„Wpadłem w szał, gdy moja dziewczyna zaszła w ciążę. Obwiniałem ją, że wpakowała mnie w pieluchy i chce zniszczyć mi życie”

Mężczyzna, który nie chce dziecka fot. Adobe Stock, AntonioDiaz
„Zawiesiła głos, a mnie oblazły mrówki. Mam tak, że jak się zdenerwuję, swędzi mnie całe ciało, jakbym usiadł na mrowisku. Z doświadczenia wiedziałem, że to nie pomoże, ale nie mogłem się powstrzymać. Czy Beata właśnie dała mi do zrozumienia, że może być w ciąży?”.
/ 06.10.2022 19:15
Mężczyzna, który nie chce dziecka fot. Adobe Stock, AntonioDiaz

Kalina przyłapała mnie, gdy przyglądałem się sobie w lustrze. Z profilu. Ostatnio sflaczałem, pewnie od siedzenia przy komputerze i czipsów. Pomyślałem, że trzeba coś z tym zrobić, i to szybko, dopóki stan się nie utrwali. Koleżanka stanęła za mną i przyjrzała mi się krytycznie.

– Ciąża gastronomiczna – parsknęła. – Wyglądałam dokładnie tak samo po pierwszym dziecku…

– Widzę, że przyzwyczaiłaś się do tego stanu, to pokrzepiające – powiedziałem złośliwie.

Nie wiem, co mnie napadło, normalnie unikam starć z ludźmi, szczególnie takimi ostrymi jak Kalina. Jestem człowiekiem rozsądnym, wolę negocjacje niż walkę, nawet na słowa. Kalina przesunęła się obok i weszła do wnęki, która w naszej firmie udawała kuchnię. Mieściły się w niej ekspres do kawy i mikrofala, obowiązkowy zestaw biurowy.

– Nie bądź bucem – powiedziała, naciskając guzik z rysunkiem dużej filiżanki – Jakbyś urodził dwoje dzieci, też miałbyś kłopoty z figurą. Po Kubusiu wróciłam do dawnej wagi, ale przy Jance sporo utyłam i ta sztuka nie do końca mi się nie udała.

– Jak dla mnie, jest super – zrehabilitowałem się, komplementując jej figurę.

– Też tak uważam – odparła pogodnie. – Nie pozwolę nikomu wpędzić się w kompleksy.

Z tym dwuznacznym tekstem opuściła kuchnię, zostawiając mnie przed lustrem. Było od podłogi do sufitu i stanowiło element wystroju wnętrza, który regularnie doprowadzał do szału pracujące tu kobiety. Nie każdy lubi zobaczyć się znienacka w tafli na ścianie, szczególnie gdy jest na to nieprzygotowany. Teraz padło na mnie.

Korzystając z tego, że zostałem sam, podniosłem lekko koszulkę, żeby ocenić straty. W domu nie mieliśmy tak dużego lustra, zapatrzyłem się. Zawsze byłem szczupły, nie przytyłem, tylko sflaczałem, mięśnie na brzuchu uległy wyraźnej atrofii. Czyżbym się starzał? Ciekawe, czy plecy też tak wyglądają? Odwróciłem się nie opuszczając koszulki i wygiąłem szyję, żeby lepiej widzieć.

– Kamil, obnażasz się w pracy? Chłopaku, co z tobą, wybierasz się na casting do chippendalesów?

Za mną stał Benek, lider naszego małego zespołu, a tak naprawdę poganiacz niewolników.

– Wdzięczysz się do lustra? Nie masz co robić? – syknął.

Odpowiedziałem coś niewyraźnie, obciągnąłem koszulkę i zniknąłem w toalecie, symulując pośpiech. Benek nie mógł mi odmówić prawa do zrealizowania nagłej potrzeby fizjologicznej.
Kiedy wróciłem do biurka, drogi lider nie zapomniał o mnie, zawalił mnie robotą, domagając się jednocześnie ukończenia poprzedniej. Zagłębiłem się w pracy, przeżuwając w milczeniu paroksyzm nienawiści do Benka.

Na fali wzmożenia obiecałem sobie, że od jutra zacznę biegać albo wykupię karnet na siłownię, praca przy biurku mnie nie pokona, wypracuję taki kaloryfer, że wszystkim zbieleje oko. Benkowi też, kurna.

