Wydawało mi się, że skądś ją znam, ale nie mogłem skojarzyć. Dobrze nam się rozmawiało, a potem… Przypadkowe spotkanie w klubie skończyło się kompletnie nie tak, jak planowałem. Konsekwencje zaś zupełnie mnie przerosły.
Jak z tego wybrnąć?
Usiadłem przy stole w kuchni i oddałem się rozmyślaniom. Za moimi plecami głośno pobrzękiwały sztućce. Mama zmywała naczynia. Kiedy zmagałem się z jakimś problemem, zawsze ostatecznie lądowałem właśnie na tym krześle, przy starym dębowym stole, w maminej kuchni. Zmrużyłem oczy.
Okna wychodziły na południe i promienie słońca padały prosto na moją twarz. Zmrużyłem oczy i uśmiechnąłem się. Przez chwilę znów czułem się jak mały chłopiec, którego jedynym zmartwieniem jest słońce rażące w oczy, innych trosk brak…
– Jaka ona jest? – spytała mama, wyrywając mnie z zamyślenia.
Wstałem i podszedłem do kredensu.
– Zrobić ci kawę? – wyjąłem dwa kubki z wyszczerbionymi brzegami, moje ulubione i zacząłem się krzątać.
– Dajże spokój. Opowiedz coś o niej.
Pomyślałem, że niepotrzebnie się zwierzyłem, że kogoś poznałem. Byłem jedynakiem, a mama urodziła mnie już po czterdziestce. Ciągle powtarzała więc, że nie zostało jej dość życia, by móc w nieskończoność czekać na wnuki. Wystarczyło, że poznałem jakąś dziewczynę, a ona już wyjmowała z szafy garsonkę na mój ślub. Czyżby się doczekała?
Poszedłem wtedy do klubu, żeby posiedzieć przy barze i zalać się w trupa. Byłem świeżo po kolejnym rozstaniu, a mamine pocieszenia i smakołyki nie uśmierzały bólu, nie słodziły smaku następnej porażki.
– Postawisz mi szklankę soku? – usłyszałem tuż za plecami.
Odwróciłem się na krześle i zobaczyłem jasnowłosą dziewczynę o jasnoniebieskich oczach. Nie miałem ochoty na pogawędki ani na jałowy flirt, ale po prostu nie chciałem być niegrzeczny, więc skinąłem głową na znak, że się zgadzam.
– Tylko sok? – upewniłem się.
– Przyjechałam autem – odpowiedziała, siadając obok mnie.
Miała długie rzęsy i lekko zaróżowione policzki. Usta pociągnęła błyszczykiem i to był cały jej makijaż, a jednak mimo to wyglądała zmysłowo.
Wyróżniała się na tle innych wytapetowanych dziewczyn
Była naturalną blondynką, naturalnie ładną. Okazała się też miła i rozmowna.
– Może wymienimy się numerami telefonów? – zaproponowała.
– Idziesz już? – zdziwiłem się, ponieważ naprawdę dobrze nam się rozmawiało.
– Mogę zostać, jeśli chcesz – uśmiechnęła się i delikatnie musnęła moją dłoń. – Tak w ogóle mam na imię Sandra.
Zrobiło mi się gorąco. Wlałem w gardło kolejny łyk alkoholu. Ten wieczór zapowiadał się wielce obiecująco. Nie brałem pod uwagę podrywu, gdy się tu wybierałem, ale gdy okazja sama puka do drzwi… Poza tym miałem nieodparte wrażenie, że już ją gdzieś widziałem.
Może spiknęło nas przeznaczenie? Godzinę później nadal siedzieliśmy przy barze, rozmawiając i żartując. Sandra wsunęła mi dłoń we włosy, przyciągnęła mnie ku sobie i pocałowała w kącik ust. Niby nic, a jednak coś. Z klubu wyszedłem na chwiejnych nogach, podtrzymywany przez Sandrę. Pijany w sztok wsiadłem do jej auta, a potem znalazłem się w czyimś mieszkaniu.
– Rozgość się i czuj jak u siebie – powiedziała.
Jej głos zdawał się dobiegać ze studni.
– Przepraszam cię… ale chyba tego… powinienem do domu iść – wybełkotałem, obserwując zmrużonymi oczami, jak Sandra krząta się po pokoju.
