W naszym małżeństwie nigdy się nie przelewało. Pochodzimy z małej wsi na Podlasiu, a jedyne miejsca pracy w pobliżu to szwalnia i zakłady produkcyjne. Dzięki nim, cała wieś ma co włożyć do garnka, ale jednocześnie o żadnym z sąsiadów nie można powiedzieć, żeby grzeszył pieniędzmi. Kto może, od czasu do czasu wyjeżdża za granicę – to właściwie jedyna szansa na zarobienie większych pieniędzy, wyremontowanie domu, czy zakup lepszego samochodu. Może to brzmi nieco przygnębiająco, ale z drugiej strony, tutaj nikt nie zna innego życia. Każdy dzień toczy się sielsko i powoli.
Jesteśmy raczej szczęśliwi
Jak w większości domów, ja pracowałem na produkcji, w zakładzie produkującym butle gazowe, a Anka w szwalni. Nie mamy dzieci, dlatego nasze życie przebiegało raczej spokojnie. Czasem dorabialiśmy sobie, pomagając na roli tym sąsiadom, którzy we wsi dysponują największymi gospodarstwami. Kilka lat temu mój kuzyn zwerbował mnie do pracy w Hamburgu: zaproponował mi fuchę na produkcji, ale za pięciokrotnie wyższą stawkę. Nie wahałem się ani chwili, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że nasz dom wołał o remont.
Było mi bardzo trudno rozstać się z Anką i trochę obawiałem się wyjazdu do wielkiego świata, ale dla takich pieniędzy warto się trochę pomęczyć. Dziś mija dokładnie druga rocznica od podjęcia tamtej trudnej decyzji. Z Anką kontaktowałem się regularnie. Kuzyn nauczył nas jak dzwonić do siebie przez kamerę. Dzięki temu, codziennie mogliśmy się nie tylko słyszeć, ale również widzieć. Po jakimś czasie dopadła nas jednak rutyna i rozmawialiśmy coraz rzadziej. Nic dziwnego, oboje byliśmy zmęczeni po pracy.
Poza tym, nie mieliśmy o czym opowiadać sobie każdego dnia. I tak oto od codziennych konwersacji, przeszliśmy do rozmów jedynie w soboty, a finalnie do połączeń raz na dwa tygodnie. Wysyłałem żonie prawie całą pensję, zostawiając sobie jakieś drobne na utrzymanie. Chcieliśmy zaoszczędzić jak najwięcej pieniędzy, dlatego, mimo tęsknoty, nie jeździłem na Podlasie. W ciągu dwóch lat nie wziąłem nawet jednego dnia wolnego, za to decydowałem się na wyrobienie jak największej liczby nadgodzin. Chciałem zarobić jak najwięcej, w jak najkrótszym czasie, byle tylko jak najprędzej wrócić do Anki.
Co noc, przed zaśnięciem, wyobrażałem sobie powrót na wieś i nasz nowy dom. Hamburg to piękne i wielkie miasto, ale ja kochałem tamto spokojne, podlaskie życie. Tydzień temu wydarzyło się coś, co zdecydowanie wyrwało mnie z rutyny: odebrałem dziwnego SMS-a z zastrzeżonego numeru. „Twoja Anka od dawna sypia z innym”, brzmiała jego treść. W pierwszej chwili pomyślałem, że to jakiś głupi i złośliwy żart.
Może kogoś kłuje w oczy fakt, że dorabiamy się konkretnych pieniędzy. Jednak, kiedy głębiej o tym pomyślałem, uświadomiłem sobie, że coś w tym może być. Nie dość, że rzadko do siebie dzwonimy, to nasze rozmowy są coraz krótsze. Już nie pamiętam kiedy ostatnio usłyszałem od żony, że mnie kocha, albo że za mną tęskni.
Musiałem to zweryfikować
W pracy załatwiłem sobie kilka dni wolnego i kupiłem bilet na autokar do Polski. Podróż na Podlasie z przesiadkami zajęła mi prawie 30 godzin. Miałem zatem dużo czasu na myślenie. Wymyśliłem, że jeśli okaże się, że Anka mnie nie zdradza, to udam, że chciałem jej zrobić niespodziankę. Wtedy ona niczego się nie domyśli i wszystko będzie w porządku. Jednak nie miałem pojęcia co zrobię, jeśli treść tego tajemniczego SMS-a okaże się prawdziwa.
Ogarniała mnie niepohamowana wściekłość, kiedy tylko o tym pomyślałem. Na wsi, w takich sytuacjach, nie patyczkujemy się ze sobą. Wiedziałem, że jeśli przyłapię Ankę z jakimś gachem, to polecą wyzwiska albo i gorzej. To kwestia honoru i godności. W Warszawie złapałem PKS do Lublina. Stamtąd pojechałem już prosto na naszą wieś. Kiedy tylko wysiadłem z autobusu, mimo trudnej misji, z którą przyjechałem, przez chwilę poczułem błogi spokój.
