„Wpakowałam się w finansowe bagno, żeby uratować małżeństwo córki. Przez moją głupotę nie stać mnie nawet na parówki”

kobieta, która ma finansowe problemy fot. iStock, Natalia Gdovskaia
„Mój mąż bladł i czerwieniał na zmianę. Łapał się za głowę i serce. Ale w sumie zniósł to lepiej, niż przypuszczałam. Potem razem z Balbiną obliczali na kalkulatorze, jak wybrnąć z tego galimatiasu”.
/ 16.07.2023 11:15
kobieta, która ma finansowe problemy fot. iStock, Natalia Gdovskaia

Moja przyjaciółka zadzwoniła przed szóstą rano, każe mi wziąć długopis i pisać: „pół słoika dobrego miodu, cztery główki czosnku i kilogram cytryn”.

– Czosnek drobno pokroisz – dyktowała. – Cytrynę wydusisz na sok i wymieszasz wszystko z miodem. Dodasz setkę spirytusu i niech się maceruje. Po trzech miesiącach masz nalewkę cudo!

– I na co to pomaga? – zapytałam słabo.

– Na wszystko!

Mój mąż, przekręcając się na drugi bok, mruknął z dezaprobatą:

– Czy ona nie mogła ci tego powiedzieć o ludzkiej porze? Wariatka!

Moja przyjaciółka ma na imię Ewa, ale od przedszkola mówimy na nią Balbina. Znamy się jak łyse konie i przedstawiamy obcym: „przyjaciółka od serca, właściwie siostra”. Trzymamy się razem od pierwszej klasy podstawówki, czyli już ponad pięćdziesiąt lat! Kiedy jednej coś jest, druga natychmiast to zauważa: „Coś taka mikra? – pyta. – Przyjechać? Potrzebujesz czegoś?”. Własny mąż i dzieci nie widząa ona wie i natychmiast reaguje!

Musiałam ratować małżeństwo córki!

Gdyby nie Balbina, może by mnie już nie było na tym świecie, bo wpakowałam się
w straszne kłopoty. Już miałam plan, jak ze sobą skończyć, bo nie widziałam wyjścia, nawet list pożegnalny napisałam, żeby się wytłumaczyć dlaczego… Zaczęło się od rozmowy z moją córką. Od jakiegoś czasu chodziła markotna, widziałam, że popłakuje po kątach, schudła i strasznie się zaniedbała.

– Powiedz, córcia, jak ci pomóc? – prosiłam. – Komu się zwierzysz jak nie matce?
Wreszcie wydusiła, że mają z mężem kryzys, nawet już się nie kłócą, bo tak zobojętnieli na siebie, że mijają się jak obcy!

– On chyba ma jakąś babę – płakała.

– Jestem prawie pewna, że mnie zdradza. Mamo, co ja mam robić?

Wszystkie moje namawiania, żeby pogadali, były jak grochem o ścianę.

– To nic nie da – szlochała Ola. – Próbowałam już i guzik z pętelką!

Strasznie się tym martwiłam. Lubię mojego zięcia. Jest fajnym facetem, dobrym ojcem i – wydawało mi się – mężem też idealnym. Myślałam i kombinowałam, jak do nich dotrzeć, żeby wszystko było jak dawniej. I wpadłam na pewien pomysł… W gazetach i w telewizji pełno jest reklam wakacji w ciepłych krajach, nad morzami i plażami jak z bajki. Pomyślałam, że gdyby wyjechali sami, bez dzieci, mieliby czas dla siebie i może by się odnaleźli?

No więc poszłam do eleganckiego biura podróży i zapytałam o taką wycieczkę… Panie święty! Kosztowała majątek. Nie było mnie stać, ale na słupach ogłoszeniowych zobaczyłam ulotkę o takim biurze pożyczkowym ofiarującym pieniądze „natychmiast i bez zbędnych formalności”.