– Daj spokój, zostań – roześmiała się. – Jeszcze cię ktoś ukradnie po drodze, a ja cię nie zjem przecież.
– Kto niby miałby mnie ukraść. Przecież… – zacząłem i dalej nie pamiętam.
Urwał mi się film
Kiedy z trudem otworzyłem oczy, za oknami już świtało. Podniosłem się na łóżku i zorientowałem się, że nadal przebywam w mieszkaniu Sandry. Miałem na sobie tylko bokserki, reszta mojego ubrania leżała porozrzucana po podłodze. Dziewczyny nie było w pobliżu. Wstałem, masując skronie. Boże, łeb mi pękał, w ustach miałem Saharę.
Ale kac moralny był jeszcze gorszy. Pozbierałem ciuchy, zastanawiając się, co dokładnie wyczyniałem w nocy. Czy doszło do czegoś między mną a Sandrą? Nie byłem tego na sto procent pewien. Ledwo trzymałem się na nogach, a dałbym radę stanąć na wysokości zadania? I jeszcze oblec się potem skromnie w majtki?
Zebrałem ciuchy, ubrałem się i poczłapałem do kuchni, która w istocie była maleńkim aneksem. Odkręciłem kurek i nalałem sobie wody do szklanki. Odczekałem jeszcze kilka minut, ale Sandra nadal się nie pojawiła. Nie miałem pojęcia, co tu się działo, ale chyba pora się zmyć.
Wciągnąłem buty i wyszedłem na klatkę schodową, zatrzaskując za sobą cicho drzwi. Miękkie światło dnia sączyło się do wnętrza przez brudne szyby, wydobywając brzydotę tego miejsca. To była jakaś stara, obskurna kamienica.
Nie spodziewałem się, że dziewczyna taka jak Sandra może mieszkać w podobnej norze, ale w sumie… co ja o niej wiedziałem? Zbiegłem ze schodów i w końcu mogłem zaczerpnąć świeżego powietrza. Nazajutrz poszedłem do pracy, zamierzając jak najszybciej zapomnieć o poznanej w klubie dziewczynie oraz nocnym incydencie w jej mieszkaniu.
W głębi duszy czułem się jednak nie w porządku
Nie jestem typem drania, który zmywa się nad ranem bez pożegnania spędzeniu nocy u kogoś. Nie pamiętałem, czy upojnej, ale jednak u niej spałem. Nigdy nie traktowałem kobiet instrumentalnie, seksu na pierwszej randce też nie uprawiałem, dlatego dręczyły mnie wyrzuty sumienia na spółkę z niepewnością. Co tam się, do cholery, wydarzyło?
Nie mogłem przestać o tym myśleć. Po kilku dniach przypomniałem sobie, że przecież wymieniliśmy się numerami telefonów.
„Przepraszam. Zachowałem się jak dupek” – wystukałem na ekranie, a potem wysłałem SMS-a do Sandry.
Zrobiło mi się gorąco, kiedy już po kilku sekundach nadeszła odpowiedź. Z tłukącym się w piersi sercem kliknąłem ikonkę wiadomości, spodziewając się przykrej riposty. Tymczasem Sandra zaproponowała spotkanie. Pomyślałem, że może warto skorzystać z nadarzającej się okazji i przeprosić osobiście, a przy okazji poznać dziewczynę bliżej. Na trzeźwo.
– Jest ładna i miła, na razie nic więcej nie wiem – opowiadałem później mamie.
– Tylko żebyś tego nie zawalił – upomniała mnie. – Nie jesteś już taki młody, pora się ustatkować.
Westchnąłem ciężko. Wcale nie czułem się jak stary kawaler, mama go ze mnie robiła tym ciągłym gadaniem o najwyższym czasie na ożenek i wnuki. Niemniej jednak zacząłem się spotykać z Sandrą. Nie dla mamy, dla siebie. Chodziliśmy do kina, knajpek, na długie spacery, jak każda para rozpoczynająca bliższą znajomość.
