„Wolałam jeść suchy chleb i cerować koszulki, niż wydawać pieniądze. Ciułałam grosz do grosza, by mieć na czarną godzinę”

Oszczędna kobieta fot. Adobe Stock, Pixel-Shot
„W domu nie było nic. Chodziłyśmy głodne i zaniedbane. W domu nie było nawet szamponu, włosy myłyśmy najtańszym mydłem. To od mamy nauczyłam się, że można cały dom wysprzątać za pomocą octu i sody. Tanie jedzenie, tanie ubrania, to moja zmora”.
/ 09.06.2022 06:15
Oszczędna kobieta fot. Adobe Stock, Pixel-Shot

Przyjrzałam się krytycznie bluzce. Już dwa razy zszywałam ją na popuszczonych szwach i przestałam się w nią mieścić. Ale żal mi było ją wyrzucić. Wzięłam więc nożyczki i pocięłam rękawy. W ten sposób wyprodukowałam osiem gumek do włosów i nie musiałam ich kupować. Oszczędziłam na pewno kilka złotych.

Reszta materiału miała mi posłużyć jako szmatka, akurat zabierałam się do sprzątania. Nigdy nie kupowałam papierowych ręczników. Po co za nie płacić, skoro można używać kawałków bawełny ze zużytych ubrań?

Przecież te pieniądze można oszczędzić

W moim mieszkaniu nie ma zbyt wielu powierzchni do czyszczenia, ale lubię czystość i świeżość. Dlatego używam wody z octem do mycia okien, wody z gliceryną do mycia mebli i roztworu sody oczyszczonej do udrażniania odpływów. Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek kupiła „prawdziwy” środek czyszczący. Po co?

Przecież te pieniądze można oszczędzić. Dom sprzątałam przed przyjściem Anieli. Miała przyprowadzić nowego chłopaka. Chciałam dobrze wypaść, bo Aniela to moja jedyna przyjaciółka.

– Tylko proszę cię, ubierz się ładnie, zrób coś z włosami. Chcę, żebyś zrobiła na nim dobre wrażenie – naprawdę jej zależało. – Przyniesiemy wino, dobrze?

Wiedziałam, że muszę stanąć na wysokości zadania. Skoro przynosili wino, to byłam zobligowana do ugotowania czegoś. Pobiegłam do sklepu.

Pani za ladą mnie znała, miała dla mnie odłożone skrawki wędlin i paczkę ryżu, któremu za dwa dni kończył się termin przydatności do spożycia. Wzięłam jeszcze najtańszy sos w proszku i już mogłam czekać na przyjaciół z miską domowego risotto.

Czasami nachodziła mnie myśl, żeby kupić sobie normalne mięso albo owoce niekoniecznie „z wczoraj”, zwykle w połowie zepsute. Mogłam sobie na to pozwolić. Pracowałam dla dużej firmy, zarabiałam naprawdę nieźle. Mogłam też kupować sobie normalne gumki do włosów i te włosy myć szamponem z drogerii zamiast mydłem i płukanką z octu jabłkowego. Mogłam, a jednak nie mogłam…

Kiedy Aniela odkryła, jak żyję, była wstrząśnięta

– Dlaczego mieszkasz w takiej norze? – zapytała, nawet nie siląc się na delikatność. – To jest piwnica, tu nawet nie ma okien!

– Są – zaprotestowałam i pokazałam na wąskie okno pod sufitem. – I tak przez cały dzień siedzę w biurze, mamy tam okna na całą ścianę. Tu przychodzę tylko spać. Nie potrzebuję innego mieszkania.

– Ale te meble… – koleżanka była wyraźnie zażenowana moją meblościanką pamiętającą czasy PRL-u i materacem na podłodze. – Dlaczego nie kupisz sobie chociaż czegoś z Ikei? To naprawdę nie są drogie rzeczy.

Tamtego dnia odbyłyśmy poważną rozmowę. Powiedziałam Anieli, dlaczego nie wydaję pieniędzy. Odkryłam się całkowicie, a ona mnie zrozumiała. I zaakceptowała, chociaż widziałam, że niektóre moje pomysły z lekka ją przerażają.

