„Sąsiadka za młodu porzuciła swoje dzieci dla kochanka. Na starość dopadła ją karma. Została sama jak palec”

samotna kobieta fot. iStock, PeopleImages
„Czy ja umiałabym wybaczyć mojej matce, gdyby tak mnie potraktowała? Pewnie nie… Ale ludzie się zmieniają, a pani Aniela aż za dobrze poznała gorycz żalu i wyrzutów sumienia. Ma córkę i jej nie ma. Taka karma złych matek”.
/ 26.06.2023 17:15
samotna kobieta fot. iStock, PeopleImages

Nigdy nie zapomnę, jak poznałam panią Anielę. To był późny wieczór, siedziałam w fotelu nad książką i delektowałam się lekturą oraz spokojem. Aż tu nagle relaks przerwał mi dzwonek do drzwi. To pewnie ten pijak z góry, znowu mu się pomyliły mieszkania, pomyślałam z niechęcią i nie ruszyłam się z fotela. Ale dzwonek nie przestawał dzwonić, więc w końcu poszłam otworzyć.

Za moim progiem stała niezwykła postać: starsza kobieta ubrana w długą, brokatową suknię i wytworny kapelusz ozdobiony wstążkami.

– Pani do mnie? – zdziwiłam się.

– Potrzebuję pomocy, skarbie! Chodź ze mną, szybko! – bezceremonialnie wzięła mnie za rękę i zaczęła ciągnąć.

– Ale o co chodzi? – opierałam się.

– O życie, kochana, o życie! To sprawa życia i śmierci! – odpowiedziała z teatralną emfazą.

– Dobrze, pomogę pani, tylko proszę powiedzieć, o co chodzi…

– Nie ma czasu, nie ma czasu! Chodźmy! – ciągnęła mnie za rękę coraz mocniej. Ustąpiłam i dałam się poprowadzić.

Gdy wciągnęła mnie do swojego mieszkania, na jego widok dosłownie oniemiałam. Panował tam nieziemski bałagan: na podłodze leżały skotłowane ubrania i buty, filiżanki, sztućce, biżuteria…

– O, Boże… – szepnęłam ze zgrozą.

– No i sama widzisz, kochana!

– Ktoś się do pani włamał?

– Ależ skąd! Bez urazy, skarbie, ale ślepa jesteś? Boluś przepadł! – wskazała na pustą klatkę stojącą w rogu pokoju.

Miałam ochotę parsknąć śmiechem, ale starsza pani była tak przejęta, że mogłaby się obrazić. Przygryzłam dolną wargę i udało mi się opanować wesołość.

– A Boluś to… chomik?

– Chomik, też coś! – prychnęła z pogardą. – Boluś to mój ukochany szczur. 

Bezwiednie się skrzywiłam. Nie znosiłam szczurów. Brr!

– Na pewno sam przyjdzie, proszę się nie martwić. Chętnie bym pani pomogła go szukać, ale boję się szczurów. Lepiej już pójdę.

Staruszka zacmokała z dezaprobatą

– Bać się szczurów, jakie to niemądre! A szczury to bardzo mądre stworzenia.

– Skoro tak, to pewnie sam się znajdzie. Proszę zostawić mu w klatce jakiś przysmak, może to go zwabi – doradziłam.

Następnego dnia wieczorem znów spokój zakłócił mi dzwonek do drzwi. Czyżby to znowu ta zwariowana staruszka? Miałam rację, to była ona.

– Dobry wieczór. Czy Boluś się znalazł? – przywitałam ją.

– Ja właśnie w tej sprawie. Wsadziłam mu do klatki kabanosa, jak poradziłaś, i zaraz przyszedł! To dzięki tobie wrócił, dlatego zapraszam do nas na wino, musimy to razem uczcić!

Już miałam odmówić, ale zobaczyłam w jej oczach prośbę i nadzieję, podszyte smutkiem. Musi być bardzo samotna, pomyślałam i przyjęłam zaproszenie.