Kilka tygodni później moje dzieci pojechały na czternaście dni do Grecji. Wróciły odmienione. Córka opowiadała, że przeżyli tam drugi miodowy miesiąc i wszystko sobie wyjaśnili.

Byłam szczęśliwa!

Żeby spłacić pierwszą ratę z odsetkami, nie zapłaciłam za prąd i zrobiłam pierwszą zaległość w czynszu. Na szczęście przyszło wyrównanie mojej emerytury, resztę dopożyczyłam od przyjaciół i miałam na drugą ratę. Na dług w spółdzielni mieszkaniowej, niestety, już nie starczyło.

Bałam się, że wyłączą światło, bo teraz się nie patyczkują, więc nie wykupiłam leków i przyoszczędziłam na jedzeniu. Dałam radę, aż do czwartej raty… Ubłagałam w administracji, żeby poczekali. Ponieważ do tej pory płaciłam czynsz regularnie, poszli mi na rękę, ale termin spłaty był nieprzekraczalny. No to pomyślałam, że jeden dług mogę przecież spłacić drugim!

W swoim banku nie dostałam kredytu, bo wymagali zgody współwłaściciela konta, czyli Heńka. Znalazłam więc inną szybką pożyczkę. Spłaciłam zaległości, ale teraz z kolei miałam dwie raty z odsetkami… Kombinowałam jak koń pod górę! Płaciłam na przykład jeden czynsz, ale robiłam zaległości w gazie albo prądzie. Bojąc się upomnień, uprosiłam listonosza, żeby korespondencję dawał mi do ręki.

Porobiłam długi u znajomych; ciągle przepraszałam, tłumaczyłam i obiecywałam, że: „już na pewno, za kilka dni oddam”. Tylko kablówkę załatwiałam regularnie, bo gdyby mąż stracił swoje seriale, zacząłby drążyć, co jest grane. Poza tym zaczęłam na wszystkim oszczędzać. Chodziłam pieszo przez pół miasta, kupowałam najtańsze produkty, zapomniałam o kosmetykach i perfumach. Prałam w proszku za grosze.

Ale i tak moje długi rosły. Zaległość czynszowa nie dawała mi spać po nocach.
Nadal czaiłam się na listonosza, żeby tylko upomnienie nie trafiło do rąk męża. Próbowałam negocjować tam, gdzie byłam zadłużona, lecz nic nie wskórałam!
Wzięłam trzecią szybką pożyczkę…

I właśnie wtedy, kiedy jeszcze miałam pieniądze i obliczałam, jaką dziurę zatkać najpierw, odwiedziła mnie wnuczka. Rozpaczała, że rodzice nie chcą jej kupić nowej komórki.

– Muszę nosić taką starożytną cegłę, że wszyscy się ze mnie śmieją! – biadoliła.
– Ale matka i ojciec mają to w nosie!

Serce mi się na jej widok ściskało, więc dałam Adelce na ten upragniony telefon.

– Babciu, jesteś super! Kocham cię. Ty mnie rozumiesz! – szepnęła wnusia i przez pięć minut znów byłam szczęśliwa.

Mąż razem z Balbiną znaleźli rozwiązanie

Doszłam do ściany. Już wiedziałam, że nie wybrnę z tych długów. Przestałam spać, schudłam. W spółdzielni mieszkaniowej rósł mi dług. Postanowiłam, że ze sobą skończę. Napisałam list do rodziny… Wtedy wzięła się za mnie Balbina. Akurat wróciła z Irlandii od swojego syna, gdzie parę miesięcy pomagała młodym przy dzieciach, bo właśnie urodził się im kolejny potomek. Złapała się za głowę, kiedy mnie zobaczyła.

– Panie Jezu! Co z tobą? Jesteś chora?

A we mnie puściła jakaś tama i rycząc jak bóbr, opowiedziałam, co nawyczyniałam podczas jej nieobecności.