„Wreszcie w domu”, pomyślałem, wdychając nasze czyste powietrze i witając się z sąsiadami. Wszyscy się tam znamy, dlatego nieco trudno było mi uwierzyć w zdradę Anki. Gdyby naprawdę robiła to od dawna, to przecież już znacznie wcześniej jakiś chłop by mi o tym doniósł. Starałem się myśleć racjonalnie. To była jedyna metoda, żebym utrzymał swoje nerwy na wodzy. Idąc przez wieś, czułem na sobie spojrzenia wszystkich sąsiadów.
Ja również na każdego patrzyłem wnikliwie, bez przerwy zastanawiając się który z nich jest autorem tamtego SMS-a. Miałem wrażenie, że wszyscy o mnie mówią. W końcu doszedłem do chałupy bezpośrednio sąsiadującej z naszym gospodarstwem. Przy płocie stał sąsiad - niejedną butelkę razem wypiliśmy i niejeden kryzys razem przeszliśmy, zawsze wzajemnie sobie pomagając.
– Cześć stary – przywitałem go serdecznie, a on odpowiedział mi tym samym.
– Słuchaj... odebrałeś moją wiadomość? – zapytał z lekkim zakłopotaniem.
– To ty? Mów co się dzieje! – czułem, że puszczają mi nerwy.
– Kojarzysz Staśka? Jest nowym kierownikiem skupu. Mieszka z Anką jak u siebie.
Zamarłem
Stasiek był moim najlepszym kumplem, przyjaźniliśmy się od dzieciństwa. Rzuciłem bagaże i nabuzowany pobiegłem do domu. Nie miałem żadnego planu, nie wiedziałem co zrobię. Czułem wściekłość i upokorzenie. Przecież cała wieś musiała o tym wiedzieć. Mieszkam tu od urodzenia, wszystkich znam i nikt mnie wcześniej nie zawiadomił? Czułem się zdradzony.
Nie tylko przez Ankę, ale również przez wszystkich moich krajanów. Z nerwów nie byłem w stanie trafić kluczem do zamka w drzwiach. Siłowałem się z nimi, aż w końcu ktoś pociągnął za klamkę z drugiej strony. Moim oczom ukazała się żona, która zdawała się nie kryć zaskoczenia moją niespodziewaną wizytą.
– Co ty tu robisz? – wymamrotała.
Zignorowałem jej pytanie. Wpadłem do środka. Kogo tam zastałem? Mojego najlepszego przyjaciela, Staśka, który nerwowo się ubierał. Obok stało rozmemłane łóżko, pusta butelka po winie i kieliszki.
– Zdaje się, że wam przerwałem – powiedziałem i uderzyłem kumpla z otwartej dłoni.
Anka zaczęła przeraźliwie krzyczeć, ale ja, w tym szale, nie byłem w stanie przestać.
– Zaraz rodzona matka cię nie pozna – warknąłem.
Stasiek nie pozostał mi dłużny i stanął do walki. Niemal na oślep, wymierzyłem mu jeszcze kilka ciosów. Wrzaski Anki sprowadziły sąsiadów, którzy rzucili się do pomocy i starali się nas rozdzielić. Nigdy nie czułem się tak wściekły i upokorzony.
– Teraz się wtrącacie? Jak długo to trwa? – krzyczałem zasapany, a oni milczeli. – No pytam, jak długo to trwa? Tacy z was krajanie? – patrzyłem na nich z wyrzutami.
Zwłaszcza na chłopów.
– Męska solidarność – wysyczałem i wyszedłem z tego cyrku.
Pierwszym autobusem wróciłem do Lublina, byle dalej od tego miejsca. Poszedłem do banku, żeby sprawdzić stan naszych oszczędności. Kiedy usłyszałem, że konto jest prawie puste, ogarnęła mnie bezsilność. Wypłaciłem to, co na nim zostało i wyruszyłem na poszukiwania jakiegoś noclegu. Siedzę teraz w hotelowym pokoju i zastanawiam się co dalej robić. Wyjechałem do Niemiec z miłości do Anki, żeby zarobić na remont naszego domu.
Nie było mi łatwo w obskurnej kwaterze, z sześcioma innymi facetami, w wiecznym bałaganie, bez luksusów. Harowałem jak głupi, żeby spełnić nasze marzenia, a okazało się, że przez cały ten czas utrzymywałem Ankę i jej kochasia. Nie wiem co jest gorsze: fakt, że mnie zdradziła, czy to potworne uczucie poniżenia. Czuję się wykorzystany i zmęczony. Mam ochotę zapaść się pod ziemię. Nie chcę walczyć o Ankę, w ogóle nie chcę jej znać. Muszę poukładać swoje życie od początku. Najlepiej w miejscu, w którym nikt mnie nie zna i nikt nie będzie wiedział o moim upokorzeniu.
Czytaj także:
„Rozwiodłem się po 8 miesiącach małżeństwa. Teraz ta zołza chce 50 tysięcy złotych za wesele, którego nie chciałem”
„Rozwiodłam się z mężem, by szukać przygód i szybko tego pożałowałam. Znalazł sobie młodą lafiryndę, a mnie zakłuła zazdrość”
„Zaledwie pół roku po swoim ślubie, mój brat wdał się w romans z moją przyjaciółką. Szybko uznał, że nie kocha żony”