„Plan był prosty: pocieszyć przyszłego wdowca, a potem wskoczyć mu do łóżka. Jak na złość jego żona przeżyła”

Kobieta flirtuje z młodszym fot. iStock, YakobchukOlena
„Pomimo postanowienia, że nigdy już nawet nie pomyślę o Pawle, wciąż gdzieś w głębi serca czułam, że to, co było między nami, nie jest i nigdy nie będzie skończone. Że to on jest mi przeznaczony”.
/ 09.10.2023 22:00
Kobieta flirtuje z młodszym fot. iStock, YakobchukOlena

Poznałam Pawła na pierwszym roku studiów. To była miłość jak z filmu, dosłownie nie widzieliśmy poza sobą świata. A jednak nasze uczucie nie przetrwało. Po dwóch latach od „wielkiego wybuchu” miłość nie tyle się wypaliła, ile okazała nie dość silna.

Nasz związek się rozpadł, bo żadne z nas nie potrafiło poświęcić swoich planów dla drugiej osoby. On chciał wyjechać na stypendium, ja nie wyobrażałam sobie życia poza moim ukochanym Wrocławiem. Nie widzieliśmy sensu w związku na odległość, więc podjęliśmy świadomą decyzję o rozstaniu. Co nie znaczy, że obyło się bez łez.

– Nie płacz. Jeżeli jesteśmy sobie przeznaczeni, to jeszcze się spotkamy – powiedział mi na pożegnanie Paweł, a potem pocałował mnie ostatni raz i wsiadł do samolotu.

Już go nie było w moim życiu

Czas płynął, a ja poznawałam kolejnych mężczyzn, wchodziłam w relacje i… w kolejne. Bo zawsze coś było nie tak: albo niedopasowanie charakterów, albo brak pożądania, albo za mało czasu mi poświęcał, albo za dużo. Nie potrafiłam się do nikogo przywiązać, polubić na tyle, by zignorować jego wady.

Kiedy skończyłam dwadzieścia pięć lat, zaczęłam się tym martwić. Nie chciałam być całe życie sama, pragnęłam kiedyś wyjść za mąż, mieć dzieci… Nie rozumiałam, dlaczego nie jestem stanie wytrzymać dłużej z żadnym facetem, ale czułam, że problem tkwi we mnie. Któregoś dnia na imprezie z przyjaciółkami upiłam się na smutno i zebrało mi się na smętne zwierzenia.

– Nie wiem, dlaczego tak jest – żaliłam się dziewczynom. – Jestem jakaś popsuta, przeklęta czy co? Co jest ze mną nie tak? Weźcie i mi powiedzcie, bo nie wiem.

– Ciągle czekasz na Pawła – wydała werdykt Marzena, która znała mnie najlepiej, a przynajmniej najdłużej.

– Oszalałaś? Jasne, że nie czekam! – gwałtownie zaprzeczyłam. – Nie rób ze mnie jakiejś żałosnej idiotki, która płacze i tęskni za pierwszą miłością!

Ale później, kiedy minęła mi złość, przemyślałam jej słowa i stwierdziłam, że może mieć rację. Czyżbym przez te wszystkie lata podświadomie na niego czekała? Jeżeli tak, to muszę z tym skończyć!

Pomimo postanowienia, że nigdy już nawet nie pomyślę o Pawle, wciąż gdzieś w głębi serca czułam, że to, co było między nami, nie jest i nigdy nie będzie skończone. Że to on jest mi przeznaczony. Nie mogłam się pozbyć tego głosu przeczucia, ale… Mogłam go nie słuchać. Uparłam się, że pójdę do przodu i zostawię za sobą przeszłość.

Wyszłam za mąż za pierwszego mężczyznę, z którym udało mi się zaprzyjaźnić. Marek był dobrym, zaradnym człowiekiem i szalał za mną, czego nie ukrywał.
Z mojej strony nie było jakiejś wielkiej namiętności, ale szanowałam go i lubiłam. Uznałam, że to wystarczy. Byliśmy już kilka lat po ślubie, układało nam się dobrze i nawet zaczynaliśmy myśleć o dziecku, kiedy w moim życiu znów – jak diabeł z pudełka – pojawił się Paweł.

