„Wnuki nie potrafią włączyć pralki i obrać ziemniaków. Córka niby dba o ich edukację, ale chowa życiowe niedorajdy”

starsza kobieta fot. Adobe Stock, Evgenia Tiplyashina
„– A wy czemu go nie zrobicie i nie pomożecie mamie? – spytałam oszołomiona. – No, chyba wiecie, jak się wstawia pranie? Młodszy z braci osunął się nieco na kanapie i udał pogrążonego w lekturze jakiejś książki. – Nie wiem, co się z tym robi – burknął starszy z chłopców. – Daj mi spokój, babciu. Po prostu to wypierz, OK?”.
/ 21.01.2024 14:25
starsza kobieta fot. Adobe Stock, Evgenia Tiplyashina

Byłam dumna z Alicji, gdy zaraz po maturze wyprowadziła się do kawalerki, w której miała mieszkać z najlepszą przyjaciółką. Mieszkaliśmy w dużym mieście i to tu wybierała się na studia, jednak wolała się usamodzielnić, zresztą, z tej nowej lokalizacji miała bliżej na uczelnię. Uczyła się pilnie, wybrała finanse, a po zajęciach pracowała dodatkowo w kawiarni, by mieć na swoje wydatki.

Szybko się ustatkowała

Jeszcze na ostatnim roku poznała Norberta i to z nim postanowiła związać przyszłość. Wiedziałam, że będą małżeństwem już w chwili, gdy po raz pierwszy przyprowadziła go do domu. Wydawali mi się nierozłączni, a przy tym świetnie się uzupełniali. W dodatku Alicja w jego towarzystwie promieniała, co nie zdarzało się raczej w obecności innych kolegów, których nam do tej pory przedstawiała.

Córka szybko dostała pracę w zawodzie, a chwilę później zaręczyła się z Norbertem. Przygotowania do ślubu niczego między nimi nie popsuły – wręcz przeciwnie. Mam wrażenie, że on właśnie wtedy się najbardziej wykazał, udowadniając, że warto z nim być. Tym sposobem szybko doczekaliśmy się ślubu. Po nim młoda para zamieszkała we wspólnym mieszkaniu. Wspomogliśmy trochę Alicję finansowo, by mogła wybrać coś na nowym osiedlu i jednocześnie nie zadłużyć się na pół życia. Z kolei rodzice Norberta opłacili remont i wszelkie koszty związane z urządzaniem i wykańczaniem nowego mieszkania.

Tak właśnie rozpoczęli nowe życie. A Alicja pół roku później obwieściła wszystkim, że jest w ciąży.

Lubiłam zajmować się wnukami

Na świat przyszedł Mariusz, a dwa lata później Przemek. Obaj chłopcy byli spokojnymi dziećmi, a jednocześnie nie chorowali za często, więc nie generowali zbyt wielu problemów, które mogłyby dotykać młodych rodziców. Dzięki temu Alicja spełniała się zawodowo, a Przemek zajmował sprawami firmy, którą dopiero co otworzył.

Cieszyłam się, że tak im się układa i oczywiście chętnie zostawałam z wnukami. Przy ładnej pogodzie zabierałam chłopców na spacery, czasem do zoo czy parku, a od czasu do czasu także do kina na jakąś ciekawą animację. Kiedy padało, siedzieliśmy w domu i graliśmy w różnego rodzaju gry albo oglądaliśmy filmy, jeśli były akurat jakieś, które ich zainteresowały. Kiedy Mariusz poszedł do szkoły, siłą rzeczy więcej zajmowałam się Przemkiem, ale kiedy jego starszy brat wracał do domu, znów spędzaliśmy ze sobą bardzo dużo czasu.

Babciu, jesteś najlepsza – oświadczył kiedyś Mariusz, będąc już w czwartej klasie podstawówki. – Ciebie kochamy najbardziej na świecie!

Nie powiem, podobało mi się to uwielbienie ze strony chłopców. Tyle tylko, że oni robili się coraz starsi, a ja miałam też przecież własne życie, z którego jeszcze chciałam trochę skorzystać.