Gdy napiła się wina, śpiewała i tańczyła

Pani Aniela otworzyła drogie wino i poczęstowała mnie ciastkami. Twierdziła, że sama je upiekła. Niech jej będzie. Chwaliłam, nie dając po sobie poznać, że wiem, iż to sklepowe słodycze znanej marki.

Po dwóch kieliszkach wina starsza pani zaczęła dokazywać: śpiewała, tańczyła, śmiała się. Na początku byłam zażenowana jej zachowaniem, ale potem mnie też zaszumiało w głowie. A co tam! Kto nas tu widzi? Kto będzie nas oceniał? Nikt! Wygłupiałam się razem z nią i świetnie się przy tym bawiłam. Około północy pani Aniela zasnęła w fotelu. Wyjęłam jej kieliszek z dłoni, przykryłam ją kocem i wyszłam po cichu.

Nazajutrz po naszej imprezce dopadł mnie zły humor. Obawiałam się, że od tej pory sąsiadka będzie mnie regularnie nawiedzać. Współczułam jej z powodu samotności, ale nie byłam pewna, czy chcę mieć taką zwariowaną znajomą. Do tego nachalną.

Moje obawy okazały się przedwczesne: mijały kolejne dni, a pani Aniela się do mnie nie odzywała. Po upływie tygodnia ze zdumieniem stwierdziłam, że właściwie to chciałabym ją zobaczyć. Upiekłam więc ciasto i zadzwoniłam do jej drzwi. Otworzyła po dłuższej chwili. Bez makijażu i w szlafroku wyglądała bardzo mizernie. 

– Czego pani chce? – rzuciła nieprzyjaźnie na mój widok.

Chyba mnie nie poznała.

– Pani Anielo, to ja. Gosia z dołu. Wpadłam zapytać, co u pani słychać, i przyniosłam ciasto.

– Nic nie kupię! Niczego nie chcę! Idź żebrać gdzie indziej! – wykrzyczała i zatrzasnęła mi drzwi przed nosem.

Bardziej się zmartwiłam, niż zrobiło mi się przykro. Jeżeli naprawdę mnie nie rozpoznała, to oznaczało, że ta żywiołowa, ekscentryczna kobieta cierpiała na zaawansowaną demencję. Czy ona w ogóle ma jakąś rodzinę? Czy ktoś o nią dba? Jeszcze tego samego dnia zagadnęłam na ten temat panią Jasię, dozorczynię.

– Dwa razy w miesiącu przyjeżdża do niej córka z zakupami. Pilnuje, żeby matce nie brakowało jedzenia, ale powiem pani, że miłości to między nimi nie ma. Młoda wpada jak po ogień, jak z obowiązku, i zaraz ucieka, nawet chwili z matką nie posiedzi. Taki los starych, co mają niewdzięczne dzieci…

Jej słowa odrobinę mnie uspokoiły; wiedziałam, że pani Aniela przynajmniej ma co jeść i że ktoś regularnie do niej zagląda. Zawsze to lepiej, niż gdyby była zupełnie sama. Choć i tak ogarniało mnie współczucie na myśl o samotnej, starej kobiecie dziwaczejącej z choroby i samotności.

Od tamtej pory zaczęłam regularnie wpadać do pani Anieli. Czasem mnie nie poznawała i odprawiała z kwitkiem, czasem była serdeczna i miło gawędziłyśmy. Już w progu poznawałam, w jakim jest nastroju: kiedy była umalowana i wystrojona, to znaczyło, że przywita mnie z radością, a kiedy nie miała makijażu i snuła się w podomce, to oznaczało, że ma gorszy dzień i nici z wizyty.

Pani Aniela była kiedyś aktorką teatralną. Bardzo lubiła wspominać tamte „dni chwały i sławy”, jak żartowała, często recytowała mi fragmenty swoich ról. A kiedy wspomagała się winem, również śpiewała i tańczyła, co – trzeba jej przyznać – robiła to z dużym wdziękiem. Chociaż się zestarzała i przeszła na emeryturę, w duszy pozostała pełną fantazji artystką. 

