„Wredna księgowa zarzuciła sidła na mojego męża. W głowie wymyśliła sobie plan, który realizowała krok po kroku”

księgowa fot. Getty Images, Westend61
„– Na pewno to wszystko było z góry zaplanowane. Specjalnie mi tak ten kubek wręczyła, żebym się oblał, a podczas gdy prasowała mi koszulę celowo zostawiła ślad na kołnierzyku”.
/ 17.06.2024 14:30
księgowa fot. Getty Images, Westend61

No nie wierzę, aż tak wysiliła się, aby mocno i wyraźnie odcisnąć usta. Zrobiła to tak starannie, żebym na pewno nie mogła tego przegapić – mówiłam kpiącym tonem, gdy zabierałam się za wyjmowanie koszul Piotrka z pojemnika na brudne ciuchy.

Wszystko mu poświęciłam

– Strasznie mnie ciekawi, co to za jedna, która na tak wyraźny kolor maluje usta! – gadałam głośno do siebie, żeby tylko nie wybuchnąć płaczem, bo w środku drżałam i wszystko mnie bolało od tego upokorzenia. – Podły dupek! – klęłam pod nosem, przerzucając ubrania według kolorów. – Ja tu z językiem na brodzie latam jak głupia między pracą a domem, dbam o to, żeby powrót do aktywności zawodowej nie wpłynął źle na rodzinę, a tu jakaś lala próbuje zaznaczyć swoje terytorium?

– Powiedz mi, jaki jest sens tej firmy architektonicznej? – zrzędził mój mąż, gdy nasze bliźnięta rozpoczęły naukę w szkole, a ja zdecydowałam, że czas wrócić do kariery zawodowej. – Wykończysz się! Przecież jakoś sobie radzimy z pieniędzmi. Czy na coś ci nie wystarcza?

– Może jeszcze trochę ptasiego mleka – powiedziałam z przekąsem, bo miałam serdecznie dosyć ciągłego przesiadywania w domu.

Wreszcie chciałam powrócić do projektowania i znów brać udział w konferencjach. Miałam na koncie wygrane w kilku konkursach architektonicznych, lecz przez własnego małżonka zostałam niemalże zesłana do Ustanówka, miejscowości położonej niedaleko stolicy, z dala od bliskich przyjaciół i znajomych, gdyż to właśnie tam postawiliśmy nasz wymarzony dom.

– Jak on śmiał to zrobić! – z całej siły uderzałam pięściami w pokrywę kosza wiklinowego powstrzymując napływające do oczu łzy.

Przecież byliśmy z Piotrkiem szczęśliwą i dobraną parą. Pomogłam mu poradzić sobie z różnymi problemami, które spowodowała jego mama. Wyjechała na stałe za granicę, pozostawiając go pod opieką babci. A teraz ten dupek, który został porzucony przez swoją matkę, a przygarnięty przez moich bliskich i na dodatek wprowadzony przez mojego tatę do świetnie prosperującej firmy, wraca do mieszkania z takim jednoznacznym śladem na swojej koszuli. I jeszcze, jak gdyby nigdy nic, wrzuca ją do prania. Chyba myślał, że będę już tak wyczerpana, że nie dostrzegę tego krwistoczerwonego odbicia szminki.

Kiedy skończyłam układać ciuchy i włączyłam pralkę, zagotowałam wodę na herbatę z melisy. Delektowałam się nią w spokoju. Następnie lekko się umalowałam, poprawiłam włosy, zabrałam torebkę i kluczyki od auta. Dokładnie spakowałam tę koszulę i już wychodząc z domu poprosiłam Piotrka, aby rozwiesił wyprane rzeczy na poddaszu i wstawił kolejną partię prania.

Była moim oparciem

Nie mam pojęcia, o której godzinie stanęłam pod drzwiami Bożeny. Zaraz po wejściu do środka, wybuchłam płaczem i szlochając, streściłam jej poranną „niespodziankę”.

– Weź głęboki oddech i się uspokój – próbowała mnie uspokoić. – Dlaczego sądzisz, że ma romans? Przecież nigdy wcześniej nie zrobił niczego w tym stylu.

– W końcu zawsze nadchodzi ten moment, kiedy coś robimy po raz pierwszy – powiedziałam bez entuzjazmu.

– Nie przyszło ci do głowy, że ktoś właśnie celowo chciał, żebyś tak myślała i zrobiła mu karczemną awanturę?

– Nie wpadłam na to – westchnęłam, przełykając łzy. – Jeśli wyjdzie na jaw, że mnie zdradza, to się pożegnamy. Wezmę rozwód i powiem mu do widzenia. To samo z firmą. Przecież to biznes mojego taty. On tylko pełni tam funkcję prezesa.