Nie chcesz wina? Czemu? Jest bardzo dobre

Postanowienie wywietrzało mi z głowy do wieczora, kiedy skonany dowlokłem się do domu.

– Potrzebuję ratunkowego drinka, albo wybuchnę. Benek mi dojadł, miałem parszywy dzień – oznajmiłem, otwierając szafkę, w której zwykle trzymamy alkohole, o ile takie mamy.
Z ulgą zobaczyłem butelkę wina i sięgnąłem po kieliszki.

– Mnie nie nalewaj, nie powinnam pić – odmówiła Beata.

– Nie masz ochoty? To całkiem dobre wino, półwytrawne…

– Ochotę mam, ale wolę być ostrożna. Nie jestem pewna…

Zawiesiła głos, a mnie oblazły mrówki. Mam tak, że jak się zdenerwuję, swędzi mnie całe ciało, jakbym usiadł na mrowisku.

– Rany, nie mów – jęknąłem i zacząłem się dyskretnie drapać. Z doświadczenia wiedziałem, że to nie pomoże, ale nie mogłem się powstrzymać. Czy Beata właśnie dała mi do zrozumienia, że może być w ciąży? – Rany, chcę, żeby ten straszny dzień już się skończył, czy możemy już iść spać i udawać, że nic się nie zdarzyło? – poprosiłem.

– Mówisz poważnie? – w głosie Beaty zadźwięczały niebezpieczne nutki. – Czekałam na ciebie, żeby zrobić test ciążowy, w końcu ty też jesteś w to zamieszany.

– Wcale się nie wypieram, tylko trochę mnie zaskoczyłaś – wycofałem się na bezpieczną pozycję. – Nie planowaliśmy dziecka.

Beata westchnęła.

– Dla mnie to też grubsza niespodzianka, myślałam, że dobrze się zabezpieczamy. To co, robimy test?

– Zrób, poczekam tutaj.

Pociągnąłem długi łyk wina, nie czułem się na siłach w stu procentach brać udziału w cudzie poczęcia. Ze wszystkich sił życzyłem sobie, by alarm okazał się fałszywy. Czy to takie dziwne, że nie chciałem dziecka? W ogóle tak, ale jeszcze nie teraz. Może kiedyś, w odległej przyszłości, jak do tego dojrzeję. Beata wyszła z łazienki z testem w ręku. Była blada jak ściana.

– Dwie kreski – powiedziała.

– To znaczy?

– Że prawdopodobnie jestem w ciąży.

– Hura – powiedziałem bezbarwnie. – Będę ojcem, wspaniale… Czy ja wyglądam jak ojciec?

– Nie, ale masz sporo czasu, żeby się przygotować. Kamil, nie osłabiaj mnie, czy tylko ja w tym pokoju jestem dorosła? Prawdopodobnie będziemy mieli dziecko, udawaj chociaż, że się cieszysz. Umówię się na wizytę do lekarza, potrzebujemy potwierdzenia.

Kiwnąłem głową. Potrzebowałem, ale anestezji. Natychmiastowej. Chciałem się wyłączyć i nie musieć stawać na wysokości zadania.

– Cieszę się, kochanie, – wymamrotałem – twoje zdrowie – uniosłem kieliszek, dopijając wino. – A teraz idę spać, ten dzień mnie wykończył.

Nie no, ja się po prostu do tego nie nadaję

Położyłem się, niestety, sen nie odciął mnie od rzeczywistości. Dopiero teraz dotarła do mnie groza sytuacji. Będziemy mieli dziecko. Kompletnie nie byłem na to przygotowany, Beata zresztą też nie. Jeszcze niedawno planowaliśmy superwłóczęgę z plecakami, oboje lubiliśmy chodzić po górach, bardzo się na to cieszyliśmy. Ustalaliśmy trasy, spieraliśmy się o czas przejścia do schroniska, szykowaliśmy sprzęt.

Teraz możemy pożegnać się z naszym hobby, ciąża Beaty, a potem pieluchy i zupki skutecznie wyłączą nas z normalnego życia. Aż mnie podniosło z nerwów. Już nic więcej mnie nie czeka? Dlaczego mam się godzić na ograniczenie wolności?

– Nie śpisz? – spytała Beata.

– Nie – odburknąłem opryskliwie.

Jasne, że nie winiłem jej za nieplanowane poczęcie dzidziusia, ale… Po prostu nie byłem w najlepszym humorze, musiałem odreagować. Beata wyczuła, co się ze mną dzieje, i odwróciła się plecami.

– Liczyłam na większe wsparcie, wiesz? – usłyszałem.

Wstałem i poszedłem do kuchni, dokończyć wino. Żałowałem, że nie mam nic, czym mógłbym się radykalniej znieczulić. Zasnąłem dopiero nad ranem, czując rosnącą w żołądku kolczastą gulę strachu. Będę ojcem. Rany! A co z moim życiem, czy ja się już nie liczę?

Do pracy poszedłem nieprzytomny, wyłącznie dlatego, że Beata mnie dobudziła i wypchnęła za drzwi. Nie zdążyłem zjeść śniadania, po wczorajszym winie mdliło mnie z lekka, świat wydawał się parszywy. Przy życiu trzymała mnie nadzieja, że test był pomyłką i Beata nie spodziewa się dziecka. Byłem w takim stanie, że nawet Benek omijał mnie z daleka, przez osiem godzin pracy mi nie przeszło, do domu wróciłem bliski wybuchu.

Od razu pokłóciłem się z Beatą o jakiś nieistotny drobiazg, próbowała mnie uspokoić, a potem przestała się odzywać. Tej nocy spałem na kanapie, następnej także. Dotrwaliśmy w tej konfiguracji do wizyty u lekarza, który, niestety, potwierdził ciążę.

Szczerze mówiąc, załamałem się

Wszystko poszło nie tak, nie pisałem się na ojcostwo. Dobra, miałem trzydziestkę i jeszcze trochę, ale przecież mogłem jeszcze poczekać, dziecko to poważna sprawa, nie dojrzałem do takiej odpowiedzialności. W kolejnych tygodniach pokazałem twarz prawdziwego dupka, jątrzyłem, domagałem się czegoś tam, byłem jak wrzód na tyłku.

Teraz to wiem, ale wtedy nie mogłem się powstrzymać, jakaś destrukcyjna siła pchała mnie do zniszczenia wszystkiego, co budowaliśmy z Beatą. W końcu ona nie wytrzymała, powiedziała, że niczego ode mnie nie oczekuje, jak chcę, to mogę się wyprowadzić. Uniosłem się honorem i szybko skorzystałem z furtki, jaką przede mną otworzyła, spakowałem walizkę i zadzwoniłem do kumpla, pytając, czy mogę u niego powaletować.

– Poprztykałem się z Beatą, muszę zniknąć, aż atmosfera się nie oczyści – powiedziałem oględnie.

Jędrek nie dopytywał się i nie robił trudności, powiedział, żebym wbijał na chatę, łóżko się znajdzie. Drzwi otworzyła mi Danka, żona Jędrka. Wpuściła mnie, obdarzając badawczym spojrzeniem, znała moją Beatę, ale uznałem, że mogę się nie obawiać, plotki się jeszcze nie rozeszły, przy odrobinie szczęścia uda się zachować w tajemnicy powód naszego rozstania.

Trzeciego dnia już wiedziała, wparowała do piwnicy, w której Jędrek ustawił kilka przyrządów do ćwiczeń i stanęła obok ławeczki, na której robiłem serię brzuszków.

– Dbasz o kondycję – rzuciła ironicznie, patrząc, jak ćwiczę.

– Aha – odmruknąłem.

– Nic z tego nie będzie, nie zlikwidujesz brzucha – dźgnęła mnie palcem, który, niestety, wszedł jak w masło.

– A to dlaczego? – przerwałem ćwiczenia i usiadłem, by nie dawać jej drugiej okazji do ataku.

– Bo jesteś w ciąży. Rozmawiałam z Beatą, zachowałeś się parszywie, zostawiłeś ją i zwiałeś. Chowasz się u nas i udajesz, że sprawa cię nie dotyczy.

Wkurzyła mnie.

– Nie twój interes, wiesz? Nie będziesz mi meblowała życia. Nie wtrącaj się w nasze sprawy.

– Według życzenia, łaskawco – Danka założyła ręce na piersi. – Twoje sprawy, twój biznes. A dom jest mój, więc wypieprzaj z niego w podskokach. Wyraziłam się jasno? O wznowieniu kontaktów pogadamy, jak zmienisz się w uczciwego człowieka.

– Bez łaski – odparłem.