Spotkaliśmy się przypadkiem

Odwiedzałam w szpitalu koleżankę i zobaczyłam go na korytarzu, przy automacie z kawą. Moje serce momentalnie szybciej zabiło i zrobiło mi się gorąco. Minęło tyle lat, a on nadal sprawiał, że nogi się pode mną uginały.

Nie widział mnie, wybierał napój i był tym całkowicie pochłonięty. Powinnam odwrócić się na pięcie i odejść. Każde z nas ma swoje życie, nic już się między nami nie wydarzy. Nie ma sensu odgrzebywać przeszłości, skoro raczej nic dobrego z tego nie wyniknie.

Właśnie tak powinnam postąpić: odejść, zapomnieć. Ale nie potrafiłam, tak jak nie potrafiłam oderwać od niego wzroku. Niewiele się zmienił, był tak samo przystojny, może tylko trochę za bardzo zeszczuplał. Pragnęłam usłyszeć jego głos, zobaczyć jego uśmiech…

Pragnęłam tego tak bardzo, że zignorowałam głos rozsądku – krzyczący, że źle robię i będę tego żałować! – i podeszłam do niego, przywitałam się. A on… Był najwyraźniej w świecie zakłopotany i próbował ukryć, że mnie nie kojarzy.

Co za upokorzenie!

– To ja, Kinga – przypomniałam swoje imię, czując się jak kompletna idiotka. 

– Oczywiście, jasne, od razu cię poznałem przecież  – skłamał. – Co u ciebie słychać?

Powiedziałam mu, że wyszłam za mąż, kontynuując rolę kretynki, która chce wzbudzić zazdrość w facecie, który zapomniał o kimś, z kim był dwa lata.
Pogratulował mi. Wydawał się błądzić myślami gdzieś daleko, był nieobecny duchem… Boże, a może jest chory?! Dlatego tak schudł i dziwnie się zachowuje? Dlatego mnie nie poznał?!

– Co tu robisz? – spytałam. – Chorujesz?

– Nie. Moja żona tu leży.

– Mam nadzieję, że to nic poważnego – odparłam standardową formułką, starając się nie okazać rozczarowania faktem, że Paweł nie jest singlem.

– Rak piersi – wyznał cichym głosem.

Popatrzyłam mu w oczy i zobaczyłam w nich strach przed nieuniknioną stratą.

– Tak mi przykro…

Uściskałam go mocno i bez żadnych podtekstów. Zrobiło mi się go żal, tak bardzo i szczerze, że na moment przestałam widzieć w nim mężczyznę swojego życia, a zobaczyłam cierpiącego człowieka, którego tak bardzo chciałam pocieszyć. Wtedy Paweł się rozpłakał.

Byłam w szoku, nigdy wcześniej tak się przy mnie nie rozkleił. Tuliłam go i głaskałam po plecach, dopóki się nie uspokoił. A kiedy doszedł do siebie i przestał szlochać, dałam mu chusteczkę higieniczną.

– Dziękuję. Bardzo ci dziękuję. Wiesz, przy Ewie muszę być silny. Dla niej. Kiedy jestem z nią, cały czas udaję, że wszystko będzie dobrze. Ale kiedy wracam sam do domu, dopadają mnie czarne myśli i… – urwał w pół zdania, zaciskając usta, jakby zaraz znów miał się rozpłakać.

Jaki kochany, troskliwy…

– Słuchaj, Paweł, zawsze możesz ze mną pogadać. Zawsze. Nie mówię tego z grzeczności, zaraz podam ci mój numer telefonu. Wciąż jesteś dla mnie ważny, więc… – teraz ja urwałam, by nie powiedzieć za dużo i go nie spłoszyć.

