„Woda sodowa uderzyła mężowi do głowy. Rekin biznesu zapomniał o rodzinie, a mnie w łóżku nawet kijem nie chciał dotknąć”

Załamana kobieta fot. Adobe Stock, Africa Studio
„Odwróciłam twarz do okna. Płakać mi się chciało. Człowiek, którego tak mocno kochałam, był daleko ode mnie. I nic nie zapowiadało zmiany na lepsze. I wtedy zdałam sobie sprawę z tego, że mam rywalkę, której nie jestem w stanie pokonać…”.
/ 30.04.2022 21:37
Załamana kobieta fot. Adobe Stock, Africa Studio

Wracaliśmy z mężem z przyjęcia. Nie lubiłam takich imprez. Jak zwykle przez kilka godzin musiałam odgrywać rolę żony biznesmena, którą bardzo interesuje sytuacja na giełdzie, wzrosty i spadki…

Nie znałam się na tym, nudziło mnie to, ale dla dobra sprawy robiłam, co kazał Mateusz. W samochodzie panował półmrok. Patrzyłam na profil męża. Był z siebie zadowolony. Rozmowa z prezesem Z., wymiana uprzejmości z dyrektorem T. Po minie Mateusza widać było, że znów czai się do skoku. Kolejnego w zawrotnej karierze. 

Odwróciłam twarz do okna. Płakać mi się chciało. Człowiek, którego tak mocno kochałam, był daleko ode mnie. I nic nie zapowiadało zmiany na lepsze.

Zaledwie dwanaście lat temu, kiedy urodziła się nasza córeczka, byliśmy szczęśliwi, kochaliśmy się bez pamięci. Nie mogliśmy zasnąć, gdy obok brakowało tego drugiego. Przez całą noc leżeliśmy wtuleni w siebie, często trzymając się za ręce.

Zaraz po przebudzeniu szeptaliśmy czułe słowa. Zachowywaliśmy się cichutko, żeby nie zakłócić snu Zuzi, która spała w łóżeczku tuż obok naszego tapczanu. W naszym jedynym pokoiku było tak mało miejsca…

W nowej pracy szybko awansował

Rodzice Mateusza rozważali nawet, czy nie zamienić się z nami. Mielibyśmy dwa pokoje w starym budownictwie, oni jakoś by się pomieścili w naszej kawalerce. Sami jednak zrezygnowaliśmy z tej zamiany.

– Aga, to kiepski pomysł – stwierdził Mateusz. – Jak oni sobie tu dadzą radę? Tata nie będzie miał nawet gdzie rozłożyć szachownicy w tej ciasnocie.

– Masz rację – zgodziłam się z mężem. – Mama lubi gotować, robić przetwory. Jakim cudem miałaby to robić w kuchence wielkości pudełka na buty?

Lubiłam teściów i nie chciałam im niczego zabierać. Los nam jednak sprzyjał, bo Mateusz nieoczekiwanie znalazł dobrą pracę i wkrótce mogliśmy zaciągnąć kredyt na mieszkanie. Byliśmy w siódmym niebie!

Trzeba przyznać, że mój mąż miał szczęście. W swojej nowej pracy szybko awansował. Po sześciu miesiącach znów poszedł wyżej… Coraz mniej czasu spędzał w domu, o pracy mówił
z wypiekami na twarzy.

Nie minęły dwa lata, gdy Mateusz dostał propozycję objęcia dyrektorskiego stołka. Z niego mógł się tylko przesiąść na fotel prezesa. Wtedy jeszcze się cieszyłam, kibicowałam jego sukcesom, byłam z niego dumna.

Każdy kolejny rok był niepodobny do poprzedniego. W jednym urządzaliśmy mieszkanie na kredyt, w następnym już budowaliśmy dom za gotówkę. Nagle zorientowałam się, że to wszystko stało się za szybko. I wtedy zdałam też sobie sprawę z tego, że mam rywalkę…

Nie, nie kobietę. Mój mąż nie miał czasu na takie błahostki jak romanse, miłość. Moją rywalką była kariera Mateusza. Zaczęłam się bać, że już nie jesteśmy tacy sami jak na początku wspólnej drogi, ale mąż zawsze śmiał się z moich obaw.

