„Po śmierci teściowej, sąsiadka rzuciła się na spadek jak wygłodniała hiena. Zastanawiało mnie jedno - czemu chciała tylko tę rzecz?”

Zmartwiona kobieta fot. Adobe Stock, Tatyana Gladskih
„Mąż nie dał się jednak przekonać i taktownie pozbył się sąsiadki. Mnie trochę zdziwiła jej nagła troska o kwiatki w tych okolicznościach. Mogłaby sobie darować takie drobiazgi. Arek był naprawdę załamany, a tu ona o głupstwach plecie”.
/ 14.10.2022 10:30
Zmartwiona kobieta fot. Adobe Stock, Tatyana Gladskih

Z cmentarza od razu pojechaliśmy do mieszkania teściowej.

– Co to za smród? – Maciek pociągnął nosem. – O rany. To z kosza pod zlewem. Pójdę od razu wyrzucić – zatykając nos, otworzył drzwi i niemal wpadł na sąsiadkę, która musiała stać tam dłuższą chwilę.

– O, ale mnie pan Maciek wystraszył – odskoczyła gwałtownie, ale zaraz odzyskała rezon. – Współczuję… tak się pana babcia szybko na tamten świat zabrała!

Syn mruknął coś pod nosem i zbiegł z koszem na dół, a pani Lilka już była w stołowym. Mnie minęła, jakbym była przezroczysta. Mąż przeglądał papiery matki, które poprzedniego dnia wyjął z biurka.

– Panie Arku, moje kondolencje. Pana mama była mi taka bliska, że sama czuję się tak, jakby to mnie osierociła.

– Dziękuję za serdeczne słowa. I dziękuję pani za pomoc, pani Lilko. Chcę się jakoś odwdzięczyć, bo pani przecież była przy mamie prawie do końca… – słyszałam, jak mężowi łamie się głos.

– Ach, nie ma o czym mówić. Jakąś pamiątkę sobie tylko wezmę po pani Wiesi, jak pan pozwoli. Ten kwiatek, no, ta dracena przy balkonie… Zawsze mi się podobała. To wezmę, choćby zaraz.

– Przepraszam, ale dziś nic nie będę tu zmieniał. Postanowimy z żoną, co i jak. najpierw chcemy wszystko przejrzeć…

– No, ale kwiatków pan nie będzie przyjeżdżał podlewać. Ja bym mogła… Pana mamusia tak te kwiatki kochała, szkoda by było zmarnować.

Mąż nie dał się jednak przekonać i taktownie pozbył się sąsiadki. Mnie trochę zdziwiła jej nagła troska o kwiatki w tych okolicznościach. Mogłaby sobie darować takie drobiazgi. Arek był naprawdę załamany, a tu ona o głupstwach plecie.

Nawiasem, nigdy nie lubiłam pani Lilki

Robiła wrażenie wścibskiej, choć z drugiej strony, przez ostatnie miesiące życia teściowej doglądała nie tylko jej kwiatków. Potrafiła zrobić mamie zastrzyk, pamiętała o jej lekarstwach i zawsze bez problemu zjawiała się w razie potrzeby. Przez ostatnie tygodnie na zmianę z Arkiem pielęgnowała staruszkę…

Szkoda, że teściowa nie była jednak z nami w tych ostatnich chwilach. Na wiosnę, kiedy zaczęła odczuwać bóle, zabraliśmy ją do siebie, ale już po tygodniu stwierdziła, że krępuje ją nasze towarzystwo. Fakt, mieszkanie mamy niewielkie, chociaż to trzy pokoje. Każdy jednak wchodzi drugiemu w drogę, gdy trzeba np. korzystać z łazienki. Teściowa postawiła więc na swoim i spędziwszy pod naszym dachem zaledwie 10 dni, kazała się odwieźć do swojego mieszkania. Znów trzeba było wozić jej obiady, robić zakupy, sprzątać.

Dlatego choćby najdrobniejsza pomoc ze strony sąsiadki, jak kupienie świeżych bułek czy paczki kawy, od której mama była uzależniona, witana była przez nas z entuzjazmem. Nawet teściowa, niezbyt towarzyska, pod koniec życia wyraźnie ceniła sobie częste wizyty wścibskiej sąsiadki.

