Warto mieć w życiu swoje zasady i przekonania. Warto też wiedzieć, kiedy można z nich zrezygnować i pójść na ustępstwa. Ja tego nie rozumiałam i straciłam to, na czym najbardziej mi zależało.
Bardzo go kochałam
Marcina poznałam na studiach i szybko okazało się, że nadajemy na tych samych falach. Świetnie czuliśmy się w swoim towarzystwie, mieliśmy podobne poglądy i niemal takie samo spojrzenie na wiele spraw. Tak szczerze powiedziawszy to niemal natychmiast się w nim zakochałam i poczułam, że jest to właśnie ten facet, z którym chciałabym spędzić resztę swojego życia.
Jednak kierowana głupimi przekonaniami, że dziewczyna musi być zimna i niedostępna, wielokrotnie odrzucałam propozycję wspólnego zamieszkania. Myślałam, że dzięki temu Marcin pokocha mnie jeszcze bardziej i jeszcze mocniej będzie walczył o moje uczucia. Nic bardziej mylnego. Mój głupi upór spowodował, że Marcin odpuścił, a ja straciłam swoją wielką miłość.
Spotykałam się z Marcinem od prawie roku. Przez ten czas zakochiwałam się w nim coraz bardziej i z każdym dniem czułam, że jest to facet mojego życia. Marcin był nie tylko przystojny, ale też romantyczny i opiekuńczy. Ideał, prawda? I co najważniejsze — kochał mnie.
— Jesteśmy jak dwie połówki pomarańczy — słyszałam niemal każdego dnia. Czułam się najszczęśliwszą kobietą pod słońcem. I miałam nadzieję, że ten stan będzie trwał wiecznie.
Zaproponował mi wspólne mieszkanie
Marcin chyba czuł podobnie. I co więcej — miał plany, aby nasz związek jeszcze bardziej ruszył do przodu.
— Co powiesz na to, abyśmy wspólnie zamieszkali? — zapytał mnie niespodziewanie.
Spędzaliśmy wieczór w jego wynajmowanym mieszkaniu, w którym i tak bywałam niemal codziennie. Wprawdzie cały czas mieszkałam z rodzicami, ale tak naprawdę byłam tam jedynie gościem. U Marcina miałam już swoją szczoteczkę do zębów oraz szafkę na rzeczy. A mimo to nie byłam gotowa na taką propozycję
— Uważasz, że jest to dobry pomysł? — zapytałam z niepokojem.
Przez głowę przemknęła mi myśl, że tak szybkie zamieszkanie razem to przyznanie, że jestem łatwa. A przecież każdy mężczyzna to zdobywca, który musi się nieco natrudzić, aby usidlić swoją ukochaną. Wiem, że było to głupie myślenie rodem z epoki średniowiecza, ale jakość nie mogłam się go wyzbyć.
— Oczywiście, że to dobry pomysł — odpowiedział Marcin. — Przecież i tak już niemal tu mieszkasz. Przeniesienie reszty twoich rzeczy i dorobienie ci kompletu kluczy to jedynie formalność — dodał z uśmiechem i mnie przytulił.
Ale ja mimo wszystko miałam wątpliwości.
— Przemyślę sprawę — obiecałam. Jednak Marcin nie dawał za wygraną.
— Tu nie ma się nad czym zastanawiać — powiedział. Ale tego wieczoru już nie naciskał.
Nie chciałam wyjść na „łatwą”
Przez kilka dni zastanawiałam się nad propozycję Marcina. I chociaż w głębi duszy bardzo chciałam z nim zamieszkać, to jednak jakiś chochlik w głowie cały czas mi mówił, że to może być błąd.
— Przecież jeżeli zgodzę się tak od razu, to wyjdę na to, że jestem łatwa — podzieliłam się swoimi wątpliwościami z najbliższą przyjaciółką. Kaśka popatrzyła na mnie z politowaniem i popukała się palcem w czoło.
— Zośka, mamy XXI wiek — parsknęła z niedowierzaniem. — Dzisiaj zamieszkanie razem to standard, a nie dowód łatwości dziewczyny — dodała. Ale ja nie byłam przekonana.