– Kochanie, a cóż nam szkodzi, żebyśmy byli naprawdę bogaci? Pomyśl o przyszłości Zuzi.

Lecz już wtedy nie liczyła się nasza wspólna przyszłość, tylko jego kolejny zawodowy sukces.
Mąż przestał widzieć we mnie i Zuzi żywe, czujące istoty. Patrzył na nas oczami posiadacza: jedna ma złotą bransoletkę, druga tablet. Starsza weekend w spa, młodsza – lekcje tenisa, jazdy konnej, obowiązkowe szkolenie narciarskie w Szwajcarii.

Zbuntowałam się, gdy córka na dzień przed feriami dostała gorączki. Nie chciała nigdzie wyjeżdżać. Po prostu nie lubiła nart. Zostałyśmy w domu. Zuzia bała się, że tata będzie zły, ale on nie zorientował się, że są ferie. Wtedy poprosiłam Mateusza o poważną rozmowę:

– Przystopuj! Nie chcę jeszcze większej willi ani lepszego samochodu, Zuzia nie znosi nart
i tenisa – mówiłam, ale on mnie nie słuchał, chociaż przytakiwał.

Wciąż był nienasycony

Mimo wszystko nadal starałam się być jak najbliżej męża; nie stracić tego, co najważniejsze między nami. Niestety, Mateusz nie potrzebował już mojej bliskości ani ciepła. Grzał się w blasku sławy swoich kolejnych spółek, gromadził cenne przedmioty, imponowało mu towarzystwo prezesów i celebrytów.

Łapałam się na tym, że przestaję lubić męża. Drażniły mnie jego wystudiowane miny i gesty, dziwne upodobania, jak palenie cygar czy popijanie najdroższych win sprowadzanych ze słynnych francuskich winnic na osobiste zamówienie. Pytałam, po co te szaleństwa. Odpowiadał, że z jego pozycją tak właśnie trzeba…

„Czy naprawdę tak myśli? Niemożliwe, żeby mój Mateusz był takim płytkim snobem” – powtarzałam sobie, ciągle wierząc, że jeszcze nie wszystko stracone.

Dojeżdżaliśmy do domu. Już nie mogłam się doczekać, kiedy położę się do łóżka i zasnę, kiedy przestaną mnie nękać złe myśli. Wyciągając z kieszeni komórkę, Mateusz rzucił mi spojrzenie. Było całkiem puste – ot, kurtuazyjny uśmiech, jakim jeszcze przed kwadransem obdzielał obcych ludzi na raucie.

„Boże, jaki on jest sztuczny – pomyślałam z przerażeniem. – Wrócimy do domu, ja włożę szlafrok i kapcie… On jedynie rozluźni muszkę, zdejmie marynarkę, cmoknie mnie w czoło i powie: »Śpij dobrze, kochanie. Ja jeszcze popracuję u siebie«. Potem pójdzie ze szklanką whisky do swojego pokoju, który nazywa gabinetem, i będzie tam siedział w nieskończoność, upajając się swoim sukcesem…”.

– Cholera, zapomniałem włączyć telefon. Może dzwonił ktoś ważny – głos Mateusza wyrwał mnie z zamyślenia.

Patrzyłam na rozświetlony ekran komórki męża. Wstukał PIN. Na ekranie wyświetliła się godzina: 2.30.

– Sześć nieodebranych połączeń od mamy… – zaczął nerwowo wybierać numer. – Halo, mama? Coś się stało? – trzymał telefon przy uchu, ale i tak doskonale słyszałam głos teściowej przerywany szlochem.

– Co z tatą? Przestań płakać, mówże normalnie! – Mateusz krzyknął do słuchawki.

– Zabrali go do kostnicy… – ostatnie słowa wybrzmiały głośno i wyraźnie, tak że nawet kierowca męża usłyszał.