– Wyluzuj trochę i nie panikuj – uspokajała mnie Bożenka. – Jeśli będzie taka konieczność, to wynajmiemy prywatnego detektywa. Ale na początek spróbuj porozmawiać z Piotrkiem. Bez nerwów i histerii. Rozwód to naprawdę ostateczne wyjście. Bliźnięta pochłaniają mnóstwo czasu i energii, a przecież Maciek wpatrzony jest w ojca, jak w obrazek. Przy ewentualnej separacji jestem pewna, że stanie po jego stronie. Naprawdę chcesz dopuścić do takiej sytuacji? Poza tym kobiety po takich przejściach są bardziej poturbowane, a i później mają pod górkę. Moja mama lubiła mawiać, że „chłopakowi ze słomy łatwiej iść przez życie niż dziewczynie ze złota". Zanim przyjdzie ci do głowy zrobić coś głupiego, zastanów się nad tym dobrze.

Plotkowałyśmy przez wiele godzin. Do mieszkania dotarłam grubo po dwunastej w nocy. Mój mąż smacznie chrapał. Bliźniaki były na wycieczce szkolnej. Następnego dnia była sobota, więc mogłam sobie pospać do dziewiątej. Ze snu wyrwała mnie woń świeżo zaparzonej kawy, która stała na stoliczku przy łóżku.

– Nieźle posiedziałaś u Bożeny – przywitał mnie mój małżonek.

– I całe szczęście, bo inaczej kto wie, czy w ogóle byśmy dziś ze sobą rozmawiali.

– Czemu tak mówisz? –nie ukrywał zaskoczenia.

Zaczął mi się spowiadać

Kiedy wstałam z łóżka natychmiast poszłam na korytarz, wzięłam foliową torbę, w którą wcześniej schowałam tę koszulę ze śladem po szmince.. Ze wstrętem wyrzuciłam ją na łóżko, tak żeby mógł dobrze przyjrzeć się tej plamie.

– Totalnie tego nie rozumiem – mruknął zdziwiony.

– No niesamowite! – parsknęłam ironicznie. – A tej panienki, która tak mocno maluje usta też nie kojarzysz? Pewnie jakieś skrzaty ukradły ci koszulę, a później z powrotem ją oddały do kosza, tyle że już przyozdobioną w ten sposób? – wściekałam się.

– Misiu, o czym ty mówisz?

– Spójrz tutaj – pokazałam mu pobrudzoną szminką część kołnierza. – Dlaczego, do licha, wrzuciłeś tę cholerną koszulę do kosza na pranie?

Nagle stracił kolory z twarzy, a ręce zaczęły mu się trząść.

– No przyznaj się, gdzie się włóczyłeś, gdy niby pracowałeś w księgowości? – zapytałam.

– Przysięgam, że mogę się wytłumaczyć z tego czasu co do minuty – wyszeptał ledwo słyszalnym głosem.

– W takim razie jestem ciekawa, co powiesz – odparła, czekając na jego wyjaśnienia.

– Umówiłem się z księgową na godzinę 15. Niestety, były korki, spowodowane zapewne weekendowymi wyjazdami ludzi spoza miasta do swoich domów, pojawiłem się kwadrans po czasie. Wyciągnąłem dokumenty, zostawiłem je na blacie i poprosiłem o coś chłodniejszego do picia. Pani Marty z sąsiedniego stanowiska już nie było. Nasza specjalistka od finansów podała mi więc coca-colę, ale tak niezgrabnie ją chwyciłem, że zawartość szklanki znalazła się na mnie.

– Ojejku, biedactwo. Od kiedy jesteś aż taką niezdarą? – piekliłam się.

– I wtedy pani z księgowości wpadła na pomysł – kontynuował Piotrek – żeby zabrać moją koszulę do szybkiego prania. Na moje szczęście pod spód założyłem t-shirt, więc nie musiałem paradować z gołą klatą… Następnie udała się do pomieszczenia socjalnego, żeby włączyć żelazko i osuszyć koszulę, dzięki czemu nie musiałbym wychodzić w przemoczonej. Było jej wiadomo, że jestem umówiony na spotkanie z nowym kontrahentem.

– No proszę, ale z niej troskliwa babeczka – nie mogłam powstrzymać jadu.

– To fakt, w ostatnim czasie zachowywała się trochę inaczej niż zwykle. Zawsze, kiedy się żegnaliśmy, robiła to jakoś tak długo, jakby przeciągała ten moment, intensywnie patrzyła mi prosto w oczy. Zlekceważyłem to tym bardziej, że do niedawna pani Marta zawsze była w pobliżu. Muszę się jednak przyznać, że zacząłem odczuwać pewien niepokój. Zwłaszcza od czasu, gdy dowiedziałem się o niedawnym rozwodzie księgowej… Jej zachowanie coraz mocniej działało mi na nerwy, ale postanowiłem wytrwać do końca roku, ponieważ była zaangażowana w mnóstwo ważnych sprawy z klientami, które należało sfinalizować.

To, co mówił miało jakiś sens

– Czemu mi tego nie powiedziałeś wcześniej? – zerknęłam na niego z niedowierzaniem.

