Zawsze mi się wydawało, że mój szesnastoletni wnuk to dobry i uczynny chłopak. To przekonanie pogłębiło się jeszcze po moim wypadku. Niestety, wkrótce przekonałam się, że ta jego dobroć niekoniecznie wynika ze współczucia i złotego serca.
Wszystko zaczęło się niecały miesiąc temu
To właśnie wtedy złamałam nogę i dotkliwie się potłukłam. Wracałam ze spotkania z przyjaciółkami, potknęłam się o krawężnik i runęłam jak długa. Z chodnika zabrało mnie pogotowie.
Szybko wyszłam ze szpitala, ale stało się jasne, że przez jakiś czas będę potrzebowała pomocy przy niektórych codziennych czynnościach. Do tej pory świetnie radziłam sobie sama, ale teraz klops.
Z gipsem na nodze i bolącymi siniakami na ciele trudno przecież porządnie posprzątać, pójść do sklepu. Zwłaszcza, jak się mieszka na drugim piętrze, w bloku bez windy.
Na szczęście nie jestem na świecie sama. W tym samym mieście mieszka moja najstarsza córka Kasia z zięciem Pawłem i synem Hubertem. Gdy usłyszeli, co mi się przytrafiło, natychmiast przyjechali.
– Mamo, o nic się nie martw. Wszystko już ustaliliśmy. Paweł będzie przychodził do ciebie w poniedziałki po pracy, ja w czwartki i soboty. Zrobimy zakupy, odkurzymy mieszkanie – uspokajała mnie córka.
– Dziękuję, kochani, to bardzo duża pomoc – ucieszyłam się.
– Ale to nie wszystko… W pozostałe dni też ktoś będzie cię odwiedzał…– Kasia zawiesiła głos.
– Tak? A kto?
– Hubert! Sam się zgłosił do pomocy. Nawet nie trzeba go było namawiać – powiedziała z dumą.
– Naprawdę? – spojrzałam na stojącego obok mamy wnuka.
– Jasne. A co w tym dziwnego. Przecież jesteś moją babcią, nie? – wzruszył ramionami.
– Ale są wakacje, Huberciku, na pewno masz jakieś plany…
– E tam, zaraz plany. Owszem, miałem jechać do kolegi na działkę na Mazury, ale mogę przesunąć wyjazd. Ty jesteś ważniejsza. Sprzątać za bardzo nie umiem, ale do sklepu mogę skoczyć i do apteki – rzucił.
Ależ ja byłam dumna z wnuka!
Byłam bardzo wzruszona. Spodziewałam się, że zięć i córka nie zostawią mnie bez pomocy. Ale Hubert mnie zaskoczył. No bo który nastolatek chce z własnej i nieprzymuszonej woli opiekować się starszą osobą?
Na początku wszystko wyglądało wspaniale. Kasia i Paweł przyjeżdżali do mnie tak, jak obiecali. Hubert też. Prawdę mówiąc, początkowo myślałam, że chłopakowi szybko się znudzą te odwiedziny, ale nie. Chętnie robił zakupy, biegał do apteki. A po wszystkim nie uciekał od razu do domu, tylko zostawał jeszcze chwilę, żeby ze mną porozmawiać. Kiedy opowiedziałam o tym sąsiadce, to aż oczy ze zdziwienia otworzyła.
– No, no udał ci się wnuk, tylko pozazdrościć. Mój toby pewnie palcem nawet nie kiwnął – westchnęła.
– Tak, tak, w dzisiejszych czasach rzadko się taką młodzież spotyka. Zięć i córka dobrze go wychowali – nie kryłam zadowolenia.
Postanowiłam, że jak już wydobrzeję, to wezmę pożyczkę z baku i kupię Hubertowi jakiś droższy prezent. Za dobre serce, za to, że nie zapomniał o babci.