– Wszystko skończone – powtarzałam, ocierając nos. – Zabiorą nam mieszkanie za długi, pod most pójdziemy.

– A Heniek wie? – zapytała Balbina.

– Skąd? Nie ma o niczym pojęcia. Chyba by mnie zabił!

– Nie zabiłby, nie zabił… Nie histeryzuj. To dobry chłop, tylko trochę marudny, ale cię kocha i wiele potrafi zrozumieć.

– Dobrze ci gadać, bo sama nie masz takich kłopotów.

– Nie mam, bo wiem, że jak się ma miękkie serce, trzeba nadstawiać twardy tyłek. Ty zawsze jedno i drugie miałaś jak z masła.

– Co teraz będzie? – chlipnęłam, czując jednak leciutki powiew nadziei.

– Po pierwsze, obliczymy dokładnie, ile masz tych długów. Ja odkładałam emeryturę przez tych parę miesięcy pobytu u syna, ale boję się, że nie wystarczy…

– Mam brać twoje pieniądze?!

– Twoje, moje, co za różnica? Pożar trzeba gasić, nie wszystko jedno czyją sikawką? – burknęła przyjaciółka. – Tylko że musisz Heńkowi powiedzieć co i jak.

– Boję się!

– Przecież cię nie weźmie na kolano, chociaż… może by się i przydało.

– Powiem mu. Tylko bądź przy mnie.

Mój mąż bladł i czerwieniał na zmianę. Łapał się za głowę i serce. Ale w sumie zniósł to lepiej, niż przypuszczałam. Potem razem z Balbiną obliczali na kalkulatorze, jak wybrnąć z tego galimatiasu. Ja siedziałam cicho jak mysz pod miotłą. Mąż złego słowa mi nie powiedział do chwili, kiedy Balbina wygadała się, że myślałam o ucieczce...

– Co? – krzyknął. – Tego ci nie wybaczę!

I znowu Balbina mnie uratowała.

Zaciskamy pasa

– Niech najpierw ona tobie wybaczy – powiedziała ostro. – Pogłówkuj, czemu się ciebie tak boi, że wolała myśleć o tragedii, zamiast z tobą pogadać? Mnie wystarczyło jedno spojrzenie, a ty byłeś obok ślepy jak kret! Sam zrób rachunek sumienia!

Heniek wyglądał, jakby miał pęknąć ze złości, ale najwyraźniej Balbina poruszyła w nim jakąś strunę, bo po chwili podszedł do mnie i wymamrotał:

– Ona ma rację. Wybacz. Obiecaj, że na przyszłość nie będziesz miała przede mną tajemnic. Żeby nie wiem co się działo!

Dzięki pożyczce od Balbiny i kolejnemu kredytowi, ale już w banku, spłaciliśmy długi. Teraz zaciskamy pasa. Mąż wziął wszelkie świadczenia w swoje ręce. Pilnuje tego jak oka w głowie! Ostatnio dzieci miały rocznicę ślubu. Kiedyś kupiłabym im jakiś drogi prezent, teraz poprzestaliśmy na życzeniach i torcie, który upiekłam wspólnie z Balbiną. Kiedy dekorowałyśmy wierzch, zapytała:

– A moją nalewkę zrobiłaś?

– Nie miałam do tego głowy…

– Nie szkodzi. Dam ci swoją. Będziesz jak nowo narodzona, zobaczysz!

Już jestem. Dzięki Balbince, mojej przyjaciółce, prawie siostrze.

Czytaj także:
„Sąsiadka za młodu porzuciła swoje dzieci dla kochanka. Na starość dopadła ją karma. Została sama jak palec”
„Przyjaciółka nie mogła przeżyć, że zakochałam się na starość. Z zawiści zniszczyła mój związek i znowu zostałam sama”
„Mąż zdziadział na starość, a ja chciałam podróżować. Gdy wygrałam w lotto, żaden stary zgred nie mógł mnie już powstrzymać”

Redakcja poleca

REKLAMA