„Wolą męża było, żebym oddała jego organy po śmierci. Teściowa zarzuciła mi, że >>patroszę<< jej syna”

Teściowa rozpuszczała plotki, że dostałam pieniądze za organy męża fot. Adobe Stock, Siam
– Jakim prawem pozwalasz kroić mojego syna? Nie masz dla niego za grosz szacunku? Nawet po śmierci?! Co z ciebie za żona! Chcesz go patroszyć, jak kurę na obiad? Sumienia nie masz? – piekliła się.
/ 15.03.2022 05:07
Teściowa rozpuszczała plotki, że dostałam pieniądze za organy męża fot. Adobe Stock, Siam

Pawła poznałam na studiach. Początkowo strasznie mnie drażnił. Nie byłam nim zainteresowana, a on na siłę próbował zwrócić moją uwagę. Jednak tak długo się starał i cierpliwie o mnie zabiegał, że w końcu dałam się namówić na randkę. Pierwszą, drugą, trzecią… A potem już poszło błyskawicznie.

Po czterech latach znajomości wzięliśmy ślub

Teraz oczywiście mam ochotę powiedzieć, że nasze życie było bajkowe. A tak naprawdę było po prostu zwyczajne. Kochaliśmy się, czasem kłóciliśmy, ale generalnie byliśmy szczęśliwi. Od początku zależało mi na dobrych relacjach z teściami. Wiedziałam, że rodzice są bardzo ważni dla Pawła, był z nimi zżyty. Nie chciałam stawać między nimi, czy w jakikolwiek sposób go od nich odciągać. Dlatego robiłam wszystko, by się im przypodobać. Zwłaszcza że bardzo ich polubiłam.

Niestety, ciągle miałam wrażenie, że Kazia, moja teściowa, jest mną rozczarowana. Niby nigdy nie powiedziała mi nic przykrego wprost, niby mnie lubiła, jednak… Takie rzeczy się po prostu czuje. I ja czułam. Miałam wrażenie, że traktuje mnie trochę jak wroga, który odebrał jej jedynego syna. A ja tak bardzo chciałam zyskać jej uznanie i szczerą sympatię!

Niestety, życie pisze różne scenariusze, czasem bolesne. Kilkanaście miesięcy po naszym ślubie Paweł miał wypadek. Przez kilka dni lekarze walczyli o jego życie. Prawie nie wychodziłam ze szpitala. Koczowałam przed salą, modliłam się i płakałam na przemian. Nie dopuszczałam do siebie myśli, że może być jeszcze gorzej. Czekałam tylko na moment, w którym mąż znów otworzy oczy i się do mnie uśmiechnie. Niestety ten moment miał nigdy nie nadejść.

Nic nie dało się zrobić

Nastąpiła śmierć mózgowa. Paweł oddychał, miał ciepłe dłonie, wyglądał, jakby spał. Słyszałam bicie jego serca, nie mogłam uwierzyć, że nie żyje…

– Ale jak to? Przecież on oddycha! Przecież bije mu serce! Dlaczego pan mówi, że on nie żyje? Pomyliliście się! – krzyczałam do lekarza.

– Proszę się uspokoić. Rozumiem pani zdenerwowanie, ale takie są fakty. Jego mózg obumarł, tylko maszyny podtrzymują funkcje życiowe. Pani mąż już nigdy się nie obudzi, nie otworzy oczu. Przykro mi, on nie żyje – tłumaczył spokojnie.

Byłam załamana, zawaliło mi się wszystko. Paweł był całym moim światem! Nie mógł tak po prostu umrzeć, odejść, zostawić mnie! Przecież dopiero co wzięliśmy ślub, planowaliśmy dzieci… Nie zdążyło do mnie do końca dotrzeć to wszystko, kiedy znów usłyszałam głos lekarza.

– Pani Magdo, ja wiem, że to trudne, ale jest jeszcze jedna, delikatna sprawa. Nie wiem, jaki ma pani do tego stosunek i czy rozmawiała pani kiedykolwiek o tym z mężem, czy zna pani jego zdanie na temat… pośmiertnego dawstwa narządów. Organy pani męża mogą uratować życie i zdrowie kilku osób – mówił. – Proszę to przemyśleć. Panu Pawłowi niestety już nie pomożemy, ale być może uratuje pani kilka innych osób – dodał i wyszedł.

Rozpłakałam się jak małe dziecko

Początkowo byłam wściekła na lekarza, że w ogóle o to spytał. Jak mógł? Dopiero co oznajmił mi, że Paweł nie żyje, a teraz jeszcze wymagał, bym pozwoliła go pokroić? Ale z drugiej strony wiedziałam, że nawet nie musiał o nic pytać, mógł pobrać organy bez mojej zgody. Znałam też zdanie męża na ten temat – kiedyś oglądaliśmy jakiś film o przeszczepach i Paweł rzucił mimochodem:

– Kochanie, gdyby kiedyś coś mi się stało, to nie marnuj resztek życia, które we mnie będzie. Pozwól chociaż części mnie żyć dalej.

Nie mogłam zrobić inaczej, zgodziłam się na pobranie organów.

– Bardzo dobra decyzja! Właśnie uratowała pani kilka osób – lekarz uścisnął mi dłoń.

Niestety zupełnie innego zdania była moja teściowa.

– Jakim prawem pozwalasz kroić mojego syna? Nie masz dla niego za grosz szacunku? Nawet po śmierci?! Co z ciebie za żona! Chcesz go patroszyć, jak kurę na obiad? Sumienia nie masz? – piekliła się.

