodych i zaprosiłem do środka tę dziewczynę. No, a potem resztę. Każdy miał mi coś miłego do powiedzenia. Każdemu się podobało, że utarłem jej nosa, ale ja miałem wyrzuty sumienia. Martwiłem się, że za mocno jej powiedziałem, że trzeba było jednak polubownie… Na szczęście uspokoił mnie proboszcz.

– Należało jej się – machnął ręką. – Ja wszystko rozumiem, ale są tacy ludzie, którym musisz dosadnie uzmysłowić, że źle robią, bo inaczej nic nie zrozumieją. Jak będziemy się im kłaniać i potakiwać, to narobią tyle złego, że szkoda gadać. Zresztą, jak ją znam, to się zaraz otrząśnie i dalej będzie plotkować. Nic się nie martw…

Szybko się okazało, że proboszcz miał rację. Pani Antonina nie przestała obgadywać ludzi. Tylko że już nie przychodzi z tymi wszystkimi nowinkami do nas, księży. Pewnie dlatego, że nam też obrabia tyły przed innymi. Chodzi i gada, że jesteśmy niewdzięczni, krzykliwi i butni. Ale nie przejmujemy się, bo wszyscy wiedzą, jaka jest prawda. Wszyscy wiedzą, komu tu brakuje pokory.

Czytaj także:
„Sąsiadka doprowadzała mnie do białej gorączki. Pluła jadem dalej niż widziała. Nie sądziłam, że ta jędza uratuje mi życie”
„Sąsiedzi noszą mnie na rękach, bo uratowałam życie sąsiadki. To nie ja jestem bohaterką, tylko oni są żałosnymi tchórzami”
„Po śmierci teściowej, sąsiadka rzuciła się na spadek jak wygłodniała hiena. Zastanawiało mnie jedno - czemu chciała tylko tę rzecz?”

Redakcja poleca

REKLAMA