Wymieniliśmy się numerami komórek, uściskaliśmy jeszcze raz na pożegnanie i każde z nas poszło w swoją stronę. Nie zadzwonił. Przez kilka dni się nie odzywał i już myślałam, że nic tego, kiedy wreszcie przysłał SMS-a z prośbą o spotkanie. Pofrunęłam jak na skrzydłach. I tak zaczęliśmy się regularnie widywać.

Nie okłamuję męża, tłumaczyłam sobie. Mówię mu prawdę: że wspieram znajomego z dawnych lat, któremu umiera żona. Marek nie był zazdrosny, niczego nie podejrzewał. Przeciwnie: chwalił mnie za empatię. Ta jego ufność mnie dobijała i wpędzała w wyrzuty sumienia.

Co z tego, że go nie okłamywałam, skoro nie mówiłam całej prawdy? Byłam gotowa go porzucić, gdyby żona Pawła zmarła. Planowałam najpierw zostać pocieszycielką wdowca w żałobie, a później zastąpić mu utraconą miłość. To były podłe marzenia, bazujące na czyjejś śmierci i rozpaczy, a jednak całkowicie mną owładnęły. Oczami wyobraźni widziałam siebie u boku Pawła. Jak za dawnych lat. Żyłam tymi nadziejami przez kilka miesięcy. Aż raptem okazało się, że Ewa pozytywnie zareagowała na chemioterapię!

Pojawiła się realna nadzieja na jej wyzdrowienie. W dodatku Paweł chciał się przenieść wraz z żoną do innego miasta, gdzie znajdował się najlepszy szpital onkologiczny w Polsce. To był dla mnie straszny cios. Wiedziałam, że to chore, ale byłam wręcz załamana ich szczęściem.

Przy pożegnaniu Paweł dziękował mi za wsparcie i zapewniał, że będziemy w kontakcie. I po co? Żeby nieświadomie sypać mi sól na rany? Zamierzałam zmienić numer telefonu zaraz po jego wyjeździe. Nie chciałam od niego koleżeństwa ani przyjaźni. Chciałam jego całego, a skoro nie mogłam go mieć, nie chciałam się zadowalać jakimś ochłapami. 

Niestety, nie wytrzymałam w swoim postanowieniu i nie zmieniłam numeru. Przeciwnie: oczekiwałam na wiadomości od Pawła jak usychające drzewo na deszcz. A kiedy długo się nie odzywał, sama do niego pisałam i dzwoniłam.
Często pytałam samą siebie: czego ty tak naprawdę chcesz? Żeby kobieta, która w niczym ci nie zawiniła, umarła? Umiałabyś się cieszyć szczęściem zyskanym w ten sposób? Dręczyły mnie coraz większe wyrzuty sumienia, chociaż grzeszyłam tylko myślą, nie uczynkami.

Otrzeźwienie przyszło z niespodziewanej strony: mój mąż zażądał rozwodu. Byłam tak pochłonięta marzeniami o zdobyciu niemożliwego, że nawet nie zwróciłam uwagi, jak rozpadało się moje małżeństwo. Zawsze byłam stuprocentowo pewna Marka. Zapłaciłam za swoją arogancję. Podczas gdy ja byłam zajęta rozmyślaniami o zdobyciu Pawła, Marek zdążył poznać inną kobietę i zakochać się w niej.

Kiedy mi to powiedział, byłam wściekła, upokorzona, miałam wrażenie, że świat mi się wali na głowę, ale… niespecjalnie zraniona. Nie kochałam mojego męża. Po pierwszym szoku, gdy już nieco ochłonęłam, zrozumiałam, że dobrze się stało. Ja i Marek marnowalibyśmy tylko ze sobą czas. Teraz przynajmniej mogę z czystym sumieniem i całkowicie poświęcić się czekaniu na tego jedynego, myślałam, ocierając łzy po ostatniej rozprawie rozwodowej. Tyle że… już nie chciałam czekać.