Wszystko układało się dobrze. Nie robiłem sobie jednak zbyt wielkich nadziei, żeby nie zapeszyć, bo początki zawsze są piękne. To potem okazywało się, że jestem nudny, przewidywalny, zbyt zasadniczy, za mało szalony, za mało lub za bardzo zazdrosny, zbyt związany z matką…
– Musimy poważnie porozmawiać – oznajmiła Sandra, kiedy przechadzaliśmy się po parku w piękne popołudnie, mroźne, lecz słoneczne i bezwietrzne.
Usiadła na ławce i utkwiła wzrok w czubkach swoich butów. Poczułem dziwny niepokój, ale usiadłem obok i położyłem dłoń na jej kolanie. Odsunęła się delikatnie i odwróciła głowę.
– Wyduś to z siebie – poprosiłem, zaskoczony jej zachowaniem.
– Tamtej nocy… wiesz, w klubie… zaszłam w ciążę – wymamrotała.
Poczułem uderzenie gorąca. Nie wierzyłem w to, co słyszę. Odruchowo spojrzałem na brzuch Sandry. No ale jeszcze może nic nie było widać.
– Ale przecież to było… zaledwie kilka dni temu – wydukałem ledwo, cały spocony z nerwów.
– Dwa tygodnie – burknęła, wstając gwałtownie i opatulając się płaszczem. – To twoje dziecko i albo je wychowasz razem ze mną, albo będziesz płacił alimenty. Wybieraj – rzuciła, a ton jej głosu stał się ostry, nieprzyjemny.
Nie miałem pojęcia, jak się zachować. Schowałem twarz w dłoniach, próbując to sobie jakoś poukładać w głowie.
– Przemyśl to, będziemy w kontakcie.
Podniosłem głowę i patrzyłem, jak Sandra odchodzi. Nie zatrzymywałem jej. Prawdę mówiąc, czułem się… nie wiem… Wrobiony? Oszukany? Nie w taki przypadkowy sposób chciałem zostać ojcem, a z mojej mamy zrobić babcię.
– Cholera jasna! – kląłem, wracając do domu.
Byłem zdruzgotany. Nie miałem jednak wyboru, musiałem wziąć na klatę konsekwencje swojej głupoty. Skontaktowałem się z Sandrą i powiedziałem, że chcę z nią wychować dziecko.
– Stary, to się nie trzyma kupy – stwierdził mój najlepszy kumpel, kiedy zwierzyłem mu się ze wszystkiego. – Ledwie po dwóch tygodniach już wie, że jest w ciąży? A u ginekologa była? Potwierdziła? Brak okresu to jeszcze żaden dowód. Poczekaj na badania USG. No i upieraj się przy badaniu na ojcostwo. Za dużo facetów płaci na nie swoje dzieci.
– Ale to niegrzeczne, jakbym sugerował, zakładał, że mnie okłamuje… – zaoponowałem, choć przecież w pierwszej chwili też pomyślałem, że to podejrzane.
– Niegrzeczne? Chłopie, to za poważna sprawa, żeby się bawić w konwenanse. Obrazić to by się miała prawo laska, z którą byś się umawiał od jakiegoś czasu. A ty tę całą Sandrę znasz parę tygodni. Poderwała cię w klubie, zaciągnęła do łóżka i po pierwszym razie już jest w ciąży? Zastanów się, to jest więcej niż podejrzane.
Zdawałem sobie sprawę, że sytuacja jest dziwna, ale mimo wszystko dość szybko przyzwyczaiłem się do myśli, że zostanę ojcem. I chętnie poznałbym lepiej matkę mojego dziecka, ale od tamtej rozmowy przestało się między nami układać
Tłumaczyłem to stresem, szalejącymi hormonami, własną nieporadnością, obawami… Z drugiej strony nawet jeżeli to dziecko było owocem wpadki i bezmyślności, to przecież już było i już je jakby kochałem.
Postanowiłem się oświadczyć
– Wszystko się ułoży – dodawałem sobie odwagi, wchodząc do kamienicy, w której mieszkała Sandra.
Poprosiła mnie o spotkanie, ponieważ potrzebowała pieniędzy na badania i wizytę u lekarza. Zgodziłem się bez mrugnięcia okiem.
– Źle się czujesz? – spytałem, gdy zastałem ją skuloną na kanapie i we łzach. – Z dzieckiem coś nie tak? – zdenerwowany usiadłem na fotelu obok.
– OK, ale z nami nie – wychlipała.
