Zawsze byłam okazem zdrowia. Gdy okazało się, że po złamaniu nogi wymagam leczenia w sanatorium, nie mogłam się z tym pogodzić. Kojarzyło mi się z seniorami, którzy najlepsze lata życia mają już za sobą. A ja przecież byłam jeszcze młoda. Szybko zmieniłam jednak zdanie, bo właśnie w takim ośrodku przeżyłam najgorętszy romans swojego życia.
Mąż ze mnie kpił
Moje problemy z kolanem ciągnęły się już od kilku tygodni i nic nie wskazywało na to, że w końcu miałoby być lepiej. A to wszystko przez moją własną głupotę. Dwa miesiące temu postanowiłam pobić rekord trasy rowerowej. I owszem, to mi się udało, ale za swój sukces zapłaciłam bolesną ceną. Przy samym końcu trasy nie wyhamowałam i wywróciłam się na twarde podłoże. Okazało się, że mam nie tylko skręconą kostkę, ale też uszkodzone kolano.
– Zachciało ci się udawać młódkę – skomentował mąż z typową dla niego ironią.
Nawet tego nie skomentowałam. Nasze małżeństwo przechodziło ostatnio poważny kryzys. Markowi przeszkadzały moje próby zachowania młodości i sprawności. Twierdził, że jestem już na to za stara. A ja miałam przecież dopiero 42 lata!
– Przynajmniej wyglądam i czuję się na dużo młodszą, niż jestem w rzeczywistości – powiedziałam ze złością. – A ty co? Czasami zachowujesz się, jakbyś był już na emeryturze.
Mąż tylko pokiwał głową i chwycił pilota od telewizora. „No tak, najważniejsze to piwko i głupi film w telewizji”– pomyślałam wzburzona. Ja nie chciałam zgnuśnieć w domu. Stąd te wszystkie moje aktywności fizyczne, które sprawiały, że czułam, że żyję. Tym razem jednak nie wszystko poszło po mojej myśli.
Nie chciałam jechać do sanatorium
– Pani Magdo, nie mam niestety zbyt dobrych wiadomości – powiedział ortopeda zmartwionym głosem.
Spojrzałam na niego z niepokojem. Lekarz oglądał zdjęcie rentgenowskie i chyba nie podobało mu się to, co zobaczył.
– Dlaczego? – zapytałam i westchnęłam. Miałam już serdecznie dosyć tej swojej kontuzji.
– Pani kolano nie regeneruje się tak, jak powinno – odpowiedział ortopeda. – Wszystkie dotychczasowe terapie nie przynoszą oczekiwanych rezultatów.
– Więc co teraz będzie? – zapytałam. Czyżbym miała już do końca życia nie odzyskać pełnej sprawności?
– Wypiszę pani skierowanie do sanatorium – usłyszałam. Zamarłam.
Ja mam jechać do sanatorium? Przecież jestem jeszcze za młoda na takie leczenie.
– Czy jest to konieczne? – zapytałam cicho. – Przecież daleko mi jeszcze do emerytury.
Lekarz spojrzał na mnie zdziwiony, a potem się roześmiał.
– Pani Magdo, do sanatorium jeżdżą nie tylko emeryci – powiedział rozbawiony. – W takich ośrodkach leczą się ludzie w różnym wieku. A w pani przypadku jest to konieczne – dodał.
A potem zaczął mi tłumaczyć, że to jedyny sposób na to, żebym całkowicie doszła do zdrowia. I gdy tak go posłuchałam, to doszłam do wniosku, że może to faktycznie nie jest taki zły pomysł.
Musiałam się przygotować
Po powrocie do domu padłam na kanapę i zamyśliłam się nad swoimi dalszymi krokami. Pobyt w sanatorium miał trwać trzy tygodnie, więc wymagał odpowiednich przygotowań. Przede wszystkim musiałam wziąć zwolnienie z pracy, z czym nie powinnam mieć większego kłopotu. Trzeba było też przygotować na ten wyjazd męża, który pod moją nieobecność będzie musiał radzić sobie sam.