— Przecież facet musi się trochę postarać — argumentowałam dalej. — A jeżeli będę grała trudną do usidlenia, to Marcin będzie starał się jeszcze bardziej.
Kaśka pokiwała głową z niedowierzaniem.
— Czy ty słyszysz, co mówisz? — zapytała.
Poczułam się trochę niepewnie. Może naprawdę przesadzam?
— Zastanów się, czego ty tak naprawdę chcesz. I czy kochasz Marcina — powiedziała po chwili. — On nie będzie wiecznie czekał, aż ty w końcu zdecydujesz się na przeprowadzkę — dodała jeszcze.
Oburzyłam się na te słowa. Byłam przekonana, że Marcin mnie kocha i poczeka na moją decyzję.
— Po prostu mi zazdrościsz! — wykrzyknęłam ze złością.
Kaśka właśnie rozstała się ze swoim chłopakiem i byłam przekonana, że zazdrości mi szczęśliwego związku z Marcinem
— Tylko potem nie mów, że cię nie ostrzegałam — usłyszałam z ust przyjaciółki.
Marcin chciał znać decyzję
Przez kilka kolejnych dni byłam obrażona na cały świat. Na Kaśkę, która wytknęła mi moje niezdecydowanie i na Marcina, który coraz częściej dopytywał o moją decyzję.
— Kiedy przeprowadzasz się do mnie? — zapytał mnie, gdy kolejną noc spędzałam u niego w mieszkaniu.
— Przecież dobrze jest tak jak teraz — odpowiedziałam i przytuliłam się do niego.
Jednak Marcin odsunął się ode mnie i wstał z łóżka.
— Dlaczego nie chcesz się do mnie przeprowadzić? Nie kochasz mnie? — zapytał, a w jego głosie wyczułam złość.
— Oczywiście, że cię kocham — odpowiedziałam.
— Więc co stoi na przeszkodzie? — mój chłopak nie dawał za wygraną.
I co miałam mu powiedzieć? Że chciałam grać trudną do usidlenia, aby kochał mnie jeszcze bardziej? Przecież to brzmiało absurdalnie.
— Myślę, że mamy jeszcze czas na takie decyzje. Jesteśmy młodzi i jeszcze wszystko przed nami — próbowałam znaleźć racjonalne argumenty.
Gdy próbowałam objąć Marcina, to on odsunął się ode mnie. Po chwili wyszedł z sypialni, a kilka minut później usłyszałam trzaśnięcie wyjściowych drzwi. Wtedy po raz pierwszy pomyślałam, że chyba niepotrzebnie się tak upieram przy graniu kobiety trudnej do usidlenia. Przecież kochałam Marcina, a zamieszkanie z nim to kolejny krok do wspólnego życia. Ale uświadomić to sobie to jedno, a zrobić coś w tym kierunku to zupełnie coś innego.
W końcu się zdecydowałam
Po naszej sprzeczce podjęłam decyzję, że zamieszkam z Marcinem. Przekonała mnie do tego moja własna mama, która okazała się bardziej nowoczesna ode mnie.
— Pakuj rzeczy i przeprowadzaj się do Marcina — powiedziała mi któregoś dnia przy obiedzie. Spojrzałam na nią zaskoczona. — Nie patrz tak na mnie — usłyszałam w odpowiedzi na swój zaskoczony wzrok. — Przecież się kochacie.
— I nie przeszkadza ci, że będziemy żyć bez ślubu? — zapytałam.
— Przecież kiedyś ten ślub weźmiecie — odpowiedziała i mrugnęła do mnie.
Wtedy zrozumiałam, że przez swój głupi upór mogłam stracić Marcina. Jednak nie byłabym sobą, gdybym nie próbowała i tak postawić na swoim. Zamiast od razu zadzwonić do Marcina i ustalić datę przeprowadzki, to postanowiłam poczekać, aż kolejny raz poprosi mnie o to, abym zgodziła się na wspólne zamieszkanie. Niestety nie doczekałam się.