– Wolałem ci oszczędzić takich wrażeń, żebyś nie wpadła w nerwowy nastrój. A ona mi taki numer wywinęła... Wczorajszego dnia, kiedy zawołała: „no, już wysuszona, proszę ją założyć”, odwiesiłem marynarkę, którą miałem narzuconą na koszulkę i poszedłem do łazienki. Przy drzwiach wręczyła mi koszulę. Nagle zgasło światło.„ ”Ojejku! – pisnęła. – Chyba wysiadły korki. Najprawdopodobniej padła żarówka w łazience– ciągnęła.

Historia mojego męża robiła się coraz ciekawsza.

– Zakładałem koszulę w lekkim mroku, ratował mnie lufcik w łazience, przez który dostawało się trochę światła z przedpokoju. Natychmiast narzuciłem na siebie marynarkę, gdyż przez tę historię z napojem już się spóźniłem. Pożegnałem się i popędziłem do auta. Po kwadransie byłem już u klienta. To wszystko, daję słowo.

– Myślisz, że twoje wyjaśnienia są na tyle szczegółowe, że przekonają mnie, iż nic cię nie łączy z tą kobietą?

– No właśnie o to chodzi, że łączy! Od prawie dwóch lat zajmuje się księgami rachunkowymi w naszej spółce. Na pewno to wszystko było z góry zaplanowane. Specjalnie mi tak ten kubek wręczyła, żebym się oblał, a podczas gdy prasowała mi koszulę celowo zostawiła ślad na kołnierzyku. Coś też pokombinowała z tym prądem i żarówkami żebym niczego się nie dopatrzył. Sądzisz, że byłbym na tyle głupi, żeby zostawić w mieszkaniu dowód mojej zdrady? Kotku! – tłumaczył się.

– Sama nie mam pojęcia – wymamrotałam pod nosem.

– Daj mi dokończyć: lwia część klientów, których ona obsługuje, to albo panie, albo mocno wiekowi faceci.

– Jedynie ty nadajesz się jeszcze do wzięcia – rzuciłam złośliwie.

– Myślę, że to wszystko było z góry ustawione. Panią Martę też na pewno gdzieś posłała...

– Bożenka doszła do podobnych wniosków – przyznałam.

– No widzisz! Twoja przyjaciółka ma głowę na karku i jest wobec ciebie w porządku... Inna pewnie jeszcze by cię na mnie najeżyła.

– Nie ciesz się zbyt wcześnie – burknęłam pod nosem. – No dobra, powiedzmy, że było dokładnie tak, jak mówisz.

Uporaliśmy się z tą sprawą wspólnie

Zgodziłam się pójść z Piotrkiem na obiad do knajpy, którą oboje bardzo lubimy. Pewnie myślicie, że jestem łatwowierna, bo uwierzyłam, że to był tylko wybryk tej sfrustrowanej pani z księgowości, żeby poróżnić mnie
z mężem. Ale jak usłyszałam od kumpli, którzy polecili Piotrkowi to biuro od rozliczeń, że ta baba non stop zasięgała języka na temat naszego związku u ich księgowej, to dałam wiarę temu, co mówił. Żeby jednak nie poczuł się zbyt pewnie, co jakiś czas wracałam do tej sprawy – niby żartując, ale też na serio.

Piotrek zaczął korzystać z usług nowego biura księgowego, które poleciła mu moja koleżanka. Poprzednią panią księgową zaprosiliśmy więc do knajpy, ot tak, żeby się pożegnać. Mimo mojej obecności na spotkaniu ta zdecydowała się pozbyć butów i chciała swoją bosą stopą dotknąć łydki mojego męża. Na jej nieszczęście pomyliła nogi i trafiła na moją. Aż podskoczyłam z konsternacji, a ona przewróciła oczami i powiedziała cichutko:

– Przepraszam, bardzo bolą mnie nogi, nie wiem już sama, co mam zrobić.

„Zarzuć sobie na kark” – przeleciało mi przez głowę, ale na twarzy pojawił się tylko sarkastyczny uśmiech.

Gdyby nie to, że porozmawiałam wtedy z Bożeną, chyba naskoczyłabym na małżonka i naprawdę narobiła wiele głupot. Ale po tej rozmowie udało mi się uspokoić, opanować histerię i wspólnie rozwiązaliśmy tę  dziwną sprawę... Niekiedy lepiej chwilę poczekać, zanim sięgnie się po najcięższe działa...

Daria, 33 lata

Czytaj także:
„Chciałam pomóc córce i zabrałam wnuki na wakacje do Mielna. Najadłam się wstydu i już nigdy tam nie wrócę”
„Romans ze starym znajomym otworzył mi oczy. Wolę nudnego męża na kanapie, niż włóczykija w hotelu”
„Zostawiłam męża, bo szalał z zazdrości. Rozpętał wokół mnie prawdziwe piekło i został moim stalkerem”

Redakcja poleca

REKLAMA