Starałam się wytłumaczyć jej, że właśnie tego chciałby Paweł, że jego już nikt nam nie zwróci, ale on może uratować innych!

– Mamo, ja wiem, że masz prawo być zaskoczona, ale…

– Zaskoczona? Ty chyba serca nie masz! – krzyczała, płacząc. – I nigdy więcej nie mów do mnie „mamo”, rozumiesz?! – dodała i wybiegła, przeklinając mnie pod nosem.

Zrobiło mi się strasznie przykro

Zaczęłam wątpić, czy na pewno podjęłam słuszną decyzję. Rozum podpowiadał, że tak. Paweł umarł, zginął. Nie chciałam, by jego śmierć pozostała bezsensowną tragedią, by poszła na marne. Dzięki jego organom lekarze mogli ocalić kilka osób. Mieli pobrać mu serce, nerki, płuca, trzustkę i wątrobę. Moje serce jednak krwawiło, a słowa teściowej tylko dodały wątpliwości…

Decyzja została już jednak podjęta. Kolejne dni były koszmarem. Nie tylko ze względu na psychiczny ból, załatwianie pogrzebu i setek formalności. Mieszkaliśmy w niewielkim miasteczku. Ludzie zaczęli wytykać mnie palcami. Krążyły straszne plotki. Ludzie mówili, że dostałam za narządy Pawła pieniądze, że mogłam jeszcze próbować go ratować, ale po co, skoro tyle na tym zarobiłam… 

Bardzo mnie to bolało. Domyślałam się, kto rozpowiada te brednie. Rodzice i bliscy starali się mnie pocieszać, ale na niewiele się to zdało. Momentami nawet cieszyłam się, że mam tyle załatwiania, bo dzięki temu nie było okazji, by usiąść i się rozkleić. mimo wszystko postanowiłam jeszcze raz spróbować wyjaśnić sobie wszystko z teściami. Nie tylko dla siebie, ale też dla Pawła…

Dzień przed pogrzebem pojechałam do rodziców męża. Otworzył mi Władysław, mój teść. Bez słowa wpuścił mnie do środka i poprowadził do salonu, gdzie na sofie siedziała Kazimiera, tępo patrząc się przed siebie. Nie bardzo wiedziałam, jak zacząć.

– Ja… Myślę, że powinniśmy teraz trzymać się razem, razem przez to przejść. Tego właśnie chciałby Paweł…

Teściowa nieznacznie drgnęła na dźwięk imienia syna. Spokojnie wyjaśniłam im, że rozmawiałam kiedyś na ten temat z Pawłem i stąd wiem, że podjąłby taką samą decyzję.

– Jego już nie ma i uwierzcie mi, dla mnie to również ogromna strata! Ale jego serce nadal będzie bić, płuca oddychać… Będzie żył w innej osobie!

Z oczu teściowej poleciały łzy, nadal jednak milczała. Nie wiedziałam, czy to dobrze, czy źle. Ale mówiłam dalej. Po chwili Kazimiera wstała i bez słowa po prostu poszła do drugiego pokoju. Rozpłakałam się z bezsilności, bólu…

Poczułam, że powinnam już pójść

Powoli ruszyłam w kierunku wyjścia. W drzwiach podszedł do mnie Władysław.

– Dobrze zrobiłaś, moje dziecko. Gdyby ktoś mógł uratować naszego Pawełka… Dalibyśmy wszystko! Teraz ty dałaś tę szansę innym – powiedział, a ja otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia.

– Mama też to zrozumie. Dajmy jej tylko trochę czasu – dodał i mnie uściskał.

Płakaliśmy oboje. Wracałam do domu, czując się nieco lepiej. Nic nie mogło ukoić bólu po stracie męża, ale przynajmniej miałam już absolutną pewność, że podjęłam dobrą decyzję, oddając jego organy. Z pogrzebu pamiętam niewiele, byłam na lekach uspokajających.

Czułam się, jakbym patrzyła na wszystko przez szybę, jakby to mnie bezpośrednio nie dotyczyło. Następne dni były coraz gorsze. Powoli docierało do mnie, co właśnie się wydarzyło. W łazience już nie walały się brudne skarpety, nikt nie stawiał kubka z kawą na brzegu ławy… Nagle zaczęło mi brakować rzeczy, które wcześniej doprowadzały mnie do szału.

Wpadłam w depresję i tylko pomoc rodziców i psychologa pomogła mi wyjść z dołka. Bardzo chciałam się dowiedzieć, kim są biorcy organów Pawła. Chciałam spojrzeć w oczy człowieka, który ma teraz serce mojego męża i… Sama nie wiem. Czy to by coś zmieniło? Prawo zabrania takich kontaktów, lekarz prowadzący nie chciał mi zbyt wiele zdradzić.

– Pani Magdo, taka wiedza w niczym by pani nie pomogła. Proszę mi wierzyć. Niech pani nie rozdrapuje ran, tylko żyje dalej – powiedział.

Może miał rację? Powoli uczę się żyć przyszłością. Pozwalać sobie na małe radości, na uśmiech. Dwa dni temu zadzwoniła teściowa, zaprosiła mnie na niedzielny obiad. Boję się tej wizyty, ale mam nadzieję, że uda nam się naprawić nasze relacje. Wiem, że tego właśnie chciałby Paweł…

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA