„Wiem, że facetów trzeba trzymać krótko, ale ja swojego rozpieściłam. Skaczę koło niego jak piesek, a on mnie nie docenia”

żona, której nie docenia mąż fot. Adobe Stock, StockPhotoPro
„Upiekłam czekoladowy tort z lukrowym napisem >>wszystkiego najlepszego, kochanie<<, pięknie go przystroiłam i wstawiłam do lodówki. Przyrządziłam także cztery potrawy na ciepło i sześć sałatek oraz parę słodkości. Goście mieli przybyć koło szesnastej, tak by wszyscy byli na miejscu, gdy Artur wróci z pracy”.
/ 05.10.2022 15:15
żona, której nie docenia mąż fot. Adobe Stock, StockPhotoPro

Moja mama zawsze powtarzała:

– Pamiętaj, nie rozpieszczaj zanadto faceta, bo się rozbestwi i przestanie cię doceniać! Mężczyzn trzeba trzymać krótko.

Przez lata stosowałam się do tej rady, aż pewnego dnia zakochałam się po uszy i zapomniałam o matczynych słowach. Artur to wcielenie cnót. Dobry, czuły, troskliwy. Nic więc dziwnego, że od początku naszego małżeństwa chciałam mu nieba przychylić. Gotowałam obiadki, prasowałam koszule i wstawałam o szóstej rano, kiedy szedł do pracy, tylko po to, by pocałować go na do widzenia. Sprawiałam mu też upominki na święta, imieniny, a czasem nawet bez okazji. Zazwyczaj bardzo się cieszył.

Trochę mi było żal, że sam raczej nie myśli o takich rzeczach jak prezenty. Na walentynki nie dostałam nawet kwiatka. No, ale w obliczu wszystkich jego zalet, to był drobiazg. Ostatnio jednak podarki, które dawałam mu w dowód miłości, zaczął przyjmować z dystansem.

– Niepotrzebnie wydajesz pieniądze – powiedział, gdy kupiłam mu książkę, którą już czytał.

No tak. To był nietrafiony prezent. „Muszę bardziej się postarać” – pomyślałam.

Przygotowanie wszystkiego kosztowało sporo zachodu

Zbliżały się trzydzieste urodziny Artura. Chciałam na ten dzień przygotować coś ekstra. Doszłam do wniosku, że zorganizuję Arturowi przyjęcie niespodziankę, na które zaproszę wszystkich jego znajomych.

Od razu rozpoczęłam przygotowania.

Jedną z najważniejszych kwestii stanowiły fundusze. Taka impreza to spory koszt. A ja nie pracuję. Jestem tak zwaną kurą domową, to mąż zarabia pieniądze. Ale przecież nie mogłam mu sprawić tak drogiego prezentu urodzinowego za jego własną kasę.

Stwierdziłam więc, że czas zarobić trochę grosza. Na szczęście nie był to duży problem, bo moja koleżanka, Gośka, już od dawna namawiała mnie, żebym popracowała dorywczo u niej w firmie. Zatrudniłam się i przez dwa miesiące zarobiłam wystarczająco dużo, by starczyło na realizację mojego planu.

Wielki dzień przypadał w piątek. Idealnie! W ciągu dnia, gdy mąż był w pracy, miałam dość czasu na przygotowanie wszystkiego na przyjęcie. A poza tym wiedziałam, że nikt ze znajomych nie wykręci się koniecznością wczesnego wstawania następnego ranka.

Od rana byłam strasznie podniecona i radosna. Krzątałam się po kuchni, podśpiewując pod nosem. Upiekłam czekoladowy tort z lukrowym napisem „wszystkiego najlepszego, kochanie”, pięknie go przystroiłam i wstawiłam do lodówki. Przyrządziłam także cztery potrawy na ciepło i sześć sałatek oraz parę słodkości. Goście mieli przybyć koło szesnastej, tak by wszyscy byli na miejscu, gdy Artur wróci z pracy.

Na wejście planowaliśmy zaśpiewać mu chórem „sto lat”. Najbardziej jednak cieszyłam się, wyobrażając sobie jego reakcję, gdy dostanie ode mnie piękny, nowiusieńki i bardzo drogi (jak na nasze możliwości) zegarek. Odkąd pamiętam, mój mąż zawsze nosił na nadgarstku stare, odrapane paskudztwo, które dostał od dziadka, gdy był jeszcze małym chłopcem. Rozumiem, że tamten zegarek miał dla niego wartość sentymentalną, ale przecież mógł go trzymać w szufladzie, jak inne pamiątki.

Cały wieczór siedział naburmuszony

Kiedy wszystko było już gotowe, a goście popijali drinki, zadzwonił telefon.

– Kochanie, muszę zostać dłużej w pracy – usłyszałam w słuchawce głos Artura.

– Ale jak to… Przecież dziś są twoje urodziny – wybąkałam zbita z tropu.

– Nic nie poradzę, szef zlecił mi robotę „na wczoraj”, muszę siedzieć.

Odłożyłam słuchawkę i powiedziałam do zgromadzonych w pokoju osób:

– Moi drodzy, nasz jubilat się spóźni… Na razie więc bawimy się bez niego.

Artur pojawił się cztery godziny później. Goście byli już nieco znużeni, lecz na mój znak powitali go donośnym śpiewem. Po jego minie poznałam, że nie jest zachwycony. Przywołał jednak na twarz wymuszony uśmiech i przywitał się ze wszystkimi. Dopiero później odciągnął mnie na bok i szepnął:

– Czemu mnie nie uprzedziłaś?

– To miała być niespodzianka – odparłam zdumiona.

– Jestem po dwunastu godzinach pracy, impreza to ostatnia rzecz, na jaką mam ochotę – mruknął.

Przez resztę wieczoru siedział naburmuszony. Nawet nie spróbował tortu, a na nowy zegarek ledwo spojrzał. Myślę, że czas ponownie zacząć się stosować do maminej rady: „Nie rozpieszczaj faceta, bo przestanie cię doceniać”.

Czytaj także:
„Wyczekany urlop zmienił się w piekło na ziemi. Zamiast w 5-gwiazdkowym hotelu, prawie wylądowałam pod mostem”
„Mój chłopak porzucił mnie dla pustej blond lali. Gdy pewnego dnia zadzwonił, byłam pewna, że wrócił. Wrócił - po to, by mnie dobić"
„Pani Irena tyrała na 3 etatach, żeby utrzymać syna, a mały biegał samopas. Urzędnicy postanowili odebrać jej dziecko”

Redakcja poleca

REKLAMA