Zaabsorbowana myślami o przeprowadzce zupełnie nie zwróciłam uwagi na to, że Marcin przestał się do mnie odzywać. Uświadomiłam sobie, że nie rozmawialiśmy od kilkunastu dni, a nasze ostatnie spotkanie miało miejsce ponad trzy tygodnie temu.
— Pójdziemy do kina? — zapytałam Marcina, gdy w końcu odebrał ode mnie telefon.
— Niestety nie mam czasu — usłyszałam chłodny głos mojego chłopaka.
Zezłościłam się. „To ja wyciągam rękę na zgodę, a on tak się zachowuje” — pomyślałam. Nawet do głowy mi nie przyszło, że właśnie rozpada się mój wieloletni związek. I zamiast sprawdzić, co się dzieje, to postanowiłam przeczekać. „Jak zatęskni, to się odezwie” — wmawiałam sobie. Nic bardziej mylnego.
Było już za późno
Przez kolejne tygodnie biernie czekałam na telefon od Marcina i byłam z siebie dumna, że to nie ja pierwsza wyciągam rękę na zgodę. I chociaż bardzo tęskniłam za swoim chłopakiem, to nie zamierzałam pierwsza odpuścić. I gdy wszyscy wokół mi mówili, żebym odpuściła, to ja nadal tkwiłam w swoim zacietrzewieniu. Nie zmieniło się to nawet wtedy, gdy Kaśka powiedziała mi, że widziała Marcina z naszą wspólną koleżanką.
— Daj spokój, to pewnie nic takiego — przekonywałam ją i siebie. Ale w głębi serca poczułam niepokój. Postanowiłam to sprawdzić.
Tego samego popołudnia pojechałam do mieszkania Marcina. I kiedy zbliżałam się do jego klatki, to zobaczyłam go z dziewczyną. To była Monika, z którą studiowałam na jednym roku. Przyznam szczerze, że nie wyglądali jak zwykli znajomi.
— Cześć Marcin — podeszłam do nich. W oczach mojego chłopaka ujrzałam zaskoczenie i niepewność. A potem okazało się, że to jest już mój były chłopak.
— Poczekaj na mnie w domu. Zaraz tam będę — powiedział do Moniki, a potem ją pocałował. A ja próbowałam dojść do siebie.
— Co to ma znaczyć? — zdołałam w końcu wydukać.
Marcin chwilę milczał. A potem złamał mi serce.
— Jesteśmy z Moniką parą — usłyszałam od chłopaka, z którym chciałam zamieszkać.
— Co ty opowiadasz? — nie mogłam uwierzyć w to co usłyszałam.
— Nie mogłem dłużej czekać na to, aż się w końcu zdecydujesz — powiedział Marcin. — Chcę być z kobietą, która będzie ze mną codziennie. Z kobietą, przy której będę zasypiał i przy której będę się budził. Która będzie obok.
— A ja? — zapytałam ze łzami w oczach.
— A ty nie mogłaś się zdecydować — powiedział Marcin. — Przykro mi — dodał jeszcze i odszedł. A ja patrzyłam na to, jak oddalają się moje marzenia.
Nie pamiętam, jak wróciłam do domu, z którego nie wychodziłam przez kilka kolejnych dni. Nie mogłam przestać płakać. Moi najbliżsi próbowali mnie pocieszyć, ale na niewiele się to zdało. Byłam załamana. Przez wiele tygodni wmawiałam sobie, że to moja wina. To przecież ja nie mogłam się zdecydować na to, aby zamieszkać z Marcinem. Teraz myślę inaczej. Jeżeli Marcin tak szybko zmienił obiekt zainteresowana, to jednak nie był wart mojej miłości. I chociaż wciąż mam złamane serce, to jednak już z większym optymizmem patrzę w przyszłość.
Czytaj także:
„Plan był prosty: pocieszyć przyszłego wdowca, a potem wskoczyć mu do łóżka. Jak na złość jego żona przeżyła”
„W szkole prześladowali moją córkę, bo była dziewicą. Rozpustne małolaty nieomal doprowadziły do tragedii”
„Mimo choroby nie chcę od razu kłaść się do trumny. Mąż się mnie wstydził, więc zostawiłam go dla innego”