Marzyłam o tej podróży od lat, jednak wnuki są dla mnie ważniejsze niż nawet Ziemia Święta. Kiedy wnuki są szczęśliwe, to i ja jestem.
Był wczesny ranek. Właśnie miałam zacząć przygotowania do jutrzejszego przyjęcia urodzinowego z okazji swoich 70. urodzin, gdy zadzwonił dzwonek u drzwi. W progu stała moja najlepsza przyjaciółka, Tereska.
Była aż czerwona z emocji
– Już postanowione, kochana! Jedziemy! – zakrzyknęła, gdy tylko znalazła się w mieszkaniu.
– Zaraz, zaraz… Dokąd?
– No jak to dokąd? Na wycieczkę, do Ziemi Świętej!
– Słucham?
– No tak! W maju. Na sześć dni. Znalazłam świetną ofertę, specjalnie dla seniorów. Wcale nie taką drogą. Tylko trzeba się szybko decydować i zapłacić, bo chętnych jest wielu! No jak, cieszysz się że wreszcie nasze marzenie się spełni? – zapytała, uśmiechając się od ucha do ucha.
Spojrzałam na nią zawstydzona.
– Chciałabym się cieszyć, ale nie mogę. Bo nigdzie nie jadę. Po prostu nie mam pieniędzy – wykrztusiłam.
Tereska spochmurniała.
– Jak to nie masz? Kilka miesięcy temu mówiłaś, że uzbierałaś prawie całą potrzebną sumę.
– No tak, ale znowu mi coś wypadło. Sama wiesz, jak to jest. Dzisiaj masz oszczędności, a jutro nie – starałam się ją zbyć.
– Akurat! Przyznaj się, pewnie znowu na wnuki wydałaś. Ciągną z ciebie, jakbyś była milionerką – prychnęła.
– Nic podobnego. O nic mnie nigdy nie prosili. Sama dałam. Zresztą to nie twoja sprawa! – zdenerwowałam się.
– Uspokój się, Lidka. Nie miałam nic złego na myśli. Chciałam tylko powiedzieć, że jak będziesz myśleć najpierw o nich, a potem o sobie, to nigdy nie spełnimy naszego marzenia. A czasu jest coraz mniej. Młodsze nie będziemy – przypomniała mi.
– Trudno. Takie jest życie. A jak się boisz, że nie zdążymy wyjechać, to wybierz się w tę podróż sama. I przepraszam cię, ale mam mnóstwo rzeczy do zrobienia! Pogadamy kiedy indziej – spojrzałam wymownie w stronę drzwi.
– Już dobrze, idę sobie. Mam tylko nadzieję, że twoje wnuki doceniają twoje poświęcenie, i ci się za nie kiedyś odwdzięczą. Chociaż… Nie liczyłabym na to. Młodzi ludzie są dziś nastawieni tylko na branie, nie dawanie. Takie czasy. A, i jeszcze jedno. Sama nigdzie nie pojadę. Albo z tobą, albo w ogóle. Ale jak znam życie, nic z tego nie będzie, bo zawsze będziesz miała ważniejsze wydatki niż spełnianie własnych marzeń – powiedziała zawiedziona i sobie poszła.
Po wyjściu Tereski, zatopiłam się w myślach
Kiedy zaczęłam oszczędzać na wycieczkę do Ziemi Świętej? Chyba od razu po przejściu na emeryturę. Mimo że dostawałam naprawdę niewiele, obiecałam sobie, że co miesiąc będę odkładać po 200 złotych, by któregoś pięknego dnia wreszcie tam pojechać. To było zawsze moje największe marzenie. Szybko zaraziłam nim swoją najlepszą przyjaciółkę. Od tamtej pory wyobrażałyśmy sobie, jak to spacerujemy uliczkami Jerozolimy i modlimy się w Grocie Narodzenia w Betlejem.