Czar prysł tydzień temu
Zbliżał się koniec miesiąca, czas płacenia rachunków. No wiecie, czynsz, prąd, gaz… Za chwilę miał przyjść Hubert. Wyciągnęłam z bieliźniarki kopertę z pieniędzmi. Córka nieraz mi powtarzała, że nie powinnam trzymać emerytury i oszczędności w domu, że w banku jest bezpieczniej, ale ja jestem starej daty.
Wolę mieć swój majątek pod ręką, a nie latać co chwila do bankomatu. W każdym razie chciałam poprosić wnuka, żeby skoczył na pocztę i wszystko opłacił. Przeliczyłam banknoty i oniemiałam. Brakowało około trzystu złotych. Przeszukałam dokładnie całą bieliźniarkę, ale ich nie znalazłam. Byłam zrozpaczona. Jestem na emeryturze i dla mnie to bardzo duża suma. Siedziałam więc i próbowałam sobie przypomnieć, co mogło się stać z tymi pieniędzmi. Nie dopuszczałam do siebie myśli, że ktoś z najbliższych mnie okrada.
Pomyślałam, że może na lekarstwa wydałam więcej, niż mi się wydawało, albo wyrzuciłam je do kosza razem z jakimiś papierzyskami. Ta druga wersja wydawała mi się najbardziej prawdopodobna.
Jak człowiek jest chory, obolały, to czasem różne głupie rzeczy robi przez nieuwagę. Nie zamierzałam więc nikomu mówić o tym, co się stało. Odłożyłam potrzebną sumę na rachunki, a to, co zostało, dokładnie przeliczyłam. Wyszło mi, że mam w domu dwa tysiące sto dwadzieścia złotych.
Nie miałam ochoty na pogaduszki
Zapisałam to na kartce, żeby nie zapomnieć. Obiecałam też sobie, że od teraz lepiej będę pilnować pieniędzy. Jak listonosz przyniesie emeryturę, to nie położę jej na stole tylko od razu schowam całość do bieliźniarki. Byłam zła na siebie, że przez roztargnienie i nieuwagę naraziłam się na taką stratę.
Hubert przyszedł po godzinie. Pobiegł na pocztę, zapłacił rachunki, po drodze zrobił jeszcze zakupy. Rozliczył się z każdej złotówki. Podziękowałam, ale z tego wszystkiego nie miałam nawet ochoty na pogaduszki.
– Co ty, babciu, taka dziwie skwaszona dzisiaj jesteś? – zapytał.
– A nie, nic… Noga mnie bardzo boli, może dlatego – skłamałam.
Nie chciałam się przyznać, że to zaginione pieniądze popsuły mi humor.
– Tak? To połóż się na kanapie, odpocznij. A ja ci zaraz zrobię herbaty – zaproponował szybko.
– Jesteś naprawdę bardzo miły – odparłam, przykrywając się kocem.
– Nie ma za co. Jak byłem mały, to mnie rozpieszczałaś i broniłaś przed starymi. Teraz mam okazję się odwdzięczyć – uśmiechnął się wnuczek.
Aż łzy pod powiekami poczułam. W łóżku przeleżałam do wieczora. Jakoś nie chciało mi się wstać. Ale potem był w telewizji mój ulubiony serial. Pokuśtykałam do dużego pokoju. Już miałam nacisnąć pilota, gdy kątem oka dostrzegłam, że drzwi od bieliźniarki są niedomknięte. W pierwszej chwili chciałam je tylko docisnąć, lecz poczułam jakiś dziwny niepokój. Sięgnęłam po kopertę i przeliczyłam pieniądze. Było tysiąc dziewięćset dwadzieścia złotych. Brakowało dwustu. Trzy razy liczyłam i za każdym razem wychodziło to samo.