– Zamierzam to naprawić. Pierścionka jeszcze nie kupiłem, bo nie wiem, jaki byś chciała, ale…
– Przestań! – krzyknęła. – To nie jest twoje dziecko, rozumiesz?!
Nie rozumiałem…
– Co? Co ty mówisz?
– To, co słyszysz. Chciałam cię wrobić! A ty uwierzyłeś i chcesz się ze mną ożenić.
Ogarnął mnie gniew.
– Nie dlatego mnie wybrałaś? – warknąłem. – Bo jestem naiwnym idiotą?
Milczała.
– Więc? Czemu ja?
– Nie poznałeś mnie? – podniosła na mnie załzawione oczy.
Odwróciłem wzrok.
– Pracowałam w tej samej firmie co ty. W dziale księgowości.
Przypomniało mi się wtedy, że w klubie jej twarz wydała mi się znajoma.
– Wiedziałam, że jesteś porządnym facetem, masz ustabilizowane życie… To był impuls. Kiedy zobaczyłam cię wtedy przy barze, postanowiłam działać, dla dobra mojego dziecka. A potem ty sam do mnie napisałeś…
– A co z prawdziwym ojcem?
– Wyjechał za granicę, jak tylko się dowiedział, że będzie ojcem. Dupek, nie chcę go znać, nie nadaje się na ojca, a ty tak – odparła szczerze do bólu.
Wszystko stało się jasne. Sandra już w klubie wiedziała, że spodziewa się dziecka. To dlatego poprosiła o szklankę soku, a nie o drinka.
– Chcę, żebyś wiedział, że do niczego między nami nie doszło – dodała. – Byłeś zbyt pijany. Przepraszam cię. Bardzo cię polubiłam, dlatego nie mogę tego dłużej ciągnąć, musiałam ci powiedzieć. Chciałam tylko, żeby moje dziecko miało pełną rodzinę, jakiej ja nie miałam.
Tym razem nie odwróciłem wzroku. W jej oczach dostrzegłem żal, poczucie winy, lęk, rozpacz i wołanie o pomoc.
– Który to miesiąc? – spytałem.
– Czwarty – odparła i pogładziła niewielką, ledwie widoczną wypukłość pod bluzą.
Gdybyśmy się faktycznie kochali, choć raz, naprawdę musiałabym zauważyć. Swoją drogę ciekawe, jak mi chciała wmówić pięciomiesięcznego wcześniaka? Nagle ogarnął mnie smutek. Poczułem, że chętnie zamieniłbym się miejscami z biologicznym ojcem tego dziecka i wziął na swoje barki odpowiedzialność za stworzone życie.
Pragnąłem rodziny, tak jak moja mama pragnęła zostać babcią. Czy mogłem nadal kontynuować znajomość z Sandrą? Nie umiałem odpowiedzieć. Nie chodziło nawet o to, że perfidnie mnie oszukała. Ale czy to byłoby w porządku wobec tego nienarodzonego dziecka, wobec mnie, a nawet wobec Sandry? Wybrała mnie głową, nie sercem.
Małżeństwo i rodzina z rozsądku?
Czy to ma sens?
– Mogę ci pomóc finansowo – zadeklarowałem się, nie chcąc zostawiać jej całkiem na lodzie.
Czułem, że to dobra dziewczyna, tylko podjęła kilka złych wyborów. Naprawdę szkoda, że nie spotkałem jej pierwszy.
– Chcesz mi pomóc, ale… tylko finansowo? Jasne, oczywiście, nie możesz być przecież jego ojcem… Nie jesteś jego ojcem, już nie chcesz… – jąkała się.
Czy ona właśnie nie wprost poprosiła mnie, bym jednak z nią został?
– Odezwę się – rzuciłem i uciekłem.
Zbiegłem ze schodów. Bez celu kluczyłem uliczkami, by ostatecznie stanąć przed drzwiami mieszkania mamy.
– Coś się stało? – zapytała, nastawiając wodę na herbatę.
– Nie wiem… nic… wszystko… Poradź mi, bo nie mam pojęcia, co zrobić.
Mama wytarła dłonie w fartuch i pogładziła mnie po włosach.
– Zakochałeś się, tak?
Pokiwałem głową.
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”