Już ja powiem jej córce do słuchu!

Nasza wzajemna sympatia rosła i zaczęłam traktować ją jak członka rodziny. A co z jej rodziną? Gdy próbowałam podpytać ją o córkę, natychmiast zmieniła temat, więc zrozumiałam, że nie chce o tym rozmawiać. W porządku, nie zamierzałam naciskać. Uwielbiałam moją zwariowaną sąsiadkę, choć martwiło mnie, że tak często sięga po alkohol. W jej wieku i stanie w ogóle nie powinna pić. Oczywiście nic sobie nie robiła z moich przestróg.

– A gdzie tam mi szkodzi! Przeciwnie, kochaniutka, wręcz przeciwnie. Tylko wino trzyma mnie jeszcze przy życiu!

Do czasu. Pewnego dnia dzwoniłam do drzwi pani Anieli bez skutku. Tknięta złym przeczuciem, zamiast wrócić do siebie, po prostu weszłam do jej mieszkania. Nie było zamknięte na klucz i dzięki Bogu. Znalazłam sąsiadkę leżącą na podłodze. Nieprzytomną!

Wezwałam pogotowie i pojechałam z nią do szpitala. Okazało się, że to tylko omdlenie spowodowane wycieńczeniem, bo pani Aniela za mało jadła. Tylko?! Dostała kroplówkę, kilka przestróg od lekarza i mogła wracać do domu. Niby dobrze się skończyło, ale mnie roznosiła złość. Bo co by było, gdybym wtedy nie przyszła?

– Córka zupełnie o panią nie dba. Proszę mi dać telefon do niej, powiem jej kilka słów prawdy. Może sumienie ją ruszy. Pani nie może mieszkać sama – narzekałam, serwując pani Anieli kolację do łóżka.

Nie podziękowała mi za troskę.

– Zostaw moją córkę w spokoju – burknęła. – Dostaję od niej i tak więcej, niż sobie zasłużyłam.

– Ale…

– Nie odpuścisz, co? – pani Aniela spojrzała na mnie spode łba, jakby zła, że naciągam ją na zwierzenia. – Ciekawe, czy dalej będziesz taka chętna do pomocy, gdy poznasz prawdę.

Poczułam się nieswojo, więc zasłoniłam się żartem:

– A co? Zabiła pani kogoś?

Nie uśmiechnęła się, za to szybko, jakby chciała pozbyć się tych słów, które ją uwierały, raniły, obciążały, opowiedziała, jak przed laty porzuciła swoją rodzinę dla kochanka. Jej pięcioletnia wówczas córka została z ojcem, a ona nawet jej nie odwiedzała. A potem, gdy jako nastolatka zabiegała o kontakt, gdy dawała matce szansę naprawienia wszystkiego między nimi, ona ją zbywała, zajęta karierą, zabawą, kolejnymi romansami.

– Nigdy nie byłam dla niej prawdziwą matką, więc teraz nic mi nie jest winna. Obiecaj, że nie będziesz się wtrącać. Przysięgnij!

Przysięgłam, a potem nie znajdując słów pociechy, tylko głaskałam ją po wstrząsanym szlochem ramieniu. Czy ja umiałabym wybaczyć mojej matce, gdyby tak mnie potraktowała? Pewnie nie… Ale ludzie się zmieniają, a pani Aniela aż za dobrze poznała gorycz żalu i wyrzutów sumienia. Ma córkę i jej nie ma. Taka karma złych matek.

Czytaj także:
„Zakochałem się w Karolinie od pierwszego wejrzenia. Gdy czar prysł, wylazła z niej wredna i ordynarna baba z bazaru”
„Wnuczka zakochała się w dziwaku, który nawet żarówki nie potrafi wkręcić. Uknułam intrygę, żeby przejrzała na oczy”
„Zakochałam się w szkolnym pedagogu. Chciałam go zdobyć, a on zaczął się spotykać z moją mamą. Przecież ona jest stara”

Redakcja poleca

REKLAMA