– Dostałam skierowanie do sanatorium – oznajmiłam Markowi, gdy tylko zjawił się w domu.
Jak zwykle sprawiał wrażenie okrutnie zmęczonego i od progu rozglądał się po kuchni w poszukiwaniu obiadu.
– Do sanatorium? – zdziwił się. – A po co?
– Muszę przejść zabiegi usprawniające moje kolano – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
– To trzeba jechać do sanatorium? Nie wystarczy zwykła rehabilitacja? – zapytał z pełnymi ustami. I od razu mnie zdenerwował.
– Nie, nie wystarczy – odpowiedziałam ze złością. – Moja kontuzja okazała się dużo groźniejsza niż początkowo się wydawała.
Mąż wrócił do obiadu, a potem prychnął pod nosem.
– To trzeba było uważać – powiedział. – Teraz nie miałabyś takich problemów.
Chciałam odpocząć od męża
No tak, zero współczucia. Niczego innego nie mogłam się po nim spodziewać.
– Ile cię nie będzie? – usłyszałam po chwili.
– Turnus trwa trzy tygodnie – odpowiedziałam.
– Trzy tygodnie?! – wykrzyknął mój mąż. – Chcesz mnie zostawić na trzy tygodnie?
– Nie chcę, ale muszę – zacytowałam słowa klasyka. – Na pewno sobie poradzisz – dodałam z uśmiechem. A potem obiecałam mu, że przygotuję odpowiednie zapasy jedzeniowe, aby nie umarł z głodu.
– Tylko uważaj tam – Marek pokiwał placem. – Sanatoria to zbiorowiska ludzi, którzy przyjeżdżają tam tylko w jednym celu.
– W jakim? – zapytałam niewinnie, chociaż doskonale wiedziałam, o co mu chodzi. A potem się roześmiałam i zapewniłam go, że będę tam bardzo grzeczna. Z tyłu głowy miałam jeszcze myśl, że w końcu odpocznę od męża.
Poznałam czarującego mężczyznę
Pierwsze dni mojego pobytu w sanatorium przebiegały bardzo spokojnie. W dzień chodziłam na zabiegi, a wieczorami czytałam książki, oglądałam telewizję lub zwiedzałam okolicę. I właśnie podczas jednego z takich spacerów podszedł do mnie mężczyzna.
– Dzień dobry – przywitał się grzecznie. – Pani chyba pierwszy raz w tym sanatorium? – zapytał.
Przyjrzałam mu się uważnie. Był wysoki, błękitnooki, z lekko posiwiałą fryzurą. Po prostu facet w moim typie – przyszło mi do głowy. I od razu upomniałam samą siebie, że nie powinnam myśleć o takich rzeczach.
– Skąd pan o tym wie? – zapytałam z uśmiechem.
– Bo nie mógłbym przegapić tak pięknej kobiety – powiedział z uśmiechem. A ja od razu poczułam, że się czerwienię.
– Jestem Adam – tymczasem przedstawił się nieznajomy. – I zapraszam panią na spacer.
Zgodziłam się od razu. I to była jedna z najlepszych decyzji. Adam okazał się uroczym, inteligentnym i bardzo zabawnym towarzyszem, z którym nie można było się nudzić. W jego towarzystwie czułam się tak, jakbym znowu miałam dwadzieścia lat. Nic więc dziwnego, że gdy przyszedł czas rozstania, to poczułam wielkie rozczarowanie.
– Spotkamy się jutro? – zapytałam, sama zdziwiona swoją odwagą.
– Jeśli tylko zechcesz – odpowiedział Adam i pocałował moją dłoń. Przytrzymał ją nieco dłużej niż było to konieczne, a ja poczułam jak po moich plecach rozchodzi się dreszcz.
– To do jutra – szepnęłam i uciekłam do swojego pokoju. Czułam się jak nastolatka, która właśnie przeżywa swoje pierwsze zauroczenie.