Powinny być bardziej samodzielne

Z upływem lat zajmowanie nimi zaczęło się robić męczące. Choć moje wnuki powinny być już samodzielne, Alicja zdawała się tego nie dostrzegać.

Najważniejsza jest edukacja – powtarzała. – Chłopcy wiedzą, że muszą się uczyć i traktować szkołę naprawdę serio. Oczywiście, zadbaliśmy, żeby mieli się w czym spełniać. Moja przyjaciółka, wiesz, ta po psychologii, twierdzi, że powinniśmy się dawać rozwijać pasjom.

Rzeczywiście, moje wnuki uczęszczały na miliony dodatkowych zajęć. Wiedziałam o piłce nożnej i kółku teatralnym Mariusza, a także boksie i kółku czytelniczym Przemka. Podejrzewałam jednak, że było tego więcej, tylko akurat o tym nie słyszałam. A mimo tego, córka ciągle prosiła mnie, żebym zostawała z nimi popołudniami.

I to był również jeden z takich dni. Zupełnie nie zakładałam, że będę musiała jechać do domu Alicji, a ona oczywiście zadzwoniła z prośbą w ostatniej chwili. Byłam zła, że znowu muszę iść zajmować się wnukami, chociaż przecież obaj byli już nastolatkami. Zresztą, na ten dzień zaplanowałam już sobie coś innego. Nie rozumiałam, czemu piętnastolatek sam nie może zadbać o coś do jedzenia dla siebie i brata. Ciągle tylko się uczyli i uczyli. A na naukę życia to już rozumiem nie starcza w tym wszystkim czasu?

Czekali, żeby ich nakarmić

Mimo wszystko zjawiłam się w domu córki, choć z lekkim opóźnieniem – chłopcy zdążyli już wrócić.

– O, babcia! Dobrze, że jesteś! – przywitał mnie Mariusz. – Bo my tu z Przemkiem umieramy z głodu!

– Tak, tak! – poparł go szybko brat. – Czekamy na obiad!

Popatrzyłam w zdumieniu na starszego z wnuków.

– A to nie mogłeś zrobić jakichś zakupów? Przecież tu obok masz market – stwierdziłam. – Co, mama ci pieniędzy pewnie nie zostawiła?
Wzruszył ramionami.

– Wiem, gdzie są w domu pieniądze – oświadczył trochę chyba obrażony. – A jedzenie jest. W lodówce. Tylko zrobić trzeba, babciu.

– No to… jaki problem? – zdziwiłam się jeszcze bardziej. – Trzeba było zrobić coś dla brata i siebie… chociaż obrać ziemniaki.

– No co ty, babcia! – Spojrzał na mnie, jakby co najmniej wyrosła mi dodatkowa głowa. – To ty robisz obiady. Ja się na tym kompletnie nie znam!

– Kompletnie się nie zna – wymamrotałam pod nosem, po czym dodałam: – No to może czas najwyższy się poznać? Chodź, ja ci pokażę…

– Nie, nie, babciu – przerwał stanowczo. – Ty rób ten obiad, bo już przecież późno, a ja mam naukę.

I rzeczywiście zabrał się do ich pokoju. Przemek posłał mi uśmiech i podążył śladem brata.

Nawet nie sprzątali po sobie

Nie mając innego wyjścia, wzięłam się za obiad. W którymś momencie chciałam zapytać chłopców, co im zrobić do picia, więc ruszyłam do ich pokoju. Zatrzymałam się w progu, oszołomiona ilością ubrań, które walały się po podłodze.

– A co tu taki bałagan? – zapytałam chłopców.

– A właśnie! – Przemek uderzył się w czoło, jakby coś sobie nagle przypomniał. – Mama mówiła, że możesz zrobić pranie, bo mamy dużo brudnych rzeczy.

Zamrugałam.

– A wy czemu go nie zrobicie i nie pomożecie mamie? – spytałam oszołomiona. – No, chyba wiecie, jak się wstawia pranie?