Proszę, powiedz mi prawdę, nie kłam
Tamtego wieczora nie obejrzałam swojego ulubionego serialu. Nie byłam w stanie. Siedziałam w fotelu i myślałam o Hubercie. Nie mogłam uwierzyć, że mój wnuk mnie okrada. A jednak… Przecież nikogo poza nim u mnie w domu nie było. Tylko dlaczego? Przecież mógł powiedzieć, że potrzebuje pieniędzy. Wysupłałabym dla niego trochę grosza. A on po prostu sobie wziął, bez pytania. Wcześniej te trzysta, teraz dwieście…
Było mi tak przykro, że aż się popłakałam. Gdy już się trochę uspokoiłam, postanowiłam, że porozmawiam z wnukiem. Nie zamierzałam o niczym mówić jego rodzicom. Znam zięcia i wiem, że nie darowałby mu tego, co zrobił tak łatwo. Nie chciałam, żeby chłopak miał przykrości. Łudziłam się jeszcze, że jak go pociągnę za język, to poda mi rozsądne wytłumaczenie. Powie, że ma kłopoty, do których wstyd mu się przyznać, albo coś innego. Ciągle jeszcze wierzyłam, że to dobry, uczciwy chłopak.
Okazja trafiła się dwa dni później. Gdy tylko Hubert przekroczył próg mojego mieszkania, poprosiłam go, żeby usiadł.
– A co babcia dzisiaj taka poważna? – zapytał zdziwiony.
– Bo musimy porozmawiać, wnusiu – odparłam.
– O co chodzi?
– O ciebie. Przyznaj się, kochanie, masz jakieś kłopoty…
– Nie… Dlaczego?
– Bo zginęły mi pieniądze. I myślę, że ty je wziąłeś – wypaliłam.
– Słucham? No wiesz, jak możesz mnie podejrzewać o coś takiego! – aż zerwał się z krzesła.
– Przepraszam cię, ale wszystko dokładnie sprawdziłam i policzyłam. No i jestem pewna, że to ty. Możesz mi powiedzieć, na co ci były te pieniądze? Obiecuję, że postaram się zrozumieć – obiecałam.
– A co tu jest do rozumienia! Niczego nie wziąłem! Pewnie wcisnęłaś kasę w jakiś kąt, a teraz nie pamiętasz! – aż poczerwieniał z wściekłości.
– Nigdzie niczego nie wcisnęłam…
– Akurat! – przerwał mi. – Ze starości ci się już w głowie pomieszało. Jak tu się poświęcam, pomagam ci a ty mnie od złodziei wyzywasz? Wiesz co? Jak nie potrafisz docenić tego, co dla ciebie robię, to radź sobie sama. Bo ja więcej do ciebie nie przyjdę. Nie pozwolę się obrażać – wrzasnął i zanim zdążyłam coś odpowiedzieć, wybiegł z mieszkania, trzaskając drzwiami.
Od tamtej pory Hubert nie był u mnie ani razu
Nie mam pojęcia, czy zięć i córka o tym wiedzą. Ja na razie milczę. Siedzę w domu i biję się z myślami. Z jednej strony, zaczynam żałować, że w ogóle oskarżyłam wnuka o kradzież.
Mogłam po prostu przełożyć to, co zostało w inne miejsce, i udawać, że nic się nie stało. Z drugiej jednak czuję, że powinnam porozmawiać, o tym co się stało. Może nie od razu z Pawłem, ale z Kasią.
Gdyby chociaż Hubert przyznał się do błędu, przeprosił, obiecał, że to się nie powtórzy. Ale on kłamał w żywe oczy i jeszcze wybiegł obrażony… A chciałabym, żeby zrozumiał, że postąpił źle.
Czytaj także:
„Aśka robiła mojego brata na szaro, a on był w nią wpatrzony jak pies. Nie mogłem na to patrzeć, pogoniłem modliszkę”
„Traktowałem mamę jak bezwolne ciele, ale miałem powód. Jadła przeterminowane jedzenie i sama skazywała się na cierpienie”
„Mąż porzucił mnie bez słowa, a choroba córki spędzała mi sen z powiek. Odzyskałam nadzieję dzięki mamie”