Nie miałem dokąd iść, więc wróciłem do domu

Zabrałem klamoty i wyszedłem na ulicę. Nie miałem dokąd pójść, zostało mi jeszcze kilku znajomych, ale oni też mieli żony, niektóre przyjaźniły się z Beatą, poza tym Danka miała długi jęzor, po scysji z nią nie byłem pewien, jak zostanę przyjęty. Przyjaciół poznaje się w biedzie, myślałem kierując się w kierunku domu.

Pomysł z wyprowadzką uznałem za kulawy, mogłem przecież zostać i namyślić się, co dalej. Po kilku dniach tułaczki zaczęło brakować mi Beaty i naszego dawnego życia. Głupio mi było wracać z podkulonym ogonem, ale przecież to był dom, moje miejsce na ziemi. I moja kobieta.

– Zmieniłeś zdanie? – spytała Beata, kiedy wszedłem do mieszkania.

– Nie mam żadnego zdania, tak naprawdę nie wiem, co mam myśleć – odpowiedziałem szczerze.

– To co zamierzasz?

– Będę płynął z prądem. Oczywiście jeśli mi pozwolisz. 

– Nie rozumiem, o czym mówisz – zniecierpliwiła się Beata.

– Mówię, że dopasuję się do okoliczności, do twojej ciąży, do dziecka i do czego tam jeszcze będzie trzeba. Nie mówię, że będę idealny, ale się postaram. Tylko za wiele nie oczekuj, bo tak naprawdę to potrzebuję koła ratunkowego. Świat mi się zawalił, ale co tam, byłem kiedyś mistrzem puzzli, poskładam go do kupy.

Zaczęła się śmiać, co uznałem za dobry początek naszego nowego życia. Spytała, gdzie i kiedy tak zmądrzałem. Odpowiedziałem, że stało się to u Jędrka na ławeczce, kiedy robiłem brzuszki.

Beata zrobiła wielkie oczy

– Myślę, że razem jesteśmy w ciąży – poklepałem się po brzuchu.

Beata wypuściła głośno powietrze.

– Potrafisz zaskoczyć kobietę – powiedziała z przekonaniem. – Nie wiem, co tam jeszcze masz w zanadrzu, ale na razie mam dość twoich ekscentrycznych przemyśleń.

Zastanowiła się chwilę i dodała z pośpiechem:

– Kiepsko się czuję, chyba mnie mdli.

Pobiegła do łazienki i zatrzasnęła mi drzwi przed nosem. Tak poznałem pierwsze uroki ciąży, zrobiły na mnie wielkie wrażenie, ale teraz jest lepiej. Przyzwyczaiłem się, nic mi nie straszne. Przechodzimy przez to razem, nawet solidarnie przytyłem, żeby jej nie było przykro, że traci figurę.

Beata zapowiada, że jak dziecko się urodzi, będziemy we trójkę chodzić na siłownię, żeby odzyskać formę. Ale mnie nie zależy już na wypracowaniu kaloryfera, to nie takie ważne. Odkryłem, że bycie ojcem może nie być takie straszne, zainteresowałem się nosidełkami, niektóre wyglądają profesjonalnie, i mogłyby służyć dziecku w górach. Będziemy zabierać je na szlak, niech się od małego zaprawia w wędrówkach i uczy kochać góry.

Patrzę na śpiącą Beatę i myślę, że mogłem to wszystko spieprzyć, odejść jak wielu przede mną i nie zaznać słodyczy i niepokoju oczekiwania. Nie wiem, jakim będę ojcem, pewnie nieraz popełnię błąd, albo zdarzy mi się marzyć, by pozbyć się potomka chociaż na weekend. Normalka, takie jest życie. Teraz to wiem, ciekawe, czy to objaw dorastania do rodzicielstwa?

Czytaj także:
„Gdy poroniłam, mąż odsunął się ode mnie, a przyjaciele bagatelizowali sprawę. Był jednak ktoś, kto rozumiał mój ból…”
„Wiem, że facetów trzeba trzymać krótko, ale ja swojego rozpieściłam. Skaczę koło niego jak piesek, a on mnie nie docenia”
„Sąsiadka chciała bawić się w >>Kargula i Pawlaka<<, rujnując nam życie. Wiedziałam, że na tę starą jędzę trzeba znaleźć sposób”

Redakcja poleca

REKLAMA