– Nie lubię, jak plecie trzy po trzy, plotkuje, czy wypytuje mnie o Arka albo o ciebie, ale wiesz, Bożenko, jest mi raźniej, kiedy się tu kręci – zwierzała się teściowa.

Pamiętam, że kiedy już otwarcie mówiła o śmierci, planowała zapisać sąsiadce kilka przedmiotów: były wśród nich stół i cztery krzesła oraz obrazek przedstawiający rybackie łodzie na piaszczystym brzegu. Pani Lilka tęskniła za morzem, które widziała tylko jako dziecko. Pewnie dlatego mama uznała, że to „dzieło” kupione przed laty w Ustce czy Kołobrzegu przypadnie sąsiadce do gustu.

Teraz jednak żadne z nas nie miało głowy do tego, by zajmować się dzieleniem spadku, rozdawaniem pamiątek. Mój mąż bardzo przeżywał śmierć matki. Patrzył na wszystkie zgromadzone przez nią drobiazgi jak na cenne skarby. Obracał przedmiot  w rękach i widziałam, że każdy przywodził mu na myśl jakieś wspomnienia. Potrzebował czasu, aby oswoić się z myślą, że już nigdy z mamą nie będzie się droczył o to, czy Gabon graniczy z Kongiem czy nie, czy Grace Kelly, księżna Monako nie była aby siostrą tego słynnego aktora, który zagrał w Deszczowej Piosence…

O tak, pamiętam, że zawsze się kłócili, ale były to spory o drobiazgi, nic nieznaczące dla obojga sprawy. Nie rozmawiali nigdy o poważnych sprawach, jakby oboje się krępowali. Arek na przykład nigdy nie dowiedział się, dlaczego matka porzuciła jego ojca i wróciła z Ameryki sama w ciąży… Teściowa była bardzo skryta. Nigdy nie dzieliła się swoimi problemami, nie ufała nikomu.

Czasem nawet miałam wrażenie, że Arkowi też w jakiś sposób nie ufała. Nie mogłam na przykład zrozumieć, dlaczego tak długo nic nie powiedziała jedynemu synowi o śmiertelnej chorobie i o tym, że nie zamierza poddać się leczeniu. Dopiero gdy upadła w łazience, i była tak słaba, że przez cały dzień nie mogła się o własnych siłach podnieść, wyznała wreszcie Arkowi, że drąży ją rak.

Mniej więcej tydzień po pogrzebie teściowej pani Lilka zadzwoniła do nas z propozycją, że ona może nadal podlewać te kwiatki, tylko żeby jej klucze od mieszkania mamy zostawić. Obiecałam, że o jej propozycji powiem mężowi.

– Daj jej te klucze, niech podlewa, jak tak jej zależy – Arek machnął ręką.

– Klucze do mieszkania babci? – nasz syn aż podskoczył. – Ja mogę podlewać kwiatki i w ogóle…  zadbać o mieszkanie. A jakbym tam zamieszkał? – rzucił niby od niechcenia.

Niech pani to puści! Te doniczki tutaj zostają!

Odbyliśmy rodzinną naradę. Arek nie był początkowo zachwycony pomysłem. Wciąż chyba traktował tamten dom jak jakieś muzeum albo miejsce święte… Ale w końcu sam doszedł do wniosku, że nasze dziecko już nie jest dzieckiem.

– No tak, zaraz skończysz studia, pracujesz… – Arek podrapał się po głowie.

– Sam widzisz, tato, że sobie poradzę. Stać mnie na czynsz…

Zadzwoniłam do pani Lilki, aby poinformować ją, że już niedługo do mieszkania wprowadzi się syn, ale wcześniej zrobimy tam remont, przekażemy jej stół i krzesła, które obiecała jej mama.

– No a te kwiatki? Po co synowi te roślinki. Ja wezmę. O dracenie to nawet z nieboszczką mówiłam… No i te dwa, co w kuchni przy oknie wiszą. Ja wezmę – ostatnie słowa pani Lilka wypowiedziała niemal drżącym głosem.

– Dobrze. Oddamy pani kwiatki w przyszłym tygodniu – obiecałam.

