– Mamo, naprawdę wychodzisz za tego palanta? – Kinga patrzyła na mnie z niedowierzaniem.
– Przestań… – nie miałam siły z nią walczyć. – Ślub jest za miesiąc i możesz na niego przyjść albo nie, wszystko jedno. Ale do Wiktora masz się odnosić z szacunkiem, bo to mój przyszły mąż i ojciec twojej przyrodniej siostry.
Przewróciła oczami, ale chyba do niej dotarło, że ma przestać zadręczać mnie swoimi komentarzami na temat mojego narzeczonego. Fakt, nie zostałby nim, gdybym nieoczekiwanie nie zaszła w ciążę, ale w tej sytuacji nie widziałam innego rozwiązania.
Skończyłam 42 lata i miałam już osiemnastoletnie doświadczenie w samotnym wychowywaniu dziecka. Nie zamierzałam powtarzać tej historii. Wiktor, owszem, nie był idealny, ale przynajmniej nie uciekł na wieść o ciąży, tak jak to zrobił ojciec Kingi. Natychmiast mi się oświadczył i zaczął załatwiać formalności. Nasze ślubne plany cieszyły zresztą wszystkich, poza moją córką.
– Nie lubię go – powiedziała naburmuszona już po pierwszej wspólnej kolacji. – Wszystko, co mówi, jest jakieś takie wymuszone, jakby za wszelką cenę starał się przypodobać.
– Po prostu chce, żeby córka kobiety, którą poślubi, go polubiła – wyjaśniłam.
– Będziecie mieszkać pod jednym dachem, więc to chyba dobrze, że dba o poprawne relacje, prawda?
– Nie o tym mówię… – wzruszyła ramionami.
Starałam się wmówić sobie, że nie ma problemu
Ale dobrze wiedziałam, o co chodzi mojej córce. Wiktor miał tę denerwującą manierę bawidamka, która przejawiała się w komplementowaniu i czarowaniu każdej kobiety w zasięgu wzroku. Na początku znajomości, czyli trzy miesiące wcześniej, byłam pod wrażeniem jego elokwencji i poczucia humoru. Do tego schlebiało mi, że darzy mnie taką uwagą i co chwila wtrąca jakieś dyskretne wyrazy uznania dla mojej urody tudzież inteligencji. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo byłam tego spragniona. Ja, kobieta po czterdziestce, nigdy niezamężna.
Było nam tak dobrze, że za którymś razem umknęła mi konieczność zabezpieczenia się podczas seksu i… bum. Spodziewam się dziecka.
– Dziewczynka. Fantastycznie. Marzyłem o córce. – Wiktor nie tracił entuzjazmu podczas badań USG. – Zajmę się wszystkim: ślubem, weselem, wyprawką dla dziecka i przystosowaniem mieszkania. Ty tylko odpoczywaj i piękniej w oczach, o ile to jeszcze możliwe.
Uśmiechnęłam się pomimo fatalnego samopoczucia. Niestety druga ciąża nie była dla mnie tak lekka jak pierwsza. Miałam cukrzycę, wyskoczyły mi straszliwe żylaki, cała spuchłam i nie mogłam utrzymać się na nogach dłużej niż kwadrans. Niemniej uparłam się, że ślub weźmiemy przed narodzinami dziecka.
– Urocza ceremonia i wspaniałe przyjęcie – powiedziała moja teściowa, gdy szczęśliwie było już po wszystkim. Mogłam wreszcie wziąć kąpiel i wyciągnąć się na łóżku.
Tego wieczoru Wiktor oficjalnie zainstalował swój komputer w naszym mieszkaniu i włożył swoją szczoteczkę do kubka w łazience. To były tylko pierwsze ze zmian, jakie nas czekały. Wiedziałam, że dla mojej nastoletniej córki to trudny okres. Była zaskoczona wiadomością o ciąży, ślubie i chyba nie umiała się odnaleźć w nowej sytuacji. Nagle przecież w jej domu zamieszkał obcy mężczyzna, do tego wkrótce przyjdzie na świat dziecko, które wywróci nasz poukładany świat do góry nogami. Wierzyłam jednak, że z czasem wszystko się ułoży.
– Jak tam się dzisiaj miewają moje dziewczyny? – Wiktor wkroczył do domu z bukietem bzów. – O, Kinga! Wychodzisz gdzieś?
– Tak, do chłopaka – odmruknęła, wsuwając stopy w buty.
– Ten facet to prawdziwy farciarz – puścił do niej oko.
Nie odpowiedziała, ale zauważyłam, że ta uwaga ją speszyła. Kilka dni później zaczęłam rodzić i Wiktor zawiózł mnie do szpitala. Poród był bardzo trudny, ale mąż nie odstępował mnie na krok. Między jednym a drugim skurczem zdołałam nawet pomyśleć o tym, jak bardzo mój ukochany różni się od ojca Kingi. Tamten najpierw upierał się, że dziecko nie jest jego, potem nie odbierał telefonów, a na koniec walczył ze mną w sądzie o obniżenie alimentów. Oczywiście nie był przy porodzie, a córkę po raz pierwszy zobaczył dopiero, kiedy miała pół roku. I był to jeden z zaledwie kilku razy, kiedy ją odwiedził.
Na tym tle Wiktor wypadł jak bohater. No, może wypadłby, gdyby nie usiłował oczarować położnej, niemalże otwarcie z nią flirtując nad moim brzuchem.
– Żona ma szczęście, że znalazła się w tak delikatnych i jednocześnie doświadczonych rękach – to jeszcze można było potraktować jak zwykłe podlizywanie się pielęgniarce odbierającej poród jego dziecka. Ale on dorzucił sekundę potem:
– A kiedy doświadczenie idzie w parze z urodą, mężowie pacjentek też mogą mówić o szczęściu.
Jedna z sióstr, a przy okazji ja oraz pół oddziału, usłyszała od niego, że w pierwszej chwili sądził, iż jest tu kręcony jakiś serial o lekarzach, a ona jest jego główną gwiazdą. Kolejna, przepraszając za to, że kazała zbyt długo czekać na coś przy dyżurce, została zapewniona, że „warto było” i obrzucona pełnym uznania spojrzeniem od góry do dołu. Widziałam to kątem oka przez uchylone drzwi sali poporodowej, ale byłam zbyt zmaltretowana, by zareagować. „Mój mąż to nałogowy podrywacz”, zdołałam tylko pomyśleć, a potem mała Kaja zaczęła kwilić i nie miałam już czasu na rozmyślanie, czy to zagraża naszemu małżeństwu…
Pobyt w szpitalu wspominam bardzo źle
Nie mogłam spać przy świetle, jedzenie było okropne, a wokół mojego łóżka wciąż przewalały się tłumy odwiedzających inne pacjentki i ich nowo narodzone dzieci. Po powrocie do domu z kolei nagle zostałam z wszystkim sama i zaczęłam tęsknić za obsługą pielęgniarek, które przynajmniej kąpały noworodki. Wiktor pracował wtedy, ile mógł i brał nadgodziny. Nie narzekałam, bo z pieniędzmi nie było u nas najlepiej. Dwie skromne pensje z trudem wystarczały na utrzymanie czterech osób.
Cieszyłam się urlopem macierzyńskim, ale kiedy się skończył, stało się jasne, że Wiktor nie da rady utrzymać nas wszystkich sam. Podjęliśmy więc decyzję, że wracam do pracy, a Kaja będzie zostawała z opiekunką. Długo szukałam kogoś niedrogiego, aż w końcu zaczęła do nas przychodzić Agnieszka, studentka ostatniego roku pedagogiki.
– Nie boisz się zostawiać dziecka z obcą kobietą? – zapytała moja przyjaciółka, Wera.
– Trochę się boję – przyznałam. – Ale co mam zrobić? Muszę jej zaufać.
– Wiesz, stara zasada mówi: ufaj i sprawdzaj – stwierdziła Wera sentencjonalnie. – Powinnaś ustawić w domu „nianiokamerę”.
– A co to takiego? – zdziwiłam się.
Okazało się, że istnieje cały asortyment produktów przeznaczonych do dyskretnego monitoringu. Miniaturowe kamery umieszczone w maskotkach czy budzikach nazywano „nianiokamerami”, bo klienci najczęściej instalowali je w domach właśnie po to, by obserwować, jak zachowuje się opiekunka do dziecka, gdy zostaje z nim sam na sam.
– Proszę pamiętać, że zgodnie z polskim prawem, nagrywanie osób bez ich wiedzy jest nielegalne – powiedział sprzedawca monotonnym głosem.
Już miałam odstąpić od zamiaru zakupu, ale przyjaciółka szepnęła mi na ucho, że on tylko wypełnia swój obowiązek, a tak naprawdę to nikt nie informuje niań o tym, że są obserwowane.
– No wiesz, to przecież twój dom i możesz sobie w nim instalować, co chcesz, no nie? – zapytała, robiąc niewinną minę.
Miałam nieco moralnych wątpliwości, ale ostatecznie strach o dziecko je przezwyciężył. Postanowiłam tylko nic nie mówić Wiktorowi, żeby i jego nie wciągać w te nie do końca etyczne, czy nawet zgodne z prawem machinacje.
Przez pierwszych kilka tygodni przeglądałam nagrane materiały codziennie, ukrywając się w łazience. Przewijałam obraz na przyspieszeniu i zatrzymywałam, kiedy wydawało mi się, że Agnieszka robi coś niepożądanego. Zawsze jednak okazywało się, że po prostu wycierała Kai buźkę albo poklepywała ją po pleckach w przypadku zakrztuszenia. W końcu zrozumiałam, że moje obawy były bardzo na wyrost, bo dziewczyna była świetną opiekunką. Przestałam więc oglądać filmiki codziennie.
Okres powrotu do pracy był dla mnie stresujący
Czułam ciężar udowadniania, iż kobieta, która właśnie urodziła dziecko, wcale nie jest gorszym pracownikiem niż inni. Dawałam więc z siebie wszystko i byłam coraz bardziej zmęczona. Miałam jednak to szczęście, że mogłam wyspać się nocami, bo mój mąż wstawał, kiedy tylko Kaja zapłakała.
– Jest cudownym ojcem – zwierzyłam się kiedyś Werze. – Kaja to jego oczko w głowie, sam ją kąpie, przewija, w nocy podgrzewa mleko i nosi ją, aż się jej odbije. Mam szczęście, że to mój mąż.
Wera zrobiła dziwną minę, ale udawałam, że tego nie zauważyłam. Domyślałam się, że ma to związek z niezbyt subtelnymi pochlebstwami, jakie jej prawił, gdy do nas wpadała. Doskonale wiedziałam, że stara się zrobić na niej wrażenie i oczarować swoją osobą, chociaż tak naprawdę nikt nie wiedział po co. Nie lubiła Wiktora, zupełnie tak samo jak Kinga… Ja wybrałam metodę przymykania oczu. Zbyt ważne było dla mnie to, że Wiktor sprawdza się w roli ojca, by pozwolić sobie na żal o to, że nie jest idealnym mężem…
Wtedy jednak w naszym małżeństwie coś zaczęło się psuć. Już nie słyszałam od męża, jaka jestem piękna, zgrabna i bystra. Już nie lustrował mnie pełnym uznania spojrzeniem i nie twierdził, że wyglądam na „góra trzydzieści lat”. Na początku myślałam, że to dlatego, że nieco przytyłam po ciąży, ale nawet kiedy zrzuciłam kilka kilogramów, mąż jakby mnie nie zauważał. Nie patrzył na mnie z zachwytem, kiedy strzelałam poprawnymi odpowiedziami podczas teleturnieju, chociaż kiedyś twierdził, że nie zna drugiej tak oczytanej i inteligentnej kobiety. Słowem, wszystko wskazywało na to, że przestał mnie podziwiać.
– Dostałaś jako jedyna w całej klasie piątkę z klasówki? – zwrócił się za to pewnego dnia do mojej córki. – No ja się nie dziwię. Chłopaki pewnie nie mogą się przy tobie skupić na zadaniach, a dziewczynom odbiera rozum z zazdrości.
Spuściłam wzrok, krojąc energicznie szczypiorek. Tym razem nie pomyślałam, że Wiktor stara się zdobyć sympatię córki żony. Było mi po prostu przykro, bo do mnie już tak nie mówił…
– Porozmawiaj z nim – poradziła Wera. – Powiedz, że to ci sprawia przykrość. Kocha cię, więc na pewno zrozumie.
Ale ja odkładałam tę rozmowę w nieskończoność. Nie miałam odwagi przyznać się, że czuję się… zazdrosna o komplementy, które mówi mojej córce. Jak to w ogóle brzmiało? W efekcie dalej cierpiałam w milczeniu, znosząc awanse mojego męża czynione paniom w sklepach, na poczcie i stacji kolejowej. Mówiłam sobie, że to tylko słowa. Że nic za nimi nie stoi, bo Wiktorowi w życiu do głowy by nie przyszło mnie zdradzić. Przecież to tylko niewinne flirty, a dla męża liczę się tylko ja i Kaja. To przecież było widać...
– Chodź do tatusia. – wołał bowiem już od progu. – Moja księżniczko. Tatuś się stęsknił.
Kiedy widziałam, jak zajmuje się Kają, traciłam wszelką ochotę na poważne rozmowy. Chyba po prostu bałam się, że coś popsuję.
– I jak tam nianiokamera? – Wera wpadła do mnie i sięgnęła po niewinnie wyglądający elektroniczny budzik z widokiem na cały duży pokój i fragment przedpokoju. – Twoja opiekunka jest
w porządku?
– Mhm – mruknęłam znad ekspresu do kawy. – Od dawna zresztą już nie przeglądałam tych nagrań, możesz zerknąć, jeśli chcesz. Wystarczy podłączyć do smartfona.
Byłyśmy w domu same i przez długą chwilę w ciszy mieszałam cukier w filiżankach. Nagle dotarło do mnie, że ta cisza jest jakaś nienaturalna. Spojrzałam na Werę i zobaczyłam, że wpatruje się
w ekran swojego smartfona z wyrazem osłupienia na twarzy. Stanęłam za jej plecami i… upuściłam na ziemię filiżankę z gorącą kawą, parząc sobie stopę.
– Co to jest? – zapytałam zduszonym głosem, patrząc na wyświetlacz. – Kiedy to się nagrało?!
– Tydzień temu – Wera spojrzała na mnie wstrząśnięta. – Ale jest tu jeszcze jeden film, sprzed dwóch tygodni… Czekaj, przecież tu jest funkcja dźwięku, o tu.
„…o niczym się nie dowie”. – usłyszałam głos mojego męża przyciskającego do ściany naszą nianię. „A ja po prostu szaleję na twoim punkcie. Masz pojęcie, jak działasz na facetów?”. Agnieszka westchnęła cicho, kiedy mój małżonek zaczął całować ją po szyi.
Gdzieś na obrzeżach świadomości pojawiła się myśl, że muszę ochłodzić oparzoną stopę, ale nie miałam siły się ruszyć. W końcu Wera litościwie zatrzymała obraz i odłączyła urządzenie, ale nic nie było w stanie usunąć spod moich powiek obrazu Wiktora i Agnieszki międlących się
w kącie pokoju, w którym teraz stałam…
– Co z tym zrobisz? – zapytała cicho Wera.
– Nie wiem – odpowiedziałam zdruzgotana i oszołomiona. – Zrozum, ja nie mogę znowu zostać samotną matką. Kiedy Kaja będzie kończyć 18 lat, ja będę po sześćdziesiątce… Zwyczajnie nie dam rady…
– Więc… nie zamierzasz mu powiedzieć, że wiesz? – zawiesiła głos. – Będziesz udawać, że wszystko jest w porządku? Przecież on cię…
Nie skończyła, bo zaczęłam płakać
Zrozumiałam, że zbyt długo nie reagowałam na oczywiste symptomy problemu. Wiktor, który w mojej obecności mógł swobodnie flirtować z innymi kobietami, poczuł się zwyczajnie bezkarny i poszedł o krok dalej. „A może Agnieszka nie była jedyna?” – ta myśl mnie zmroziła. Mój mąż był uwodzicielem pierwszej klasy, na pewno niejedna kobieta dała się złapać na lep tych jego komplementów. Dokładnie tak jak ja.
Przez całą noc myślałam, co zrobić. Dotarło do mnie, że dla Wiktora nie byłam w żaden sposób wyjątkowa – ja po prostu zaszłam z nim w ciążę, a on chciał się spełnić w roli ojca. To była cenna okoliczność, ale nie mogłam dłużej łudzić się, że on mnie kocha. Tym niemniej nie miałam prawa odbierać ojca mojej młodszej córce. Zwłaszcza – co przyznawałam z bólem – ojca naprawdę kochającego. Nad ranem podjęłam decyzję.
Film pokazałam wszystkim zainteresowanym. Zwolniłam Agnieszkę, a na jej miejsce zatrudniłam przemiłą starszą panią, emerytkę. Mężowi zapowiedziałam, że jeśli jeszcze raz mnie zdradzi, odejdę razem z Kają. Przeraził się. Tak, nasze małżeństwo to w zasadzie już fikcja, ale kochamy naszą córkę. Pytacie, czy warto trwać w takim związku? Nie wiem. Są za i przeciw, a tak naprawdę pokaże to czas. Wiem tylko, że nie chcę wychowywać Kai samotnie, a jak dotąd w moim życiu nie ma nowego mężczyzny. Może los ma dla mnie jeszcze jakąś dobrą niespodziankę i spotkam kogoś, komu warto zaufać. Ale jeśli nie, to przynajmniej wiem, że wybrałam najmniejsze zło. I chyba każda kobieta, której leży na sercu dobro własnych dzieci, zrozumie moją postawę…
Czytaj także: „Nie kocham męża. Tęsknię za mężczyzną, z którym miałam romans przed ślubem. On jest ojcem mojego syna”„Wyparłem się córki, ale zrozumiałem swój błąd. Po 15 latach chcę odzyskać z nią kontakt, ale jej matka to utrudnia”„Miałam raka, straciłam dwie piersi i męża, który mnie kochał, dopóki byłam zdrowa”