To prawda, że akurat miałam lepszy okres w życiu i dobrze zarabiałam. Byłam wysokiej klasy specjalistką. Nie pracowałam z klientami, więc szefostwa nie obchodziło, że ubieram się jak bezdomna. Bez mrugnięcia okiem wypłacali mi pensję i dodatki.

Ale wiedziałam z doświadczenia, że to nie musi trwać wiecznie. Mój ojciec też świetnie zarabiał. Pracował w spółce paliwowej, w domu było więc wszystko. Jadłam przysmaki, ubierałam się jak księżniczka.

Moja mama i siostra też. Nawet nie wiem, jak i kiedy rodzicom zaczęło brakować pieniędzy. Ojca zwolnili. Nie przynosił już pensji, a kredyty zostały. Wpadł więc na pomysł, że zrobi jakiś zakład u bukmachera, oczywiście wygra i znowu na stole będzie polędwica. Co najgorsze, rzeczywiście wygrał.

Wtedy, ten pierwszy raz…

– Z domu zaczęło znikać wszystko – opowiadałam Anieli.

Ojciec totalnie się uzależnił. Tracił coraz więcej i więcej. Kiedy czasami coś wygrywał, robił głupoty. Nie spłacał rat, tylko kupował jakieś bzdury, biżuterię dla matki, dla nas drogie ubrania, nowy telewizor. Zwykle sprzedawał je z powrotem w ciągu tygodnia, dwóch…

W domu nie było nic. Chodziłyśmy głodne i zaniedbane. W domu nie było nawet szamponu, włosy myłyśmy najtańszym mydłem. To od mamy nauczyłam się, że można cały dom wysprzątać za pomocą octu i sody. Miała patenty na wszystko, na gumki z obciętych rękawów starych ubrań, sznurówki ze sznura do bielizny, tanie jedzenie… Ale i tak byłyśmy ciągle głodne, mama, siostra i ja.

Niby mieszkałyśmy w mieście, niby chodziłyśmy do normalnych szkół, mama gdzieś dorabiała, ale wyglądałyśmy jak szkielety. Z głodu, rozumiesz? Dlatego nie umiem wydawać pieniędzy. Po prostu nie potrafię. Zawsze znajdę jakiś sposób, żeby coś przynieść do domu taniej albo za darmo. Pieniądze trzymam na czarną godzinę…

Aniela też miała kilka smutnych historii do opowiedzenia. Jej ojciec był alkoholikiem, ona sama leczyła się latami z depresji, miała bulimię, wikłała się w związki z brutalnymi mężczyznami. Nie oceniała mnie więc. Zaprzyjaźniłyśmy się, a ona nie komentowała tego, jak żyję. A jednak Aniela chciała, żebym przed jej nowym chłopakiem dobrze się zaprezentowała.

Wiedziałam, że muszę to dla niej zrobić

Czekałam na nich w wysprzątanym mieszkaniu, z parującym risottem na stole. Piotrek okazał się sympatycznym, otwartym facetem. Od razu go polubiłam za szczerość i spontaniczność. Kolacja upływała nam wśród żartów i przekomarzań. W pewnym momencie Piotrek machnął ręką, gestykulując, i strącił ze stołu pusty talerz. Zapewniłam go, że nic się nie stało, i zaczęłam zbierać skorupy.

– Na szczęście rozbił się tylko na kilka części – pocieszyłam Piotra. – Da się skleić. Czekaj, zrobię to od razu.

Robiłam to już wiele razy wcześniej. Miałam specjalny klej do ceramiki i porcelany. Wyciągnęłam go i zaczęłam dopasowywać części talerza.

– To jakiś pamiątkowy talerz? – zapytał zdziwiony Piotr.

– Nie, normalny, z supermarketu – odpowiedziałam, skupiając się na precyzyjnym naniesieniu kleju na brzegi skorup.

O moim dziwactwie wiedziała tylko Aniela

Odzwyczaiłam się, że ludzie mogą być zdumieni. Dla mnie klejenie talerza z supermarketu było normalne, ale Piotra zdumiało. Zapytał, dlaczego po prostu nie wyrzucę talerza, i zaproponował, że kupi mi nowy.