Młodszy z braci osunął się nieco na kanapie i udał pogrążonego w lekturze jakiejś książki.

– Mariusz?

– Nie wiem, co się z tym robi – burknął starszy z chłopców. – Daj mi spokój, babciu. Po prostu to wypierz, OK? Mogę to potem z Przemkiem zebrać.

Byłam zszokowana tym, co działo się z chłopcami. Wiedziałam przecież, że to nie są złe dzieci, ale te ich dwie lewe ręce do wszystkiego mnie przerażały.

Próbowałam rozmawiać z córką

Kiedy Alicja wróciła do domu, a oni znów zaszyli się w swoim pokoju, wzięłam ją do kuchni i spojrzałam poważnie w oczy.

– Ala, wy chyba za bardzo chłopców rozpieszczacie – zaczęłam.

Popatrzyła na mnie zdziwiona.

– No co też mama mówi! – rzuciła. – Mają tylko to, co trzeba…

– Robicie wszystko za nich albo przyzwyczajacie ich, że ktoś inny ich wyręczy – przerwałam. – Oni nic nie potrafią wokół siebie zrobić!

– No bez przesady, mamo – zaprotestowała gwałtownie. – Mariusz się bardzo dobrze uczy, ma też pewne miejsce w szkolnej drużynie, a Przemek to się nawet na zawody wybiera…

– Ale ani jeden, ani drugi kotleta nie potrafią usmażyć, nie mówiąc już o obraniu ziemniaków! – prawie krzyknęłam. – Alicja, do czego to podobne? Jak oni sobie w przyszłości poradzą? Przecież ty wychowasz życiowe niedojdy!

– Wiesz co, nie będę tego słuchać – stwierdziła obrażonym tonem. – To moje dzieci i moja sprawa. Wychowujemy je z Norbertem tak, jak uważamy za słuszne. Nie musisz się z tym zgadzać, ale takie komentarze lepiej zachowaj dla siebie. Bardzo cię proszę.

Niech robią, co chcą

Nie ciągnęłam wtedy dalej tej kłótni. Wycofałam się, pożegnałam z córką i chłopcami, wymieniłam dwa zdania z Norbertem, który akurat wrócił do domu i poszłam. Odmówiłam jednak przychodzenia do nich do domu. Powiedziałam Alicji, że jeśli mam się zajmować chłopcami, to po szkole muszą przyjeżdżać do mnie. Trochę pomarudziła, ale ostatecznie się zgodziła. W końcu dla niej to była żadna różnica – musiała tylko po nich podjechać po pracy.

Mariusz i Przemek wytrzymali tak jednak tylko tydzień. Bo kiedy do mnie przyjechali, kazałam im samodzielnie przygotować posiłek. Obiecałam, że będę wszystko nadzorować, ale zaznaczyłam, że są na tyle duzi, żeby zacząć samemu gotować. Przynajmniej te najprostsze dania. Musieli też po sobie sprzątać i nie robić bałaganu wokół siebie, co mieli w zwyczaju zawsze, odkąd tylko pamiętałam.

W kolejnym tygodniu zadzwoniła do mnie córka, zdziwiona i poirytowana, bo chłopcy za nic nie chcieli jechać do babci. Udałam zaskoczoną, ale oświadczyłam twardo, że nie zmienię zdania, jeśli chodzi o opiekę nad nimi. Tym sposobem teraz ona i Norbert muszą sobie radzić sami. I życzę im powodzenia, szczególnie jeśli dalej planują chować moje wnuki na takie życiowe kaleki.

Czytaj także: „Szef traktował mnie jak niewolnicę Isaurę i zarzucał toną obowiązków. Zbuntowałam się, a ten cynik mnie zwolnił”
„Pojechałam do sanatorium, bo tak zalecił mi lekarz. W zaleceniach było o aktywności fizycznej, więc zdradziłam męża”
„Wychowaliśmy 9 dzieci, choć żadnego nie urodziłam. Nie żałuję, na świecie błąka się tyle samotnych maluchów”

 

Redakcja poleca

REKLAMA