Zwolnił, podjechał pod bramę. Siedzieliśmy jeszcze w aucie dobre pół godziny. Trzymałam męża za rękę, milczeliśmy. Odezwałam się pierwsza:

– Mama nie może zostać sama. Ty idź do domu się przebrać, a ja pojadę do niej, spakuję ją na kilka dni i przywiozę do nas.

Znalazłam teściową leżącą na kanapie. Była całkiem otępiała, patrzyła w przestrzeń i nic nie mówiła. Tłumaczyłam, że zabieram ją do siebie. Nie protestowała. To była długa noc…

Wróciłam, a on wciąż siedział w garażu

Potem nastąpił długi tydzień. W naszym domu panowała atmosfera trudna do zniesienia. Teściowa zamknęła się w pokoju gościnnym i prawie z niego nie wychodziła.

Mąż w zasadzie zajął się pogrzebem, ale i tak wszelkie decyzje podejmowałam sama. On nie był w stanie. Zuzia przez kilka dni nie poszła do szkoły. Bardzo przeżyła śmierć dziadka.

– Wiesz, mamusiu, ja w ogóle nie myślałam, że on może umrzeć – mówiła i wycierała oczy chusteczką. 

Dopiero po pogrzebie dowiedzieliśmy się od teściowej, że ojciec męża wcale nie cierpiał. Tamtego wieczoru zaczął jeść kolację. Przełknął pierwszy kęs przygotowanej przez żonę kanapki, zdążył powiedzieć: „Ale mnie boli głowa, Zosiu” – i umarł, upadając na podłogę.

Kilka dni po pogrzebie teścia mąż wrócił z pracy bardzo wcześnie. Siedziałam w biurze zajęta papierami, kiedy zadzwonił na moją komórkę. Spytał, dlaczego nikt nie otwiera mu drzwi. Zachowywał się, jakby nie pamiętał, że ja pracuję, Zuzia jest w szkole, a w domu nikogo nie ma.
Gdy wróciłam pod wieczór, zastałam go siedzącego w samochodzie w garażu.

– Tata umarł… Boże, co ja teraz zrobię?! – ryknął jak ranione zwierzę, złapał mnie za ramiona, głowę położył mi na piersiach.

Czułam, że płacze. Nie wiem, jak długo to trwało. Powoli zaczął się uspokajać. Jego ciało poruszało się w rytm ciężkiego oddechu. Wreszcie Mateusz podniósł głowę, spojrzał na mnie zapłakanymi oczami i zaczął mówić:

– Wiesz, tata dzwonił do mnie przed tamtym przyjęciem. Chciał, żebym wpadł w niedzielę na partyjkę szachów… Powiedziałem, że nie dam rady, że praca… No wiesz… A on się zdziwił się, że jestem zajęty w taki dzień, i spytał, czy wobec tego chociaż w scrabble moglibyśmy zagrać we trójkę z Zuzią. A ja mu na to: „Nie mam czasu, tato, na takie pierdoły”. Rozumiesz, Aga? Powiedziałem mu „na takie pierdoły”! Własnemu ojcu tak powiedziałem!– twarz męża wykrzywiła się i znowu zaczął płakać jak dziecko.

Od kilku tygodni Mateusz jest w domu z nami. Wziął dłuższy urlop i na nowo uczy się żyć.
Agnieszka Nie minęły dwa lata, gdy Mateusz dostał propozycję objęcia dyrektorskiego stołka. Cieszyłam się, kibicowałam jego sukcesom.

Czytaj także:
„Życie mojej wnuczki to pasmo nieszczęść. Gdy pogodziła się ze śmiercią matki, los odebrał jej miłość życia”
„Wynająłem z żoną kobietę, która urodziła nam dziecko. Teraz płacę alimenty na nieślubnego syna, którego nie widuję”
„Oplotłam syna jak bluszcz i prawie go zadusiłam. Chciałam go usidlić, by zagłuszyć samotność starej matki”

Redakcja poleca

REKLAMA