Nie podnosząc wzroku, odpowiedziałam, że nie ma sensu wydawać pieniędzy na nowy, skoro ten można skleić. Przez chwilę przy stole panowała cisza, aż chłopak Anieli odezwał się ponownie:

– Właściwie dlaczego tak żyjesz? Aniela mówiła, że pracujesz w dobrej firmie, masz służbowy telefon… To jakiś projekt do bloga albo książki, czy co? Ta cała nędzna nora… Po co tak się męczysz?

– Piotr! – syknęła moja przyjaciółka, ale ja już podniosłam głowę.

– A po co wydawać pieniądze, skoro można żyć taniej? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie.

– Mam za to spore zasoby na czarną godzinę. Nie grozi mi bieda, jak coś pójdzie nie tak.

Przez moment moi goście milczeli. Aniela była wyraźnie spłoszona, Piotr trawił moje słowa. Aż w końcu powiedział coś, co sprawiło, że klejony talerz ponownie upadł na podłogę.

– Wiesz co? Myślę, że to właśnie jest twoja czarna godzina. Ty nie musisz się bać biedy. Ty już w niej żyjesz…

Piotr naprawdę potrafił mówić to, co myśli

Nawet nie miałam mu tego za złe. W jego głosie nie było dezaprobaty czy pogardy, on po prostu skomentował fakty. A ja siedziałam oszołomiona z tubką kleju w ręce i patrzyłam na niego, czując, że do oczu nabiegają mi łzy.

Aniela chyba się przestraszyła, że się rozpłaczę, bo powiedziała, że muszą już iść, i wyciągnęła ukochanego z mojego mieszkania. Mojego nędznego, taniego, woniejącego octem mieszkania w piwnicy…

Pamiętam noc, kiedy mama kazała mnie i siostrze się ubrać, spakować wszystkie nasze rzeczy do szkoły i wyjść za nią do samochodu, który czekał pod domem. Siedział w nim mężczyzna, do którego kazała nam mówić „wujku”.

Wujek Heniek zabrał nas do swojego mieszkania i od tej pory to on odrabiał matematykę z Mają i mówił mi, kiedy mam wrócić od koleżanki do domu. Do jego domu. Bo do mieszkania, w którym został tata, nigdy już nie wróciłyśmy.

On został tam sam i pewnego dnia sąsiad znalazł go martwego w łazience. Kiedy mama nam o tym powiedziała, płakałam tak strasznie, że aż chciało mi się wymiotować.

A potem już nigdy się nie rozpłakałam

Aż do dnia, kiedy obcy w sumie człowiek powiedział mi kilka słów, a one odblokowały we mnie najgorsze wspomnienia. Teraz też płakałam, bo zrozumiałam, że Piotr miał rację. Ja żyłam nieustannie w „czarnej godzinie”. Tak bardzo bałam się nędzy, że się nią otoczyłam, owinęłam niczym kokonem, żeby tylko nie przyszła do mnie znienacka.

Aniela zadzwoniła następnego dnia. Przepraszała za Piotrka, ale powiedziałam, że nie mam do niego żalu. Tak naprawdę on mi pomógł. Otworzył mi oczy.

– On jest okej – powiedziałam do przyjaciółki. – Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś do mnie wpadniecie. Ale już nie na Kolejową. Przeprowadzam się.

Chciała wiedzieć gdzie, ale ja jeszcze nie znałam adresu. Wiedziałam jednak, że to będzie ładne, jasne mieszkanie z nowoczesną kuchnią, w której będę przygotowywać smaczne posiłki. Z pełnowartościowych produktów. Będę też miała łazienkę z dużą wanną, na której brzegu ustawię porządne kosmetyki. Już zaczęłam poszukiwania.

– Ale dzisiaj chciałabym iść do fryzjera, manikiurzystki i na masaż. W końcu mnie stać – powiedziałam ni to z uśmiechem, ni to przez łzy. – Pójdziesz ze mną, Aniela? Ja stawiam!

Czytaj także:
„Wolałem towarzystwo zwierzęcia od rodziny. Sam zapędziłem się w tę ślepą uliczkę, pułapkę zgorzknienia i samotności”
„Miałam kolegę z pracy za manipulatora. Myślałam, że sobie ze mną pogrywa, a on miał problemy. Postanowiłam mu pomóc”
„Zemdlałam, gdy moja przyjaciółka ogłosiła, że jest w ciąży z miłością mojego życia. To ja miałam nosić jego dziecko”

Redakcja poleca

REKLAMA