O ile jednak Teresce mąż zostawił w spadku na koncie trochę pieniędzy, ja musiałam naskładać sama. Oszczędzałam więc na czym tylko się dało. Kupowałam tańsze jedzenie, ubierałam się głównie w lumpeksach lub na bazarkach. Ale każdego dziesiątego wkładałam do szufladki w komodzie kolejne banknoty. Ale kiedy już się wydawało, że cel jest blisko, zawsze pojawiały się jakieś ważne wydatki.
Najpierw było wesele najstarszej wnuczki. Wystawne, na ponad 200 osób, w najlepszym lokalu w okolicy. Wiktoria z narzeczonym osobiście przyjechali wręczyć mi zaproszenie. Próbowałam podpytać, co im kupić, ale w końcu doszłam do wniosku, że koperta będzie najlepsza. Młodzi lepiej wiedzą, co im potrzeba. A że włożyłam do niej wszystkie pieniądze odłożone na wyjazd? No cóż, przecież jestem babcią i nie wypadało, żebym się opędziła jakimiś marnymi kilkoma setkami. Zwłaszcza że posadzili mnie przy głównym stole, zaraz obok rodziców pana młodego.
Ciągle jakieś wydatki...
Bogu dzięki, że Tereska pożyczyła mi elegancką garsonkę i kapelusz, bo przez to oszczędzanie nie miałam nawet porządnego stroju. A tak wyglądałam jak królowa angielska. Potem jedyny wnuk, Adaś, zdał świetnie maturę i dostał się na wymarzoną medycynę. O Boże, jak ja się cieszyłam, że mu się udało. Biedak przez rok od książek się nie ruszał, prawie nie spał, tak się pilnie uczył. Wychudł przez to, zmizerniał.
Należał mu się porządny wypoczynek, jakaś rozrywka. No to znowu sięgnęłam do szufladki z oszczędnościami i wysłałam go na wakacje do Włoch, bo tam przynajmniej morze ciepłe i słońce gwarantowane. Wrócił opalony, zadowolony. Przez dwie godziny pokazywał mi zdjęcia, opowiadał wrażenia. Cieszyłam się razem z nim. A że mój wyjazd znowu odsunął się w czasie? No cóż, zdrowie i samopoczucie Adasia były dla mnie ważniejsze. Po powrocie wnuka z wakacji obiecałam sobie, że tym razem uzbieram potrzebną kwotę na własny wyjazd, i nic mi już w tym nie przeszkodzi.
Zwłaszcza że Tereska zaczęła się już trochę niecierpliwić tym wiecznym przekładaniem terminu na bliżej nieokreśloną przyszłość. Nie przewidziałam tylko jednego, że tym razem najmłodsza wnuczka, Natalka, zechce otworzyć własny salon fryzjerski. Pracowała przez kilka lat u kogoś, ale nie była zadowolona. Narzekała, że szefowa oszukuje ją przy wypłacie, zabiera napiwki. No i na początku tego roku postanowiła się usamodzielnić. Wzięła kredyt na rozpoczęcie działalności, wynajęła lokal w świetnym punkcie, kupiła potrzebne sprzęty i wyposażenie.
Wydała wszystko co do złotówki
Ale salon prezentował się naprawdę wspaniale. Niestety, właściciel lokalu w ostatniej chwili zażądał czynszu za trzy miesiące z góry. No i znowu moja szufladka zaświeciła pustkami. Nie mogłam przecież pozwolić, żeby przez takie głupstwo Natalka straciła miejsce w centrum miasta! Wnuczka była wniebowzięta. Dziękowała mi, mówiła, że jej biznes uratowałam.
A ja? No cóż… Dzisiejszego poranka znowu musiałam rozczarować Tereskę. Z niecałym tysiącem oszczędności, bo tyle udało mi się od nowa uzbierać, na wycieczkę przecież pojechać nie mogłam.
– Oj tam, nie ma co się nad sobą rozczulać. Najważniejsze, że wnuki są szczęśliwe. A jak one są szczęśliwe, to i ja – mruknęłam do siebie, podnosząc się z kanapy.