Ja pocieszałam Pawła w najcięższym okresie choroby jego żony, niech teraz on pociesza mnie po rozwodzie. Niech spłaci swój dług wobec mnie. Jeżeli nie uda mi się go uwieść przy tej okazji, to już chyba nigdy…

Zaplanowałam wszystko

Najpierw rozmowy telefoniczne, potem spotkania. Będę smutna, piękna i bezbronna. Pozwolę mu się poczuć opiekunem i opoką, każdy facet na to poleci. Nie oprze się moim niebieskim oczom pełnym łez…

Plany i marzenia to jedno, a życie drugie. Nic nie szło tak, jak powinno. Paweł był bardzo miły, ale nigdy nie miał czasu, żeby do mnie przyjechać; ograniczał się tylko do rozmów telefonicznych, a i one nie wyglądały tak, jak bym sobie tego życzyła. Był uprzejmy i nic ponadto. Spławiał mnie, ilekroć prosiłam o spotkanie, tłumacząc, że to za duża odległość. Nie da się uwieść mężczyzny samym głosem. Czyżbym poniosła sromotną porażkę? Mam się poddać? Nigdy!

Postanowiłam zagrać naprawdę ostro. Napisałam Pawłowi SMS-a: „Po odejściu męża nie mam już po co żyć. Żegnaj, byłeś naprawdę dobrym przyjacielem. Dziękuję”. Byłam pewna, że to go wreszcie ruszy i przybędzie mnie ratować. Jak rycerz na białym koniu.

Wydawało mi się, że jestem bardzo sprytna. Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Zignorowałam go, przekonana, że to sąsiadka albo listonosz. Ale ktoś tam nie odpuszczał, a do natrętnego dzwonienia dołączyło mocne pukanie i męski głos:

– Proszę otworzyć, tu policja!

Policja? Skąd, dlaczego…? Okazało się, że Paweł zamiast wsiąść do samochodu, zawiadomił policję. Miałam ochotę zapaść się ze wstydu pod ziemię! Ale nie mogłam, musiałam jakoś przekonać funkcjonariuszy, że wcale nie chciałam się zabić. 

– Więc to był żart? Zdaje sobie pani sprawę, że nieuzasadnione wzywanie policji podlega karze? I to konkretnej?

Boże, jeszcze to!

Nie ja ich wzywałam, ale jeśli oskarżą Pawła o robienie głupich kawałów, zacznie się bronić, oni będą drążyć i jeszcze się wyda, co planowałam. Może byłam szalona, opętana obsesją, ale miałam swoją dumę. Wspięłam się na wyżyny, by ich przekonać, że się nie zabiję, że zmagam się z depresją, dlatego przyjaciel, mieszkający w innym mieście, po rozmowie telefonicznej zaniepokoił się moim gorszym samopoczuciem.

– Ale jak panowie widzą, wszystko jest w porządku. Dziękuję za troskę i przepraszam za kłopot. Do widzenia.

Poszli, a do mnie dotarło, że nic nie jest w porządku. Byłam desperatką. Chciałam zdobyć nieosiągalnego mężczyznę. To był dla mnie przełomowy moment: sięgnęłam dna i tylko ode mnie zależało, czy się od niego odbiję. Muszę zerwać wszelki kontakt z Pawłem. Muszę porzucić toksyczne marzenia i wyrzec się niedostępnej miłości.

Muszę zawalczyć – nie o mężczyznę, lecz o siebie, o odzyskanie zdrowia psychicznego, normalności, radości życia, poczucia sensu, szacunku do samej siebie. Muszę też zmienić otoczenie. Może wyjadę za granicę? Gdzieś, gdzie na pewno nie spotkam Pawła…

Czytaj także:
„Ojciec Amelci co miesiąc płaci mi za milczenie, bo jest żonaty. Nie chce znać córki, ale przynajmniej stać nas na wszystko”
„Dostałam dom w spadku i wywołałam wilka z lasu. Matka z zawiści prawie zniszczyła moje małżeństwo”
„Mąż mnie zdradził, więc syn chciał się na nim zemścić. Tak skutecznie podrywał jego kochankę, aż zaszła w ciążę”

Redakcja poleca

REKLAMA