Wylądowaliśmy w łóżku
Kolejne dni to były podchody z obu stron. Wprawdzie przez ten czas do niczego między nami nie doszło, ale ja wiedziałam, dokąd to wszystko zmierza. I co więcej – nie mogłam się doczekać. Na każdym spotkaniu z Adamem czułam dreszcz pożądania, który z każdym dniem był coraz większy.
– Grzecznie się zachowujesz w tym sanatorium? – zapytał mnie mąż podczas popołudniowej rozmowy telefonicznej. Marek nie dzwonił do mnie zbyt często, a gdy już dzwonił, to bardzo mnie irytował.
– Oczywiście, że tak. Przecież nie przyjechałam tu na podryw – odpowiedziałam. A w myślach wybierałam już bieliznę na wieczór.
Właśnie podjęłam decyzję, że dzisiaj uwiodę Adama. Dlatego szybko pożegnałam się z mężem, mówiąc mu, że spieszę się na kolejne ćwiczenia.
– Tak późno masz ćwiczenia? – zapytał zdziwiony.
– Dokładnie tak – odpowiedziałam mu, myśląc o zupełnie innych wygibasach.
A gdy w końcu pozbyłam się namolnego męża, to poszłam na stołówkę. Adam już czekał. Uśmiechnął się na mój widok, a ja od razu zrozumiałam, że on doskonale wie, co planuję na dzisiejszą noc.
– U ciebie czy u mnie? – zapytałam od razu. Bałam się, że potem zabraknie mi odwagi.
Było cudownie
Adam tylko się uśmiechnął. Z trudem dokończyliśmy kolację, bo oboje myśleliśmy już o tym, co nas czeka. Wylądowaliśmy w jego pokoju. I to była niezapomniana noc. Pierwszy raz od bardzo wielu lat poczułam tak dużą namiętność i zaangażowanie. Tej nocy nic nie miało znaczenia – ani to, że tak naprawdę wcale się nie znamy, ani to, że jestem mężatką, ani to, że za kilka dni będziemy musieli się rozstać. Liczyło się tylko tu i teraz i to co nas połączyło.
– Jesteś cudowna – powiedział Adam kilka godzin później. A ja poczułam się najszczęśliwszą kobietą pod słońcem. Już nie pamiętam, kiedy mój mąż powiedział mi coś takiego. „Musiałam przyjechać na drugi koniec Polski, aby ktoś mnie docenił” – pomyślałam z rozbawieniem.
Przez kilka kolejnych dni nie rozstawaliśmy się z Adamem – tak jakbyśmy chcieli nacieszyć się sobą na zapas. A gdy przyszedł czas wyjazdu, to poczułam, jakby ktoś wyrywał mi kawałek serca.
– Było mi bardzo miło – powiedział Adam i mocno uścisnął mi dłoń.
Mąż nigdy się nie dowie
Oboje wiedzieliśmy, że to nasze ostatnie spotkanie i najprawdopodobniej nie spotkamy się już nigdy więcej. Ale ja to zaakceptowałam. Wiedziałam, że muszę wrócić do swojego męża i do swojego życia.
– Nawzajem – odpowiedziałam i odwróciłam się, aby spakować walizki do samochodu. W tym czasie Adam oddalił się o kilka kroków. A potem odwrócił się i z uśmiechem wysłał mi całusa.
Po powrocie do domu podjęłam decyzję, że nigdy nie powiem mężowi o swojej zdradzie. Czy mam wyrzuty sumienia? Nie, bo była to najpiękniejsza przygoda w moim życiu. I chociaż czasami tęsknię za Adamem, to jednocześnie wiem, że pozostaną mi po nim jedynie miłe wspomnienia.
Czytaj także: „Mąż widzi we mnie tylko krągłą emerytkę, a nie kobietę. Mnie się marzą harce na wersalce, a ten stary piernik mi odmawia”
„Syn i córka to śmierdzące lenie. Gdy poproszę ich o pomoc w domu, mówią mi, żebym znalazła sobie innego frajera”
„Tylko żonie wyznałem, że obstawiłem meczyki i wygrałem fortunę. A ona nasłała na mnie zbirów, by odebrać mi kasę”