Musiałam raz-dwa zabierać się do roboty. Na moje jutrzejsze święto miała przyjść cała rodzina. Cieszyłam się, że znowu ich zobaczę, wszystkich razem przy jednym stole.
I co, pewnie teraz ci łyso, Tereska?
W dniu swoich urodzin byłam gotowa na godzinę przed czasem. Wszystko było dopięte na ostatni guzik. Stół pięknie nakryty, przystawki przyszykowane, obiad ugotowany, sałatki zrobione, ciasta upieczone. Stanęłam więc przy oknie i z niecierpliwością wypatrywałam gości. Pierwsza przyszła moja siostra z mężem. Potem córka z zięciem, kuzynka Marlena z dziećmi i kuzyn Andrzej z rodziną.
Wnuków jednak ciągle nie było.
– Nie martw się, mamo, przyjdą. Z tego, co wiem, wszyscy razem. Coś mi się wydaje, że szykują ci niespodziankę – uspokajała mnie córka.
– A tam, żadne niespodzianki nie są mi potrzebne. Wystarczy, że po prostu będą – uśmiechnęłam się.
Naprawdę tylko na tym mi zależało. Kochałam ich z całego serca, jak tylko babcia może kochać wnuki. Przyszli troszkę spóźnieni. Wiktoria trzymała w rękach olbrzymi bukiet kwiatów i ozdobną kopertę.
– Wszystkiego najlepszego, babciu. Przede wszystkim zdrowia i spełnienia marzeń. A to prezent od nas wszystkich – powiedziała uroczyście, wręczając mi kwiaty.
Wycałowałam ich po kolei, a potem posadziłam przy stole.
– Babciu, nie obejrzysz prezentu? – zapytał Adaś.
– Koniecznie. Chcemy wiedzieć, czy trafiliśmy – dodała Natalka.
– Oczywiście, że obejrzę – zgodziłam się i otworzyłam kopertę.
W środku były jakieś dokumenty i karta kredytowa z moim nazwiskiem. Zaczęłam czytać te papiery i omal nie zemdlałam z wrażenia. Wnuki zafundowały mi wycieczkę do Ziemi Świętej! Dwunastodniową, z jedzeniem i zakwaterowaniem w naprawdę dobrych hotelach. Gdy rzuciłam okiem na program, to aż mi serce zaczęło bić szybciej. Kana Galilejska, Nazaret, Góra Tabor, Hajfa, Cezarea, Betlejem, Jerozolima…
– O Boże, nie wierzę! Dziękuję… Skąd wiedzieliście? – wykrztusiłam.
– Jak to skąd? Przecież to żadna tajemnica. Wszyscy w rodzinie wiedzieli, że zbierasz na ten wyjazd. Ale nigdy ci się to nie udało. I to głównie przez nas. No to zebraliśmy siły i środki… – uśmiechnęła się Wiktoria.
– Nawet Adaś po zajęciach na uczelni w pubie pracował, żeby się dołożyć. A na karcie kredytowej jest trochę pieniędzy, żebyś miała na drobne wydatki i bilety wstępu. Pewnie się domyślacie, co było potem.
Popłakałam się ze wzruszenia jak dziecko. Minęło dobrych kilka minut, zanim się uspokoiłam. Ale jak już trochę doszłam do siebie, to wymknęłam się na moment do kuchni i zadzwoniłam do Tereski.
– Wyobraź sobie, że nie wszyscy młodzi ludzie są dziś nastawieni tylko na branie! – zakrzyknęłam, a potem opowiedziałam, jaką to niespodziankę zgotowały mi wnuki.
Przyjaciółka w pierwszej chwili była tak zaskoczona, że nie mogła wydusić nawet słowa. Ale później bardzo się ucieszyła i obiecała, że następnego dnia wykupi wycieczkę w tym samym biurze i terminie. A więc klamka zapadła, jedziemy. Już nie mogę się doczekać!
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”