Po chwili jednak przez głowę przebiegło mi pytanie, dlaczego sąsiadka tak bardzo chce mieć konkretnie te rośliny. W sobotę po południu, po zrobieniu zakupów w markecie budowlanym, zjawiliśmy się we trójkę w mieszkaniu teściowej. Mąż z synem nie zdążyli jeszcze pownosić ciężkich pojemników z farbami, a pani Lilka już stała w drzwiach mieszkania.

– No to ja wezmę te kwiatki – rzuciła się od razu do stołowego.

– I chce pani takiego suchego drapaka w domu trzymać? – zdziwiłam się.

Chciałam pomóc sąsiadce, więc podniosłam dracenę i w tym momencie oniemiałam. Nastawiłam się na spory ciężar, tymczasem okazało się, że ta wielka donica jest zadziwiająco lekka. Przyjrzałam się ziemi. Była wyschnięta. Mimo to, coś mi tu nie grało.

– No już dobrze, pani Bożenko, wezmę, sama dam radę – sąsiadka niemal próbowała wyrwać mi z rąk donicę.

– Nie. Nie dam jej pani. Właściwie to są pamiątki po teściowej, nie oddam – powiedziałam z naciskiem.

Odstawiłam dracenę na podłogę i niemal siłą oderwałam od niej ręce sąsiadki.

– Później mąż z synem przyniosą pani stół i krzesła – zapewniłam.

Patrzyłam w oczy pani Lilki i widziałam w nich panikę. Próbowała jeszcze coś mówić, ale niemal wypchnęłam ją z mieszkania i przekręciłam zamek w drzwiach. Niewiele myśląc, na podłodze rozłożyłam jedną ze świeżo kupionych folii. Bez trudu wyciągnęłam dracenę z doniczki. Resztę ziemi wysypałam na folię.

Moim oczom ukazało się zabrudzone zawiniątko z plastikowej torebki na zakupy. Sparciałe ze starości gumki recepturki, którymi było spięte, od razu się rozpadły. Wewnątrz torebki znajdowało się duże zielone pudełko po kremie, jaki kiedyś można było kupić tylko w Peweksie. Wewnątrz pudełka, w cienkiej bibułce, leżało siedem złotych monet. Byłam w szoku. Arek i Maciek wciąż dyskutowali w kuchni o koniecznych naprawach.

Na pewno nie wyznała tego także sąsiadce

– Skarb ukryty w dracenie – powiedziałam, trzymając monety na dłoni. – Pani Lilka chciała zabrać jeszcze te dwa kwiatki – wskazałam doniczki wiszące na dekoracyjnych łańcuchach pod sufitem przy oknie.

Maciek natychmiast podstawił taboret, zdjął oba kwiatki. Jeden podał ojcu. Doniczkę z drugim odwrócił do góry dnem. Oprócz suchej ziemi na blat pod oknem wypadło podobne, choć dużo mniejsze, zawiniątko jak to, które było ukryte pod palmą. W mieszkaniu znaleźliśmy jeszcze cztery drogocenne pakunki schowane w doniczkach. Teściowa nigdy nie przyznała się synowi, że ma takie oszczędności.

Pani Lilka musiała uważnie obserwować moją teściową i pod pretekstem troskliwej nad nią opieki zdążyła przejrzeć wszystkie zakamarki, w mieszkaniu. Czy sąsiadka poznała też inne tajemnice mamy?

Trudno powiedzieć, bo od chwili, gdy odkryliśmy złoty skarb, żadne z nas nie miało okazji jej widzieć. Nawet wtedy, gdy zgodnie z wolą teściowej, chcieliśmy jej przekazać stół, cztery krzesła i obrazek znad morza. Pani Lilka po prostu żadnemu z nas nie otwiera drzwi. 

Czytaj także:
„Ufałem żonie, lecz przeczuwałem, że zdrada wisi w powietrzu. Wpadłem w obłęd, wszędzie czułem zapach jej kochanka”
„Szwagier mojego kumpla oskubał mnie z kasy. Nie pozostałem mu dłużny. Szanowany pan mecenas pójdzie na dno”
„Teściowa okradła mojego synka, bo mściła się, że żyjemy w dostatku. Kładła nam kłody pod nogi, bo mąż nie został rolnikiem”

Redakcja poleca

REKLAMA